Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alex Proyas
‹Ja, robot›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJa, robot
Tytuł oryginalnyI, Robot
Dystrybutor CinePix
Data premiery10 września 2004
ReżyseriaAlex Proyas
ZdjęciaSimon Duggan
Scenariusz
ObsadaWill Smith, Bridget Moynahan, James Cromwell, Bruce Greenwood, Chi McBride, Alan Tudyk, Shia LaBeouf
MuzykaMarco Beltrami
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania115 min
WWW
Gatunekakcja, SF, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Jak człowiek
[Alex Proyas „Ja, robot” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdyby starać się żartobliwie streścić istotę tego filmu, to można by rzec, że to moralitet o semantyce. Są oto bowiem te trzy proste i dość spójne ze sobą reguły, na których oparto budowany mozolnie dwuświat ludzi i robotów – a pomiędzy nimi otchłań interpretacji, naładowana niejedno i dwuznacznościami „jako prosię pieczone kaszą”.

Marcin T.P. Łuczyński

Jak człowiek
[Alex Proyas „Ja, robot” - recenzja]

Gdyby starać się żartobliwie streścić istotę tego filmu, to można by rzec, że to moralitet o semantyce. Są oto bowiem te trzy proste i dość spójne ze sobą reguły, na których oparto budowany mozolnie dwuświat ludzi i robotów – a pomiędzy nimi otchłań interpretacji, naładowana niejedno i dwuznacznościami „jako prosię pieczone kaszą”.

Alex Proyas
‹Ja, robot›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJa, robot
Tytuł oryginalnyI, Robot
Dystrybutor CinePix
Data premiery10 września 2004
ReżyseriaAlex Proyas
ZdjęciaSimon Duggan
Scenariusz
ObsadaWill Smith, Bridget Moynahan, James Cromwell, Bruce Greenwood, Chi McBride, Alan Tudyk, Shia LaBeouf
MuzykaMarco Beltrami
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania115 min
WWW
Gatunekakcja, SF, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Na ekrany kin wszedł właśnie kolejny ostatnimi czasy – po serii „Matrixa” i „Equlibrium” – efektownie zrealizowany film, który pod płaszczykiem futurystycznej wizji świata i zamieszkującej go ludzkości, skrywa tak naprawdę twarz moralitetu. W „Matrixie” mieliśmy obraz człowieka zdominowanego przez sztucznie stworzoną przezeń inteligencję, zbuntowaną przeciw niemu – a jakże – i bezlitośnie go niewolącą. Kształt owej niewoli dawał z kolei przyczynek do rozważań na temat natury otaczającej człowieka rzeczywistości, kreślonych poprzez pryzmat jej obserwowalności (dotykają tego zagadnienia oczywiście wszystkie trzy części, jednak istotę sprawy najlepiej wyłuszcza Morfeusz w pierwszej części, gdy tłumaczy Neo, czym jest Matrix i na czym polega jego działanie).
„Equlibrium” z kolei stanowi dość osobliwą wizję społeczeństwa, które w sposób sztuczny, ale za to twardo i bezwzględnie, stara się rugować z człowieczeństwa to, co jest jego istotą – uczucia, postrzegając je – nie do końca zresztą niesłusznie, w tym cały szkopuł – jako główny powód zła panującego na świecie. Poczucie piękna, wzruszenia, radość, zachwyt – jeśli człowiek będzie je odczuwał, to bardzo szybko zechce stale ich doświadczać, mieć je dla siebie jak najczęściej. A to wszystko może prowadzić do chciwości, do gniewu a w rezultacie do przestępstw. Stąd konieczność rugowania z życia człowieka wszelakich uczuć przy użyciu stosownej chemii (kłania się „Seksmisja” i słynne: „Weź pigułkę!”), a także uformowania odpowiednich służb, które będą ścigać wszelkie próby odstępstwa od tak kreślonych norm życia.
Tego typu zabawy z kreowaniem wizji świata zniewolonego, świata w ten czy inny sposób nieuchronnie degenerowanego, dają częstokroć efekt naprawdę ciekawy i stają się sukcesorami owego niezwykłego nurtu, który tak nieodmiennie kojarzy się dziś z genialnymi dziełami Orwella. Świata poddanego kontroli, człowieka sterowanego i niewolonego.
„Ja, robot” jest obrazem delikatnie opartym na kanwie twórczości Isaaca Asimova (w czołówce filmu pojawiło się bodajże sformułowanie „suggested by”), nade wszystko pozostając jednak bardzo efektownym kinem akcji, z dość dobrze oddanym klimatem (choć w moim odczuciu „Łowca androidów” jest tu wciąż niedoścignionym wzorem) i wizją nowoczesnego miasta (rok 2035), w którym rozgrywa się cała historia. Za jego niewątpliwą zaletę uważam to, iż w natłoku nieodzownego już chyba dziś w filmach akcji efekciarstwa pokazuje parę wartych przemyślenia po wyjściu z kina spraw. Tak częste zatem hollywoodzkie „usensacyjnienie”, zaaplikowane tym razem wobec twórczości znanego pisarza, nie pogrzebało zupełnie i do cna najciekawszej strony poruszanych w niej zagadnień. Dobre i to.
Film przedstawia wizję świata, w którym roboty – obecne przecież już od dawna w wielu aspektach naszego życia – są bardzo zaawansowane technologicznie, mają humanoidalny kształt i obdarzone są sztuczną inteligencją (a więc są o niebo dalej niźli ten robocik, którego swego czasu tak efektownie prezentował premier Japonii na jakimś spotkaniu z władcami zachodniego świata). Nie stanowią już jedynie fragmentów linii montażowych, nie są pokracznymi łazikami do rozbrajania bomb czy penetrowania szybów. Stały się towarzyszami życia człowieka, śmiało można by powiedzieć, że odgrywają – poza tą pierwotną, usługową – również rolę dziś wciąż jeszcze zarezerwowaną dla domowych zwierzątek (w filmie jest scena, w którym dziewczynka wita się z nowym modelem robota, rzucając mu się z radością w ramiona). Pewne namiastki tego zjawiska można już dziś zaobserwować choćby w Japonii (która tradycyjnie przoduje w tego typu nowinkach) – cybernetyczne pieski, kotki czy znane szeroko „tamagochi”, które trzeba o odpowiedniej porze „karmić” – ta osobliwa aberracja nie jest już dziś żadną sensacją.
Ale nie idzie tylko o ich kształt i technologiczne zaawansowanie. Roboty w filmie są wręcz zjawiskiem społecznym. Właściwie każda rodzina może sobie pozwolić na maszynę, która wyręczy ją w tysiącach zajęć, więc naturalne dążenie człowieka do wygody i ułatwień powoduje eksplozję „robograficzną”, objawiającą się tłumami „żelaziaków” spacerujących ulicami metropolii. Notabene, jest to zarazem jeden z najsłabszych punktów scenariusza, bo kompletnie przemilczano tu owo nieodmiennie odbijające się czkawką całej rzeszy naukowców zagadnienie wdrażania tak zaawansowanych technologii niskim kosztem – starczy wspomnieć, ile dziś prywatna osoba buli za „zwykły” lot na Księżyc, a od razu koszt sztucznej inteligencji odkurzającej chałupę i siekającej ogórki nabiera stosownych proporcji.
Wizja tego świata jest nam ukazana z perspektywy głównego bohatera, detektywa Dela Spoonera (dobra rola Willa Smitha), który jest w tej entuzjastycznie i bezkrytycznie do robotów nastawionej masie outsiderem. To jest kolejny słaby punkt tej historii, bo film sprawia takie wrażenie, jakby wspomniany glina był jedynym sceptykiem, jedynym człowiekiem podchodzącym krytycznie do tego zjawiska, a cała reszta świata widziała w nim – jak to żartobliwie mawiał mój kolega – istny „cud techniki w dziedzinie nauki”. Detektywowi Spoonerowi szajba bije w kierunku przeciwnym – nie ma u niego mowy o żadnym robocie domowym o klasie wyższej niż odkurzacz, jego wieża stereo jest sterowana klasycznym pilotem, a nie głosem, na nogach nosi zwykłe sznurowane trampki (firma Converse, rok produkcji 2004), itd. No i jest cięty na roboty, co wynika z jego dawnych dość traumatycznych przeżyć i widać to już w pierwszych scenach filmu.
Cały ten świat robotów i ludzi opiera się na fundamencie zwanym Trzema Prawami Robotyki, które są tak mocno postrzegane jako aksjomaty gwarantujące pełną kontrolę człowieka nad robotami, że ich kwestionowanie to istne obrazoburstwo, zresztą nie tylko dla konstruktorów (których zapał i przekonanie jest dość naturalne), ale również dla ludzi spoza branży (np. przełożonego detektywa Spoonera). Pierwsze Prawo stanowi, że robot nie może w żaden sposób skrzywdzić człowieka czynem ani przez zaniechanie pozwolić, by człowiekowi stała się krzywda. Drugie mówi, że robot musi być posłuszny rozkazom wydanym mu przez człowieka, pod warunkiem że rozkazy te nie wchodzą w konflikt z Pierwszym Prawem. Trzecie – że robot musi chronić swoje własne istnienie, pod warunkiem że nie wchodzi to w konflikt z Pierwszym ani z Drugim Prawem.
Gdyby starać się żartobliwie streścić istotę tego filmu, to można by rzec, że to moralitet o semantyce. Są oto bowiem te trzy proste i dość spójne ze sobą reguły, na których oparto budowany mozolnie dwuświat ludzi i robotów – a pomiędzy nimi otchłań interpretacji, naładowana niejedno i dwuznacznościami „jako prosię pieczone kaszą”. Co to niby znaczy krzywda? Jak twór cybernetyczny, operujący logiką i wyzbyty czegoś takiego jak intuicja, będzie oceniał niezwykły gąszcz niuansów i subtelności życia człowieka? Trzeci słaby punkt tego filmu upatruję właśnie w kompletnym zarzuceniu ewentualnych, bodaj pobieżnych rozważań takich zagadnień. Film po prostu ukazuje świat, w którym roboty są tak doskonale skonstruowane, że owe trzy reguły spełniają swoje zadanie i po sprawie. A jedynym człowiekiem, który ma jakiekolwiek wątpliwości, to nasz detektyw – dla odmiany traktujący w czambuł wszystkie inteligentne maszyny jak dopust boży.
Właśnie to milczące założenie, że Trzy Prawa są jednoznaczne i jasne dla każdego, leży u podstaw całej opowieści. Rozpoczyna się ona wydarzeniem niemożliwym: dr Alfred Lanning, wynalazca i twórca tak masowo produkowanych robotów, współwłaściciel potężnej korporacji, wypada z okna wieżowca i roztrzaskuje się o ziemię. Na miejsce zdarzenia zostaje wezwany detektyw Spooner, ponieważ w liście samobójcy (oczywiście stosownie do roku 2035 nie jest to bynajmniej okrwawiony papier, lecz hologram jak się patrzy) właśnie o niego prosi dr Lanning. Detektyw ma wątpliwości, czy denat rzeczywiście popełnił samobójstwo. Gdy zaczyna trochę „niuchać”, dochodzi do wniosku, że to było raczej morderstwo i że kryje się za nim robot. Tak zaczyna się cała opowieść.
Aktorstwo to w tym filmie zupełnie poprawne kreacje, choć bez żadnej roli wybitnej czy zachwycającej. Obok Willa Smitha zobaczyć można Jamesa Cromwella w roli Alfreda Lanninga, Bridget Moynahan jako Susan Calvin, asystentka dr Lanninga i Bruce’a Greenwooda, który tutaj jest bezkompromisowym i nie przebierającym w środkach właścicielem firmy produkującej roboty.
Wizja metropolii z efektownymi budynkami, podziemnymi autostradami, masywnymi, gadającymi samochodami, wreszcie dość udanie pokazanymi robotami, może się podobać. Sporo tu bieganiny, efektownych skoków i obrotów kamery, dawka zniszczeń jest również odpowiednia (rozwałka domu dra Lanninga czy atak robotów na detektywa Spoonera w tunelu). Jest też uciekający po ścianach robot, którego się kule nie imają, a także spadanie z dużych wysokości, no i grad kul.
Nie brak też rozwiązań trochę tandetnych – mnie osobiście ubawiła czerwona kontrolka, która w odpowiednim momencie zaczynała mrugać w bebechach zbuntowanych robotów klasy NS5, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to ci źli. Mało wiarygodnie, patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego i znanych przeszkód w stworzeniu sztucznej inteligencji, jak również licznych sporów o jej istotę, wydaje się być podany nam, ot tak po prostu, fakt, że dr Lanning wziął i sam, do tego gdzieś pokątnie i skrycie, stworzył robota potrafiącego czuć i śnić. Niemniej, sama intryga, ujawniana krok po kroku ze stosowną ilością „zmyłek”, jest dość ciekawa. Nawet jeśli pewne rzeczy da się przewidzieć, to jednak powody niektórych działań pozostają skryte właściwie do samego końca.
„Ja, robot”, choć ukazuje inteligentne maszyny w konwencji „anty”, to jednak główny powód tego typu zagrożeń sytuuje w ogromnej niejednoznaczności i zakłamaniu, jakie nas otacza i jakie akceptujemy. Wrzucona w ten świat maszyna, podejmująca decyzję w oparciu o ścisłą logikę, szacunki prawdopodobieństw i chłodną kalkulację, postawiona przed zadaniem rozpoznawania zagrożeń godzących w dobro człowieka, zaczyna jego samego postrzegać jako niebezpieczeństwo najgłówniejsze. A wtedy, albo – jak niezapomniany agent Smith w Matrixie – przeprowadza miażdżąco logiczny wywód, że człowiek to wirus, który trzeba zniszczyć, albo – jak tutaj – dochodzi do wniosku, że ubezwłasnowolnienie człowieka i przejęcie nad nim kontroli to jedyna metoda, aby – w myśl Pierwszego Prawa Robotyki – „przez zaniechanie nie pozwolić, by człowiekowi stała się krzywda.”
„Ja, robot” można postrzegać jako efektowny wyzwalacz, który daje jedynie przyczynek po temu, by całą intelektualną robotę wykonać już po seansie, spokojnie sobie poruszane przezeń zagadnienia rozważając i sięgając po stosowną literaturę. No i pozostawia widza na końcu z myślą, że robot nie będzie podnosił ręki na człowieka tylko wtedy, gdy nauczy się w odpowiednim momencie porozumiewawczo mrugać okiem. Jak człowiek.
koniec
18 września 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
Sebastian Chosiński

21 IV 2024

Mariupol to prawdopodobnie najboleśniej doświadczone przez los ukraińskie miasto w toczonej od ponad dwóch lat wojnie. Oblężone przez wojska rosyjskie, przez wiele tygodni sukcesywnie niszczone ostrzałami z lądu, powietrza i morza. Miasto zamordowane po to, by złamać opór jego mieszkańców i ukarać ich za odrzucenie „ruskiego miru”. O tym opowiada dokument Maksyma Litwinowa „Mariupol. Niestracona nadzieja”.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

O braniu swoich spraw we własne ręce
— Michał Szczepaniak

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Październik 2016 (2)
— Jarosław Loretz, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Znaki zwiastujące upadek
— Jakub Gałka

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.