Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gieorgij Danielija, Tatiana Iljina
‹Ku! Kin-dza-dza›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKu! Kin-dza-dza
Tytuł oryginalnyКу! Кин-дза-дза
ReżyseriaGieorgij Danielija, Tatiana Iljina
ZdjęciaAleksandr Chramcow
Scenariusz
ObsadaNikołaj Gubienko, Iwan Cechmistrienko, Andriej Leonow, Aleksiej Kołgan, Gieorgij Danielija, Aleksandr Adabaszjan, Wachtang Kikabidze, Igor Kwasza, Polina Kutiepowa
MuzykaGija Kanczeli
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania97 min
Gatunekanimacja, komedia, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Ku. – Ku? – Ku!
[Gieorgij Danielija, Tatiana Iljina „Ku! Kin-dza-dza” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Nieczęsto się zdarza, aby reżyser nakręcił po latach remake własnego filmu. Tak uczynił Czech Otakar Vávra, kręcąc w 1947 roku „Krakatit”, a trzydzieści trzy lata później jego przeróbkę – „Ciemne słońce”. Podobną drogą poszedł Gruzin Gieorgij Danielija. W 1986 roku obdarował świat fenomenalną komedią science fiction „Kin-dza-dza!”, by po ponad ćwierćwieczu zaprezentować widzom jej nową wersję – „Ku! Kin-dza-dza”. Co różni oba filmy? Przede wszystkim to, że drugi jest… animacją.

Sebastian Chosiński

East Side Story: Ku. – Ku? – Ku!
[Gieorgij Danielija, Tatiana Iljina „Ku! Kin-dza-dza” - recenzja]

Nieczęsto się zdarza, aby reżyser nakręcił po latach remake własnego filmu. Tak uczynił Czech Otakar Vávra, kręcąc w 1947 roku „Krakatit”, a trzydzieści trzy lata później jego przeróbkę – „Ciemne słońce”. Podobną drogą poszedł Gruzin Gieorgij Danielija. W 1986 roku obdarował świat fenomenalną komedią science fiction „Kin-dza-dza!”, by po ponad ćwierćwieczu zaprezentować widzom jej nową wersję – „Ku! Kin-dza-dza”. Co różni oba filmy? Przede wszystkim to, że drugi jest… animacją.

Gieorgij Danielija, Tatiana Iljina
‹Ku! Kin-dza-dza›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKu! Kin-dza-dza
Tytuł oryginalnyКу! Кин-дза-дза
ReżyseriaGieorgij Danielija, Tatiana Iljina
ZdjęciaAleksandr Chramcow
Scenariusz
ObsadaNikołaj Gubienko, Iwan Cechmistrienko, Andriej Leonow, Aleksiej Kołgan, Gieorgij Danielija, Aleksandr Adabaszjan, Wachtang Kikabidze, Igor Kwasza, Polina Kutiepowa
MuzykaGija Kanczeli
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania97 min
Gatunekanimacja, komedia, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
W krajach dawnego Związku Radzieckiego i w Stanach Zjednoczonych „Kin-dza-dza!” ma status filmu kultowego. Nie bez powodu – ta pełna ironii i groteski, nurzająca się w oparach absurdu komedia fantastycznonaukowa idealnie oddawała sytuację społeczno-polityczną Kraju Rad połowy lat 80. XX wieku. Antyutopijna wizja przedstawiona przez reżysera okazała się jednak na tyle uniwersalną, że – już po przemianach ustrojowych w Europie Wschodniej, gdy obraz wydano (pierwotnie na kasecie VHS) w USA – także Amerykanie dali się wciągnąć do intelektualnej zabawy zaproponowanej przez Gieorgija Nikołajewicza Danieliję. Jak to często bywa w przypadku dzieł kultowych, o powstaniu filmu w dużym stopniu zdecydował ślepy los. Zimą 1984 roku urodzonego w Tbilisi twórcę odwiedził w jego mieszkaniu moskiewskim słynny włoski scenarzysta Tonino Guerra. Gieorgij Nikołajewicz przymierzał się właśnie do nakręcenia opowiadającego o współczesności obrazu dla młodzieży; nie miał jednak pomysłu, o czym miałby on być, a ze swoimi wątpliwościami podzielił się z gościem. Włoch poradził mu wówczas tak: „W Rosji zimy są chłodne i długie; zrób więc bajkę, dzięki której będzie można się ogrzać”. Wtedy Danielija zdecydował, że nakręciło dzieło science fiction, w którym wyśle swoich bohaterów na odległe, pustynną planetę, gdzie temperatura tak będzie dawała im się we znaki, że szybko zaczną marzyć o powrocie do zasypanej śniegiem ojczyzny. Początkowo planował oprzeć scenariusz na pomyśle zaczerpniętym z „Wyspy skarbów” Roberta Louisa Stevensona. Ale tak się nie stało.
Jakiś czas po spotkaniu z Guerrą Danielija wybrał się w podróż do rodzinnego Tbilisi, gdzie o swoich najbliższych planach rozmawiał między innymi z zaprzyjaźnionym pisarzem i scenarzystą Rezo (Rewazem) Gabriadze. Temu pomysł na film bardzo się spodobał; jednocześnie dorzucił co nieco od siebie. W efekcie powstała nowa, znacznie różniąca się od pierwotnej wersja tekstu. A potem kolejne. Ostatecznie uzbierała się ponoć teczka maszynopisów ważąca pięć kilogramów. Scenariusz ulegał zmianie, ponieważ ingerowała weń cenzura. W czasie gdy rozpoczęto już przygotowania do zdjęć, zmarł sekretarz generalny Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Jurij Andropow, a jego miejsce zajął Konstantin Czernienko, a mówiąc precyzyjniej – Konstantin Ustinowicz. Jest to o tyle istotne, że w „Kin-dza-dza!” ogromną rolę odgrywało wymyślone przez autorów słowo „Ku”, które teraz mogło kojarzyć się jednoznacznie z inicjałami imienia i otczestwa Czernienki. A to oznacza tyle, że nad „Ku” zawisły czarne chmury. Szczęśliwie Bóg zrządził jednak, że po trzynastu miesiącach urzędowania Konstantin Ustinowicz odszedł do raju bolszewików, a jego następca Michaił Gorbaczow miał już zupełnie inne problemy. Film dokończono, choć nie bez kłopotów, a jego premiera w Kraju Rad odbyła się 1 grudnia 1986 roku. I chociaż w roku następnym zajął on dopiero czternaste miejsce na liście najchętniej oglądanych obrazów kinowych w ZSRR (obejrzało go wówczas niespełna 16 milionów widzów), siła jego oddziaływania była olbrzymia – wymyślone przez Danieliję i Gabriadzego absurdalne słowa i powiedzonka weszły już na stałe do języka potocznego.
O wielkości „Kin-dza-dza!” zdecydowały też świetne kreacje aktorskie. Poza młodziutkim Lewanem Gabriadze (synem Rezo), który wcielił się w studenta Gedewana, na ekranie pojawiły się gwiazdy kina radzieckiego największego formatu: Jewgienij Leonow (jako Uef), Jurij Jakowlew (Bi) oraz Stanisław Lubszyn (wujek Wowa). Film utrwalił legendę Gieorgija Danieliji, który zresztą już wcześniej, dzięki swoim pełnym nostalgii i smutku komediom (chociażby „Chodząc po Moskwie”, „Trzydzieści trzy”, „Afonia”, „Mimino”, „Jesienny maraton”, „Łzy płynęły”) był uwielbiany przez widzów. Po „Kin-dza-dza!” Gieorgij Nikołajewicz (rocznik 1930) nakręcił jeszcze cztery pełnometrażowe filmy fabularne; ostatnim była „Fortuna” sprzed dwunastu lat. Potem zamilkł. Aż pewnego dnia 2005 roku oznajmił, że ma zamiar nakręcić nowy obraz. Pierwsze informacje były sprzeczne. A to, że będzie to kontynuacja aktorska „Kin-dza-dza!”, później, że nie aktorska, a animowana, wreszcie – że nie sequel, a remake. Od samego początku autorzy – Danieliję wspomagała specjalistka od filmów rysunkowych Tatiana Iljina – borykali się z problemami finansowymi. Na szczęście gdy brakowało pieniędzy, pojawiali się nowi producenci i dorzucali kolejne sumy. W efekcie kosztujące 140 milionów rubli dzieło gotowe było na początku 2013 roku. Premiera – w Rosji i na Ukrainie – miała miejsce 11 kwietnia; obraz trafił do kin (w samej tylko Rosji) w 750 kopiach. Co świadczy o wielkim zainteresowaniu. Pierwszy weekend wyświetlania przyniósł dochód w wysokości jednej dziesiątej budżetu, co należy uznać za rezultat więcej niż przyzwoity.
Zanim przystąpimy do omówienia filmu, warto, aby czytelnicy zapoznali się ze słownikiem czatlano-pacakskim (według nowej wersji), ponieważ bez jego znajomości wielu rzeczy mogą nie zrozumieć. A że nie jest on przesadnie rozbudowany, można się go nauczyć w minutę. Zatem: pepelac – statek latający, grawicappa – antygrawitator pozwalający podróżować pepelacem na inne planety, ecylopp – policjant, KC – zapałka, cak – dzwoneczek do nosa (który muszą nosić pacaki), ecych – więzienie (a dokładniej: skrzynia, w której transportuje się przestępców), kiu – przekleństwo dopuszczalne w towarzystwie oraz ku – wszystkie inne słowa. Prawda, że proste? A teraz po kolei! W zimowy wieczór słynny wiolonczelista Władimir Nikołajewicz Czyżow (wzorowany na Mstisławie Rostropowiczu) daje koncert w sali filharmonii. Po występie wraca taksówką do domu. Gdy samochód staje w korku, Czyżow postanawia ruszyć dalej pieszo. Na ulicy zaczepia go młody chłopak – Anatolij (Tolik) Carapkin – który przybył do stolicy z prowincji na kurs didżejów, podaje się za syna kuzynki Władimira Nikołajewicza i prosi go o przygarnięcie pod dach na kilka nocy. Muzyk nie zna jednak żadnej Jeleny Carapkinej, więc prosi nieznajomego, aby się od niego odczepił. Wtedy pojawia się bosonogi mężczyzna z dziwnym urządzeniem w dłoni i pyta o numer planety. Tolik bierze go za narkomana, odpowiada „03” i taki też numer dla zabawy wydusza na urządzeniu. Chwilę później Carapkin i Czyżow zostają przeniesieni na odległą, pustynną planetę Pliuk. Na pierwszy rzut oka wydaje się ona niezamieszkała. Ale to mylne wrażenie, po prostu całe życie przeniosło się pod powierzchnię; po niej poruszają się tylko ci, co muszą. Na przykład Uef i Bi.
To wędrowni artyści, którzy latają po Pliuku pepelacem i występują przed tymi, którzy chcą ich oglądać i słuchać; w ten sposób zarabiają na życie. Choć współpracują ze sobą od dawna, nie są równi statusem. Mieszkańcy planety dzielą się bowiem na dwie grupy. Dominującą są czatlanie, do których należy cwany i przebiegły Uef, natomiast podległą im – pacaki, których reprezentuje znacznie mniej rozgarnięty, ale za to bardziej dobrotliwy Bi. Pacaki zobowiązani są do noszenia caka, a gdy stają przed czatlaninem, muszą się ukorzyć, wykonując rytualne powitanie, zakończone ugięciem kolan, wyciągnięciem przed siebie otwartych dłoni i wypowiedzeniem sakramentalnego „ku”. Jeśli tego nie zrobią, mogą być wyciągnięte wobec nich daleko idące konsekwencje, w najgorszym wypadku nawet wpakowanie do ecycha. Jako obcy, wujek Wowa i Tolik automatycznie stają się pacakami. Uef, trafiwszy przypadkiem na Ziemian, nie ma najmniejszej ochoty im pomagać, lecz okazuje się, że mają oni przy sobie KC, które na Pliuku jest dobrem najwyższym. W zamian za nie gotowy jest nawet odtransportować Czyżowa i Carapkina z powrotem na trzecią planetę od Słońca. Wcześniej jednak musieliby oni kupić od przemytników grawicappę, co – skoro mają KC – nie powinno nastręczać trudności. Czatlanin dostarcza więc przybyszów do siedziby szmuglerów, którzy najpierw oszukują wiolonczelistę, a następnie próbują go nawet zabić, zasypując piaskiem pomieszczenie, w którym zostaje zamknięty. Na szczęście z odsieczą rusza podróżujący z Uefem i Bi robot Abradoks i wyciąga wujka Wowę spod piasku. Gdy jednak czatlanin dowiaduje się, że szef rzezimieszków Tran odebrał wiolonczeliście KC, traci zainteresowanie Ziemianami i postanawia się ich pozbyć w trakcie lotu. Porzuceni, muszą radzić sobie sami. A ich wojaże po Pliuku obfitują w masę niekiedy zabawnych, częściej zaś niebezpiecznych przygód.
„Kin-dza-dza!” było przedstawianą w sposób groteskowy antyutopią o sile oddziaływania nie mniejszej niż „My” Eugeniusza Zamiatina, „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya czy „Rok 1984” George’a Orwella. Filmowi Danieliji bliżej było jednak do absurdalnej wizji przedstawionej w „Seksmisji” Juliusza Machulskiego, chociaż Gruzin położył znacznie większy nacisk na podtekst polityczny. Minęło dwadzieścia siedem lat, a przesłanie w zasadzie się nie zmieniło. Obraz jednak wcale na tym nie stracił, nie zdezaktualizował się, ponieważ – nawet jeżeli obedrzemy go z nadbudowy ideologicznej – to, co pozostanie, będzie nadal atrakcyjne dla widza. Przede wszystkim – zabawne, ale także pełne nostalgii, zmuszające do myślenia, wywołujące pytania na temat świata, w którym żyjemy, i kondycji człowieka. Bo przecież pod każdą długością i szerokością geograficzną są czatlanie, którzy pragną z innych uczynić pacaków. Są przestępcy, którzy żyją na marginesie społeczeństwa, stanowiąc w pewnym sensie ostatnią grupę społeczną niepodporządkowaną totalitarnym władzom. Są w końcu więzienia, w których zamyka się nieposłusznych obywateli, i są więźniowie, marzący o tym, aby zdobyć grawicappę i uciec pepelacem na jakiś znacznie przyjaźniejszy ląd. Pliuk i jego mieszkańcy niczym nie różnią się od Ziemi i Ziemian. Może poza tym, że wszyscy obdarzeni są darem telepatii, dzięki czemu w mig mogą przyswoić sobie znajomość języków obcych. Od strony graficznej (animatorem był Aleksandr Chramcow) „Ku! Kin-dza-dza” idealnie współgra z mrocznym przesłaniem filmu. Pustynny krajobraz planety nie nastraja optymistycznie, a widok wnętrz pomieszczeń pod ziemią może przyprawić o ciarki i klaustrofobię. Ważne także, że plastykom udało się zachować konsekwencję w wizji świata przedstawionego; Pliuk to glob w stanie rozkładu, powoli umierający, którego władcy jednak – jak niegdyś przywódcy Związku Radzieckiego – nie mają zamiaru niczego naprawiać, reformować, odnawiać. Którzy zadowoleni są z panujących warunków i podziałów społecznych, bo te gwarantują im, kosztem pacaków, względny dobrobyt. Lecz tylko do czasu.
Animowane postaci obdarzone zostały głosami wybitnych artystów rosyjskich. W wujka Wowę „wcielił” się liczący już sobie ponad siedemdziesiąt lat Nikołaj Gubienko („Szlacheckie gniazdo”, „Oni walczyli za ojczyznę”), a w czatlanina Uefa – Andriej Leonow („Mój chłopak – Anioł”), syn Jewgienija, który zagrał tę samą w rolę w aktorskiej wersji dzieła. Robot Abradoks przemawia głosem współscenarzysty filmu Aleksandra Adabaszjana („Syberiada”, „12”), a Diogen i Romaszka – reżysera Gieorgija Danieliji. Właściciel karuzeli Yk to Igor Kwasza (który nie doczekał, niestety, premiery obrazu, umierając krótko przed swymi osiemdziesiątymi urodzinami), a matka Anatolija – Polina Kutiepowa („Ojciec”, „Indi”, „Cud”). Sam Tolik zawdzięcza swoje emploi Iwanowi Cechmistrience, który gdy zaczynano prace nad „Ku! Kin-dza-dza”, był uczniem jednej z moskiewskich szkół, a gdy kończono – mężczyzną po wojsku. Jego głos – raz młodzieńczy, to znów męski – trzeba więc było poddać obróbce elektronicznej. Scenariusz dzieła oparto na tekście napisanym w latach 80. ubiegłego wieku przez Danieliję i Gabriadzego; co nieco jednak dorzucili od siebie współreżyserka Tatiana Iljina, wspomniany już Adabaszjan oraz Igor Achmedow (twórca religijnego filmu „Początek drogi” o młodych latach Patriarchy Wszechrusi Aleksego II) i Andriej Usaczow (autor książek dla dzieci). W ścieżce dźwiękowej wykorzystano muzykę Giji Kanczelego z oryginalnego „Kin-dza-dza!” oraz z wcześniejszego dzieła Danieliji „Łzy płynęły” (piosenka Fitulki). Poza tym Gruzin dopisał jeszcze kilka fragmentów, utrzymanych w tym samym klimacie. Najważniejsze jednak, że piosenka „Mamo, mamo, co będziemy robić” odgrywa w „Ku! Kin-dza-dza” rolę równie ważną, co w wersji sprzed ponad ćwierć wieku! Inna sprawa, że bez niej obraz nie miał prawa zaistnieć.
koniec
26 maja 2013

Komentarze

27 V 2013   17:40:11

Wygląda to cudnie, niektóre obrazki przywodzą na myśl czeską grę przygodową Machinarium. A i oryginał prezentuje się arcyciekawie. Swoją drogą, ciekawe, że i u nas lata 80-te obrodziły w parę perełek sci-fi o tytułach składający się z nonsensownych sylab (vide Ga-Ga, Obi Oba). Można to - i/lub oryginał - gdzieś dostać z napisami angielskimi? Trochę paniaju, ale za szybko mówią ;)

27 V 2013   19:11:18

Nie wiem, jak to jest z napisami. Z czasem pewnie się pojawią.

07 VIII 2013   21:09:02

Na oryginalnym rosyjskim blu rayu (chodzi mi o wersję animowaną) są wg opisu angielskie.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Wielkie bohaterstwo małych ludzi
— Sebastian Chosiński

Gdy rzeczywistość zastępuje fikcję
— Sebastian Chosiński

Dwie siostry i pamięć o matce
— Sebastian Chosiński

W poszukiwaniu straconego życia
— Sebastian Chosiński

Azerski „bękart wojny”
— Sebastian Chosiński

Za nieswoją ojczyznę
— Sebastian Chosiński

Od miłości do nienawiści
— Sebastian Chosiński

By państwo rosło w siłę, a obywatele czuli się bezpieczniej
— Sebastian Chosiński

Bandyta też chce być kochany
— Sebastian Chosiński

Ciotka z piekła rodem
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.