Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gregory Hoblit
‹Częstotliwość›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzęstotliwość
Tytuł oryginalnyFrequency
Dystrybutor Best Film
Data premiery1 września 2000
ReżyseriaGregory Hoblit
ZdjęciaAlar Kivilo
Scenariusz
ObsadaDennis Quaid, James Caviezel, Andre Braugher
MuzykaMichael Kamen, J. Peter Robinson
Rok produkcji2000
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania118 min
WWW
GatunekSF, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Na innej fali niż Hollywood
[Gregory Hoblit „Częstotliwość” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Zastanawiam się, po co kręcone są takie filmy. Marnuje się tam kupa niezłego aktorstwa, pieniądze, czas - a jedynym rezultatem jest wnerwiony, obrażony widz wychodzący z kina. Osobiście nie polecam wizyty w kinie na "Czestotliwości", zastanawiam się również, czy zasługuje, by polecić na ją na wideo.

Grzegorz Wiśniewski

Na innej fali niż Hollywood
[Gregory Hoblit „Częstotliwość” - recenzja]

Zastanawiam się, po co kręcone są takie filmy. Marnuje się tam kupa niezłego aktorstwa, pieniądze, czas - a jedynym rezultatem jest wnerwiony, obrażony widz wychodzący z kina. Osobiście nie polecam wizyty w kinie na "Czestotliwości", zastanawiam się również, czy zasługuje, by polecić na ją na wideo.

Gregory Hoblit
‹Częstotliwość›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzęstotliwość
Tytuł oryginalnyFrequency
Dystrybutor Best Film
Data premiery1 września 2000
ReżyseriaGregory Hoblit
ZdjęciaAlar Kivilo
Scenariusz
ObsadaDennis Quaid, James Caviezel, Andre Braugher
MuzykaMichael Kamen, J. Peter Robinson
Rok produkcji2000
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania118 min
WWW
GatunekSF, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Nie wiem na pewno, ale chyba istnieje jakieś prawo w amerykańskim przemyśle filmowym, które zabrania logicznego rozumowania. W dodatku, mimo, że wielokrotnie już otrzymywaliśmy Zza Wielkiej Wody filmy, potwierdzające tę regułę - Hollywood nadal stosuje politykę utwierdzania nas w takim mniemaniu. Mechanizm zawsze jest ten sam - inteligentny scenarzysta wpada na (kupuje, otrzymuje, znajduje - niepotrzebne skreślić) zakręcony pomysł, niekiedy nawet interesujący. Rozpoczyna nad nim pracę, dokłada kolejne klocki, rozwija opowieść, buduje kolejne piętra aluzji - i w pewnym momencie, zwykle przy końcu scenariusza, coś się dzieje. Puszczają mu nerwy albo nie wytrzymuje napięcia - a może po prostu ma lepsze rzeczy do roboty i przekazuje tekst do dokończenia pięcioletniemu synowi sąsiadów. Krótko mówiąc zaczyna tworzyć takie głupoty, że normalny człowiek nigdy by ich z kufra w piwnicy nie wyjął na światło dzienne. A on nie dosyć, że to komuś pokazuje, to jeszcze trafia na producenta chętnego, aby całą rzecz sfilmować. Nie jest zresztą wykluczone, że producent także ma swój udział w intelektualnym szlachtowaniu powstałej historii i logicznej rzeźni, jakiej poddaje się kolejne wątki. Film zostaje nakręcony, a następnie poprzez dystrybucję trafia na ekrany kin - w tym również do innych krajów, gdzie krytycy filmowi dostają nową amunicję dużego kalibru do kolejnych potyczek pod hasłem ′Amerykańska ogłupiająca pulpa zalewa świat′.
Demonizuję nieco sprawę, bo tak naprawdę widziałem wiele gorszych filmów niż "Częstotliwość", ale chyba po prostu przebrała się miarka głupoty. Swojego czasu gremialnie sarkano na logiczne luki - ba! wyrwy - w fabule "Strażnika czasu" z Jeanem Claudem Van Damme w roli głównej. Film był całkiem pomysłowy, do pewnego momentu nawet strawny, dopóki scenarzysta nie zaczął bredzić na temat paradoksów czasowych i skompromitował całość ostatecznie. Nawet Van Damme′a nie można się było czepić, bo w końcu nie on pomysł zmarnował.
"Częstotliwość" wykazuje pod pewnymi względami podobieństwo do "Strażnika czasu". Bohater, czy raczej bohaterowie, to ojciec - strażak Frank Sullivan (dobry Dennis Quaid) - oraz syn, policjant John (słabszy James Caviezel). Pewnego wieczoru nad Nowym Jorkiem zawisa niezwykle silna zorza polarna, wzbudzona anomaliami słonecznymi. W nieoczekiwany sposób pozwala ona Frankowi, zapalonemu krótkofalowcowi amatorowi, połączyć się z synem, przebywającym w tym samym domu 30 lat później. Obaj panowie są zaskoczeni, początkowo nie wierzą w to co się dzieje. Później jednak syn postanawia całą rzecz wykorzystać, przekazując ojcu w przeszłości istotną informację, która może ocalić mu życie. Powoduje to lawinę wydarzeń, która trwale zmieni życie ojca i syna. Pojawi się seryjny morderca, niesłuszne oskarżenia i modyfikacje rzeczywistości - niekiedy dość pomysłowe, ale częściej drażniąco nielogiczne. Będą przyzwoite pościgi, płonące magazyny, strzelaniny - słowem wszystko, czego widz może oczekiwać po filmie o paradoksach czasowych.
To nie jest taki zły film, jeżeli przestanie się myśleć nad tym, co pokazuje kamera. Nakręcone jest to sprawnie, z pewnym rozmachem, bez nadużywania efektów komputerowych. Postacie, może nieco zbyt standardowe, nie rażą zanadto sztucznością, chociaż trudno się do nich przywiązać. Stosunkowo najlepiej wypada Dennis Quaid, któremu przypadła do zagrania największa część historii. Grający jego syna James Caviezel w ogóle nie wzrusza, mimo wysiłków scenarzysty przysparzającego mu problemów życiowych. Już lepszy jest seryjny morderca, od którego czasem wionie szaleństwem. Po niezłym początku akcja zaczyna się ślimaczyć, pojawiają się wstawki wzruszające, które jednak budzą tylko żałość. Nie jest to zresztą film tempa, więc trudno mieć do niego o to pretensje - ale ziewnąłem więcej niż raz.
W dodatku logicznie film kuleje jak antylopa z odstrzelonymi nogami. John Sullivan beztrosko szafuje informacjami, zmieniając historię na prawo i lewo, a jednocześnie zachowuje wspomnienia z jej poprzedniej wersji. Jasne, może zachowywać, ale dlaczego tylko on? Obaj panowie gawędzą sobie poprzez dekady, a żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy zrobić np. duży zakład w baseballu (którym obaj się interesują) i wygrać milion dolców albo dwa. Pewnie dlatego, że dla Amerykanina najważniejsze są wartości rodzinne, nie wykorzystuje podle wiedzy z przyszłości do robienia kasy. Jakie to naturalne. Jednak to jest jeszcze do zniesienia, najgorsza rzecz ma miejsce w końcówce, gdy widz obserwuje, jak zmiany w przeszłości mają natychmiastowy, fizyczny wpływ na bohaterów. Jest to oczywiście o tyle kretyńskie, że nie widać, aby zmianie uległa ich motywacja bądź zachowanie - jaka musiała zostać wymuszona zmianami fizycznymi. Podczas oglądania zakończenia czułem, jak mój intelekt zapiera się rękami i nogami przed dalszym oglądaniem "Częstotliwości". Jego pragnienie zostało spełnione - pojawił się napis ′koniec′. Zaiste w ostatniej chwili.
Zastanawiam się, po co kręcone są takie filmy. Marnuje się tam kupa niezłego aktorstwa, pieniądze, czas - a jedynym rezultatem jest wnerwiony, obrażony widz wychodzący z kina. Osobiście nie polecam wizyty w kinie na "Częstotliwości", zastanawiam się również, czy zasługuje, by polecić na ją na wideo. Ale chyba nie - w temacie nie powiedziano nic nowego, oprócz kolejnych bzdur, pokazy aktorstwa nie są aż tak interesujące, by warto było się dla nich przemęczyć. Słowem - porażka. Niech spoczywa w pokoju.
koniec
1 października 2000

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Fallout: Odc. 1. Odkrywanie realiów zniszczonego świata
Marcin Mroziuk

15 IV 2024

Po obejrzeniu pierwszego odcinka z jednej strony możemy poczuć się zafascynowani wizją postapokaliptycznego świata, w którym funkcjonują bardzo zróżnicowane, mocno od siebie odizolowane społeczności, z drugiej strony trudno nie ulec lekkiej dezorientacji, gdyż na razie brakuje jeszcze połączenia pomiędzy poszczególnymi wątkami.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Czarne chmury a la Lucas
— Grzegorz Wiśniewski

Konwent jak się patrzy
— Grzegorz Wiśniewski

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Klonowanie wyobraźni
— Grzegorz Wiśniewski

Przełom-off?
— Grzegorz Wiśniewski

Komiks 2001 w Polsce – dyskusja
— Artur Długosz, Marcin Herman, Paweł Nurzyński, Marcin Osuch, Grzegorz Wiśniewski

Konwent jak Konwent 20(0)01
— Grzegorz Wiśniewski

Jak ubić debiutanta
— Grzegorz Wiśniewski

Byłe imperium od kuchni
— Grzegorz Wiśniewski

No Spirit Within
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.