Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ki-duk Kim
‹Pieta›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPieta
Dystrybutor Aurora Films
Data premiery1 listopada 2013
ReżyseriaKi-duk Kim
ZdjęciaJo Young-Jik
Scenariusz
ObsadaMin-soo Jo, Eunjin Kang, Jae-rok Kim, Jeong-jin Lee, Jin Yong-Ok
MuzykaIn-young Park
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiKorea Południowa
Czas trwania104 min
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Co nam w kinie gra: Pieta
[Ki-duk Kim „Pieta” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Dziś w polskich kinach debiutuje nagrodzona na festiwalu w Wenecji "Pieta" Kim Ki-duka. O filmie na naszych łamach pisaliśmy już dwa razy, dziś przypominamy te recenzje.

Sebastian Chosiński, Gabriel Krawczyk

Co nam w kinie gra: Pieta
[Ki-duk Kim „Pieta” - recenzja]

Dziś w polskich kinach debiutuje nagrodzona na festiwalu w Wenecji "Pieta" Kim Ki-duka. O filmie na naszych łamach pisaliśmy już dwa razy, dziś przypominamy te recenzje.

Ki-duk Kim
‹Pieta›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPieta
Dystrybutor Aurora Films
Data premiery1 listopada 2013
ReżyseriaKi-duk Kim
ZdjęciaJo Young-Jik
Scenariusz
ObsadaMin-soo Jo, Eunjin Kang, Jae-rok Kim, Jeong-jin Lee, Jin Yong-Ok
MuzykaIn-young Park
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiKorea Południowa
Czas trwania104 min
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Przyglądając się biografii urodzonego w 1960 roku Kim Ki-duka, można odnieść wrażenie, że przez wiele lat chodził opłotkami, zanim zdecydował się wkroczyć do świata, który go od dawna fascynował. Ostatecznie został reżyserem i scenarzystą filmowym (a także aktorem, montażystą i producentem), nie mając nawet formalnego wykształcenia. Co zresztą w niczym nie przeszkodziło mu osiągnąć z czasem status jednego z najwybitniejszych współczesnych twórców rodem z południowej części Półwyspu Koreańskiego. Jako reżyser zadebiutował w 1996 roku, jednak pierwszy film, który przyniósł mu rozgłos – „Wyspę” – nakręcił cztery lata później. Od tamtej pory regularnie dostarczał produkcji, które cieszyły się sporym powodzeniem na najbardziej prestiżowych festiwalach – w Berlinie, Cannes i Wenecji (by poprzestać na tych odbywających się na Starym Kontynencie). Wystarczy wymienić następujące tytuły: „Wiosna, lato, jesień, zima i… wiosna” (2003), „Samarytanka” (2003), „Pusty dom” (2004), „Łuk” (2005), „Sen” (2008) i „Amen” (2011). Wzbudzały one niekiedy kontrowersje i poważne spory, ale raczej nikt nie podważał ich wysokiej wartości artystycznej; dopiero dokumentalny „Arirang” (2011), uhonorowany nagrodą Un Certain Regard na festiwalu w Cannes, bardzo mocno podzielił pod tym względem krytyków i widzów.
Nic więc dziwnego, że na kolejne dzieło Koreańczyka czekano z wielkim niepokojem, zadając sobie przy okazji pytanie: Dokąd teraz zawiedzie Kim Ki-duka jego narowista wyobraźnia? „Pieta”, będąca osiemnastym pełnometrażowym filmem reżysera, swoją premierę miała na tegorocznym festiwalu w Wenecji (na początku września), gdzie jury – pod wodzą Michaela Manna („Ostatni Mohikanin”, „Gorączka”) zdecydowało się przyznać jej najważniejszą nagrodę – Złotego Lwa. Krótko potem obraz pokazano na innych przeglądach i festiwalach: w Toronto, Rio de Janeiro, Hamburgu, Sztokholmie i Oslo; zgarnął on również masę laurów w Azji. Czy słusznie? Tak! Bez najmniejszych wątpliwości. Najnowszy film Kim Ki-duka nie jest, co prawda, arcydziełem (na upartego jest się do czego przyczepić), ale znakomicie łączy wątki dramatu obyczajowego z thrillerem psychologicznym, do ostatniej minuty trzyma w ogromnym napięciu i, co najważniejsze, pielęgnowana przez ponad półtorej godziny seansu przez twórcę Tajemnica – tak, właśnie przez duże „T” – nie rozczarowuje, jak to często bywa, w miałkim i pseudooptymistycznym finale. Ostatnimi scenami Koreańczyk chwyta za gardło, sprawiając jednocześnie, że jego ucisk czujemy jeszcze długo po wygaśnięciu ostatnich napisów.
Główny bohater opowiedzianej przez Kim Ki-duka historii to mniej więcej trzydziestoletni Lee Kang-do, samotnik, zarabiający na życie jako windykator długów na usługach lokalnego mafiosa. Prawdziwy rekin, człowiek bezlitosny, powiedzieć o nim: „bez serca” – to zdecydowanie za mało. W Kang-do nie ma nawet odrobiny człowieczeństwa. Żeruje bowiem nie wśród bogaczy, którym na chwilę powinęła się noga, ale wśród mieszkańców slumsów, właścicieli drobnych warsztatów rzemieślniczych, którzy zdecydowali się na zaciągnięcie niekiedy wcale nie tak wielkiej pożyczki na ratowanie własnego podupadającego interesu, nie wiedząc, że ten niepokaźny dług obciążony jest gigantycznymi, złodziejskimi odsetkami. Zabezpieczeniem dla szefa Lee są za każdym razem polisy ubezpieczeniowe; jeśli dłużnik odmawia spłaty udzielonego mu „kredytu”, Kang-do okalecza go, łamiąc (w lepszym) bądź miażdżąc (w gorszym przypadku) rękę albo nogę, aby potem ściągnąć wierzytelność z wypłaconego odszkodowania. Pewnie sam nie pamięta już, ilu zdesperowanych ludzi uczynił inwalidami na całe życie. Nie wie też, ilu, doprowadzonych na skraj załamania nerwowego, popełniło przez niego samobójstwo, pozostawiając w totalnej rozpaczy swoich najbliższych. Od takiej sceny zaczyna się właśnie obraz Kim Ki-duka – młody mężczyzna wiesza się na grubym łańcuchu.
Kang-do nie ma wyrzutów sumienia z powodu tego, co robi. Ale nie można też powiedzieć, że śpi spokojnie. Jak każdy samotny mężczyzna w sile wieku, ma swoje potrzeby seksualne; nie realizując ich w normalnym życiu, sprawia, że dają one o sobie znać podczas snu. Gdy budzi się rano, sprawdza telefon komórkowy, w którym znajduje informację, kogo powinien danego dnia odwiedzić, i – po porannej toalecie (niezbyt zresztą dokładnej) – rusza na łowy. Codzienna rutyna. Nuda. Ale nadchodzi dzień, kiedy wszystko się zmienia, gdy na ulicy w ślad za Kang-do rusza starsza od niego kobieta. Odprowadza go aż do domu, wdziera się do mieszkania, chce myć naczynia i sprzątać łazienka. Kiedy wyrzuca ją na korytarz, nie odchodzi, siedzi na schodach i znów idzie za nim. Długo w ogóle się nie odzywa, a kiedy już wydaje z siebie głos, klęka przed nim i prosi o wybaczenie. Zna jego imię, którego mężczyzna od lat już nie używa (w takiej robocie warto być anonimowym), a to oznacza, że wie o nim znacznie więcej, niż wszyscy inni, z którymi się styka. Kim jest? Matką, która porzuciła go przed trzydziestu laty, wystraszona wczesnym macierzyństwem i obawą, że nie podoła nowym obowiązkom? Lee nie dopuszcza tej myśli do siebie. Ale raz zasiana w jego głowie wątpliwość, kiełkuje i wydaje plon.
Wobec swoich „klientów” jest zimny i bezduszny, ale wobec kobiety, która tak bezobcesowo wtargnęła w jego świat – wręcz nienawistny. Co tak naprawdę zdradza jego prawdziwe uczucia, jest przejawem słabości. W swoim dotychczasowym życiu Lee nie zaznał niczego dobrego. Nikt się nim nie opiekował, nie dbał o niego, musiał radzić sobie sam – jak dzikie zwierzę w świecie drapieżników, wyostrzał instynkty, które zapewniały mu przetrwanie (dla innych zaś wiązały się ze śmiertelnym zagrożeniem). Dzięki nim czuł się pewnie i bezpiecznie. Aż tu nagle wzniesione przez Kang-do fundamenty murów obronnych okazują się zbyt słabe. Kruszy je kobieta, która pozwala mu się poniżać i upokarzać, przechodząc w ten sposób bardzo specyficzny test na matczyne uczucia. Widz nie może nie zadać sobie podstawowych pytań: Czemu to wszystko ma służyć? Czy wyrzuty sumienia matki mogą doprowadzić do aż tak wielkiego poświęcenia? A jak daleko może posunąć się syn w wyznaczaniu rodzicielce, która go niegdyś zdradziła i porzuciła, pokuty? Nazwać relacje, jakie Kim Ki-duk tworzy między Kang-do a Jang Mi-sun (tak przedstawia się kobieta), wyrafinowaną grą psychologiczną – to zaledwie odzwierciedlenie wierzchołka góry lodowej. Koreański reżyser nie boi się zanurkować i pokazać to wszystko, co ukryte jest pod poziomem wody. I nie jest to li tylko zimna kąpiel; to doświadczenie mrożące krew w żyłach.
„Pieta” opiera się na dwóch znakomitych kreacjach aktorskich. Bezlitosnego egzekutora długów Lee Kang-do zagrał trzydziestoczteroletni, pochodzący z Seulu, Lee Jeong-jin, absolwent wydziału teatru i kina w stołecznym prywatnym Uniwersytecie Hanyang. Jako aktor telewizyjny zadebiutował w 1998 roku, dwa lata później po raz pierwszy zagrał w filmie kinowym. Do najbardziej udanych jego ról należy zaliczyć te w dramacie sensacyjnym – opartym na autentycznych wydarzeniach, które rozegrały się w Korei Południowej w 1978 roku – „Pewnego razu w szkole średniej” (2004) Yoo Ha, w komedii sensacyjnej „Mapado” (2005) Choo Changa oraz komedii romantycznej „Cudowne radio” (2012) Kwon Chil-ina. Wcielająca się w postać Jang Mi-sun, również urodzona w Seulu, aktorka Jo Min-su jest starsza od Lee o trzynaście lat. Do tej pory nie odniosła szczególnych sukcesów (pojawiając się głównie w produkcjach telewizyjnych); wszystko jednak prawdopodobnie zmieni się właśnie za sprawą roli w „Piecie”, za którą już otrzymała kilka znaczących na kontynencie azjatyckim laurów. Na pochwałę zasługuje jeszcze pełna niepokojących brzmień, idealnie oddających klimat opowieści, ścieżka dźwiękowa autorstwa Park In-young – młodej, zaledwie trzydziestoletniej kompozytorki, w Europie dotychczas całkowicie anonimowej.
Sebastian Chosiński
• • •
Kim Ki-duk znalazł idealną gatunkową receptę na ukazanie produktów swojej chorej wyobraźni – z wielką korzyścią dla kina, trzeba dodać. Liczne schematy i uogólnienia, z których zbudowana jest „Pieta” (mroczne realia kapitalizmu będące punktem wyjścia dla całej historii są tu ledwo muśnięte; rysunek postaci także jest prosty – mamy tu do czynienia prędzej z figurami, niż z wiarygodnie rozpisanymi charakterami) dają się w pełni uzasadnić, gdy uświadomimy sobie, że oglądamy jedyną w swoim rodzaju przypowieść. Iście XXI-wieczną przypowieść co prawda, dosadnością obrazowania sięgającą raczej do rezerwuaru exploitation niż Ewangelii, lecz opartą na tym samym mechanizmie. Typowe ostatnio dla Kim Ki-duka prosta symbolika, częsta u niego pretensjonalność i patos początkowo mogą przeszkadzać, w ostatecznym rozrachunku – wyjątkowo – doskonale się jednak sprawdzają. Perwersyjna parodia matczynej miłości z intrygującym finałem rodem z kina Hitchcocka najsilniej kojarzą ten obraz z „Oldboyem” Parka. Oba filmy wprowadzają nas w swój własny świat spełniający wymogi określonej konwencji (komiksowych uproszczeń i schematów filmów klasy B czy, jak w przypadku „Piety” – biblijnej przypowieści à rebours), wznosząc te konwencje na wyżyny atrakcji.
Gabriel Krawczyk
koniec
1 listopada 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja ogląda: Kwiecień 2013 (2)
— Ewa Drab, Gabriel Krawczyk

Z tego cyklu

Perfect Days
— Kamil Witek

Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek

Poprzednie życie
— Kamil Witek

Ślepowidzenie
— Sebastian Chosiński

Umrika
— Sebastian Chosiński

„Tajemnice Bridgend” i „Czarodziejska góra”
— Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski

Jesteśmy waszymi przyjaciółmi
— Sebastian Chosiński

Slow West
— Sebastian Chosiński

Imigranci
— Marta Bałaga, Sebastian Chosiński

Steve Jobs
— Kamil Witek

Tegoż twórcy

W oku kamery
— Ewa Drab

Filmy Nowych Horyzontów 2011 (1/3)
— Ewa Drab, Karol Kućmierz, Urszula Lipińska, Patrycja Rojek, Konrad Wągrowski, Kamil Witek, Zuzanna Witulska

Lekcja plastyki
— Przemysław Ćwik

Stary człowiek i może
— Przemysław Ćwik

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.