W ten weekend do naszych kin powrócił „Pan Verdoux” Charliego Chaplina. Pisaliśmy o filmie w cyklu „Klasyka z klasą”, dziś przypominamy Wam ten tekst.
Co nam w kinie gra: Pan Verdoux
[Charlie Chaplin „Pan Verdoux” - recenzja]
W ten weekend do naszych kin powrócił „Pan Verdoux” Charliego Chaplina. Pisaliśmy o filmie w cyklu „Klasyka z klasą”, dziś przypominamy Wam ten tekst.
Charlie Chaplin
‹Pan Verdoux›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Pan Verdoux |
Tytuł oryginalny | Monsieur Verdoux |
Dystrybutor | Art House |
Data premiery | 6 grudnia 2013 |
Reżyseria | Charlie Chaplin |
Zdjęcia | Roland Totheroh, Curt Courant |
Scenariusz | Charlie Chaplin, Orson Welles |
Obsada | Charlie Chaplin, Mady Correll, Allison Roddan, Robert Lewis, Audrey Betz, Martha Raye, Ada May, Isobel Elsom, Marjorie Bennett |
Muzyka | Charlie Chaplin |
Rok produkcji | 1947 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 124 min |
Gatunek | dramat, komedia, kryminał |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Z pewnością znacie serialowego Dextera. To taki całkiem sympatyczny facet, który oprócz analizowania śladów krwi w departamencie policji w Miami, zajmuje się też jej rozlewem. I to na masową skalę – w ramach nieregulaminowych nadgodzin. Nawet dzisiaj, kiedy cenzura spełnia tylko rolę marketingową, opowieść o seryjnym mordercy z zasadami wywołuje kontrowersje. A co powiecie na to, że już w 1947 roku – dwa lata po wojnie, w której o morderców, tym bardziej seryjnych, nie było trudno – powstaje film o eleganciku z krwią na rękach? W dodatku jest to komedia. Komedia „Monsieur Verdoux” Charliego Chaplina.
Na pomysł, by z mordercy uczynić bohatera filmowego, wpadł Orson Welles. Inspiracją stał się Henri Désiré Landru – francuski matrymonialny zabójca, działający w latach 1915–1919. Pułapka, jaką zastawiał na ofiary, była banalnie prosta. Landru dawał ogłoszenia do gazet, w których przedstawiał się jako majętny wdowiec z dwójką dzieci, poszukujący kandydatki na żonę. Chętnych nie brakowało – w końcu pierwsza wojna światowa skutecznie przerwała niejeden węzeł małżeński. Kobiety zapraszał do swojej paryskiej willi. Tam, po dopełnieniu wszelkich formalności spadkowych, je zabijał, po czym ćwiartował i palił w piecu. Jego makabryczna przedsiębiorczość kosztowała życie dziesięć kobiet a także szesnastoletniego syna jednej z nich. Zabójca został aresztowany w kwietniu 1919 roku, a po trzech latach ścięty gilotyną. Zgodnie z francuskim zwyczajem, przed wykonaniem wyroku poczęstowano go papierosem i kieliszkiem rumu. Ten jednak odmówił. Tłumaczył to dbałością o własne zdrowie… Ścięta głowę Landru (zwanego też Sinobrodym) można obejrzeć w hollywoodzkim Muzeum Śmierci.
Welles chciał w głównej roli obsadzić Chaplina. Ten jednak odmówił. Odkupił od Wellesa za 5000 dolarów pomysł na film i sam zajął się jego realizacją. Czyli tradycyjnie prawie wszystkim: scenariuszem, reżyserią, odegraniem głównej roli, muzyką i montażem. Tak powstał „Monsieur Verdoux”. Tytułowy bohater jest byłym pracownikiem bankowym, który po 35 latach sumiennej i uczciwej pracy zostaje wyrzucony. Mając na utrzymaniu niepełnosprawną żonę i kilkuletniego syna postanawia poślubiać bogate wdowy lub inne dochodowe panienki, które – po dopełnieniu formalności finansowych – morduje.
W „Monsieur Verdoux” Chaplin ostatecznie zrywa ze stworzoną przez siebie postacią Trampa (który przetrwał jeszcze w pełni dźwiękowym „Dyktatorze” z 1940 r.) i związaną z nią serią gagów sytuacyjnych. W tym filmie największy nacisk kładzie na dialogi, których komizm bazuje głównie na wieloznaczności wypowiadanych kwestii. Pierwszeństwo słowa przed ruchem i gestem wymusiło zmianę metody pracy. Chaplin zrezygnował ze swojego spontanicznego i improwizacyjnego sposobu kręcenia filmów na rzecz rygorystycznego odwzorowywania scenariusza i storyboardów, a także pilnowania terminów ustalonych w kalendarzu realizacyjnym. Musiał w końcu poddać się zasadom, które już od dawna panowały w Hollywood.
Główny bohater, mimo swojej makabrycznej działalności, został tak skonstruowany, aby wzbudzić sympatię u widza. Elegancik w kapeluszu z delikatnym wąsikiem (naturalnie zapuszczonym – żadna atrapa jak to wcześniej bywało), niezwykle szarmancki wobec kobiet erudyta i miłośnik poezji, opiekun zwierząt i, przede wszystkim, kochający mąż i ojciec, dla którego troska o najbliższych jest życiowym celem. Verdoux, z jednej strony, jest ofiarą systemu kapitalistycznego, który przeżuwa człowieka jak gumę do żucia, którą z czasem się wypluwa, ale z drugiej, jest jego ucieleśnieniem, kiedy z niezwykłą szybkością przelicza gotówkę, jaką zostawiły mu świętej pamięci małżonki.
Czy takiej świętej pamięci? Bynajmniej. Każda z jego zarobkowych żon jest na tyle odstręczająca, że niejeden mężczyzna sam zastanawiałby się nad możliwością rychłego zakończenia związku. Taka na przykład Lydia (Margaret Hoffman). Samo jej surowe oblicze jest już wystarczającym argumentem, żeby się do niej nie zbliżać. A jeśli już znajdujemy się w zasięgu jej lodowatego wzroku, to nie czeka nas nic innego jak zrzędliwe przemowy, których słuchanie wprawiłoby niejednego w depresję. Druga „małżonka” jeszcze bardziej ciężkostrawna. Loteryjnej milionerce Annabelli (brawurowa rola Marthy Raye) paszcza nigdy się nie zamyka, a co gorsza robi przy tym mnóstwo hałasu zdecydowanie nieprzyswajalnego dla ucha. Z jednej strony, takie karykaturalne i odhumanizowane przedstawienie „żon” głównego bohatera miało kontrastować z jego dość specyficznie rozumianą poczciwością i czarem osobistym (w końcu to Chaplin!). Z drugiej jednak strony, objawia się w tym filmie nieco mizoginiczna natura króla slapsticku. Zwłaszcza jeśli do dość monstrualnej kreacji jego „żon” dodamy idylliczny obraz domu rodzinnego, w którym czeka piękna żona i nieco naiwny synek. A nad nimi czuwa dobry ojciec Verdoux, któremu i kapcie i gazetę śpieszą podać domownicy. A żona – żeby odciążyć jakże zmęczone oczy męża – czyta mu nagłówki dziennika. Seksizm w najczystszej postaci, choć odziany w elegancki garnitur i zakamuflowany za sympatyczną chaplinowską buźką.
Jedyną kobietą, z którą Verdoux stworzy relację nie ograniczającą się tylko do zakładania pętli na szyję lub dostarczania bamboszy, będzie postać grana przez Marilyn Nash. Początkowo miała stać się kolejną ofiarą – tym razem jednak zamordowaną w ramach makabrycznego eksperymentu z wykorzystaniem trucizny nie zostawiającej śladów. Ich wspólna rozmowa, będąca konfrontacją dwóch postaw życiowych – opartej na bezdusznym dążeniu po trupach do celu i chrześcijańskim ofiarowaniu dla ukochanej osoby – spowoduje, że morderczy instynkt Chaplina natrafi na moralną przeszkodę, której nie jest w stanie przeskoczyć.
No właśnie. Teza Chaplina, którą wygłosi podczas rozprawy sądowej, wydaje się mało przekonywująca. Usprawiedliwianie zabójstw tym, że inni – tzn. producenci broni – zarabiają na śmierci i nikt ich za to nie ściga razi naiwnością. Jakkolwiek rzucone przez niego hasło, że jedno zabójstwo czyni mordercą, miliony – bohaterem (słowa angielskiego biskupa Beilby Porteusa żyjącego w XVIII wieku) po odpowiedniej obróbce ilościowej niesie za sobą pewną dość smutną, choć powszechnie znaną, paradoksalną prawdę. Niestety, chaplinowska skłonność do prostego dydaktyzmu, który naturalnie i przezabawnie wypadał w jego niemych produkcjach, w filmie dźwiękowym brzmi niezwykle nachalnie i naiwnie. Brakuje tu charakterystycznej dla niego subtelności i lekkości. Nawet humor – w końcu miała to być komedia – wypada niezwykle blado. Oprócz paru dobrze znanych min i gagów, na poziomie dialogów prezentuje się dość grzecznie i staroświecko. Głównie przez to, że Chaplin nie daje zapomnieć widzowi, ze ogląda film zaangażowany i co rusz wrzuca w bardziej lekkostrawne partie filmu moralizatorskie hasło o głodujących ludziach i bezwzględności świata. Oj, zbyt namolnym nauczycielem chce być ten nasz Charlie.
Tłumów w kinach nie było. I chociaż film otrzymał nominację do Oscara za najlepszy scenariusz, to widzów bardziej interesowały kolejne skandale – zarówno obyczajowe, jak i polityczne – niż najnowsze dzieło króla komedii. Koniec lat 40. to nie był najlepszy czas w USA na manifestowanie swoich lewicowych poglądów, zwłaszcza jeśli podczas wojny było się zwolennikiem sojuszu z ZSRR. Chaplin nie wstydził się głośno wypowiadać swojego zdania, ale także stawał w obronie mniej lub bardziej rzeczywistych komunistów. Swoistym dolaniem oliwy do ognia było udzielenie poparcia Hannsowi Eislerowi, niemieckiemu kompozytorowi, którego władze amerykańskie zdecydowały się wydalić z kraju za komunistyczne sympatie (w tym przypadku rzeczywiste). Zaraz w mediach rozpętała się nagonka na Chaplina i jego najnowszy obraz, co poskutkowało licznymi protestami przed kinami wyświetlającymi „Monsieur Verdoux”. W takiej sytuacji wytwórnia United Artists została zmuszona do zawieszenia dystrybucji obrazu. A Chaplin był coraz bardziej persona non grata w USA.
Film „Monsieur Verdoux” to bardziej filmowa ciekawostka w chaplinowskim dorobku, niż arcydzieło kinematografii – choć tacy pierwszoligowi twórcy jak Luis Bunuel czy Claude Chabrol wypowiadali się nad wyraz pochlebnie o tym filmie. Nie mniej jednak warto pamiętać, że właśnie Chaplin został filmowym seryjnym mordercą i to jeszcze, zanim to stało się modne.