Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lee Daniels
‹Kamerdyner›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKamerdyner
Tytuł oryginalnyThe Butler
Dystrybutor Kino Świat
Data premiery6 grudnia 2013
ReżyseriaLee Daniels
ZdjęciaAndrew Dunn
Scenariusz
ObsadaForest Whitaker, David Banner, Michael Rainey Jr., LaJessie Smith, Mariah Carey, Alex Pettyfer, Vanessa Redgrave, Aml Ameen
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania132 min
Gatunekbiograficzny, dramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Niewidzialna rewolucja
[Lee Daniels „Kamerdyner” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Powierzchownie można odebrać „Kamerdynera” Lee Danielsa jako zachowawczą hollywoodzką quasi-biografię typu „od zera do bohatera”. Przy głębszym odczytaniu okazuje się, że to film inteligentny, przewrotny i utrzymany – nie tylko poprzez oczywisty kontekst historyczny – w duchu marksistowskim.

Piotr Dobry

Niewidzialna rewolucja
[Lee Daniels „Kamerdyner” - recenzja]

Powierzchownie można odebrać „Kamerdynera” Lee Danielsa jako zachowawczą hollywoodzką quasi-biografię typu „od zera do bohatera”. Przy głębszym odczytaniu okazuje się, że to film inteligentny, przewrotny i utrzymany – nie tylko poprzez oczywisty kontekst historyczny – w duchu marksistowskim.

Lee Daniels
‹Kamerdyner›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKamerdyner
Tytuł oryginalnyThe Butler
Dystrybutor Kino Świat
Data premiery6 grudnia 2013
ReżyseriaLee Daniels
ZdjęciaAndrew Dunn
Scenariusz
ObsadaForest Whitaker, David Banner, Michael Rainey Jr., LaJessie Smith, Mariah Carey, Alex Pettyfer, Vanessa Redgrave, Aml Ameen
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania132 min
Gatunekbiograficzny, dramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Obraz otwiera słynny cytat z Martina Luthera Kinga: „Ciemnością nie przezwycięży się ciemności, jedynie światło jest w stanie tego dokonać”, który od razu sygnalizuje pacyfistyczny ciąg dalszy. Daniels nie byłby jednak sobą, gdyby podniosłych słów nie zrównoważył ironią, dlatego w tym samym kadrze widzimy dwa ciała dyndające na sznurach, splecione w makabrycznym pośmiertnym uścisku, podczas gdy w tle beztrosko łopocze amerykańska flaga.
Przebitkę wcześniej oczom widza ukazuje się bohater, Cecil Gaines (Forest Whitaker), luźno wzorowany na autentycznej postaci Eugene’a Allena (1919-2010), który przepracował ponad trzy dekady w Białym Domu, służąc jako naczelny lokaj ośmiu kolejnym prezydentom. Sędziwy już Gaines, niczym Forrest Gump na ławeczce, siedzi na krześle w oczekiwaniu na audiencję u Baracka Obamy i wspomina swoje życie. Na tym skojarzenia z filmem Zemeckisa się nie kończą – podobna jest cała struktura narracyjna, gdzie przeciętniak zostaje wrzucony w wir wydarzeń kluczowych dla Ameryki ubiegłego stulecia; często zresztą są to te same zajścia historyczne, jak wojna w Wietnamie, ruch Czarnych Panter czy afera Watergate. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że w przypadku Gumpa to los kieruje bohaterem, zaś w przypadku Gainesa – bohater losem. Biały człek, nawet jeśli niespecjalnie mądry, może otrzeć się o wielki świat po prostu płynąc z prądem. Czarny – wyłącznie za sprawą ciężkiej pracy.
Na brak tej ostatniej Cecil od wczesnej młodości, przypadającej na lata 20. dwudziestego wieku, nie może narzekać. Podobnie jak na brak traumatycznych przeżyć. Kiedy właściciel plantacji bawełny, na której kilkulatek haruje u boku rodziców, gwałci mu matkę i zabija ojca, babka mordercy (Vanessa Redgrave) bierze chłopca do siebie, by wychować go, jak mówi, na „domowego Murzyna”. To z jej ust pada też kluczowa tak dla bohatera, jak i filmu kwestia, że „pokój powinien wydawać się pusty, kiedy ty w nim jesteś”. Na tym zasadza się cały tragizm postaci Gainesa – im lepszym staje się kamerdynerem, tym bardziej staje się „niewidzialny”. W tym sensie jest duchowym spadkobiercą bohatera kultowej powieści „Niewidzialny człowiek” („Invisible Man”, 1952) wybitnego pisarza afroamerykańskiego Ralpha Ellisona, z której pochodzi m.in. znacząca fraza: „Jestem niewidzialny tylko dlatego, że ludzie odmawiają zobaczenia mnie”. Przypomina to jeszcze inną, obrosłą już mianem ponurej anegdoty sytuację z 1939 roku, kiedy Hattie McDaniel, laureatka historycznego, bo pierwszego dla Afroamerykanów Oscara, podczas gali została usadzona wraz z partnerem przy osobnym stoliku, poza zasięgiem wzroku innych uczestników, z całą ekipą „Przeminęło z wiatrem” włącznie.
I o ile sytuacja w show-biznesie od tamtego czasu znacząco się polepszyła, o tyle niższe klasy społeczne z problemem „niewidzialności” borykają się do dziś, czego dowodzi m.in. znakomita książka „Cut Dead But Still Alive: Caring for African American Young Men” (2013) Gregory’ego C. Ellisona II o ludziach stygmatyzowanych poprzez zepchnięcie do gett i ograniczony dostęp do edukacji (o czym zresztą opowiadał również jeden z poprzednich filmów Danielsa, „Precious”). Kłania się Marks i jego „Manifest komunistyczny": „(…) burżuazja jest niezdolna do zapewnienia swemu niewolnikowi egzystencji bodaj w ramach jego niewolnictwa, gdyż jest zmuszona spychać go do takiego stanu, przy którym musi go żywić, zamiast być przezeń żywiona”. Szczególnie ironicznie brzmią te słowa w kontekście wydarzeń ukazanych w „Kamerdynerze”, nie tylko dlatego, że możemy (ale nie musimy) ekstrahować owego „niewolnika” z jego „antykapitalistycznego” domysłu. Gaines bowiem żywi burżuazję jak najbardziej dosłownie, podczas gdy starszy z jego dwóch synów, Louis (David Oyelowo) – też literalnie – domaga się od niej żywienia. W najlepszej sekwencji filmu dwubiegunowy montaż zestawia ze sobą sceny polerowania sztućców i nakrywania do stołu przez prezydenckich lokajów z ujęciami z tzw. sit-in – pokojowej akcji protestacyjnej, w czasie której Afroamerykanie (i ewentualnie ich poplecznicy) zasiadali w miejscu przeznaczonym tylko dla białych, przeważnie lokalu gastronomicznym, dopominając się obsłużenia.
Na konflikcie ojcowsko-synowskim opiera się notabene oś dramaturgiczna filmu. Zbuntowany Louis zarzuca Cecilowi konformizm, a nawet serwilizm, patrzy na jego zawód z pogardą, szydzi z autorytetów, na przykład z Sidneya Poitiera, którego nazywa „bogatym wujem Tomem”, maskotką białych. Sam najpierw dołącza do grupy działaczy skupionych wokół Martina Luthera Kinga i zostaje „jeźdźcem wolności” przemieszczającym się „desegregacyjnymi” autobusami, a następnie, po morderstwie pastora, zwraca się w kierunku Czarnych Panter (nawiasem, posiłkujących się w dużej mierze radykalną odmianą marksizmu) i doktrynerów od Malcolma X.
Początkowy cytat z Kinga znajduje rozwinięcie w scenie, w której pastor tłumaczy Louisowi, że nie powinien wstydzić się ojca, bowiem służący często są wywrotowcami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy; swoją pracowitością budują zaufanie, przełamują niechęć białych i zmniejszają dystans między rasami. To kolejny w ostatnich latach film, po „Służących” (2011) Tate’a Taylora, nobilitujący „cichych rewolucjonistów” rozsadzających system od środka. Trzeba jednak klasy Foresta Whitakera, by z roli polegającej, jako się wyżej rzekło, na „niewidzialności”, stworzyć jedną z lepszych kreacji w karierze, zaraz obok Charliego Parkera, Ghost Doga i Idi Amina. Gaines Whitakera zna swoje miejsce w szeregu, w pracy jest pasywny, stosownie milczący, wycofany, a jednocześnie czuć jego wewnętrzną godność i siłę; dostojeństwem bije na głowę każdego kolejnego prezydenta, z jakim pojawia się we wspólnej scenie. Nie tylko dlatego, że zwykle wchodzi z nimi w interakcję w chwili ich słabości, zapewne nie bez złośliwej satysfakcji w znacznym stopniu afroamerykańskiej ekipy filmu.
Ba!, podczas gdy wszystkie postacie Afroamerykanów skonstruowano z realizmem i takoż zagrano, aktorzy odtwarzający epizodyczne role prezydentów, od Eisenhowera (Robin Williams) przez JFK (James Marsden), Lyndona B. Johnsona (Liev Schreiber), Nixona (John Cusack) do Reagana (Alan Rickman), przypominają raczej figury woskowe z muzeum Madame Tussauds (Marsden nawet nie wymaga w tym celu charakteryzacji). To szydercze odwrócenie sytuacji z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, kiedy to w teatrze, rzadziej w kinie, biali z pomalowanymi twarzami odgrywali czarnoskórych, nie tylko w spektaklach komediowych, ale zawsze ku uciesze gawiedzi. U Danielsa rolę „zabawowych Murzynów” przejęli biali, i to jacy!, ci z najwyższej półki kulturowej i metafilmowej (cameo gwiazdora to zawsze frajda dla widza).
Nieprzypadkowo też żadnego z ekranowych prezydentów nigdy nie widzimy poza Białym Domem – oni przynależą wyłącznie do tego wypacykowanego, sztucznego świata, gdzie klepią frazesy o prawach obywatelskich i poklepują swoich kamerdynerów po plecach, by za chwilę, jak Reagan, poprzeć apartheid. Prawdziwe życie – co reżyser znakomicie oddaje także inscenizacją – toczy się gdzie indziej, na przykład w mieszkaniu Gainesa, gdzie czeka zaniedbywana żona alkoholiczka (jedna z najbogatszych i najbardziej wpływowych Amerykanek, Oprah Winfrey, jakimś cudem przejmująco wiarygodna w roli proletariuszki), sąsiedzi wpadają na jednego, dzieciaki się przekrzykują, powietrze gęstnieje od urwanych zdań i niewypowiedzianych pretensji – słowem, klimat niczym na Crooklynie u Spike’a Lee.
Film zamyka klamra z przywołanym na początku spotkaniem z Obamą. Bohater pod koniec żywota wraca pod Gabinet Owalny, by pierwszy raz porozmawiać z jego lokatorem jak równy z równym, jak człowiek, który w swoich czasach piastował możliwie najwyższe dla swej rasy stanowisko w Białym Domu, z człowiekiem, który piastuje je obecnie.
koniec
3 stycznia 2014

Komentarze

03 I 2014   21:50:37

Teraz czas na filmy o Afroeuropejczykach, Afroazjatach, Afoafry... o przepraszam, przekroczyłem granicę absurdu.
A tak na poważnie, w polskim języku słowo "murzyn" nie ma pejoratywnego znaczenia, więc można posługiwać się nim bez obawy, że zostanie się posądzonym o rasizm. To nie Ameryka, na szczęście...

03 I 2014   21:59:28

Otóż można zostać poSĄDZONYM - była parę lat temu taka głośna sprawa:

http://www.sadurski.com/satyra/dowcipyomurzynach.htm

04 I 2014   12:54:19

mam wrażenie, że autor recenzji bardzo usilnie próbuje dostrzec w filmie cechy i odniesienia, których jest on raczej pozbawiony

04 I 2014   13:48:03

Bardzo dobry tekst. Dzięki.

07 I 2014   00:25:15

kocopoły opowiadasz, murzyn ma zabarwienie pejoratywne, znasz jakiegoś czarnoskórego, który akceptuje to słowo? Diouf czy Runiga apelowali, żeby go nie uzywać. Etymologicznie to idzie zdaje się od maurus, a więc bez sensu. Naprawdę lepiej po prostu "czarny"

07 I 2014   16:51:17

"znasz jakiegoś czarnoskórego, który akceptuje to słowo?" -- John Godson, dla przykładu. I dlaczego "maurus" jest bez sensu? Ze względu na białych Maurów? "Mαυρός" znaczyło "ciemny" zanim o Mauretanii ktokolwiek słyszał. "To słowo" uznawane bywa za pejoratywne ze względu na konotacje, a nie rdzeń, tyle że owe skojarzenia, co -- rzecz jasna -- godne krytyki, niezwiązane są z samym określeniem, ale z ogólnym postrzeganiem czarnoskórych. I czepianie się wyrazu to w tej sytuacji stawianie sprawy na głowie. Notabene w okoliczności, że "murzyni" mają wspólny rdzeń z nazwą jednego z najbardziej rasistowskich państw na świecie (posiadanie niewolników, w praktyce nadal powszechne, jeszcze siedem lat temu nie było karane), jest jakaś dziejowa sprawiedliwość.

08 I 2014   01:39:08

Ech, Godson, on by dla "swojej" kariery politycznej zaszczekał i aportował, gdyby konserwatyści poprosili. Jakoś się nie dziwię, że mu niewolniczna konotacja słowa nie przeszkadza.Jeszcze jakieś przykłady?
A etymologia słowa Murzyn - rodowód jest jednak łaciński - implikuje nie tylko niewolnictwo, ale też islam. To jest bez sensu. W wypadku "Kamerdynera" Afroamerykanin wydaje się być idealnym słowem.

08 I 2014   02:56:56

A etymologia łacińskiego wyrazu już się nie liczy? Nie wiem, czy są przykłady innych takich osób publicznych -- najlepiej mówiący po polsku Murzyn, o jakim wiem, Izuagbe Ugonoh, woli, o ile pamiętam, określenie "czarnoskóry", choć "Murzyna" za obraźliwego nie uważa. Nie znam wypowiedzi czarnych Polaków na ten temat, ale gdybym znał, co one miałyby do rzeczy? (Pomijając już okoliczność, że jak pokazał podany przykład, nawet gdybym jakieś znalazł, raczej i tak zostałby wyśmiany "bo tak"). Słowa nie są ani neutralne, ani pejoratywne tylko dlatego, że ktoś ma taki kaprys. A już na pewno nie dlatego, że taki kaprys ma część najlepiej nawet wykształconych przychodźców, niezależnie od koloru skóry.

08 I 2014   15:50:47

"na „domowego Murzyna”" - to było, zdaje się, przyjęte określenie na służącego w domu, a nie na polu "czarnucha" - bo tak właśnie, "house nigger", określana jest np. żona Django w filmie Tarantino.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Fallout: Odc. 1. Odkrywanie realiów zniszczonego świata
Marcin Mroziuk

15 IV 2024

Po obejrzeniu pierwszego odcinka z jednej strony możemy poczuć się zafascynowani wizją postapokaliptycznego świata, w którym funkcjonują bardzo zróżnicowane, mocno od siebie odizolowane społeczności, z drugiej strony trudno nie ulec lekkiej dezorientacji, gdyż na razie brakuje jeszcze połączenia pomiędzy poszczególnymi wątkami.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

To wszystko, panie prezydencie?
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Styczeń 2013 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Piotr Dobry, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

W czym mamy problem?
— Piotr Dobry

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.