Wallenrod PRL-u [Władysław Pasikowski „Jack Strong” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Bohater czy zdrajca? – to pytanie towarzyszy Ryszardowi Kuklińskiemu od ponad trzydziestu lat, to jest od momentu gdy wyszła na jaw jego współpraca agenturalna z wywiadem amerykańskim. Reżyser „Jacka Stronga” odpowiada na nie jednoznacznie. Na szczęście trzyma się z daleka od związanych z pułkownikiem współczesnych sporów politycznych. Skupia się ewolucji postaci, która, by zostać bohaterem, musiała dopuścić się zdrady.
Wallenrod PRL-u [Władysław Pasikowski „Jack Strong” - recenzja]Bohater czy zdrajca? – to pytanie towarzyszy Ryszardowi Kuklińskiemu od ponad trzydziestu lat, to jest od momentu gdy wyszła na jaw jego współpraca agenturalna z wywiadem amerykańskim. Reżyser „Jacka Stronga” odpowiada na nie jednoznacznie. Na szczęście trzyma się z daleka od związanych z pułkownikiem współczesnych sporów politycznych. Skupia się ewolucji postaci, która, by zostać bohaterem, musiała dopuścić się zdrady.
Władysław Pasikowski ‹Jack Strong›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Jack Strong | Dystrybutor | Vue Movie Distribution | Data premiery | 7 lutego 2014 | Reżyseria | Władysław Pasikowski | Scenariusz | Władysław Pasikowski | Obsada | Marcin Dorociński, Maja Ostaszewska, Dimitri Bilov, Oleg Maslennikov, Krzysztof Pieczyński, Mirosław Baka, Zbigniew Zamachowski, Krzysztof Globisz, Patrick Wilson | Rok produkcji | 2014 | Kraj produkcji | Polska | WWW | Polska strona | Gatunek | akcja, biograficzny, dramat, kryminał | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nie jest przypadkiem, że film o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim trafia do kin właśnie teraz. 11 lutego minie bowiem dokładnie dziesięć lat od jego śmierci. Nawet gdyby jednak nie zaistniała ta okoliczność, podobny obraz powinien powstać. Jeśli nie jako rodzaj hołdu dla tej postaci, to chociażby z tego powodu, że życiorys Kuklińskiego – z jego doświadczeniem sztabowym, zakrętami politycznymi i wyborami ideologicznymi – to doskonały materiał na thriller szpiegowski z zimną wojną w tle. Dotychczas powstało kilka dokumentów poświęconych najsłynniejszemu polskiemu agentowi CIA, a wśród nich przynajmniej dwa zasługujące na szczególną uwagę – „Pułkownik Kukliński” (1997) Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego oraz „Gry wojenne” (2008) Dariusza Jabłońskiego. W tym drugim do kamery wypowiadało się kilka osób, które pojawiają się również w dziele Władysława Pasikowskiego, jak na przykład generał Wojciech Jaruzelski (w tej roli Krzysztof Dracz) czy – grany przez Rosjanina Olega Masliennikowa („ Iluzja strachu”, „ Purpurowy śnieg”) – głównodowodzący wojskami państw Układu Warszawskiego radziecki marszałek Wiktor Kulikow (zmarły zresztą nie tak dawno, bo w maju 2013 roku). Do pracy nad „Jackiem Strongiem” – tytuł to pseudonim, jaki przyjął Kukliński, zostając agentem amerykańskich służb wywiadowczych – Pasikowski przystąpił pięć lat temu, a więc niemal od razu po zakończeniu drugiego sezonu „Gliny” (2008). Po drodze jednak zaangażował się jeszcze w pisanie scenariusza do „ Hansa Klossa. Stawki większej niż śmierć” Patryka Vegi oraz zrealizował – już na własne konto – „ Pokłosie” (2012). Zwłaszcza dzięki drugiemu z wymienionych obrazów stał się, jak przed dwiema dekadami (po „Krollu” i „Psach”), twórcą z pierwszych stron gazet, triumfalnie powrócił do elity reżyserskiej. A „Jack Strong” tę pozycję powinien dodatkowo umocnić. Fabularna opowieść o pułkowniku Kuklińskim (gra go Marcin Dorociński) nie może jednak – i warto o tym pamiętać, idąc na seans, a tym bardziej zabierając nań młodsze pokolenie – być traktowana jako prawda objawiona. Wciąż bowiem wiele jest w jego życiorysie znaków zapytania. Nierozstrzygnięta jest chociażby kwestia, kiedy w ogóle został agentem: czy już podczas pobytu w Wietnamie w latach 1967-1968, czy dopiero po wydarzeniach Grudnia 1970. Te wątpliwości są zresztą w filmie wyartykułowane, a to i tak jedynie wierzchołek góry lodowej. Pamiętajmy, że nawet historycy, których trudno podejrzewać o sprzyjanie Polsce Ludowej i jej spadkobiercom politycznym (vide świętej pamięci profesor Paweł Wieczorkiewicz), wyrażali przekonanie, że pułkownik mógł w rzeczywistości działać na dwa fronty, tym drugim był zaś sowiecki wywiad wojskowy GRU. O tym jednak reżyser i scenarzysta w jednym nie wspomina, głównie – jak można sądzić – dlatego, że w ujawnionych dotychczas źródłach (niewielu, niestety) nie ma na ten temat żadnych konkretnych informacji. Pasikowski, podobnie jak miało to miejsce w przypadku „Pokłosia”, postanowił podjąć ważny historycznie temat, posługując się gatunkiem, w którym od lat czuje się najlepiej – thrillerem sensacyjnym. I idąc w ślad za niedoścignionym mistrzem, Alfredem Hitchcockiem, zaczyna od prawdziwego, nie udawanego, trzęsienia ziemi – wykonania, dodajmy, że w wyjątkowo spektakularny sposób, wyroku śmierci na oficerze GRU Olegu Pieńkowskim, najsłynniejszym w latach 60. ubiegłego wieku agencie CIA i brytyjskiego MI6. Pieńkowski, choć pojawia się zaledwie na kilkadziesiąt sekund, odgrywa w „Jacku Strongu” niezwykle ważną rolę. To z nim niemal bez przerwy porównywany jest przez Amerykanów Kukliński. To jego śmierć służy jako okrutna przestroga dla wszystkich potencjalnych zdrajców. Właściwa akcja filmu, pomijając wstęp poświęcony Pieńkowskiemu, rozpoczyna się w drugiej połowie września 1968 roku (jest już po interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i samobójczej śmierci Ryszarda Siwca podczas centralnych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie). To wtedy po raz pierwszy, wracając do kraju z Moskwy ze spotkania z marszałkiem Kulikowem, Kukliński pozbywa się złudzeń na temat roli, jaką dowództwo sowieckie wyznaczyło Polsce w przyszłej wojnie z Paktem Północnoatlantyckim. Zdaje sobie sprawę, komu naprawdę służy, nosząc na sobie mundur oficera Ludowego Wojska Polskiego. Kolejnym momentem przełomowym jest Grudzień 1970, kiedy to władza posługuje się wojskiem do stłumienia buntu na Wybrzeżu. To wtedy pułkownik podejmuje decyzję o nawiązaniu kontaktu z wywiadem amerykańskim, co robi podczas jednego ze swoich rejsów na Morze Północne. Od tego momentu zostaje „Jackiem Strongiem” (choć w CIA nosi pseudonim „Mewa”) – najlepszym agentem Stanów Zjednoczonych w strukturach Układu Warszawskiego. Dalsza część filmu to historia „zdrady” Kuklińskiego, zakończona, co nie jest żadną tajemnicą, ucieczką całej rodziny pułkownika na Zachód w grudniu 1981 roku, krótko przed wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. „Jack Strong” to rasowe kino szpiegowskie, trzymające w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty, ze świetnie oddanymi realiami epoki (ubiory, fryzury, wnętrza i plenery) oraz odpowiednio budującą nastrój muzyką Jana Duszyńskiego (współpracującego z Pasikowskim już przy „ Pokłosiu”). Oczywiście nie obyło się bez pewnych uproszczeń i skrótów myślowych, ale nie obrażają one inteligencji widza (dramatyczny tekst pojawiający się na początku obrazu można potraktować jako wyjaśnienia niezbędne dla widzów spoza Polski, którzy z dużym prawdopodobieństwem będą mieli okazję obejrzeć film), choć mimo wszystko wywołują wrażenie, że nad pewnymi epizodami kariery pułkownika Pasikowski przeszedł do porządku dziennego. Jednak nie z przyczyn politycznych czy ideologicznych, ale dlatego, że chciał stworzyć dzieło bardzo skondensowane, bez wątków pobocznych, odciągających uwagę od tego, co najistotniejsze – determinacji, z jaką Kukliński działał przeciwko Układowi Warszawskiemu, chcąc w ten sposób uratować Europę i Polskę przed groźbą wojny nuklearnej. Nie zabrakło przy tym miejsca na podkreślenie ceny, jaką mógł zapłacić za swoje zaangażowanie. I nie chodzi tu nawet o ewentualną wpadkę i wyrok śmierci z rąk KGB bądź GRU, ale groźbę rozpadu małżeństwa (w żonę wcieliła się Maja Ostaszewska) i utratę kontaktu z synami. Kompletując obsadę, Pasikowski sięgnął po sprawdzonych w swoich wcześniejszych produkcjach aktorów. W rolach drugoplanowych możemy więc zobaczyć między innymi Zbigniewa Zamachowskiego (pułkownik kontrwywiadu Gendera), Ireneusza Czopa (major Marian Rakowiecki) i Mirosława Bakę (polujący na Kuklińskiego major Putek); oficerów rosyjskich zagrali Rosjanie, choć w większości od lat już nie mieszkający w ojczyźnie (jak Dmitrij Biłow, Siergiej Kriuczkow i Ilja Zmiejew), funkcjonariuszy CIA natomiast – Amerykanie i Brytyjczycy (Patrick Wilson, Matthew Burton, Robert Eliot). Roi się na ekranie od postaci historycznych. Oprócz wspomnianych już Jaruzelskiego, Kulikowa i Pieńkowskiego, widzimy także generała Floriana Siwickiego (Krzysztof Globisz), Zbigniewa Brzezińskiego (Krzysztof Pieczyński), jak również samego Leonida Breżniewa (Kriuczkow). I nawet jeżeli pojawiają się oni jedynie okazjonalnie, jest to jak najbardziej usprawiedliwione rozwojem fabuły. Dźwigający na swoich barkach ciężar całego filmu Dorociński wywiązał się ze swego zadania bez zastrzeżeń. Gdy trzeba, jest odpowiednio zdeterminowany i twardy, innym znów razem, kiedy wymaga tego scenariusz, bliski paniki i gotowy honorowo pożegnać się z życiem. Jedyne, co może rodzić obiekcje, to fakt, że pułkownik Kukliński był niewysokim mężczyzną, natomiast odtwarzający go aktor to chłop jak dąb. Ale w końcu kino jest sztuką iluzji. 
|
Z tym chłopem jak dąb to bym nie przesadzał - wg. Filmwebu Dorociński mierzy 183 centymetry.