Żyli szybko, kochali mocno, umierali młodo [Robert Gliński „Kamienie na szaniec” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Jeszcze przed oficjalną premierą kinową krążyły pogłoski, że mamy do czynienia z filmem, który będzie wzbudzał kontrowersje. Pojawiały się głosy harcerzy z czasów wojny, którzy zarzucali reżyserowi nierealność przedstawionych na ekranie wydarzeń. I rzeczywiście: są w „Kamieniach na szaniec” Roberta Glińskiego sceny mogące irytować weteranów, zapewne odbiegające od rzeczywistości okupacyjnej, ale nie zmienia to faktu, że adaptacja legendarnej książki Aleksandra Kamińskiego prezentuje się przyzwoicie.
Żyli szybko, kochali mocno, umierali młodo [Robert Gliński „Kamienie na szaniec” - recenzja]Jeszcze przed oficjalną premierą kinową krążyły pogłoski, że mamy do czynienia z filmem, który będzie wzbudzał kontrowersje. Pojawiały się głosy harcerzy z czasów wojny, którzy zarzucali reżyserowi nierealność przedstawionych na ekranie wydarzeń. I rzeczywiście: są w „Kamieniach na szaniec” Roberta Glińskiego sceny mogące irytować weteranów, zapewne odbiegające od rzeczywistości okupacyjnej, ale nie zmienia to faktu, że adaptacja legendarnej książki Aleksandra Kamińskiego prezentuje się przyzwoicie.
Robert Gliński ‹Kamienie na szaniec›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Kamienie na szaniec | Dystrybutor | Monolith | Data premiery | 7 marca 2014 | Reżyseria | Robert Gliński | Zdjęcia | Paweł Edelman | Scenariusz | Dominik W. Rettinger, Wojciech Pałys | Obsada | Ewa Ziętek, Kamil Szeptycki, Marcel Sabat, Magdalena Koleśnik, Artur Żmijewski, Danuta Stenka, Andrzej Chyra, Krzysztof Globisz, Anna Dereszowska, Olgierd Łukaszewicz, Wojciech Zieliński | Rok produkcji | 2014 | Kraj produkcji | Polska | Czas trwania | 112 min | Gatunek | dramat, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Dla Roberta Glińskiego ani tematyka młodzieżowa, ani wojenna to nie nowość. Z jednej strony ma przecież na koncie „Niedzielne igraszki” (1983) i „Cześć, Tereska” (2001), z drugiej – „Wszystko, co najważniejsze…” (1992). Przygotowując się do pracy nad ekranizacją „Kamieni na szaniec”, miał też do czego się odnieść i czym inspirować; wystarczy wspomnieć o dokumentalnych „Strzałach pod Arsenałem” (1969) Jerzego Wolena (czy też Vaulina) i fabularnej „Akcji pod Arsenałem” (1977) Jana Łomnickiego, w której w Jana Bytnara – „Rudego” wcielił się Cezary Morawski, a Tadeusza Zawadzkiego – „Zośkę” zagrał Mirosław Konarowski. Ale były przecież także inne, nie mniej udane od „Akcji…”, obrazy podejmujące bardzo podobną tematykę, jak chociażby „Zamach” (1958) Jerzego Passendorfera, „Kontrybucja” (1966) wspomnianego już Łomnickiego oraz „Stajnia na Salvatorze” (1967) Pawła Komorowskiego. Inna sprawa, że Gliński musiał liczyć się również z tym, że filmowa wersja opartej na faktach powieści druha Aleksandra Kamińskiego, po raz pierwszy opublikowanej jeszcze w 1943 roku, a więc zaledwie kilka miesięcy po opisywanych w niej wydarzeniach, będzie do wymienionych powyżej dzieł porównywana. Jeśli to właśnie zrobimy, każde porównanie wypadnie na niekorzyść filmu Glińskiego. I nawet nie dlatego, że jest on jednoznacznie gorszy, jest po prostu inny, zrobiony w całkowicie odmiennej stylistyce i – w zasadzie – dla zupełnie innego widza niż ten, który wzruszał się na obrazach wojennych przed pięcioma czy czterema dekadami. Pokolenie współczesnych nastolatków postrzega drugą wojnę światową i okupację hitlerowską przez pryzmat przygód – właśnie: przygód! inaczej tego nazwać nie można – bohaterów „Czasu honoru”, którzy „żyją szybko, kochają mocno i umierają młodo” (i to chociażby różni ich od Janka Kosa i załogi czołgu 102, czyli idoli nastolatków z końca lat 60. i następnej dekady XX wieku). W dziele, które ma trafić do ich serc, akcja musi pędzić na złamanie karku, główne postaci muszą być heroiczne albo nikczemne, wzbudzające wesołość albo odrazę, ale nie mają prawa być nijakie. Taki więc jest „Zośka” (w tej roli Marcel Sabat) – zbuntowany i szaleńczo odważny, niepokorny i przebojowy. Nawet jeżeli jego odwaga często graniczy z głupotą, a bunt zakrawa na niesubordynację – taki bohater na pewno ma dużo większe szanse przebić się do świadomości młodego widza anno Domini 2014, aniżeli spolegliwy harcerzyk, który nie pali papierosów, nie pije czerwonego wina i nie śpi z dziewczyną, z którą mieszka pod jednym dachem. Początek „Kamieni na szaniec” nie wróży jednak nic dobrego. Pierwsze pół godziny filmu charakteryzuje się bowiem poszatkowaną narracją, która sprawia wrażenie zlepku różnych, niekoniecznie powiązanych ze sobą logicznie epizodów. Kiepsko wypada też powracający jak mantra prawdziwie rockowy, gitarowy motyw muzyczny, który pasuje tu jak wół do karety. Na szczęście po tej mało udanej, chaotycznej ekspozycji, służącej przede wszystkim przedstawieniu głównych dramatis personae (a jest ich trochę do zaprezentowania), reżyser sięga po dużo bardziej znośną – słowem: klasyczną – formę narracji. Zaczyna się to w momencie aresztowania „Rudego” (gra go, zresztą znakomicie, Tomasz Ziętek). Od tej chwili fabuła staje się linearna, kolejne zdarzenia pojawiają się w ciągu przyczynowo-skutkowym, dzięki czemu mamy wreszcie okazję przyjrzeć się na spokojniej pracy konspiracyjnej i wniknąć w umysły bohaterów. Gliński serwuje nam trzy rozbudowane portrety psychologiczne, każdy wypada przekonująco. Owszem, „Rudy” wyryty jest w spiżu, ale to wcale nie czyni go mniej ludzkim; boi się kolejnych przesłuchań i ma świadomość, że chcąc przedłużyć swoje szanse na przeżycie, musi podjąć z przesłuchującymi go Niemcami (niezłe kreacje Wolfganga Boosa i Heiko Raulina) grę. „Zośka” z kolei to człowiek czynu, który dla przyjaciela gotów jest złamać zasady funkcjonujące w konspiracji. A ten trzeci? To Stanisław Broniewski – „Orsza” (w tej roli Wojciech Zieliński), naczelnik Szarych Szeregów i dowódca akcji odbicia „Rudego”, który – w wersji Roberta Glińskiego – staje się w pewnym sensie bohaterem mimo woli. Konflikt postaw zarysowany na linii „Zośka” – „Orsza” z biegiem czasu przybiera na sile, co pozwala reżyserowi nieco odbrązowić – choć wszystko to dzieje się oczywiście w granicach rozsądku i z dbałością o prawdę historyczną – obie postaci. Przy czym to zejście z cokołów niczego im nie ujmuje. Sama scena akcji pod Arsenałem nie zachwyca (Łomnicki w filmie z 1977 roku pokazał ją dużo bardziej widowiskowo), ale na usprawiedliwienie Glińskiego można dodać, że – jak można mniemać, z uwagi na zmiany w wyglądzie ulic – nie mógł nawet nakręcić jej w Warszawie, musiał w tym celu przenieść się z ekipą do Lublina. Na plus należy twórcy „Niedzielnych igraszek” zaliczyć też zakończenie „Kamieni na szaniec” – śmierć „Zośki” pokazana została z niezwykłym dramatyzmem i poetyckim wyczuciem. I co najważniejsze – jeszcze bardziej wzbogaciła portret psychologiczny głównego bohatera. Podsumowując: adaptacji książki Aleksandra Kamińskiego daleko do arcydzieła, ale w porównaniu z taką „ Bitwą warszawska 1920” (2011) bądź „ Tajemnicą Westerplatte” (2012) to naprawdę świetne kino wojenne.
|