East Side Story: Serce jak sopel lodu [Wiktor Diemient „Nachodka” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Pół wieku po premierze noweli Władimira Tiendriakowa na ekran postanowił przenieść ją wciąż jeszcze będący na dorobku reżyser Wiktor Diemient. Materiał wybrał doskonały, szkoda tylko, że jemu samemu nie starczyło talentu, aby z tekstu radzieckiego pisarza wycisnąć więcej. Gdyby bowiem twórca filmu popisał się taką maestrią, jak zmarły przed (nieco ponad) trzydziestu laty prozaik – „Nachodka” mogłaby stać się arcydziełem.
East Side Story: Serce jak sopel lodu [Wiktor Diemient „Nachodka” - recenzja]Pół wieku po premierze noweli Władimira Tiendriakowa na ekran postanowił przenieść ją wciąż jeszcze będący na dorobku reżyser Wiktor Diemient. Materiał wybrał doskonały, szkoda tylko, że jemu samemu nie starczyło talentu, aby z tekstu radzieckiego pisarza wycisnąć więcej. Gdyby bowiem twórca filmu popisał się taką maestrią, jak zmarły przed (nieco ponad) trzydziestu laty prozaik – „Nachodka” mogłaby stać się arcydziełem.
Wiktor Diemient ‹Nachodka›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Nachodka | Tytuł oryginalny | Находка | Reżyseria | Wiktor Diemient | Zdjęcia | Andriej Najdionow | Scenariusz | Wiktor Diemient | Obsada | Aleksiej Guskow, Nadieżda Markina, Anastazja Szewieliewa, Walerij Smirnow, Maria Sokowa, Jegor Charłamow, Anatolij Uzdienski, Marat Serażetdinow, Aleksiej Wiertkow, Władimir Szulga, Maria Burowa, Lidia Bajraszewska, Piotr Markin | Muzyka | Panu Aaltio | Rok produkcji | 2015 | Kraj produkcji | Finlandia, Rosja | Czas trwania | 98 min | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W czasach komunistycznych wydawano go chętnie także w Polsce Ludowej. Do dziś jego książki krążą po antykwariatach, nie ciesząc się jednak – zresztą bardzo niesłusznie – wielkim powodzeniem. Raz, że Rosjanin; dwa, że wciąż – nawet wśród znawców literatury – ciągnie się za nim przynależność do nurtu realizmu socjalistycznego. Jakby nie chciano pamiętać tych wszystkich doskonałych powieści, nowel i opowiadań psychologicznych, jakie napisał w latach 60., 70. i na początku 80. XX wieku. Władimir Fiodorowicz Tiendriakow urodził się w grudniu 1923 roku. Jako osiemnastolatek trafił na front niemiecki w szeregach Armii Czerwonej; w armii służył jednak tylko przez dwa lata, po tym jak został ciężko ranny w walkach pod Charkowem najpierw trafił na kilka miesięcy do szpitala wojskowego, a później go zdemobilizowano. W roku zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej przeprowadził się do Moskwy – głównie po to, by podjąć studia. Pierwsza próba – na wydziale artystycznym Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK) – szybko okazała się nietrafiona, dlatego też po roku Tiendriakow przeniósł się do Instytutu Literackiego imienia Maksima Gorkiego, w którym opiekę nad nim sprawował Konstantin Paustowski. W pierwszej połowie lat 50. Władimir Fiodorowicz tworzył sztampowe socrealistyczne nowele, dopiero po zadekretowaniu Chruszczowowskiej „Odwilży” mógł w pełni rozwinąć skrzydła. To wtedy zaczęły powstawać jego najwybitniejsze dzieła prozatorskie, jak chociażby „Ciasny węzeł” (1956), „W pogoni za jutrem” (1959), „Sąd” (1960), „Krótkie spięcie” (1962), „Zgon” (1968), „Sześćdziesiąt świec” (1972), „Noc po balu” (1974) czy „Zaćmienie” (1977). O psychologiczne dramaty Tiendriakowa dość szybko upomniało się także kino, a sam pisarz chętnie przerabiał swoje teksty na scenariusze filmowe. Miał tym samym swój udział między innymi w powstaniu adaptacji „Cudzej rodziny” (1956) i „Ciasnego węzła” (1957) Michaiła Szwejcera, „Sądu” (1963) Aidy Manasarowej i Władimira Skujbina oraz „Wiosennych szachrajstw” (1974) Grigorija Aronowa. Już po śmierci autora, w ostatnich latach istnienia Związku Radzieckiego, na ekran przeniesiono jeszcze „Sześćdziesiąt świec” („Czarny korytarz”, reżyseria Wadim Dierbienow, 1988) oraz – w formie trzyczęściowego obrazu telewizyjnego – „Zgon” (reżyseria Nikołaj Koszeliow, 1989). Nie licząc filmów krótkometrażowych, „Nachodka” jest pierwszą adaptacją prozy Władimira Fiodorowicza od ponad ćwierćwiecza. Mimo że Tiendriakow zaliczał się do popularnych pisarzy, wcale nie był – przynajmniej od lat 60. – ulubieńcem władz. Często bowiem występował w obronie dysydentów, a w swoich powieściach stawiał bohaterów przed dylematami moralnymi, które powinny być obce człowiekowi radzieckiemu. Efekt był taki, że cenzura coraz częściej ingerowała w jego książki; niektóre w ogóle mogły się ukazać dopiero w epoce „pierestrojki”, a więc w drugiej połowie lat 80., kiedy pisarz już nie żył. Zmarł na udar mózgu 3 sierpnia 1984 roku; pochowano go na Cmentarzu Kuncewskim w Moskwie – tym samym, na którym spoczywają Warłam Szałamow, Jurij Wizbor, Anatolij Rybakow, Jurij Trifonow czy Wiktor Szkłowski (by ograniczyć się jedynie do postaci związanych z literaturą). Nowela „Nachodka” po raz pierwszy ukazała się w druku w 1965 roku; Wiktor Diemient (znany czytelnikom „Esensji” z telewizyjnej adaptacji sztuki słynnego syberyjskiego dramaturga Aleksandra Wampiłowa „ Zeszłego lata w Czulimsku”) sięgnął więc po nią w pięćdziesiątą rocznicę premiery. Można więc podejrzewać, że nie był to przypadek, ale świadomy wybór. Tytułowa Nachodka to miasto położone na Dalekim Wschodzie, w Kraju Nadmorskim, nad brzegiem Morza Japońskiego, niedaleko Władywostoku. Można by więc podejrzewać, że zdjęcia do filmu powstawały właśnie tam. Producenci uznali jednak, że – głównie z powodu odległości od Moskwy – byłoby to zbyt drogie i na poszukiwanie plenerów wyruszyli do… Finlandii. Główną postacią dramatu jest Trofim Rusanow, inspektor straży morskiej odpowiedzialny za zwalczanie kłusownictwa ryb. Nie trzeba chyba dodawać, że wśród mieszkańców okolicznych wsi, którzy utrzymują się głównie z nielegalnych połowów, jest osobą szczególnie znienawidzoną. Tym bardziej że jest wyjątkowo surowym egzekutorem prawa, które stawia ponad wszystkie inne wartości. Niechęć do Trofima przenosi się także na członków jego rodziny; odczuwa ją zarówno żona mężczyzny Niura, jak i jego córka Irina. Małżonka stara się zresztą nieco temperować jego charakter, ale można odnieść wrażenie, że jest na z góry straconej pozycji. W efekcie związek Rusanowów przeżywa permanentny kryzys. Oboje patrzą na siebie krzywo, rozmowy ograniczając do minimum. Nie inaczej zresztą wyglądają relacje Trofima z sąsiadami ze wsi. Spotykając się na ulicy, milczą, względnie łypią na niego nieprzyjaznym wzrokiem. W dniu, w którym zaczyna się akcja filmu, Rusanow jak co dzień wypływa swoją motorówką w morze. Patroluje też jednak wybrzeże. Kiedy dostrzega na plaży grupkę nieznanych sobie mężczyzn siedzących przy ognisku, dopływa do brzegu. Ma jak najbardziej słuszne podejrzenia, że są kłusownikami. Kiedy chce spisać protokół, zaczyna się pyskówka, ostatecznie jeden z nieznajomych uderza go wiosłem w głowę, w wyniku czego Trofim traci przytomność. Gdy odzyskuje świadomość nie ma już ani napastników, ani jego łodzi; jest tylko Pietia, myśliwy, który radzi, by Rusanow odpuścił i wracał do domu. Ale on, sam siebie nazywający „Prawem”, nie ma najmniejszego zamiaru dać za wygraną. Nie zważając na wiążące się z tym zagrożenie, zarówno ze strony ludzi, jak i natury – strażnik rusza w tajgę w poszukiwaniu kłusowników. Zamiast nich znajduje starą drewnianą chatę, a w niej… dopiero co narodzone dziecko. Ktoś pozostawił je tutaj na pastwę losu, a raczej – na pewną śmierć. Kto był takim zwyrodnialcem? Matka dziewczynki? Czy może ojciec, który siłą odebrał niemowlę kobiecie? W każdym razie od tej chwili Trofim ma nowy cel. A raczej dwa cele: pragnie za wszelką cenę ocalić dziecko i – co dla niego nie mniej istotne – wymierzyć sprawiedliwość tym, którzy porzucili je w zapomnianej przez Boga chacie. W wielu momentach „Nachodka” dosłownie urzeka; dech w piersiach zapierają przede wszystkim cudowne zimowe krajobrazy (w ich chłonięciu zdecydowanie pomaga także dobiegająca z głośników podniosła muzyka), na których tle obserwujemy zmagania samotnego człowieka z naturą. Dni, które Rusanow spędza w tajdze (z bezimienną dziewczynką na ręku bądź w naprędce zrobionym nosidełku), sprawiają, że przewartościowuje całe swoje życie. Zdaje sobie sprawę, że to, w co wierzył, nie zawsze godne było narażania się na niebezpieczeństwo. Że to, co wydaje się sprawiedliwe w myśl kodeksu karnego, nierzadko stoi w sprzeczności z poczuciem sprawiedliwości zwykłych mieszkańców wsi. Że świat nie jest czarno-biały. Gdy udaje mu się wrócić do cywilizacji, jest już innym człowiekiem. Nie zmieniło się tylko jedno – przemożna chęć odszukania matki niemowlęcia. Najlepiej wyszły Wiktorowi Diemientowi sekwencje rozgrywające się w tajdze, co nie powinno szczególnie dziwić, albowiem dzika przyroda pokazana oczyma wyobraźni zdolnego operatora (a takiego miał za kamerą reżyser), to prawdziwy samograj. Pozostałe fragmenty już tak frapujące, niestety, nie są. Zwłaszcza w finale siada napięcie, choć przecież powinno być dokładnie na odwrót. Ten sam grzech autor „Nachodki” popełnił zresztą także w swoim fabularnym, pełnometrażowym debiucie, czyli adaptacji Wampiłowa. O wartości dzieła Wiktora Diemienta decyduje przede wszystkim postać głównego bohatera, którego świetnie – choć do rewelacji trochę jednak zabrakło – zagrał wybitny rosyjski aktor Aleksiej Guskow („ Doktor Ragin”, „ Ojciec”, „ Ten, który gasi światło”). Wszyscy pozostali, którzy przewinęli się przez plan „Nachodki”, są dla niego jedynie tłem. Ale to nie oznacza, że nie należy o nich w ogóle wspominać, tym bardziej że niektórzy są również uznanymi artystami. Żonę Rusanowa, Niurę, zagrała Nadieżda Markina („ Elena”, „ We mgle”, „ Gagarin”); zdradliwego rybaka Bobyliewa – Władimir Szulga („ Swołocze”, „ Gop-stop”, „ Wdowi parowiec”), Olgę – Anastazja Szewieliowa („ Papierowy żołnierz”, „ Szczęście ty moje”, „ Rola”), natomiast śledczego – Aleksiej Wiertkow („ Zawieszenie broni”, „ Biały Tygrys”, „ Do widzenia, mamo”). Chwalonym wcześniej autorem zdjęć, uhonorowanych zresztą główną nagrodą na ubiegłorocznym festiwalu „Kinotawr” w Soczi, był Andriej Najdionow, etatowy operator Iwana Wyrypajewa („Euforia”, „Tlen”, „ Taniec Delhi”, „Zbawienie”), który na koncie ma również „ Córkę” oraz… „ Zeszłego lata w Czulimsku” Diemienta. Z kolei ścieżka dźwiękowa, urzekająca symfonicznym rozmachem i jednocześnie nostalgicznym nastrojem, wyszła spod ręki fińskiego kompozytora Panu Aaltio („ Ja nie wracam”). I to prawdopodobnie praca obu tych panów plus kreacja Aleksieja Guskowa sprawiły, że w Soczi „Nachodka” otrzymała również – przyznajmy, trochę na wyrost – nominację do Grand Prix. Na swoją kinową premierę film musiał poczekać jednak jeszcze prawie pół roku; do kin w Rosji skierowano go bowiem dopiero na początku grudnia ubiegłego roku. Co wydaje się zresztą całkiem logiczne – gdy za oknem śnieg, a termometr pokazuje kilkanaście stopni mrozu takiego obrazy ogląda się zdecydowanie przyjemniej i chętniej.
|