East Side Story: Gdzie dwóch się bije, tam Rosja zwycięża! [Aleksiej Andrianow „Wojownik” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Najlepsi nawet aktorzy nie pomogą, jeśli szwankują scenariusz i reżyseria. Jeśli temat filmu jest nadzwyczaj mało oryginalny i na dodatek podporządkowany wymogom ideologiczno-propagandowym. Jeśli jego twórca nie potrafi zdecydować się, jak ma na imię. To ostatnie potraktujcie jako żart, chociaż coś jest na rzeczy. W napisach swego debiutanckiego dzieła Andrianow podpisany został Aleksiej, „Wojownika” natomiast nakręcił jako Andriej. Dobrze byłoby coś z tego zrozumieć.
East Side Story: Gdzie dwóch się bije, tam Rosja zwycięża! [Aleksiej Andrianow „Wojownik” - recenzja]Najlepsi nawet aktorzy nie pomogą, jeśli szwankują scenariusz i reżyseria. Jeśli temat filmu jest nadzwyczaj mało oryginalny i na dodatek podporządkowany wymogom ideologiczno-propagandowym. Jeśli jego twórca nie potrafi zdecydować się, jak ma na imię. To ostatnie potraktujcie jako żart, chociaż coś jest na rzeczy. W napisach swego debiutanckiego dzieła Andrianow podpisany został Aleksiej, „Wojownika” natomiast nakręcił jako Andriej. Dobrze byłoby coś z tego zrozumieć.
Aleksiej Andrianow ‹Wojownik›EKSTRAKT: | 20% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Wojownik | Tytuł oryginalny | Воин | Reżyseria | Aleksiej Andrianow | Zdjęcia | WładIsław Opeljanc | Scenariusz | Ilja Tilkin | Obsada | Fiodor Bondarczuk, Władimir Jagłycz, Siergiej Bondarczuk, Swietłana Chodczenkowa, Aleksandr Bałujew, Maria Andriejewa, Batu Chasikow, Uljana Kulikowa, Aleksandr Nowin, Władimir Seliwanow, Jekatierina Mielnik, Władimir Syczow, Ałła Juganowa | Muzyka | Artiom Wasiljew, Fiodor Fomin | Rok produkcji | 2015 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 90 min | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Przed tygodniem wywnętrzaliśmy się nad fatalnym najnowszym obrazem Władimira Chotinienki „ Spadkobiercy” (2015), nie przewidując nawet, że siedem dni później przyjdzie nam ponownie przeżywać niewyobrażalne katusze podczas seansu sensacyjnego „Wojownika” Aleksieja – a może Andrieja? – Andrianowa. Było to o tyle zaskakujące, że autor ten – absolwent wydziału operatorskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii sprzed dziesięciu lat – po nakręceniu kilku krótkometrażówek zadebiutował na dużym ekranie w 2012 roku całkiem przyzwoitą adaptacją „ Szpiega” Borisa Akunina. Na tle kolejnego obrazu reżysera można by nawet powiedzieć, że wybitną. Ale nie bądźmy uszczypliwi ponad miarę, wszak to nieładnie kopać leżącego. Szukając materiału na swój nowy film, Andrianow sięgnął po scenariusz zaproponowany przez Ilję Tilkina („ Człowiek w oknie”, „ Stalingrad”), który z jednej strony oparł się na noszącym dokładnie ten sam tytuł dziele Gavina O’Connora (z 2011 roku), z drugiej – na powieści „Taste for Blood” hollywoodzkiego scenarzysty i producenta Davida Frigerio. Jedyną zasadniczą różnicą było to, że akcję przeniósł zza Atlantyku do Rosji, a mówiąc jeszcze ściślej – do położonego niedaleko granic Polski Kaliningradu (czyli dawnego Królewca). Najciekawszy, ale i bardzo mylący, jest w „Wojowniku” wstęp (sceny rozgrywające się jeszcze przed napisami początkowymi), który każe nam myśleć, że będziemy mieć do czynienia z produkcją podobną do „ 22 minut” (2014) Wasilija Sierikowa, czyli opowieścią o ratowaniu rosyjskich marynarzy porwanych przez piratów gdzieś u wybrzeży Somalii. Niestety, ta sekwencja, w której poznajemy zresztą jednego z dwóch głównych bohaterów obrazu, Romana Woinowa, trwa zaledwie parę minut. Potem jest już tylko gorzej – nudniej i bardziej sztampowo. Ale wróćmy do punktu wyjścia. Woinow jest rosyjskim matrosem, jedynym, który – jak się okazuje – przeżył akcję odbicia zakładników na okręcie wojennym. Ciężko ranny, jakimś cudem doszedł do siebie i wrócił do ojczyzny; nie raczył o tym jednak poinformować dowództwa, które w efekcie, jako że nie znaleziono jego ciała, wszczęło poszukiwania, a dowiedziawszy się, że żołnierz mimo wszystko żyje – uznało za dezertera. Tymczasem Roman chce poukładać sobie życie na nowo. Tylko jak to zrobić, jeśli większość dorosłego życia spędziło się w mundurze? Jeśli nie ma się doświadczenia cywilnego życia ani żadnych możliwości zarobku? Na szczęście Woinow potrafi się bić, ba! lać po mordzie jak mało kto. Skąd ta umiejętność? Została nabyta we wczesnej młodości dzięki ojcu. Andriej Romanowicz Rodin był kiedyś trenerem boku (ale i innych sztuk walki); marzyło mu się, że swoich synów – w tym Romana – wychowa na czempionów. Coś jednak poszło nie tak. Roman trafił do marynarki, Wiaczesław (Sława) natomiast założył rodzinę i na prośbę żony porzucił udział w walkach. Andriejowi nie pozostało nic innego jak popaść w alkoholizm i nad kieliszkiem (symbolicznym, bo najczęściej są to butelki) wódki rozmyślać nad utraconą życiową szansą. Zamiast kształcić mistrzów świata, teraz ledwo wiąże koniec z końcem, łowiąc ryby na kutrze. I chociaż żadna praca nie hańbi, dla kogoś, kto miał tak wielkie ambicje sportowe, na pewno nie jest to awans społeczny. Nigdzie jednak nie zostało powiedziane, że los nie może się odmienić. Pewnego dnia pojawia się Roman i prosi ojca o pomoc w przygotowaniu się do wielkiej gali MMA, którą – pod hasłem „Russia Fight Nights” – przygotowuje lokalny biznesmen Nikołaj Kulikow. W tym samym czasie, przeplatając wątki, Andrianow przedstawia nam również drugiego z braci, Wiaczesława Rodina (ten akurat nosi nazwisko po ojcu). Sława pracuje na złomowisku, jego piękna żona Katia jest zaś tancerką w nocnym klubie. Zarabiają kiepsko i kiedy dowiadują się o przewlekłej chorobie córki, popadają w kłopoty finansowe i depresję. Zwłaszcza ojciec dziewczynki, który czuje, że to głównie na nim spoczywa obowiązek zarobienia pieniędzy na leczenie Nataszy. Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się, wbrew woli Katii, powrót na arenę. Przekorna Fortuna sprawia oczywiście, że bracia postanawiają wystartować w tych samych zawodach, a schemat opowieści zmusza wręcz scenarzystę do tego, aby ostatecznie postawić ich naprzeciw siebie. Gdy czyta się zarys fabuły, nie wygląda on jeszcze tak dramatycznie, ale w rzeczywistości film jest tragiczny. Można odnieść wrażenie, że jego nakręcenie było jedynie pretekstem do przedstawienia kilku scen walk, aby zbić jakiś kapitał na nieco już zwietrzałej popularności „Zapaśnika” (2008) Darrena Aronofsky’ego. Motywy psychologiczne bohaterów są szablonowe do bólu, głębia psychologiczna postaci nie istnieje, zasadnicze zwroty akcji podkradzione zostały to tu, to tam (wśród poszkodowanych należałoby wymienić także Clinta Eastwooda i jego Oscarowe „Za wszelką cenę”). Napięcia nie ma za grosz, a dyskusje prowadzone przez komentujących galę Kulikowa i dawnego mistrza (którego gra zresztą zasłużony rosyjski kickbokser pochodzenia kałmuckiego Batu Chasikow) wypadają gorzej niż publicystyczne, telewizyjne „gadające głowy”. Jakby tych nieszczęść było mało, reżyser postanowił jeszcze w finale dorzucić coś ku pokrzepieniu serc. W czasie pojedynku finałowego – zgadliście już, kto się w nim mierzy? – na scenie zasiada kilkuset marynarzy z Bałtijska. Niby komuś kibicują, ale przez całą walkę siedzą absolutnie nieruchomo, bez żadnej mimiki, dopiero na koniec podnoszą się i – w świetle reflektorów – wszyscy salutują. Zaiste, wzruszające! A to jeszcze nie koniec wtrętów ojczyźnianych. Najbardziej dziwi jednak to, że w tym koszmarku zgodzili się wziąć udział naprawdę przyzwoici aktorzy. Andrieja Rodina zagrał Fiodor Bondarczuk („ Przenicowany świat”, „ Miłość ON/OFF”, „ PiraMMMida”), Romana Woinowa – jego syn, noszący imię po słynnym dziadku, Siergiej („ Stalingrad”), zaś Sławę – Władimir Jagłycz („ Pokażę ci Moskwę”, „ Noc dłuższa niż życie”, „ Pięć narzeczonych”). Katia ma twarz Swietłany Chodczenkowej („ Wasilisa”, „ Koniec pięknej epoki”, „ Krwawa hrabina Batory”), natomiast Kulikow – Aleksandra Bałujewa („ Rok 1612”, „ Indi”, „ Spadkobiercy”). Za kompletnie wypraną z emocji muzykę ilustracyjną odpowiada Artiom Wasiljew („ Weekend”, „ Tajemnica ciemnego pokoju”); na szczęście w ścieżce dźwiękowej „Wojownika” pojawiają się jeszcze – dobrane przez didżeja Fiodora Fomina – piosenki rockowe i hiphopowe, które jakoś ratując całość. Autorem zdjęć, również niemającym zbyt dużo powodów do dumy, jest Władysław Opeljanc, w ostatnich latach etatowy współpracownik Nikity Michałkowa („ 12”, „ Spaleni słońcem 2”, „ Udar słoneczny”). Inna sprawa, że szans na wykazanie się nie miał tu praktycznie żadnych.
|
Czy redakcja odróżnia recenzję od streszczenia? W gimnazjum już uczą na czym polegają różnice między nimi. Wstyd.