Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

A gdy się zejdą, raz i drugi...
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Nie nadaję się do recenzowania pierwszego sezonu „Jessiki Jones”. Nie znam komiksowego pierwowzoru, odstręczają mnie superbohaterowie, gardzę (z paroma szlachetnymi wyjątkami) superbohaterskim kinem. Nie zamierzam też analizować marvelowsko-netfliksowej produkcji narzędziami krytyki postfeministycznej. Brakuje mi zupełnie motywu. Musi wystarczyć sama okazja.

Borys Jagielski

A gdy się zejdą, raz i drugi...
[ - recenzja]

Nie nadaję się do recenzowania pierwszego sezonu „Jessiki Jones”. Nie znam komiksowego pierwowzoru, odstręczają mnie superbohaterowie, gardzę (z paroma szlachetnymi wyjątkami) superbohaterskim kinem. Nie zamierzam też analizować marvelowsko-netfliksowej produkcji narzędziami krytyki postfeministycznej. Brakuje mi zupełnie motywu. Musi wystarczyć sama okazja.
Pierwszego tropu dostarcza wizyta w mieszkaniu bohaterki. Mieści się tam biuro jej jednoosobowej agencji detektywistycznej. Witają nas brud i mrok. Przez rozbitą szybę drzwi wejściowych wpada do pokoju trochę światła z korytarza. Wszędzie walają się puste butelki po gorzałce. Niezłe ziółko z tej Jessiki.
Po zbadaniu lokalu przychodzi pora na zasięgnięcie języka. Wielki jak dąb, czarnoskóry barman i sąsiad-narkoman zdradzają niewiele. Odkrywamy jednak ze zdziwieniem, że Jones, chociaż w żadnym wypadku nie mogłaby posłużyć za wzór do naśladowania dla panien z dobrego domu, przyjaźni się z atrakcyjną, zamożną dziennikarką radiową. Zawodowe więzi łączą także Jessikę z wziętą prawniczką (w tej roli matriksowa Carrie-Anne Moss). Jest jeszcze ON, ale o nim opowiemy za chwilę.
Galeria wyrazistych postaci stanowi gigantyczny atut „Jessiki Jones”. Biali mężczyźni są tutaj w zdecydowanej mniejszości, ba, nie występują w ogóle wśród bohaterów pozytywnych. Pierwsze skrzypce gra kobieta, drugie – kobieta, trzecie… również, przynajmniej początkowo; ta trzecia jest nawet lesbijką zdradzającą żonę. Później Jessikę wspierają dwaj Murzyni, w tle pojawia się też policjant a’la Roger Murtaugh. W ostatniej chwili scenarzyści przypominają sobie, że zapomnieli o czarnoskórych kobietach, toteż w finałowym odcinku angażują Rosario Dawson jako „special guest star”.
Szaleństwo akcji afirmacyjnej? Bynajmniej. Prędzej rzeczywiste odzwierciedlenie demografii Hell’s Kitchen we współczesnym Nowym Jorku, a przede wszystkim dowód uniewinniający w sprawie Jarosława Loretza, który w grudniowej recenzji „Przebudzenia Mocy” skrytykował film za political correctness. Posypały się nań wówczas gromy w komentarzach, bo jakim prawem może komuś przeszkadzać kobieta, Murzyn i Latynos w obsadzie? Tymczasem „Jessica Jones” na zasadzie kontrastu dobitnie wykazuje, iż takie castingowe wygibasy sens mają wyłącznie wtedy, gdy za genderowo-rasową fasadą kryją się postacie z krwi i kości. Wtedy wydadzą się jeszcze ciekawsze. W przeciwnym wypadku dostaniemy krzykliwy, kolorowy papier.
W Jessikę wcieliła się Krysten Ritter, którą zapamiętaliśmy jako dziewczynę Jessego z serialu „Breaking Bad”. Ritter można by zarzucić ograniczony repertuar aktorskiej ekspresji, ale należy w każdym razie przyznać, że bardzo dobrze sprawdza się roli twardej, oschłej babki po traumatycznych przejściach. Pannę Jones z grona fikcyjnych detektywów wyróżnia jednak nie tylko płeć, gocka uroda i emocjonalne szramy. Owszem, nie dedukuje jak Holmes, ani nie przyszpila pytaniami jak porucznik Columbo. Potrafi za to coś innego: pomimo mizernej postury wycisnęłaby na ławeczce kilkanaście razy więcej niż obaj panowie razem wzięci.
Otóż Jessica jest poniekąd superbohaterką. Jej supermoc to nadzwyczajna siła. Kryje się z nią, nie nosi kostiumu, działa „w cywilu”, lecz gdy trzeba, potrafi urwać rękami kłódkę, zatrzymać jadący samochód lub prawym sierpowym wbić kogoś w mur. Wszystko zgodnie z papierowym pierwowzorem: Jessica zadebiutowała w 2001 r. w Marvelowskim komiksie.
Przyznaję, że z ochotą przyłożyłbym piłę do tej infantylnej gałęzi popkultury. Na szczęście nadprzyrodzone elementy serialu podporządkowują się stylistyce kryminalno-sensacyjnej, dają zatuszować domieszkami noirowymi i obyczajowymi. Taka mieszanina wydatnie sprzyja gęstej atmosferze. Z drugiej strony, owe fantastyczne składniki z czasem nabierają pewności siebie, a rozkład akcentów ewoluuje na przestrzeni sezonu od melancholijnej opowieści detektywistycznej ku telewizyjnej superbohaterszczyźnie. Wygodnie też uznać okazjonalne bzdurki i jałowizny w scenariuszu za spadek po obrazkowej bajce1).
Bez supermocy nie byłoby jednak JEGO, czarnego charakteru [i]par excellence[/i], psychopaty budzącego u widza – co zupełnie niezwykłe w tego typu produkcjach – autentyczną odrazę moralną. Kilgrave, genialnie sportretowany przez Davida Tennanta, posiada oto zdolność sterowania ludźmi werbalnymi poleceniami. Posłuszeństwo jego ofiar jest absolutne. Na żądanie dżentelmena w ciemnofioletowym garniturze będą bez mrugnięcia okiem śledzić kogoś przez cały dzień; z mrugnięciem włożą rękę do malaksera albo popełnią samobójstwo.
Kilgrave, zawsze nienagannie ubrany, posługujący się wspaniałym angielskim akcentem, wykorzystuje swój talent do celów wyjątkowo podłych. Widz zostaje mocno trzepnięty po głowie w końcówce pierwszego odcinka, a potem… jest w zasadzie coraz lepiej, gdyż z biegiem odcinków oswajamy się z antagonistą, który upodabnia się do zwyczajnego – chociaż wciąż charyzmatycznego – badguya. Co prawda scenarzyści mniej więcej w połowie sezonu ożywiają psychologiczną dynamikę frapującym zwrotem akcji, lecz przewrotna próba usprawiedliwienia Kilgrave’a to łabędzi śpiew ich możliwości. Fabuła wpada rychło w utarte koleiny, a widz nie wie już tylko jednego: czy Jessica rozprawi się ostatecznie z psychopatą w finale sezonu, czy może trzeba będzie wyczekiwać ciągu dalszego.
Wbrew pozorom nie uważam scenariusza za słabego. Wprost przeciwnie, w odcinkach początkowych i środkowych opowiadana historia trzyma nader wysoki poziom. Studenci filmówki mogliby uczyć się z niej wzorowego zawiązywania akcji: takiego, które wciąga w fabułę od pierwszych scen, a zarazem przejrzyście przedstawia bohaterkę oraz jej świat. Piąty epizod podkręca do oporu napięcie, epizod ósmy inteligentnie bawi się z oczekiwaniami widza. A przede wszystkim: Większa część sezonu mówi w dojrzały, odważny sposób o przepracowywaniu ciężkich traum, co ustawia „Jessicę Jones” daleko od sensacyjnego łubudu… z wyjątkiem scen, w których rzeczywiście pani detektyw spuszcza komuś manto (średnio raz na odcinek).
Skoro jest więc tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Dlaczego oceniam pierwszy sezon „Jessiki Jones” na bądź co bądź nędzne 70%? Otóż cechuje się on niewielką, ale wyraźną tendencją zniżkową, która pozostawia po sobie pewien niesmak. Po dwóch pierwszych, wyśmienitych odcinkach, przychodzi szybko pora na otrzeźwienie. W epizodzie numer trzy scenariusz nieoczekiwanie się chybocze, rozwiązanie intrygi w epizodzie następnym rozczarowuje. Orientujemy się, iż nie mamy wcale do czynienia z serialem genialnym, co najwyżej bardzo dobrym. I istotnie, środkowe odcinki odzyskują fason, lecz komiksowy rodowód prześwituje w nich coraz wyraźniej. Ostatnia część sezonu jest zaledwie umiarkowanie dobra – z naciskiem na „umiarkowanie”.
Podkreślam, że cały czas mowa o fabule. Reżyseria nie zawodzi ani na moment, tok wydarzeń oscyluje płynnie między akcją i dialogami. Znakomite są też zdjęcia; zwraca uwagę regularne wykorzystywanie framug, mebli i tym podobnych jako rozmytych ram dla kadrów. Twórcy nawiązują tym sposobem do komiksowego layoutu oraz podprogowo wzmacniają poczucie osaczenia. Na osobną pochwałę zasługuje świetna czołówka.
Pokuszę się zatem o następującą opinię: byłoby lepiej, gdyby w poszczególnych odcinkach bohaterka prowadziła niepowiązane ze sobą śledztwa, a wątek Kilgrave’a przewijał się w tle jako „mitologiczne” spoiwo sezonu. „Jessica Jones” jest bowiem dość silna, by udźwignąć formułę klasycznego serialu dochodzeniowego. Skazy scenariuszowe, wynikające z genetycznego obciążenia, chowałyby się wówczas w nieciągłej narracji. Natomiast przetrzymanie Kilgrave’a w cieniu zachowałoby na dłużej aurę grozy i tajemniczości. Każda kobieta po przejściach powinna zdawać sobie wszak sprawę, iż mężczyźni z przeszłością przestają być zniewalający po bliższym poznaniu.
koniec
19 maja 2016
1) Czuję się w obowiązku wyjaśnić, jakie bzdurki i jałowizny mam na myśli. Będą spojlery! Scenarzyści po raz pierwszy obrażają inteligencję widza w trzecim odcinku, gdy Jessica przychodzi do Trish i ratuje ją przed Simpsonem. Pal licho, że pojawiła się niespodziewanie i w ostatniej chwili; gorzej, że nie miała powodu, by właśnie wtedy przyjaciółkę odwiedzić. Potem niemożebnie głupim musimy nazwać plan Jessiki, by dać się zamknąć w supermaksie. Za nieco naciągane uważam okoliczności, w jakich Kilgrave wydostał się ze swojej klatki w ósmym odcinku, a za bardzo naciągany – fakt, że zmarła żona Luke’a to właśnie Reva. Do jałowizn zaliczam wątek Eastmanów w czwartym odcinku, oraz wlokące się perypetie matrymonialne Jeri i Wendy.

Komentarze

20 V 2016   07:52:03

Po tym wstępie, w którym autor w skrajnie butny sposób dystansuje się do podejmowanego tematu ("gardzę", mójboże...), nie widzę powodu, by ktoś miał ochotę dalej czytać tę recenzję. Ja przeczytałem. Mea culpa.

20 V 2016   12:47:25

Pan Jagielski powinien recenzować wyłącznie kulturę wysoką, a nie popularną. Strasznie się biedak męczy, a jego retoryczne wygibasy i tak nie są szczególnie przydatne dla odbiorców tego typu utworów.

20 V 2016   21:00:00

Szaleństwo politycznej poprawności trwa w najlepsze."Rzeczywiste odzwierciedlenie demografii Hell’s Kitchen we współczesnym Nowym Jorku"? Czyli zdaniem scenarzystów serialu w Hell's Kitchen mieszkają białe kobiety i czarni mężczyźni? Ach, i jeszcze mężczyźni Latynosi. Rzeczywiście, fantastyka. No i Rosario Dawson oczywiście nie jest czarna, coś się recenzentowi pokręciło...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
Sebastian Chosiński

21 IV 2024

Mariupol to prawdopodobnie najboleśniej doświadczone przez los ukraińskie miasto w toczonej od ponad dwóch lat wojnie. Oblężone przez wojska rosyjskie, przez wiele tygodni sukcesywnie niszczone ostrzałami z lądu, powietrza i morza. Miasto zamordowane po to, by złamać opór jego mieszkańców i ukarać ich za odrzucenie „ruskiego miru”. O tym opowiada dokument Maksyma Litwinowa „Mariupol. Niestracona nadzieja”.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Niedojechanie
— Borys Jagielski

Ziemia obiecana
— Borys Jagielski

Głos miał nieprzyjemny
— Borys Jagielski

Medjugorje
— Borys Jagielski

Ojciec Rosemary
— Borys Jagielski

Kres górny
— Borys Jagielski

Gorąca gra
— Borys Jagielski

Portrety nietoty
— Borys Jagielski

Hollywoodzkie emerytury
— Borys Jagielski

Wrzód na tkance
— Borys Jagielski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.