East Side Story: Wampir po rosyjsku [Siergiej Ginzburg „Wurdałaki” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Nie ma, jak dotąd, szczęścia klasyczne opowiadanie grozy Aleksieja Konstantinowicza Tołstoja „Rodzina wilkołaka”. Choć przenoszono je na ekran wcześniej aż pięciokrotnie, żadna z ekranizacji nie była dziełem udanym. Nie da się tego powiedzieć również o najnowszym, szóstym podejściu do tej literackiej materii. „Wurdałaki” Siergieja Ginzburga to – co najwyżej – film klasy C. A miała być chyba superprodukcja…
East Side Story: Wampir po rosyjsku [Siergiej Ginzburg „Wurdałaki” - recenzja]Nie ma, jak dotąd, szczęścia klasyczne opowiadanie grozy Aleksieja Konstantinowicza Tołstoja „Rodzina wilkołaka”. Choć przenoszono je na ekran wcześniej aż pięciokrotnie, żadna z ekranizacji nie była dziełem udanym. Nie da się tego powiedzieć również o najnowszym, szóstym podejściu do tej literackiej materii. „Wurdałaki” Siergieja Ginzburga to – co najwyżej – film klasy C. A miała być chyba superprodukcja…
Siergiej Ginzburg ‹Wurdałaki›EKSTRAKT: | 40% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Wurdałaki | Tytuł oryginalny | Вурдалаки | Reżyseria | Siergiej Ginzburg | Zdjęcia | Andriej Gurkin | Scenariusz | Aleksiej Timm, Tichon Korniew, Aleksiej Karaułow | Obsada | Agłaja Szyłowska, Michaił Porieczenkow, Konstantin Kriukow, Roman Madianow, Andriej Rudienski, Igor Chripunow, Anatolij Guszczin, Michaił Żygałow, Konstantin Miłowanow, Anna Arłanowa, Julia Aug, Jekatierina Stułowa, Lera Ariefjewa, Iwan Szmakow | Muzyka | Aleksandr Turkunow, Wadim Majewski | Rok produkcji | 2017 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 90 min | Gatunek | fantasy, groza / horror | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Najpierw wyjaśnijmy pojęcie użyte w tytule – zarówno opowiadania, jak i filmu. Wurdałak to w tradycji rosyjskiej po prostu wampir. Po raz pierwszy słowa tego użył Aleksandr Puszkin w napisanym w 1836 roku, a więc krótko przed tragiczną śmiercią, wierszu, który tak właśnie zatytułował. Stworzył je na bazie… wilkołaka. Trzy lata później skorzystał z niego prozaik, dramaturg i poeta – zafascynowany magią, okultyzmem i wiedzą tajemną – Aleksiej Konstantinowicz Tołstoj, który napisał (w języku francuskim) opowiadanie „Rodzina wurdałaka” (względnie „Rodzina wilkołaka”), opatrzone podtytułem: „Niewydany fragment z dziennika nieznajomego”. Ta gotycka nowela do rosyjskiego czytelnika trafiła bardzo późno, bo dopiero w 1884 roku, dziewięć lat po śmierci pisarza. Wraz z innymi tekstami Tołstoja, takimi jak „Upiór” czy „Spotkanie po trzystu latach”, uczyniła go jednym z prekursorów opowieści niesamowitych w literaturze Europy Środkowo-Wschodniej. Tyle że on sam w ogniu tej sławy ogrzać się już nie mógł… Na wydane w oryginale w języku francuskim opowiadanie w pierwszej kolejności uwagę zwrócili filmowcy zachodni. Sięgnął po nie Włoch Mario Bava, kręcąc antologię „Trzy oblicza strachu” (1963); dziesięć lat później pomysł Tołstoja rozwinął do rozmiarów filmu pełnometrażowego rodak Bavy, Giorgio Ferroni („Noc diabłów”). Po dwóch kolejnych latach powstał godzinny hiszpański horror „Rodzina wilkołaka” (w ramach serialu telewizyjnego), pod którym jako autor podpisał się José Antonio Páramo. Twórcy rosyjscy sięgnęli po tekst Aleksieja Konstantinowicza dopiero pod koniec lat 80. ubiegłego wieku; tak powstała „Rodzina wurdałaków” (1990) Giennadija Klimowa i Igora Szawłaka. Scenarzyści podeszli jednak do literackiego pierwowzoru bardzo swobodnie, w efekcie trudno uznać ten obraz za udaną adaptację. W jeszcze mniejszym stopniu można to powiedzieć o… komediowym horrorze „Tato, umarł Dziadek Mróz” (1991) Jewgienija Jufita. Żałować jedynie można, że choć przymierzał się do tego tekstu, ostatecznie nie zdołał przenieść go na ekran Aleksiej German. Musiało minąć kilkanaście lat, aby pojawili się w Rosji kolejni twórcy chętni zmierzyć się z tym tematem. Scenariusz najnowszej adaptacji napisał doświadczony, choć niekoniecznie szczególnie uzdolniony, Aleksiej Timm („ Indygo”, „ Podrzutek”, „ Nie trzeba się martwić”) jeszcze w 2008 roku. Realizację filmu odłożono jednak wtedy „na później”, ponieważ właśnie zaczął się światowy kryzys ekonomiczny i niemożliwe okazało się zebranie odpowiedniej kwoty. Udało się to dopiero przed dwoma laty. Budżet wyniósł ostatecznie 160 milionów rubli. Zdjęcia kręcono na odebranym nie tak dawno Ukrainie Krymie, a mówiąc precyzyjniej – w karaimskim skalnym miasteczku Czufut-Kale nieopodal Bakczysaraju (tam swego czasu dotarł również, realizując „Pana Wołodyjowskiego”, Jerzy Hoffman, jak i twórcy pierwszych odcinków serialu biograficznego o Annie German). Premiera kinowa „Wurdałaków” (pozostaniemy przy tradycyjnej rosyjskiej nazwie wampirów) odbyła się 22 lutego, od wczoraj natomiast film jest w sprzedaży na płycie DVD. Reżyserem „Wurdałaków” jest bardzo doświadczony Siergiej Ginzburg (rocznik 1961), dla którego była to już dwunasta produkcja (mimo to nie sposób doszukać się wśród nich dzieł wybitnych). Na koncie ma seriale oraz pełnometrażowe filmy telewizyjne i kinowe; melodramaty („Spaść w górę”, 2002; „I tak cię kocham”, 2008; „Pierwsza próba”, 2009), komedie romantyczne („Przerwa na reklamę”, 2005; „Miłość-zawiłość 3”, 2010), kryminały („Bandy”, 2010; „Suka dla mistrza”, 2010; „Pewnego razu w Odessie”, 2011) oraz opowieści historyczne („Syn Ojca Narodów”, 2013; „Zabić Stalina”, 2013; „Wilcze słońce”, 2014; będący jeszcze w fazie produkcji „Sorge”). Jak więc widać, „Wurdałaki” to pierwszy w jego dorobku horror. I to, niestety, mocno rzuca się w oczy. Ginzburg zwyczajnie nie czuje tej formuły; do tematu podchodzi jak rzemieślnik, bez cienia polotu, bez jakiejkolwiek chęci polemizowania z klasyką gatunku. W efekcie z ekranizacji opowiadania Tołstoja wychodzi koszmarek, który ratują jedynie piękne krajobrazy i kilka dramatycznych scen, które jednak i tak nie pozostają w pamięci na długo. Wiele innych sekwencji raczej śmieszy, chociaż widz wcale nie ma pewności, czy takie właśnie było pierwotne zamierzenie. Przejdźmy jednak do fabuły. Akcja rozgrywa się w połowie XVIII wieku. Krajem rządzi caryca Elżbieta, córka Piotra Wielkiego i Katarzyny I. Jej spowiednik, ojciec Ławr, zostaje zmuszony do opuszczenia Petersburga; zamieszkuje w oddalonym od świata monasterze gdzieś w karpackich górach. Szybko stwierdza, że w okolicy dzieją się dziwne rzeczy. Z jakiegoś powodu zmarli ożywają. Do codziennych (a raczej conocnych) obowiązków zakonnika należą więc odwiedziny na cmentarzu, gdzie wyłapuje zmartwychwstańców, aby ponownie – za pomocą noża i kołka osikowego – wyekspediować ich w zaświaty. Z biegiem czasu staje się to coraz trudniejsze, a kiedy po dwudziestu latach nieobecności do okolicznego zamku powraca baron Witold – niemal z góry skazane na porażkę. Witold jest bowiem wampirem, który – po wiekach degeneracji – pragnie przywrócić swej rasie czystość i tym sposobem zdobyć władzę nad światem. Do tego celu potrzebuje krwi Mileny, chłopki, której matka przed laty została zakażona przez wurdałaka. Ale pojmanie dziewczyny nie jest wcale takie proste. Potrafi ona bowiem doskonale posługiwać się bronią palną i nie waha się jej użyć. Nawet gdy trzeba wypalić w głowę małej dziewczynki… W tym samym czasie do wsi przybywa posłaniec z Petersburga, młody i przystojny Andriej Wasiljewicz Lubczyński. Jest wysłannikiem cesarzowej Elżbiety, która posłała go w Karpaty z listem do ojca Ławra. Zakonnik nie ma jednak wcale ochoty na prowadzenie korespondencji z monarchinią, mimo to Andriej postanawia poczekać na odpowiedź. W tym celu zatrzymuje się we wsi, w domu brata i ojca pięknej Mileny. Dzieje się to w najlepszym możliwym momencie – kiedy bowiem kobieta zostaje porwana przez tureckiego sługę barona, Lubczyński rusza jej z pomocą. To początek ich romansu, czemu zresztą trudno się dziwić – Milena jest tak piękna, że potrafiłaby chyba skruszyć nawet najtwardsze męskie serce. A co dopiero takiego petersburskiego bawidamka jak Andriej. Na dodatek kobieta wcale nie ma chłopskich przyzwyczajeń – porusza się z gracją, mówi wyszukanym językiem, wygląda jak księżniczka (co wydaje się zrozumiałe, gdy zdajemy sobie sprawę, że w jej poczęciu prawdopodobnie „maczał palce” baron Witold). Dla takiej piękności rzeczywiście można stracić głowę i zaryzykować wojnę z wampirami. Szkoda tylko, że napięcia w tej historii jest – dosłownie – za grosz. Baron Witold w swej sztywnej wampirowatości sprawia wrażenie karykaturalne, które pogłębia jedynie postać jego – nie mniej groteskowego – tureckiego sługi. W efekcie filmu nie ratują nawet zaserwowane na finał całkiem przyzwoite efekty specjalne i godna wyróżnienia gra aktorska (poza Witoldem). A z czyich usług skorzystał Ginzburg? Milenę zagrała Agłaja Szyłowska („ Tram-pki”), ojca Ławra – Michaił Porieczenkow („ Rok 1612”, „ Poddubny”), natomiast Andrieja – Konstantin Kriukow („ Rówieśnicy”, „ Generation Π”, „ Solo na saksofonie”). W rolach drugoplanowych pojawili się natomiast: Roman Madianow („ Ślad tygrysa”, „ Lewiatan”, „ Mnich i demon”) jako Paramon, sługa Lubczyńskiego; Konstantin Miłowanow („ Skok delfina”, „ Jarosław. Tysiąc lat temu”) jako Gieorgij, brat Mileny; Julia Aug („ Milczące dusze”, „ Dotyk wiatru”, „ Uczeń”) w roli matki dziewczynki-wampira. Za zdjęcia, które wziąwszy pod uwagę plenery, w jakich przyszło pracować operatorowi, były prawdziwym „samograjem”, odpowiadał Andriej Gurkin („ Pożegnanie”), natomiast mało zachęcająca ścieżka dźwiękowa, o której najlepiej zapomnieć od razu po seansie, wyszła spod ręki współpracującego ze sobą od lat duetu Aleksandr Turkunow i Wadim Majewski.
|