East Side Story: Wojna, miłość i śmierć [Karen Szachnazarow „Anna Karenina. Historia Wrońskiego” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Karen Szachnazarow od dziewiętnastu lat rządzi Mosfilmem, jedną z największych wytwórni filmowych w Europie (a może i na świecie). To sprawia, że za kamerą staje ostatnio rzadko, starannie – zdawałoby się – dobierając projekty. A jednak zaliczył w tym roku bolesną wpadkę. „Anna Karenina. Historia Wrońskiego” to – zarówno w wersji serialowej, jak i kinowej – jedna z najmniej udanych ekranizacji powieści Lwa Tołstoja.
East Side Story: Wojna, miłość i śmierć [Karen Szachnazarow „Anna Karenina. Historia Wrońskiego” - recenzja]Karen Szachnazarow od dziewiętnastu lat rządzi Mosfilmem, jedną z największych wytwórni filmowych w Europie (a może i na świecie). To sprawia, że za kamerą staje ostatnio rzadko, starannie – zdawałoby się – dobierając projekty. A jednak zaliczył w tym roku bolesną wpadkę. „Anna Karenina. Historia Wrońskiego” to – zarówno w wersji serialowej, jak i kinowej – jedna z najmniej udanych ekranizacji powieści Lwa Tołstoja.
Karen Szachnazarow ‹Anna Karenina. Historia Wrońskiego›EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Anna Karenina. Historia Wrońskiego | Tytuł oryginalny | Анна Каренина. История Вронского | Reżyseria | Karen Szachnazarow | Zdjęcia | Aleksandr Kuzniecow, Alik Tagirow | Scenariusz | Aleksiej Buzin, Karen Szachnazarow | Obsada | Jelizawieta Bojarska, Maksim Matwiejew, Witalij Kiszczenko, Kirył Griebienszczikow, Makar Michałkin, Albina Szagimuratowa, Tatiana Liutajewa, Iwan Koliesnikow, Anastazja Makiejewa, Sofia Sun, Dmitrij Gusiew, Anna Siniakina, Jurij Bieliajew | Muzyka | Jurij Potiejenko | Rok produkcji | 2017 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 133 miny | Gatunek | historyczny, melodramat, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
„Annę Kareninę” przenoszono na ekran wielokrotnie. Tylko w ostatnim dwudziestoleciu robili to między innymi Amerykanie (reżyseria: Bernard Rose, 1997), Brytyjczycy (David Blair, 2000; Joe Wright, 2012), Rosjanie (Siergiej Sołowjow, 2008), a nawet Włosi do spółki z Francuzami (Christian Duguay, 2013). Poza serialem Wrighta (ze scenariuszem Toma Stopparda) żadna z tych adaptacji nie dorównywała poziomem klasycznemu radzieckiemu obrazowi Aleksandra Zarchiego sprzed – dokładnie – półwiecza. Choć przecież i on nie został zaliczony do arcydzieł. To świadczy tylko o tym, że ta zakończona tragedią opowieść o miłosnym trójkącie zalicza się do wyjątkowo trudnych do ekranizacji. Co zresztą niechcący potwierdza najnowsze podejście do książki Lwa Tołstoja, za które odpowiedzialność wziął nie byle kto, bo sam dyrektor generalny wytwórni „Mosfilm” – Karen Gieorgijewicz Szachnazarow (rocznik 1952). To bardzo doświadczony twórca, który karierę reżyserską rozpoczął w połowie lat 70. ubiegłego wieku. W „Esensji” pisaliśmy dotychczas o jego czterech filmach: opartym na wspomnieniach legendarnego rosyjskiego rewolucjonisty Borisa Sawinkowa thrillerze historycznym „ Jeździec o imieniu Śmierć” (2004), melancholijnej obyczajowej tragikomedii „ Utracone imperium” (2007), minimalistycznej w formie adaptacji psychologicznej noweli Antona Czechowa „ Sala numer 6” (2009) oraz wysokobudżetowej wojennej historii wymyślonej przez Ilję Bojaszowa „ Biały Tygrys” (2012). Jak widać, Szachnazarow lubi sięgać po teksty literackie. Tak samo zrobił teraz, gdy postanowił odkurzyć powieść Tołstoja. I to „odkurzyć” niemal dosłownie, albowiem zaczerpnięty z książki rosyjskiego klasyka wątek miłosny podrasował wojennymi wspomnieniami Wikientija Wikientjewicza Wieriesajewa „Na wojnie japońskiej”. Wieriesajew to – urodzony w 1867 roku – lekarz i pisarz, jak również absolwent historii na Uniwersytecie Petersburskim. W czasie wojny rosyjsko-japońskiej służył w armii na Dalekim Wschodzie; powołano go do wojska także po wybuchu pierwszej wojny światowej. Chociaż z komunistami nie było mu po drodze, po rewolucji pozostał w Rosji; zmarł w Moskwie w 1945 roku. Pozostawił po sobie nie tylko wspomnienia, ale także opowiadania, powieści, dramaty (poświęcone Puszkinowi „Ostatnie dni” napisał do spółki z Michaiłem Bułhakowem), jak również książki biograficzno-krytycznoliterackie o Nikołaju Gogolu, Lwie Tołstoju, Fiodorze Dostojewskim i Aleksandrze Puszkinie. Karen Gieorgijewicz i debiutujący w roli scenarzysty Aleksiej Buzin postanowili wykorzystać teksty opowiadające o udziale Wikientija Wikientjewicza w wojnie z Japończykami, a posłużyły im one przede wszystkim do przedstawienia dalszych losów wybranych bohaterów „Anny Kareniny”, w tym nade wszystko Aleksieja Wrońskiego. Szachnazarow rozpoczął prace nad filmem na początku 2015 roku; ze zdjęciami wystartował w styczniu roku następnego i trwały one do lipca. Odbywały się nie tylko w Moskwie i Petersburgu, ale również w miejscowości Bogorodick (w obwodzie tulskim) oraz na Krymie, gdzie wybudowano wioskę mandżurską. Jak oznajmił – zapewne z dumą – sam reżyser, nie wziął na tę produkcję państwowych pieniędzy (co oznacza tyle, że nie starał się o dodatkowe dofinansowanie z budżetu Ministerstwa Kultury); wystarczyły mu pieniądze z „Mosfilmu”, kanału telewizyjnego „Rossija-1” oraz od prywatnych sponsorów. Film powstał w dwóch wersjach: jako ośmioodcinkowy serial, którego premierowa emisja miała miejsce pomiędzy 17 a 20 kwietnia tego roku (po dwa odcinki dziennie), oraz liczący nieco ponad dwie godziny film kinowy, który na dużych ekranach w Rosji (i na razie tylko tam) wyświetlany jest od 8 czerwca. Serial nie miał najlepszej prasy, trudno było więc spodziewać się, że oparty na nim obraz pełnometrażowy będzie prezentował się lepiej. I tak, niestety, właśnie jest. „Anna Karenina. Historia Wrońskiego” to – nawet jak na stroniącego zazwyczaj od fajerwerków Karena Gieorgijewicza – produkcja piekielnie nudna (przynajmniej od połowy), którą przed totalną katastrofą ratuje jedynie aktor wcielający się w tytułową męską postać. Pomysł na punkt wyjścia wcale nie był najgorszy. Szachnazarow, zdając sobie sprawę z tego, że to ryzykowne opowiadać po raz setny tę samą historię, zdecydował się podejść do niej od innej strony. Spojrzeć na romans Anny i Wrońskiego z perspektywy czasu – i to całkiem sporej, bo trzydziestoletniej. Dlatego też akcja dzieła Karena Gieorgijewicza rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Ta rzeczywista – to rok 1904, z którego co rusz cofamy się w przeszłość, w lata 1872-1875, kiedy rozgrywa się właściwa fabuła powieści Lwa Tołstoja. Aleksiej Wroński jest pułkownikiem armii carskiej, którego los rzucił na Daleki Wschód, do Mandżurii, o którą rywalizują dwa cesarskie imperia – Rosja i Japonia. Ranny w walce trafia do zajętej przez Rosjan chińskiej wioski, w której założono prowizoryczny szpital polowy. Przypadkowo okazuje się, że szefuje mu Siergiej Karenin, syn jego dawnej kochanki, którego zresztą Aleksiej znał, gdy ten był kilkuletnim chłopcem. Dowiedziawszy się o obecności Wrońskiego, Siergiej odwiedza go, by poznać jego wersję wydarzeń sprzed trzech dekad. Chce wiedzieć, dlaczego jego matka zdecydowała się na tak straszną śmierć. Pragnie zrozumieć jej decyzję. Ale ciekaw jest także powodów późniejszego zachowania Aleksieja, który ani nie pojawił się na pogrzebie kochanki, ani nie zaopiekował się ich wspólną córką, a przyrodnią siostrą Siergieja, również Anną. Indagowany przez młodego – choć teraz już prawie czterdziestoletniego – Karenina Wroński zaczyna snuć swą opowieść-spowiedź: od momentu, kiedy to zimą 1872 roku poznał, dzięki swojej matce, Annę, aż do jej tragicznego końca trzy lata później. Wspomnienia przeplatane są wstawkami z mandżurskiej wioski, które jednak tak naprawdę niczemu specjalnemu nie służą. Między Aleksiejem a Siergiejem nie ma bowiem żadnego napięcia; ich rozmowy przypominają raczej spotkanie starych znajomych, a nie mężczyzn, których los połączył bardzo przekornie i doświadczył nadzwyczaj boleśnie. Szachnazarow miał wprawdzie w ręku właściwy klucz (wspomniany już nietypowy punkt wyjścia), ale dopasował go do niewłaściwych drzwi. Historię romansu bogatego i wykształconego hrabiego z cieszącą się sympatią żoną wysokiej rangi petersburskiego urzędnika opowiedział sztampowo i pobieżnie (choć oczywiście w serialu wszystkie motywy zostały znacznie rozwinięte), unikając przy tym typowego dla Tołstoja psychologizowania. W efekcie gdy patrzymy na popadającą w coraz głębszą depresję Annę, widzimy raczej egzaltowaną mieszczkę, która ma problem z własnymi emocjami, niż kobietę rozdartą między powinnościami żony i matki a uczuciem do kochanka i pragnieniem spełnienia w miłości, jakiej nie zaznała z Kareninem. Szachnazarow ma taką pozycję w kinematografii rosyjskiej, że nie wypada mu odmawiać. Kiedy więc proponuje komuś rolę, lepiej się zgodzić, a potem ewentualnie modlić się, aby reżyser nie zawalił sprawy. Bywa jednak i tak, że to on właśnie popełnia błędy obsadowe. Jednym z nich było powierzenie roli Anny Kareniny trzydziestojednoletniej Jelizawiecie Bojarskiej („ Podporucznik Romaszow”, „ Mecz”, „ Uciekinierzy”), która w roli rosyjskiej arystokratki cierpi straszliwie. Napisać, że „nie czuje jej” – to eufemizm. Ona się w niej dusi. Bojarskiej zwyczajnie brakuje talentu, by wyjść poza groteskowe miny, które chyba tylko jej zdaniem oddają rzeczywiste psychiczne udręki bohaterki. Męczarnie artystki udzielają się zresztą także widzom. Na szczęście zupełnie inaczej prezentuje się grający Aleksieja Wrońskiego Maksim Matwiejew („ Bikiniarze”, „ Sierpień. Ósmego”, „ Weekend”). To, mimo ciągle jeszcze w miarę młodego wieku (niespełna trzydzieści pięć lat w chwili kręcenia filmu), aktor bardzo doświadczony i znakomity, doskonale czujący się w mundurze oficera carskiej armii, dla którego nie jest problemem wcielić się w trzydziesto- czy sześćdziesięciolatka. Ba! w tej drugiej kreacji wydaje się nawet bardziej przekonujący. Z aktorów drugiego planu warto wyróżnić Witalija Kiszczenkę („ Kamienna głowa”, „ Cud”, „ Udar słoneczny”) jako męża Anny oraz Kiryła Griebienszczikowa („ Pani przystanek, madame!”) jako jej – dorosłego już – syna Siergieja. Autorem zdjęć jest współpracujący od dłuższego już czasu z Szachnazarowem Aleksandr Kuzniecow („ Prosto w serce”), któremu po raz kolejny pomagał Azer Alik Tagirow („ Biały Tygrys”). Z kolei ścieżka dźwiękowa wyszła spod ręki Jurija Potiejenki, który w ostatnich latach nie może wprost opędzić się od propozycji („ Batalion”, „ Czas pionierów”, „ Zimne tango”), co niestety coraz częściej wpływa na jakość tworzonej przez niego muzyki. Ta, która „uświetniła” dzieło Karena Gieorgijewicza, nie wyróżnia się niczym; jest typową „watą” wypełniającą tło, nie przydaje wartości obrazowi. Żaden z motywów nie pozostaje w pamięci, żadnego nie będziemy nucić po wyjściu z kina. Muzyka jest dokładnie taka, jak cała „Anna Karenina. Historia Wrońskiego” – do bólu wtórna i przewidywalna.
|