East Side Story: Na bezdrożach, z nożem w ręku [Aleksandr Chant „Jak Witia Czesnok wiózł Liochę Styra do domu opieki” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Tytuł filmu Aleksandra Chanta – brzmiący trochę jak bajkowa opowieść – nie ma tak naprawdę nic wspólnego z bajką. Mimo czasami lekkiego tonu, podszytego ironią, „Jak Witia Czesnok Liochę Sztyra do domu opieki wiózł” to ponura historia wpisująca się we wciąż popularną w Rosji stylistykę „czornuchy”. To jednocześnie obraz wiele mówiący o rosyjskiej prowincji, której od czasów Piotra Wielkiego nie udało się ucywilizować.
East Side Story: Na bezdrożach, z nożem w ręku [Aleksandr Chant „Jak Witia Czesnok wiózł Liochę Styra do domu opieki” - recenzja]Tytuł filmu Aleksandra Chanta – brzmiący trochę jak bajkowa opowieść – nie ma tak naprawdę nic wspólnego z bajką. Mimo czasami lekkiego tonu, podszytego ironią, „Jak Witia Czesnok Liochę Sztyra do domu opieki wiózł” to ponura historia wpisująca się we wciąż popularną w Rosji stylistykę „czornuchy”. To jednocześnie obraz wiele mówiący o rosyjskiej prowincji, której od czasów Piotra Wielkiego nie udało się ucywilizować.
Aleksandr Chant ‹Jak Witia Czesnok wiózł Liochę Styra do domu opieki›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Jak Witia Czesnok wiózł Liochę Styra do domu opieki | Tytuł oryginalny | Как Витька Чеснок вёз Лёху Штыря в дом инвалидов [Kak Vitka Chesnok vyoz Lyokhu Shtyrya v dom invalidov] | Reżyseria | Aleksandr Chant | Zdjęcia | Daniił Fomiczow | Scenariusz | Aleksiej Borodaczow | Obsada | Dmitrij Archangielski, Jewgienij Tkaczuk, Konstantin Gacałow, Gieorgij Kudrienko, Olga Łapszyna, Alina Nasibullina, Aleksiej Sieriebriakow, Ksenia Orłowa, Andriej Smirnow, Olga Ozołappinia, Roman Szaliapin, Jana Sekste | Rok produkcji | 2017 | Kraj produkcji | Rosja | Gatunek | dramat, sensacja | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pieniądze na film wyłożyła firma producencka działająca przy najbardziej prestiżowej szkole filmowej w Rosji, czyli stołecznym Wszechrosyjskim Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK). Stało się to w ramach programu WGIK-Debiut, co trochę może dziwić, ponieważ od chwili opuszczenia przez reżysera obrazu szacownych murów uczelni do momentu rozpoczęcia nad nim prac minęły prawie trzy lata, a do premiery – dwa kolejne. Twórcą dzieła jest natomiast Aleksandr Chant (a właściwie Jewsiejew). Urodził się on w połowie lat 80. XX wieku w dalekim, położonym nad rzeką Irtysz, Chanty-Mansyjsku, zwanym – nie bez powodu – „Bramą Syberii”. Studiował jednak w europejskiej części Rosji: najpierw w Petersburgu w Państwowym Sankt-Petersburskim Uniwersytecie Kina i Telewizji (którego dyplom zdobył w 2008 roku), następnie we WGIK-u. W tym czasie zrealizował też swoje pierwsze filmy, były to krótkometrażówki dokumentalne („Piter, Petersburg”, 2008) i fabularne („W operze”, 2011; „Kolacja”, 2012). Do pracy nad debiutem kinowym przystąpił wiosną 2015 roku. Dawna macierzysta uczelnia Chanta nie szczędziła pieniędzy na film. Wyłożono na ten cel 25 milionów rubli, co – jak na dzieło, które nie jest blockbusterem – jest kwotą niemałą. Zdjęcia kręcono w Twerze i okolicach. Światowa premiera obrazu odbyła się w lipcu 2017 roku podczas festiwalu w Karlowych Warach, gdzie zresztą zgarnął on główną nagrodę w sekcji „Na wschód od Zachodu”. Później przyszedł jeszcze sukces – czyli zwycięstwo – w Wyborgu na przeglądzie „Okno na Europę”. Poza tym „Witię Czesnoka…” mogli obejrzeć także widzowie festiwali w Hamburgu i Warszawie (chodzi o jedenastą edycję „Sputnika nad Polską”). Do dystrybucji kinowej w Rosji film trafił w połowie października, natomiast za niespełna trzy tygodnie będzie miał swoją premierę DVD (oczywiście w ojczyźnie). Czy będzie jeszcze inna, niż „Sputnik”, okazja, by obejrzeć go nad Wisłą – na razie nie wiadomo. Ale byłoby dobrze, bo to dzieło – zwłaszcza jak na debiut – nadzwyczaj udane i wiele mówiące o mentalnym dziedzictwie komunizmu, które staje się balastem także w nowym systemie. Wiktor Czesnokow – zwany przez kumpli „Czesnokiem”, czyli „Czosnkiem” – ma 27 lat, pracuje jako robotnik i ciągle narzeka na brak pieniędzy. I trudno się temu dziwić, skoro większość z nich przepija, zamiast zanosić do domu, gdzie czekają na niego żona Swietłana i malutki synek. Po co się ożenił i spłodził dziecko – sam pewnie nie wie. Może łudził się, że w ten sposób zbuduje sobie przytulne gniazdko rodzinne, którego sam w dzieciństwie został pozbawiony. Nawet jeżeli kiedyś kochał Swietę, uczucie szybko przeminęło, pozostała natomiast wzajemna niechęć i wyrzuty o zmarnowane życie. Nie oznacza to jednak, że Witia nie ma marzeń. Chciałby wynieść się z domu, związać z puszczalską Łarisą, a gdyby los okazał się bardziej przychylny – wyprowadzić z miasta i poszukać szczęście gdzieś w świecie. Swietłana, upokarzana przez niego na każdym kroku, stara się początkowo walczyć o utrzymanie rodziny, ale w końcu i ona zdaje sobie sprawę, że z genami nie wygra. Problemy Witii mają bowiem swoje korzenie w przeszłości. Czesnokow najchętniej wcale by o niej nie myślał, ale ona co rusz wraca do niego, a pewnego dnia staje przed jego oczyma jak potworny duch. W pracy pojawia się bowiem dzielnicowy, który oznajmia, że w mieście zjawił się ojciec Wiktora, Aleksiej. Mężczyzna nie widział go chyba z dwadzieścia lat, w każdym razie od czasu gdy po rodzinnej tragedii chłopiec został oddany do domu dziecka. To wydarzenie naznaczyło go piętnem na całe życie, wyprało z uczuć. Sprawiło, że nienawidzący ojca Witia po latach zaczął postępować w stosunku do własnej rodziny tak samo jak jego rodzic. Na pytanie, czy jest mu teraz coś dłużny – odpowiada sobie wprost: Nic. Absolutnie nic! I nie ma dla niego znaczenia, że po urazie rdzenia kręgowego Czesnokow senior – przez kumpli kryminalistów nazywany „Sztyrem” – jest sparaliżowany od pasa w dół. Jedyną wartością, jaką niesie ze sobą „cudowne” odnalezienie Liochy, jest mieszkanie, które Wiktor mógłby odziedziczyć po jego śmierci. Tyle że stary, choć wydaje się, że lada chwila wyzionie ducha, nie chce umierać. Wtedy Łarisa podrzuca kochankowi pomysł – by oddał ojca do domu opieki. Gdy w końcu przychodzi informacja o wolnym miejscu gdzieś w rejonie woroneskim, Czesnok postanawia poświęcić się i przejechać te prawie tysiąc kilometrów – nie dla rodzica, ale dla mieszkania, które zająłby po nim i w którym mógłby urządzić się z Łarisą. Nie namyślając się długo, Wiktor pakuje więc Aleksieja do swego rozklekotanego busika i rusza w drogę, która – co chyba nie zaskoczy żadnego z widzów – zmieni ich obu. Od tego momentu obraz Aleksandra Chanta zamienia się w klasyczne kino drogi. Ale też w swoisty bildungsroman – opowiada bowiem o (kolejnej) lekcji życia, jaką przerabia Czesnokow junior. Lekcji, która ukształtuje go od nowa. W pewnym sensie pozwoli mu zrzucić z siebie pancerz, którym otoczył się przez lata pobytu w „bidulu”. W przeciwieństwie do amerykańskiego kina drogi, rosyjskie nie niesie z sobą optymistycznego przesłania, a przynajmniej nie jest to takie oczywiste. Nie możemy więc liczyć na to – na szczęście! – że w finale ojciec i syn padną sobie w ramiona, wybaczając wszystkie winy. Sukcesem będzie, jeśli spróbują choć trochę zrozumieć swoje postępowanie i wyciągną właściwe wnioski. Aleksandr Chant stawia mnóstwo pytań dotyczących przyszłości swoich bohaterów, ale unika udzielania na nie odpowiedzi. Woli, by poszukali ich sami widzowie. Każdy, kierując się własnymi doświadczeniami, może mieć przecież inną koncepcję. Dzięki otwartemu zakończeniu film na pewno zyskuje. Ale podstawową jego zaletą jest przede wszystkim znakomita gra aktorska. Swoją drogą producentom udała się rzecz niezwykła. Do udziału w obrazie debiutanta nakłonili dwie legendy kina rosyjskiego, aktorów uważanych na dodatek za „bardzo trudnych” we współpracy na planie. Jeden z nich, Aleksiej Sieriebriakow („ Ładunek 200”, „ Lewiatan”), wcielił się w Sztyra; drugi, Andriej Smirnow („ Dworzec Białoruski”, „ Żyła sobie baba”, „ Elena”), zagrał epizodyczną, ale istotną, rolę „wora w zakonie”. Witia ma z kolei twarz Jewgienija Tkaczuka („ Córka”, „ Start-up”, „ Biesy”), jego żona Swietłana – Olgi Ozołappinii („ 14+. Historia pierwszej miłości”), a jej matka – Olgi Łapszynej („ Klasa specjalna”, „ Nazywali ją Mumu”). Twórcą scenariusza jest Aleksiej Borodaczow, który wcześniej dał się poznać jako współautor dramatu wojennego Siergieja Mokrickiego „ Nauczyciel” (2016). Za zdjęcia odpowiada natomiast Daniił Fomiczow, dla którego – podobnie jak dla Chanta – „Witia Czesnok…” był pełnometrażowym debiutem. W ścieżce dźwiękowej usłyszeć można z kolei głównie współczesny rosyjski hip-hop, choć pierwotnie Chant planował wykorzystać jedynie „Błękitną rapsodię” George’a Gershwina. Ostatecznie z pomysłu tego zrezygnował i była to słuszna decyzja. Muzyka klasyczna, choćby podszyta jazzem, byłaby pewnie intrygującym eksperymentem formalnym, ale zdecydowanie pobrzmiewałaby fałszywą nutą. W świecie obu Czesnokowów nie miałaby racji bytu.
|