Nieczęsto zdarza się, aby uznany reżyser zdecydował się stanąć przed kamerą po… ćwierćwieczu milczenia. Mówiąc jednak precyzyjniej: po dwudziestu pięciu latach przerwy w realizacji filmów fabularnych. Bo dokumentalne jednak w tym czasie kręcił. Chodzi o Ormianina Karena Geworkiana, który „Całą naszą nadzieją…” postanowił zabrać głos w dyskusji nad bardzo ważną dla Rosji (choć nie tylko dla niej) kwestią społeczną.
East Side Story: Współczesny western górniczy
[Karen Geworkian „Cała nasza nadzieja... Kronika rodzinna” - recenzja]
Nieczęsto zdarza się, aby uznany reżyser zdecydował się stanąć przed kamerą po… ćwierćwieczu milczenia. Mówiąc jednak precyzyjniej: po dwudziestu pięciu latach przerwy w realizacji filmów fabularnych. Bo dokumentalne jednak w tym czasie kręcił. Chodzi o Ormianina Karena Geworkiana, który „Całą naszą nadzieją…” postanowił zabrać głos w dyskusji nad bardzo ważną dla Rosji (choć nie tylko dla niej) kwestią społeczną.
Karen Geworkian
‹Cała nasza nadzieja... Kronika rodzinna›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Cała nasza nadzieja... Kronika rodzinna |
Tytuł oryginalny | Вся наша надежда... |
Reżyseria | Karen Geworkian |
Zdjęcia | Aleksandr Szabatajew |
Scenariusz | Karen Geworkian, Aleksiej Katunin |
Obsada | Anatolij Bojko, Natalia Iochwidowa, Władimir Ustiugow, Michaił Pocztariow, Andriej Bakirow, Michaił Bogdanow, Gieorgij Mariszyn, Maksim Ostrouszko, Maksim Ponomarienko, Siergiej Kudriawcew, Uljana Żmurko, Nikołaj Smirnow, Oksana Chamzajewa |
Muzyka | Piotr Pozłomij |
Rok produkcji | 2016 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 106 minut |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Trzeba mieć naprawdę dobry powód, aby po dwudziestu pięciu latach przerwać milczenie i stanąć ponownie za kamerą, biorąc na swoje barki odpowiedzialność za stworzenie od podstaw nowego filmu. Zwłaszcza jeśli samemu jest się już od jakiegoś czasu w wieku emerytalnym. Co takiego zatem mogło skłonić Karena Geworkiana do porzucenia spokojnego życia rentiera i realizacji obrazu, który niekoniecznie przypadnie do gustu rosyjskim władzom i przedsiębiorcom w branży węglowej? Odpowiedzi mogą być różne. Poczucie misji. A może większa niż u przeciętnego człowieka wrażliwość społeczna. Wreszcie: umiłowanie wolności i sprawiedliwości. Wystarczyłby każdy z tych pretekstów osobno. Wszystkie razem – jeśli tak właśnie się stało – musiały być niezwykle silnym imperatywem moralnym. Takim samym, jaki przed paroma laty skłonił Swietłanę Baskową do nakręcenia dramatu społecznego „
Dla Marksa…” czy Borisa Chlebnikowa do realizacji „
Długiego i szczęśliwego życia” (oba z 2012 roku).
Karen Sarkisowicz przyszedł na świat w 1941 roku w Erywaniu w rodzinie operatora filmowego Sarkisa Geworkiana. Początkowo poszedł w ślady ojca; jako dwudziestodwulatek ukończył wydział operatorski Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), gdzie był uczniem legendarnego Borisa Wołczka. Cztery lata później ukończył z kolei Wyższe Kursy Scenariopisarstwa i Reżyserii w Moskwie. Następnie wrócił do ojczyzny, gdzie w 1970 roku znalazł zatrudnienie w wytwórni Armenfilm. Dla niej nakręcił swoje pierwsze pełnometrażowe fabuły: dramaty „Tutaj, na tym skrzyżowaniu” (1974), „Sierpień” (1978) oraz „Pożegnanie za linią” (1981). Ten ostatni okazał się, zdaniem szefostwa, nieprawomyślny i na sześć lat został „zapuszkowany”; reżysera natomiast zwolniono z pracy. W efekcie Geworkian opuścił Armenię i przeniósł się do Leningradu, a potem Kijowa. Tam – dla Lentelefilmu oraz wytwórni imienia Dowżenki – zrealizował serial biograficzny „Iwan Pawłow. Poszukiwanie prawdy” (1984), obyczajowy „Wiem tylko ja” (1986) oraz swe najsłynniejsze dzieło – oparty na powieści wybitnego kirgiskiego pisarza Czingiza Ajtmatowa dramat „Łaciaty pies biegnący brzegiem morza” (1990).
Na ostatni z wymienionych filmów spadł deszcz światowych nagród. Mogłoby wydawać się więc, że będzie to otwarcie zupełnie nowego rozdziału w artystycznym życiorysie Karena Sarkisowicza. I w pewnym sensie było. Geworkian zrezygnował bowiem w ogóle z kręcenia fabuł. Ale nie z reżyserii jako takiej. Na początku lat 90. XX wieku założył własną firmę producencką – Nawigator – pod szyldem której realizował odtąd dokumenty poświęcone historii i współczesności Armenii („Witaj w piekle”, 1996; „Rozdroża”, 1998; „Apeluję do żywych”, 1998; „Nasz krzyż”, 1998; „Dom ormiański”, 2001; „Wojna bez komentarzy”, 2004). Widocznie jednak przez lata narastał w nim sprzeciw, który ostatecznie znalazł ujście w scenariuszu do nowego dzieła fabularnego. W jego pisaniu Karenowi Sarkisowiczowi pomagał niejaki Aleksiej Katunin. „Cała nasza nadzieja…” (z podtytułem: „Kronika rodzinna”) jest historią fikcyjną, ale można podejrzewać, że wymyślając fabułę, Geworkian i Katunin wzorowali się na wydarzeniach prawdziwych.
Zdjęcia kręcono – i tam też rozgrywa się akcja – przede wszystkim w górniczym mieście Szachty w rosyjskiej (a więc wschodniej) części Donieckiego Zagłębia Węglowego, około dwudziestu sześciu kilometrów od granicy z Ukrainą. W czasach radzieckich był to bardzo prężny ośrodek przemysłowy; dzisiaj, gdy wydobycie węgla nie przynosi już takich dochodów, a wiele kopalń zostało z uwagi na brak rentowności zamkniętych, mieszkańcom żyje się znacznie gorzej. Mimo to kolejne pokolenia wciąż szukają zatrudnienia w przemyśle wydobywczym. Główną postacią „Całej naszej nadziei…” jest Jegor Iwanowicz, głowa rodu Jemieljanowów. Od kilkudziesięciu lat pracuje w kopalni „Czekulińska”, obecnie jest w niej głównym inżynierem. Powodów do zadowolenia z pracy ma jednak coraz mniej. Właściciele od dawna już nie inwestują w nowe maszyny, a stare co rusz psują się, zagrażając życiu górników. Słane z Moskwy pieniądze giną najczęściej gdzieś po drodze, trafiając do kieszeni administratora kopalni Szubina i jego licznych popleczników, w tym szefa miejscowego FSB Grigorija Aleksandrowicza.
Jegor Iwanowicz pisze wprawdzie co jakiś czas alarmujące listy, ale żaden nie zmienia nastawienia przełożonych. Ostatecznie decyduje się odejść na przysługującą mu już emeryturę. Pech chce, że krótko potem w „Czekulińskiej” ma miejsce katastrofa, w wyniku której trzech górników ginie, a kilkunastu zostaje rannych. Zostaje powołana specjalna komisja, mająca wyjaśnić przyczyny tragicznego w skutkach wypadku. Moskiewscy właściciele nie szczędzą pieniędzy, za pomocą których Szubin ma z jednej strony zapewnić milczenie rodzin ofiar, z drugiej natomiast pozyskać świadków, którzy zeznają, że wszystkiemu winny jest… Jemieljanow. Jak? To proste. Jako główny inżynier nie dopełnił swoich obowiązków, nie przeciwdziałał awarii sprzętu. Jegor Iwanowicz nie ma jednak wcale ochoty przyjąć na siebie roli kozła ofiarnego. Chce walczyć o swoje dobre imię, a w tej walce pomagają mu synowie: Timofiej (pełniący na kopalni funkcję szefa związków zawodowych), Nikołaj, Iwan, Żenia, a nawet poruszający się na wózku inwalidzkim Pietia. Żaden z nich nie ma wątpliwości, że racja jest po stronie ojca. Dlatego gotowi są dla niego zaryzykować nie tylko swoją karierę, ale nawet wolność lub… życie. Nie, wcale nie ma w tym przesady. Sprzeciwiając się Szubinowi, Jemieljanow idzie bowiem na otwartą wojnę z całą lokalną „wierchuszką”.
Geworkian dba o to, abyśmy jak najlepiej poznali starego Jemieljanowa. Skrupulatnie kreśli jego portret psychologiczny, z którego wyłania się człowiek bardzo uczciwy, ale i pryncypialny, zawsze stawiający na pierwszym miejscu dobro wspólne, dbający nie tylko o własną rodzinę, ale również sąsiadów (vide wątek z nastoletnim Fadią). Jegor Iwanowicz zazwyczaj dąży do kompromisu, ale przyciśnięty do ściany potrafi walczyć o swoje. Pod tym względem przypomina bohatera „
Długiego i szczęśliwego życia”; z tą różnicą, że w walce na śmierć i życie ze skorumpowanymi urzędnikami i policjantami nie pozostaje sam. Fabuła „Całej naszej nadziei…” została wpisana w konwencję współczesnego westernu. Geworkian bardzo zręcznie zresztą posłużył się schematami z opowieści o Dzikim Zachodzie, pilnując jednak mocno, aby wydźwięk społeczny nie zszedł na plan drugi. Straciła na tym na pewno widowiskowość filmu. Nie ma w nim fragmentów, które przyprawiłyby o szybsze bicie serca czy ciarki na plecach. Nie jest to kino akcji. Krew nie leje się strumieniami, a trup nie pada gęsto. I bez tego jednak dzieło Ormianina może skłonić do głębszej refleksji, rodząc przy okazji pytania typu: Ciekawe czy tak samo wygląda to w Polsce?
Film Geworkiana zaprezentowany został w 2016 roku na festiwalu „Okno na Europę” w Wyborgu, gdzie zdobył nagrodę Izby Filmoznawców i Krytyków Filmowych Rosji. Do dystrybucji kinowej trafi on jednak dopiero w lutym tego roku. Wcześniej mieli okazję zobaczyć go widzowie warszawskiej edycji „Sputnika nad Polską”. W głównych rolach pojawili się aktorzy mało znani bądź kojarzeni głównie z produkcji telewizyjnych. Jegora Iwanowicza zagrał naturszczyk Anatolij Bojko, górnik z zawodu. W jego żonę Polinę wcieliła się Natalia Iochwidowa („
Żyła sobie baba”, „
Miejsca intymne”), w syna Timofieja – Michaił Pocztariow („
Służę Ojczyźnie!”), w dyrektora kopalni Szubina – Władimir Ustiugow („
Pietia w drodze do Królestwa Niebieskiego”), a w szefa miejscowego FSB – zmarły 1 listopada ubiegłego roku Siergiej Kudriawcew („
Pora deszczów”, „
Trzy dni do wiosny”). Za kamerą w roli operatora stanął Aleksandr Szabatajew (absolwent WGIK-u z 1978 roku), dla którego praca nad „Całą naszą nadzieją…” była powrotem na plan filmowy po dwudziestu latach przerwy. Ścieżka dźwiękowa wyszła natomiast spod ręki Piotra Pozłomija („
Wyspa Wilcza”), choć znacznie ważniejszą rolę od fragmentów instrumentalnych odgrywają w niej śpiewane przy akompaniamencie gitary zaangażowane pieśni Giennadija Szewczenki oraz Wiktora Andriejewa i Aleksandra Aleksandrowa.