East Side Story: Na krańcu świata też rodzi się Zło [Olga Zujewa „Na osiedlu” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Rosyjscy filmowcy nieczęsto docierają do położonego na samym wschodnim krańcu państwa Władywostoku. Aż tu nagle w ciągu zaledwie dwóch lat zrealizowano tam dwie kinowe fabuły: najpierw komediowego „Partnera” Aleksandra Andriuszczenki, a zaraz potem dramat kryminalny „Na osiedlu” Olgi Zujewej. W tym drugim przypadku sprawa wydaje się bardziej oczywista – w końcu reżyserka przyszła na świat właśnie w stolicy Kraju Nadmorskiego.
East Side Story: Na krańcu świata też rodzi się Zło [Olga Zujewa „Na osiedlu” - recenzja]Rosyjscy filmowcy nieczęsto docierają do położonego na samym wschodnim krańcu państwa Władywostoku. Aż tu nagle w ciągu zaledwie dwóch lat zrealizowano tam dwie kinowe fabuły: najpierw komediowego „Partnera” Aleksandra Andriuszczenki, a zaraz potem dramat kryminalny „Na osiedlu” Olgi Zujewej. W tym drugim przypadku sprawa wydaje się bardziej oczywista – w końcu reżyserka przyszła na świat właśnie w stolicy Kraju Nadmorskiego.
Władywostok jest nie tylko ważnym portem położonym na brzegu Morza Japońskiego; o jego istotności decyduje również bliskość dwóch granic – z Chinami (około pięćdziesięciu kilometrów od miasta) oraz Koreą Północną (mniej więcej sto dwadzieścia kilometrów). To również końcowy punkt Kolei Transsyberyjskiej, do którego można dotrzeć z Rosji po sześciu dniach jazdy. Nic więc dziwnego, że filmowcy zapuszczają się tu bardzo rzadko – producentów odstraszają zapewne odległość od europejskiej części Rosji, jak również niezbyt przyjazne przez większość roku warunki atmosferyczne. Aczkolwiek nie oznacza to, że nie pojawiają się tu wcale. W schyłkowym okresie istnienia Związku Radzieckiego Witalij Kaniewski nakręcił tam nagrodzony na festiwalu w Cannes (za najlepszy debiut) dramat „ Zastygnij, umrzyj, zmartwychwstań!” (1989), natomiast dwie dekady później Nikołaj Chomieriki uczynił stolicę Kraju Nadmorskiego tłem dla swojej „ Bajki o mroku”. Ponownie odkrył Władywostok dla kina rosyjskiego pochodzący z Nowosybirska Aleksandr Andriuszczenko, który umieścił tam akcję swej przygodowej komedii „Partner” (2017). Powstawała ona mniej więcej w tym samym czasie, gdy Olga Zujewa przymierzała się już do nakręcenia „Na osiedlu”. Zujewa urodziła się we Władywostoku w 1983 roku. Tam studiowała turystykę na Uniwersytecie Dalekowschodnim. Potem jednak wybrała emigrację – przez kilka lat zarabiała na życie jako modelka w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Trafiwszy za Ocean, postanowiła zdobyć konkretniejsze wykształcenie; stąd jej decyzja o studiach reżyserskich i scenariuszowych w Nowym Jorku. Zwieńczyła je dwoma króciutkimi filmami, które również wyprodukowała: „The Answer Print” (2011) oraz „Marble and Flesh” (2014). Próbowała też sił jako aktorka w Hollywood. Można zobaczyć ją w epizodycznych rólkach w sensacyjnym „Salt” (2010) Phillipa Noyce’a i melodramatycznym „Miłość jest zagadką” (2014) Iry Sachsa; zaistniała też w jednym z odcinków serialu „Orange Is the New Black” (2013). Trudno jednak uznać te dokonania za w pełni satysfakcjonujące, dlatego gdy podczas jednej z wizyt Zujewej w Moskwie poznała ona reżyserkę Annę Melikian, a ta złożyła jej propozycję zagrania w swojej krótkometrażówce – Olga nie zastanawiała się długo. To był początek. Potem przyszła nieco większa rola w dramacie sportowym „ Trener” (2018) Daniły Kozłowskiego i wreszcie pełnometrażowy debiut reżyserski, czyli „Na osiedlu”. Jako miejsce akcji Zujewa, która napisała także scenariusz i zagrała jedną z drugoplanowych ról, wybrała rodzinny Władywostok. Zdjęcia kręcono w 2016 roku, a pierwsza prezentacja w pełni gotowego dzieła miała miejsce w czasie tegorocznego Otwartego Rosyjskiego Festiwalu Filmowego „Kinotawr” w Soczi, gdzie Olga otrzymała nawet nominację w kategorii „najlepszy debiut”. Nominacja nie zamieniła się jednak w statuetkę – tę zgarnęli Aleksandr Gorczilin (za „Kwas”) oraz Władimir Bitokow (za „Głębokie rzeki”). I chyba słusznie, bo pierwsze pełnometrażowe dzieło Zujewej, choć znamionuje talent, ma jeszcze wiele niedociągnięć. Bohaterami filmu są dwaj kumple z osiedla – Wowa (Władimir) i Kisa (Andriej). Znają się od lat, spędzają ze sobą mnóstwo czasu, słuchają hip-hopu i zarabiają na życie. Jak? W tym tkwi problem, bo robią to… niezgodnie z obowiązującym prawem. Idą na skróty, ponieważ w ten sposób można dorobić się znacznie szybciej, a im marzy się lepsze życie niż gnuśnienie w niewielkim mieszkaniu na postsowieckim blokowisku. Wykonują więc różne zlecenia dla miejscowego gangstera Szamila. A to obiją komuś mordę, połamią kości, aby przekonać do szybszej spłaty zaciągniętego u przestępcy długu. Gdy trzeba odebrać skądś transport narkotyków i przerzucić w inne miejsce – też nie robią z tego powodu hałasu. Gdy Szamil jest zadowolony, to dobrze płaci. A gdy oni dostają kasę, mogą się świetnie zabawić w nocnym klubie, zainwestować w panienki, oddychać pełną piersią. Ale pewnego dnia dostają zlecenie, które – jak się okazuje – zmienia ich dotychczasowe życie. Mają zebrać informacje na temat pięknej Lidy – gdzie bywa, z kim, co robi w ciągu dnia. Wydawałoby się, że nic prostszego nie mogłoby ich spotkać. Tyle że parę dni później dowiadują się od Szamila, iż mają… pozbyć się kobiety. Władimir nie ma najmniejszego zamiaru parać się „mokrą robotą”, ale nie jest pewien, jak zachowa się Andriej. Czy również będzie miał skrupuły? W każdym razie to jest moment zwrotny – Wowa postanawia bowiem zacząć uczciwą pracę, a wolny czas spędzać ze swą dziewczyną, utalentowaną muzycznie Sonią. Z iluż filmów znamy już ten schemat? I wiemy dobrze, że takie wolty rzadko się udają. Bo człowiek przyzwyczajony do chodzenia na skróty szybko irytuje się, gdy nagle musi dojść do celu okrężną drogą. W losie Władimira jest zatem pewien fatalizm. Swoisty cień Szamila ciągnie się za nim i chłopak coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że pewnie nigdy nie wyzwoli się spod jego wpływu. Chyba że… To „chyba” było największą szansą filmu Zujewej. Nie można powiedzieć, że całkowicie zmarnowaną, ale też nie wykorzystaną w takim stopniu, jaki był tego potencjał. Bardziej doświadczony scenarzysta i reżyser rozpisałby to na akty z większą swadą, w sposób mocniej angażujący widza emocjonalnie. I może oparłby się pokusie melodramatycznego zakończenia. W każdym razie nie jest to film zły, ale do wybitności to mu jeszcze bardzo daleko. Także dlatego, że do schematycznej fabuły dopasowali się również aktorzy. Wcielający się w Andrieja, będący przecież wielką gwiazdą kina rosyjskiego Daniła Kozłowski („ Załoga”, „ Matylda”, „ Dowłatow”) jako czarny charakter wypadł sztucznie; na pewno lepiej zaprezentowali się grający Władimira Ilja Małanin (bohater tetralogii Artioma Aksienienki: „Nieuchwytni”, „Ostatni bohater”, „Jackpot” i „Bangkok”) oraz debiutujący na ekranie jako aktor raper Nigatiw, czyli Władimir Afanasjew, który podarował swą twarz Szamilowi. Niewiele do zagrania w „Na osiedlu” miały też kobiety; Zujewa (filmowa Lida) oraz studentka moskiewskiej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Michaiła Szczepkina Angielina Strieczina (Sonia) miały po prostu ładnie wyglądać i z tego zadania akurat wywiązały się przednio. Świetnie natomiast prezentuje się w filmie Władywostok, za co władze miasta powinny podziękować operatorowi Fiodorowi Liassowi („ Będę przy tobie”, „ Moskwa nigdy nie śpi”, „ Lodołamacz”). W ścieżce dźwiękowej wykorzystano natomiast piosenki wykonawców hiphopowych oraz kompozycje aktorki Daszy Czaruszy („ Chłodny front”, „ Blockbuster”), której tym razem jednak na ekranie nie uświadczymy.
|