East Side Story: Miłość w obliczu śmierci [Aleksiej Kozłow „Ratować Leningrad!” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Aleksiej Kozłow niemal obsesyjnie powraca w swych filmach pełnometrażowych – obojętnie czy kręconych dla telewizji, czy też przeznaczonych na duży ekran – do tematu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Intrygujące natomiast jest to, że na warsztat bierze zawsze te momenty konfliktu, które nie kojarzą się jednoznacznie z odniesionym przez Armię Czerwoną sukcesem. Może dzięki temu łatwiej jest mu uwypuklać bohaterstwo krasnoarmiejców? Tak jest również w najnowszym dziele – „Ratować Leningrad!”.
East Side Story: Miłość w obliczu śmierci [Aleksiej Kozłow „Ratować Leningrad!” - recenzja]Aleksiej Kozłow niemal obsesyjnie powraca w swych filmach pełnometrażowych – obojętnie czy kręconych dla telewizji, czy też przeznaczonych na duży ekran – do tematu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Intrygujące natomiast jest to, że na warsztat bierze zawsze te momenty konfliktu, które nie kojarzą się jednoznacznie z odniesionym przez Armię Czerwoną sukcesem. Może dzięki temu łatwiej jest mu uwypuklać bohaterstwo krasnoarmiejców? Tak jest również w najnowszym dziele – „Ratować Leningrad!”.
Aleksiej Kozłow ‹Ratować Leningrad!›EKSTRAKT: | 40% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Ratować Leningrad! | Tytuł oryginalny | Спасти Ленинград | Reżyseria | Aleksiej Kozłow | Zdjęcia | Oleg Wawiłow, Aleksiej Doronkin | Scenariusz | Aleksiej Kozłow | Obsada | Andriej Udałow, Maria Mielnikowa, Gieła Mieschi, Anastazja Mielnikowa, Walerij Diegtiar, Witalij Kiszczenko, Wadim Andriejew, Boris Szczerbakow, Aleksiej Szewczenkow, Inga Obołdina, Siergiej Żarkow | Muzyka | Jurij Potiejenko | Rok produkcji | 2019 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 100 minut | Gatunek | wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Aleksiej Kozłow (rocznik 1959) pogodził się już zapewne dawno z myślą, że wielkim reżyserem nigdy nie zostanie. Ma więc przynajmniej ambicje awansować do grona zdolnych i pracowitych rzemieślników, realizujących średnio ambitne i nie najbardziej widowiskowe filmy na ważne tematy. Najchętniej powraca do tematu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, o czym można się przekonać, sięgając chociażby po takie jego obrazy telewizyjne, jak „ Potyczka o lokalnym znaczeniu” (2008), „ Uciekając przed wojną” (2008), „ Lejtnant Suworow” (2009) czy „ Zakaz” (2014). Choć ma na swoim koncie również całkiem przyzwoite, rozgrywające się na pograniczu rosyjsko-chińskim, dzieło sensacyjne w postaci „ Śladu tygrysa” (2014). Oprócz pełnometrażowych obrazów telewizyjnych Kozłow kręci także seriale i miniseriale; te najnowsze to kryminalna „Dżuma” (2015) oraz sensacyjno-przygodowy „Przemyt złota” (2016), którego akcję reżyser umieścił w latach 20. ubiegłego wieku. Po zakończeniu pracy nad tym ostatnim postanowił jednak wrócić do ulubionego wątku swojej twórczości i ponownie opowiedzieć widzom o czasach wojny z III Rzeszą. Tym razem jednak udało mu się przekonać producentów, by zainwestowali w film kinowy. Prace nad nim trwały prawie dwa lata. Scenariusz – oparty ponoć na autentycznych wydarzeniach – napisał sam Kozłow. Premiera „Ratować Leningrad!” odbyła się 27 stycznia. Całkiem prawdopodobne jest jednak, że niebawem – to może być kwestia trzech miesięcy (wszak w maju ma tradycyjnie w Rosji miejsce wysyp filmów o tematyce drugowojennej) – pojawi się w którejś ze stacji telewizyjnych wersja serialowa dzieła. W filmie kinowym wiele motywów jest bowiem ledwie zarysowanych, niektóre w ogóle nie doczekały się zwieńczenia – wszystko sprawia więc wrażenie, że to, co trafiło na duże ekrany, jest jedynie streszczeniem znacznie obszerniejszego materiału. I całkiem możliwy jest fakt, że taka rozszerzona wersja okaże się nawet ciekawsza od skondensowanej, która skupia się zaledwie na jednym (na dodatek średnio intrygującym) wątku – miłosnym. Problemem „Ratować Leningrad!” jest nie do końca przemyślany montaż. W efekcie pewne wydarzenia, zwłaszcza rozgrywające się na początku, stają się nieczytelne. Bo kiedy właściwie zaczyna się akcja filmu – jeszcze przed agresją nazistowską czy już po jej rozpoczęciu? Dlaczego główni bohaterowie najpierw razem wyjeżdżają z Leningradu, a potem nagle, gdy pod miasto podchodzą Niemcy, muszą się szukać? To niechlujstwo zapewne wynika z tego, że materiału przygotowanego z myślą o serialu nie dało się przyciąć pod scenariusz kinowy, a na dokrętki, które wypełniłyby dziury logiczne, nie było już czasu. Spróbujmy jednak pewne rzeczy poukładać. Jest lato 1941 roku. Nastoletnia Nastia Aleksandrowna zakochuje się w żołnierzu Konstantinie Goriełowie. Na ten związek niezbyt przychylnie spogląda matka dziewczyny, Maria Nikołajewna, redaktor naczelny jednej z najważniejszych leningradzkich gazet. Uważa, że Nastia jest jeszcze za młoda, by wiązać się z mężczyzną. Ojciec, Aleksandr Naumowicz, nie mówi nic, bo siedzi właśnie – jako wróg ludu – w obozie. Po wybuchu wojny zostaje jednak wypuszczony, wraca do domu i jako rosyjski patriota zgłasza się na ochotnika do obrony miasta. W tym samym czasie dowództwo obrony Leningradu podejmuje decyzję o ewakuacji – przez jezioro Ładoga – części mieszkańców. Półtora tysiąca osób, w tym Nastia, zostaje załadowanych na statek. Kostia służy w artylerii i ma pozostać na lądzie. Jego ojciec, kapitan Goriełow, odpowiedzialny za marynarzy, boi się jednak, że chłopak zginie, woła go do siebie, każe przebrać się w nowy mundur, dzięki czemu będzie mógł wsiąść na barkę i ocalić życie. A przy okazji spotkać się z ukochaną. Nie wie jednak, że na brzegu czai się zło pod postacią kapitana Pietruczika, enkawudzisty, który kiedyś aresztował ojca Nastii. Teraz, znalazłszy się – wraz z całym czekistowskim archiwum – na pokładzie, chce dowiedzieć się, kim jest marynarz, który smali cholewki do dziewczyny. Konstantinowi zaczyna się więc palić grunt (i woda) pod nogami, tym bardziej że jego bezpośredni (prawdziwy) przełożony uznaje go za dezertera po tym, jak nie wrócił do oddziału ze spotkania ze swoim ojcem. A jakby tych nieszczęść było mało, to oczywiście pojawiają się jeszcze Niemcy (i ich samoloty), którzy pragną za wszelką cenę zatopić statek. Scenariusz filmu Kozłowa zszyty jest ze schematów. Momentami przypomina mieszankę „Titanika” z „ Dunkierką”, jak i równie nieudanym „ Udarem słonecznym” (w scenach rozgrywających się przed wypłynięciem i w czasie rejsu barki), kiedy indziej znów (gdy uczestniczymy w walkach na lądzie) – pierwsze pół godziny „Szeregowca Ryana”. Choć uczciwie trzeba przyznać, że akurat te fragmenty zostały pokazane z realistyczną maestrią i tym samym bez ckliwości, jaka towarzyszy rozwinięciu wątku relacji Konstantina i Nastii. „Ratować Leningrad!” powstał oczywiście jako dzieło podnoszące na duchu, a nie obraz rozrachunkowy. Dlatego wszystko musi kończyć się dobrze. Miłość triumfuje, dezerter wyrasta na wielkiego bohatera, ba! nawet podły i podstępny enkawudzista okazuje się w gruncie rzeczy człowiekiem o gołębim sercu, który niemal błogosławi kochanków. Brrr! To się staje ostatnimi czasy wręcz nie do zniesienia. To przecież już kolejne dzieło – po „ Trzech dniach do wiosny” (2017) Aleksandra Kasatkina oraz „ Bez pożegnania” (2018) Pawła Drozdowa – w którym stalinowscy bezpieczniacy wyrastają na głównych herosów wojny. Jakbyśmy cofnęli się w czasie o cztery, pięć dekad… W rolach głównych pojawili się młodzi aktorzy na dorobku. W Kostię wcielił się Andriej Udałow („ Rozbójnik Sołowiej”), a w Nastię – Maria Mielnikowa, dla której jest to filmowy debiut. Jej matkę zagrała jej prawdziwa matka Anastazja Mielnikowa („ Pokażę ci Moskwę”, „ Pod elektrycznymi chmurami”), natomiast ojca – Walerij Diegtiar („ Śpiączka”, „ Batalion”). Enkawudzista Pietruczik ma twarz Gieły Mieschiego („ Sobibór”), a kapitan Goriełow, ojciec Konstantina – Witalija Kiszczenki („ Matylda”, „ Anna Karenina. Historia Wrońskiego”). Ścieżkę dźwiękową stworzył rozchwytywany ostatnimi czasy przez reżyserów Jurij Potiejenko („ Zimne tango”, „ Rubież”, „ Decyzja o likwidacji”), który przyjmuje już chyba każde zlecenie, z jakim zgłaszają się do niego producenci, w efekcie czego kolejne soundtracki jego autorstwa są coraz bardziej do siebie podobne. Za zdjęcia odpowiadało dwóch operatorów: głównym był Oleg Wawiłow („ Grzesznik”), a jego prawą ręką – Aleksiej Doronkin. Biorąc pod uwagę ich brak doświadczenia w pracy nad filmami pełnymi batalistycznego rozmachu, trzeba przyznać, że przynajmniej oni poradzili sobie przyzwoicie z powierzonym zadaniem.
|