East Side Story: Indianin kontra okrutni Albańcy [Andriej Wołgin „Bałkańska linia” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W czasach komunistycznych kinematografiści radzieccy chętnie udzielali wsparcia mniej zaawansowanym technicznie bądź dysponującym mniejszymi środkami finansowymi kolegom po fachu z innych „krajów demokracji ludowej”. Mimo to Jugosłowianie znacznie chętniej kręcili filmy w koprodukcji z Niemcami z Zachodu czy Amerykanami. W czasach nam współczesnych również. Dlatego rosyjsko-serbska wojenna „Bałkańska linia” Andrieja Wołgina jest tak istotnym ewenementem.
East Side Story: Indianin kontra okrutni Albańcy [Andriej Wołgin „Bałkańska linia” - recenzja]W czasach komunistycznych kinematografiści radzieccy chętnie udzielali wsparcia mniej zaawansowanym technicznie bądź dysponującym mniejszymi środkami finansowymi kolegom po fachu z innych „krajów demokracji ludowej”. Mimo to Jugosłowianie znacznie chętniej kręcili filmy w koprodukcji z Niemcami z Zachodu czy Amerykanami. W czasach nam współczesnych również. Dlatego rosyjsko-serbska wojenna „Bałkańska linia” Andrieja Wołgina jest tak istotnym ewenementem.
Andriej Wołgin ‹Bałkańska linia›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Bałkańska linia | Tytuł oryginalny | Балканский рубеж | Reżyseria | Andriej Wołgin | Zdjęcia | Wiaczesław Lisniewski | Scenariusz | Iwan Naumow, Natalia Nazarowa, Andriej Anajkin | Obsada | Anton Pampusznyj, Gosza Kucenko, Miloš Biković, Milena Radulović, Gojko Mitić, Rawszana Kurkowa, Dmitrij Frid, Aleksandar Srećković, Kirył Połuchin, Emir Kusturica, Swietłana Czujkina, Nodar Dżanelidze, Roman Kurcyn | Muzyka | Michaił Afanasjew | Rok produkcji | 2019 | Kraj produkcji | Rosja, Serbia | Czas trwania | 151 minut | Gatunek | sensacja, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W latach 40., 50., 60. i 70. ubiegłego wieku Związek Radziecki – jako kraj dysponujący w bloku wschodnim największym potencjałem – często przychodził z pomocą filmowcom z innych państw. Państw należących do Układu Warszawskiego bądź z nim współpracujących. Sowieccy twórcy nierzadko pomagali swym kolegom z Albanii, Bułgarii, Rumunii, Polski, Czechosłowacji, a nawet Syrii, Kuby czy – po dojściu do władzy Augusto Pinocheta – Chile (przygarniając w Kraju Rad emigrantów politycznych z Ameryki Południowej). Stosunkowo rzadko, co było pokłosiem nie zawsze wzorcowych (a niekiedy wręcz jawnie wrogich) relacji politycznych na linii Moskwa-Belgrad, dochodziło do kooperacji radziecko-jugosłowiańskiej. Obrazy takie, jak „Jedyna droga” (1974) Vladimira Pavlovicha, były raczej wyjątkiem niż regułą. Ba! nawet w wielkiej epopei Jurija Ozierowa „Żołnierze wolności” (1976-1977), do powstania której dorzucili się Rumuni, Węgrzy, Polacy, Bułgarzy, Czesi i Słowacy oraz Niemcy ze Wschodu, i w której pokazano zresztą bohaterskiego marszałka Josipa Broz Tito – Jugosławia nie uczestniczyła. Wolała w tym czasie zarabiać na opowieściach westernowych (głównie o Indianach) i wojennych, które kręcili na Bałkanach Włosi, Brytyjczycy, Amerykanie i filmowcy z obu państw niemieckich. Co ciekawe, także po upadku komunizmu współpraca między kinematografiami rosyjską i serbską nie należała do nadzwyczaj ożywionych. Sprowadzała się głównie do tego, że aktorzy z Belgradu znajdowali zatrudnienie w wytwórniach filmowych w Moskwie bądź Petersburgu. Aż do 2017 roku, kiedy to Rosjanie postanowili opowiedzieć na ekranie o swoim udziale w wojnie na terenie byłej Jugosławii. O jakie wydarzenie chodzi? Cofnijmy się w czasie o – w przybliżeniu – dwie dekady. Na początku lat 90. XX wieku zaczął się powolny rozpad dawnego władztwa Tity. Najkrwawiej proces ten przebiegał w Bośni i Hercegowinie, gdzie dopiero po trzech latach – na mocy podpisanego w listopadzie 1995 roku układu w Dayton – wprowadzono względny spokój. Krótko potem o wolność upomnieli się Albańczycy w Kosowie, w efekcie Belgrad wysłał do zrewoltowanej prowincji wojsko, przeciwko któremu wystąpiła Armia Wyzwolenia Kosowa. Obie strony dopuszczały się zbrodni na ludności cywilnej. Mimo to opinia publiczna państw zachodnich sprzyjała Albańczykom, Rosjanie stali oczywiście po stronie Serbów. Chcąc przerwać bezsensowną rzeź, w marcu 1999 roku NATO zdecydowało się na przeprowadzenie – trwających aż do czerwca – nalotów bombowych na Belgrad i inne serbskie miasta (tak zwana Operacja Allied Force), co ostatecznie przyniosło pożądany skutek. Z Kosowa wycofały się wojska serbskie, które zastąpiono siłami pokojowymi Sojuszu Północnoatlantyckiego (czyli KFOR). W ich składzie pojawili się tam również Rosjanie. Akcja „Bałkańskiej linii” rozgrywa się właśnie w tym czasie. Obraz nieprzypadkowo zrealizowano właśnie teraz. Jak twierdzą producenci, miał on przypomnieć Serbom (zapewne głównie tym, którzy marzą o integracji z Unią Europejską) tuż przed dwudziestą rocznicą bombardowań o tym, jak swego czasu zostali potraktowani przez Zachód. Scenariusz wyszedł spod rąk trojga autorów, w tym dwóch debiutantów w tym fachu – poety i pisarza science fiction (tworzącego między innymi w języku esperanto) Iwana Naumowa oraz montażysty Andrieja Anajkina. Wychodzi więc na to, że jedyną osobą mającą pojęcie o wymyślaniu atrakcyjnych fabuł była trzecia autorka skryptu, czyli zaprawiona w bojach Natalia Nazarowa („ Rusałka”, „ Zdrada”, „ Córka”, „ Iwan, syn Amira”). I to pewnie jej zawdzięczamy fakt, że poza warstwą propagandową „Bałkańska linia” jest jeszcze całkiem znośnym wojennym kinem akcji. Gotowy scenariusz oddano w ręce Andrieja Wołgina, który po raz pierwszy stanął przed tak dużym wyzwaniem. Czym zajmował się wcześniej? Po ukończeniu szkoły Natalii Niestierowej, w której zdobył dyplom poświadczający, że może zajmować się reżyserią kinową i telewizyjną, zajął się przez dekadę tworzeniem reklam i wideoklipów, na planach których pracował także jako operator. Dopiero w 2008 roku – do spółki z Maksimem Kondratienko – nakręcił swoje pierwsze pełnometrażowe dzieło (przeznaczone od razu do wypożyczalni filmów), to jest dramat sensacyjny „Tego wieczora płakały anioły”. Później nakręcili razem jeszcze serial kryminalny „Gracz” (2012) oraz miniserial sensacyjny „Biegnij!” (2016). Pomiędzy nimi Wołgin zrealizował samodzielnie dwa obrazy, które weszły do kin: sensacyjną „Spiralę” (2014) i fantastycznonaukowy „Taniec aż do śmierci” (2016). Żaden z nich nie uczynił go ani sławnym, ani bogatym. Ale przynajmniej oba potwierdziły, że jest zdolnym rzemieślnikiem. I że zasługuje na powierzenie mu jeszcze ambitniejszego projektu (za, bagatela!, 230 milionów rubli). Zdjęcia do „Bałkańskiej linii” kręcono na Krymie, w Belgradzie i Moskwie oraz w serbskich Alpach Dynarskich (w pobliżu miejscowości Zlatibor i Nova Varoš). Oficjalna premiera miała miejsce 21 marca tego roku. Nie tylko w Rosji i Serbii; film Wołgina mogą zobaczyć bowiem także widzowie w Kazachstanie i Białorusi. I czego mogą się spodziewać? Introdukcja przenosi widzów w połowę lat 90. do Czeczenii. Zakończona śmiercią żołnierza operacja specjalna wojsk rosyjskich sprawia, że dowodzący nią oficer Andriej Szatałow zostaje wydalony ze służby. Rozżalony opuszcza ojczyznę i przenosi się do Belgradu, gdzie wiąże się z serbską lekarką Jasną Blagojević. Ojczyzna jednak o nim nie zapomina. Kiedy sytuacja w Kosowie zaognia się i wszystko wskazuje na to, że za chwilę prorosyjski prezydent Slobodan Milošević straci kontrolę nad prowincją, Moskwa postanawia przyjść mu z pomocą. „Szataj” (czyli Szatałow) otrzymuje zadanie przeniknięcia do Kosowa i rozeznania się na miejscu w sytuacji. Musi działać bardzo ostrożnie, aby nie wpaść w ręce albańskich partyzantów, spośród których najokrutniejszym watażką okazuje się niejaki Smuk. Pech sprawia, że zwracają na niego uwagę jednak przede wszystkim miejscowi serbscy policjanci, w tym naczelnik posterunku, stary i doświadczony Goran Milić. Przekonawszy się, że ma do czynienia z Rosjaninem, postanawia wciągnąć do gry przeciw bojownikom Armii Wyzwolenia Kosowa. Chodzi przede wszystkim o odbicie z ich rąk znajdującego się we wsi Slatina nieopodal Prisztiny jedynego lotniska w prowincji. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Jasna wpada na pomysł, aby odnaleźć Andrieja i trafia w samo oko cyklonu. Tymczasem z Rosji przybywa grupa komandosów, na czele której stoi Asłan-Bek Jetchojew, dawny przełożony Szatałowa. To oni mają przejąć Slatinę i oddać ją Serbom. Ale, jak możemy się domyślam, Smuk i jego ludzie zrobią wszystko, by tak się nie stało. Film Wołgina dzieli się wyraźnie na dwie – czasowo niemal równe – części. Pierwsza opowiada o przygotowaniach do akcji, druga skupia się na walkach o lotnisko. Obie podporządkowane są celom propagandowym. NATO jest tutaj przedstawione w złym świetle (jako pomysłodawcy nalotów), ale to i tak nic w porównaniu z tym, w jakim świetle pokazano Albańczyków. To prawdziwe krwiożercze potwory, mordujące nie tylko z powodów ideologicznych, ale również dla czystej przyjemności. Sceny, w których Smuk i jego ludzie wyciągają cywilów z autobusu, a potem poddają ich torturom, przywodzą na myśl filmy polskie i radzieckie, w których po 1945 roku rozprawiano się z żołnierzami Ukraińskiej Powstańczej Armii czy Narodowych Sił Zbrojnych. Podkreślone zostają przez Wołgina również różnice religijne. To nie przypadek, że wierny Allachowi Smuk z zimną krwią morduje prawosławnego księdza. Robi to właśnie dlatego, że jest on kapłanem. Takie sytuacje pewnie się zdarzały, ale z obu stron. Serbowie – policjanci i żołnierze – także mordowali albańskich cywilów tylko dlatego, że byli muzułmanami. Warto o tym pamiętać, patrząc na ten dramatyczny fragment. Druga część „Bałkańskiej linii” pod wieloma względami przypomina natomiast – i jest to swoisty chichot historii – nakręcony nie tak dawno, niemal „na gorąco”, ukraiński dramat wojenny „ Cyborgi” (2017), w którym Achtem Seitabłajew opowiedział o bohaterstwie obrońców aeroportu donieckiego broniących się przed wojskami tak zwanej Noworosji (i jednocześnie przed wspomagającymi je „zielonymi ludzikami”). Tam Rosjanie byli „czarnymi charakterami”, tutaj są forpocztą cywilizacji chrześcijańskiej broniącej Bałkanów przed terroryzmem islamskim. Na korzyść dzieła Wołgina na pewno przemawia sprawność realizatorska. Na film, jak już wiemy, nie szczędzono pieniędzy. Co pozwoliło także sięgnąć po znakomitych aktorów. Rosję reprezentują przede wszystkim: wcielający się w „Szataja” Anton Pampusznyj („ Aleksander. Bitwa nad Newą”, „ Obrońcy”), Gosza Kucenko („ Odszkodowanie”, „ Lekarz”), który wcielił się w Jetchojewa (a tak naprawdę w Junusa-Beka Jewkurowa, od ponad dziesięciu lat prezydenta Inguszetii, który dowodził operacją w Kosowie), oraz Rawszana Kurkowa („ Hardcore”, „ Krym”), czyli snajperka Wiera. Po stronie serbskiej należy na pewno podkreślić udział Gojko Miticia (jako naczelnika policji), legendarnego odtwórcy ról indiańskich w easternach jugosłowiańsko-enerdowskich, oraz pojawiającego się w malutkim epizodzie (w ostatniej scenie, w roli taksówkarza) Emira Kusturicy. Poza tym zaistnieli: doskonale już znany w Rosji Miloš Biković („ Udar słoneczny”, „ Poza rzeczywistością”) jako policjant Vuk Petrović, Milena Radulović jako Jasna, dziewczyna Szatałowa, oraz Aleksandar Srećković, który podarował swą twarz okrutnemu Smukowi. Za ścieżkę dźwiękową, w której wykorzystano także wiele piosenek, odpowiedzialny był niezbyt jeszcze doświadczony Michaił Afanasjew (był to dopiero jego drugi soundtrack), natomiast za zdjęcia – Wiaczesław Lisniewski („ Poza rzeczywistością”), wiernie stojący u boku Andrieja Wołgina od początku jego reżyserskiej kariery. Realizując „Bałkańską linię”, na pewno dali z siebie wszystko. I nie ma wątpliwości, że film będzie komercyjnym sukcesem, na który druga strona – z braku możliwości – raczej nie odpowie. Chyba że z pomocą przyjdzie jakiś producent z Hollywoodu.
|
"Sowieccy twórcy nierzadko pomagali swym kolegom z Albanii, Bułgarii, Rumunii, Polski, Czechosłowacji, a nawet Syrii, Kuby czy – po dojściu do władzy Augusto Pinocheta – Chile".
Zdanie jest niejasne. Zapewne Autorowi artykułu chodzi o twórców chilijskich, którzy ewakuowali się z ojczyzny po przejęciu władzy przez Pinocheta. Jednak ktoś kto nie ma pojęcia o kontekście politycznym, może z tego zdania wyczytać, że to właśnie Pinochet umożliwił im współpracę z sowieckimi kolegami.