Oscar Wilde zwykł mawiać: “Co to jest zła kobieta? Jest to taki rodzaj kobiety, który się nie sprzykrzy”. Trochę paradoksalnie z tą słynną sentencją powstała adaptacja jednej ze sztuk dramatopisarza - “Wachlarz lady Windermere” - o przewrotnym tytule “A good woman”. Film Mike’a Barkera o dobrych kobietach na pewno nie może się sprzykrzyć, dzięki inteligencji i subtelnemu czarowi staromodnych opowieści.
Spojrzenie zza wachlarza
[Mike Barker „A Good Woman” - recenzja]
Oscar Wilde zwykł mawiać: “Co to jest zła kobieta? Jest to taki rodzaj kobiety, który się nie sprzykrzy”. Trochę paradoksalnie z tą słynną sentencją powstała adaptacja jednej ze sztuk dramatopisarza - “Wachlarz lady Windermere” - o przewrotnym tytule “A good woman”. Film Mike’a Barkera o dobrych kobietach na pewno nie może się sprzykrzyć, dzięki inteligencji i subtelnemu czarowi staromodnych opowieści.
Mike Barker
‹A Good Woman›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | A Good Woman |
Dystrybutor | Solopan |
Data premiery | 2 grudnia 2005 |
Reżyseria | Mike Barker |
Zdjęcia | Ben Seresin |
Scenariusz | Howard Himelstein |
Obsada | Helen Hunt, Scarlett Johansson, Milena Vukotic, Stephen Campbell Moore, Mark Umbers, Tom Wilkinson |
Muzyka | Richard G. Mitchell |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Hiszpania, Luksemburg, USA, Wielka Brytania, Włochy |
Czas trwania | 93 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nietuzinkowy dowcip i wieloznaczne dialogi wychodzą we współczesnym kinie z mody, ustępując miejsca wizualnym ucztom. Szkoda, że te dwa rodzaje kina - określanego przez wysokiej klasy dialogi i zachwycającego wysmakowaną poetyką obrazu - nie współgrają. Zwykło się odchodzić od scenariuszowych perełek z ledwo zarysowaną akcją, dlatego zaskakuje, że nagle została nakręcona “A good woman”, pełne uroku uchwycenie kobiecych postaw, zmieszane z pięknymi krajobrazami i doskonałym aktorstwem. Film ten nie uderza rewolucyjnym, głębokim przesłaniem, ale oferuje wciągającą rozrywkę, kondensującą wykwintne dialogi z aluzyjnym humorem na miarę Wilde’a, dodatkowo wykorzystując wizualną urodę kadrów. Przykro, że widzowie rzadko mają okazję oglądać podobne filmy – nieco błahe, niepoprzedzone szumną kampanią reklamową, ale zabawne i niezwykle interesujące. Coraz częściej zdarza się, że to właśnie produkcje po cichu wprowadzane na ekrany, bez marketingowego chaosu, nieoczekiwane, najbardziej zapadają w pamięć. Przypuszczam, że “A good woman” dla wielu osób będzie takim filmem - mimo banalnej fabuły, wyjątkowym.
Cała historia zaczyna się jak intelektualna gra z widzem, przywodząc na myśl sprytne rozwiązania fabularne Woody’ego Allena. Pani Erlynne, powszechnie znana jako bezwstydna uwodzicielka, przyjeżdża na włoskie wybrzeże, gdzie wakacje spędzają najbogatsi. Wkrótce nawiązuje znajomość z lordem Windermere i jego naiwną żoną Meg. Śmietanka towarzystwa podejrzewa młodego bogacza o romans z nowo przybyłą, ale oczywiście u Wilde’a nic nie jest ani tak proste, ani tak przewidywalne. To dopiero początek niejednoznacznych domysłów, niedomówień, a nawet zgrabnie skonstruowanego qui pro quo. Błędem wydaje się jednak, że Barker porzuca nagle pomysł opisania obłudy wykwintnej społeczności lordów i dam za pomocą ciętych strof autora pierwowzoru literackiego i skręca w kierunku osobistych rozgrywek między bohaterami, nadając im charakter sentymentalny i zbyt moralizujący. Ponadto, wyidealizowana oprawa finału opowieści nie koresponduje z prześmiewczą atmosferą wcześniejszych fragmentów filmu. Na szczęście potknięcia narracyjne nie umniejszają przyjemności płynącej z wsłuchiwania się w szydercze sformułowania, którymi posługują się bohaterowie. Dialogi nasiąknięte ironią skontrastowane zostały z beztroską aurą żartów i lekkiej jazzowej muzyki. Świetnie obnażono ludzką hipokryzję, konformizm i podwójną moralność na przykładzie zamkniętej arystokratycznej zbiorowości.
Przypadkowa eksplozja na planie butelki z keczupem nie pozostała bez wpływu na wygląd kostiumu Scarlett.
Niezbyt intrygująca fabuła okazuje się być przykrywką dla obserwacji kobiecych postaw, relacji damsko-męskich i zawiłości dylematów moralnych. Zamglone motywacje działań pani Erlynne utrudniają rozszyfrowanie jej sposobu myślenia i wynikającego z tego postępowania. Twórcy usilnie próbują wybielić bohaterkę filmu, aby nadać jej cechy powszechnie określane dobrymi. Tymczasem historia Wilde’a to dobitne zaznaczenie ludzkiej ambiwalencji. Nikt nie jest dobry lub zły. To działania, jakich się podejmujemy, przypinają nam odpowiednią łatkę w percepcji społecznej. Słodka Meg także okazuje się zdolną do bezwstydnych czynów, ale nikt nie zaprzeczyłby, że ma nieskazitelny charakter. Okazuje się, że “A good woman” to opowieść o postrzeganiu człowieka przez opinię publiczną. Jedna z bohaterek wypowiada kwestię: “Skoro kierujemy się opiniami innych, po co nam własne?”. W tym zdaniu zawiera się sens jednego z fundamentalnych problemów w filmie. Przyjmujemy taką formę, jakiej oczekuje od nas otoczenie. To inni kształtują nasz wizerunek. Stąd jest już tylko o krok od porzucania własnych poglądów na rzecz wtopienia się w daną grupę. Spostrzeżenia Wilde’a w skromnej interpretacji Barkera porażają uniwersalnym wydźwiękiem i zastanawiają, zapewniając widzom coś jeszcze, oprócz wysmakowanej oprawy i ciętego dialogu.
W tym wyrafinowanym koktajlu bon motów i pięknych obrazów uwagę przykuwa kunszt aktorski. Film Barkera to historia kobiet i to właśnie kobiety w nim triumfują. Helen Hunt w roli pani Erlynne porusza się na pograniczu dekadencji i zamyślenia. Wzbudza zainteresowanie niezależnością, a nie urodą. Pozostaje jednak nieco przewidywalna i jednowymiarowa, podczas gdy Scarlett Johansson jako delikatna lady Windermere zachowuje wrażenie wieloznaczności swojej postaci. Po niezbyt głębokiej roli w “Wyspie” Michaela Baya, Johansson wraca do wyważonych, dyskretnych kreacji aktorskich, w których zdaje się być najlepsza. W “A good woman” nie irytuje naiwnością, a wzbudza sympatię i zrozumienie, co na pewno korzystnie wpływa na odbiór filmu jako całości.
To jak to wreszcie jest z tymi złymi kobietami? Wydaje się, że takich nie ma. Zresztą tak samo jak dobrych. Wszystko zależy od zachowań i opinii, jaką wyrobią sobie o nich inni. “A good woman” wyraźnie gloryfikuje pogląd, że należy iść własną ścieżką, a granica między białym i czarnym jest nietrudna do przekroczenia, jeśli zmienimy nasze postępowanie. Te ciekawe domniemania i interpretacje angażują bardziej dzięki szczegółowej realizacji obrazu. Pytanie, czy to przede wszystkim zasługa Oscara Wilde’a, czy współczesnych filmowców?