Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jurij Kara
‹Wory w zakonie / Mafia w blasku prawa›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWory w zakonie / Mafia w blasku prawa
Tytuł oryginalnyВоры в законе
ReżyseriaJurij Kara
ZdjęciaWładimir Siemionowych
Scenariusz
ObsadaAnna Samochina, Walentin Gaft, Władimir Stiekłow, Boris Szczerbakow, Arnis Līcītis, Nurbej Kamkia, Zinowij Gierdt, Giwi Leżawa, Amajak Akopian, Stanisław Korieniew, Konstantin Kiszczuk, Siergiej Maksaczow, Siergiej Nikulin, Siergiej Siłkin
MuzykaRodion Szczedrin, Georges Bizet
Rok produkcji1988
Kraj produkcjiZSRR
Czas trwania90 min
Gatunekdramat, sensacja
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Klasyka kina radzieckiego: „Sucza wojna” pod abchaskim słońcem
[Jurij Kara „Wory w zakonie / Mafia w blasku prawa” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Film Jurija Kary powstał w bardzo złym momencie. Związek Radziecki powoli zaczął się już rozpadać, a jego obywatelom nie w głowie było chodzenie do kina. Podobnie w Polsce Ludowej, dokąd „Wory w zakonie” – tyle że pod tytułem „Mafia w blasku prawa” – trafiły pod koniec lat 80. A szkoda, bo mógł to być hit na miarę „Piratów XX wieku”.

Sebastian Chosiński

Klasyka kina radzieckiego: „Sucza wojna” pod abchaskim słońcem
[Jurij Kara „Wory w zakonie / Mafia w blasku prawa” - recenzja]

Film Jurija Kary powstał w bardzo złym momencie. Związek Radziecki powoli zaczął się już rozpadać, a jego obywatelom nie w głowie było chodzenie do kina. Podobnie w Polsce Ludowej, dokąd „Wory w zakonie” – tyle że pod tytułem „Mafia w blasku prawa” – trafiły pod koniec lat 80. A szkoda, bo mógł to być hit na miarę „Piratów XX wieku”.

Jurij Kara
‹Wory w zakonie / Mafia w blasku prawa›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWory w zakonie / Mafia w blasku prawa
Tytuł oryginalnyВоры в законе
ReżyseriaJurij Kara
ZdjęciaWładimir Siemionowych
Scenariusz
ObsadaAnna Samochina, Walentin Gaft, Władimir Stiekłow, Boris Szczerbakow, Arnis Līcītis, Nurbej Kamkia, Zinowij Gierdt, Giwi Leżawa, Amajak Akopian, Stanisław Korieniew, Konstantin Kiszczuk, Siergiej Maksaczow, Siergiej Nikulin, Siergiej Siłkin
MuzykaRodion Szczedrin, Georges Bizet
Rok produkcji1988
Kraj produkcjiZSRR
Czas trwania90 min
Gatunekdramat, sensacja
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Jako licealista i student chodziłem na wszystkie filmy wyświetlane w moim rodzinnym prowincjonalnym miasteczku. Były to dwa lub trzy, maksymalnie cztery tytuły w tygodniu. Nieistotny był dla mnie kraj produkcji, liczyła się magia wielkiego ekranu. W efekcie obejrzałem w tamtym czasie, a był to schyłkowy PRL, wiele dzieł radzieckich, jugosłowiańskich, rumuńskich, wietnamskich, chińskich, a nawet północnokoreańskich. Nie musiałem za tę przyjemność płacić. Zakłady pracy przymuszano do wykupywania – za środki z funduszu socjalnego – biletów, w ten sposób sztucznie nabijając frekwencję. Potem i tak praktycznie nikt na te filmy – poza mną (który odbębniałem obecność za swoją mamę) – nie chodził; najczęściej miałem więc całą salę dla siebie. Większość obrazów nie była godna uwagi, ale co parę tygodni trafiała się perełka, którą rzewnie wspominam do dzisiaj. Jak na przykład „Mafia w blasku prawa” Jurija Kary, do obejrzenia której zachęcał fenomenalny plakat autorstwa – ta-dam! ta-dam! – samego Andrzeja Pągowskiego.
Jurij Wiktorowicz Kara (rocznik 1954), mimo wieku Chrystusowego na karku, nie był jeszcze wtedy znanym twórcą. Wydział reżyserski Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK) ukończył zaledwie rok wcześniej; fachu uczył się tam pod czujnymi i nadzwyczaj surowymi oczyma, Siergieja Gierasimowa i Tamary Makarowej. Dlaczego tak późno? Co robił wcześniej? Kształcił się na inżyniera – specjalistę od fizyki metali – zdobywając dyplom Moskiewskiego Instytutu Stali i Stopów (MISiS). Mimo bardzo konkretnego zawodu w ręku, postanowił zostać artystą. Przygodę z reżyserią rozpoczął od realizacji krótkometrażówki „Dwoje na ławce” (1985), dwa lata później nakręcił – na podstawie powieści Borisa Wasiljewa – głośny dramat wojenny „Jutro była wojna”. Choć był to jego obraz dyplomowy, uznano go za tak dobry, że skierowano do dystrybucji kinowej. Dzięki temu sukcesowi Jurij Wiktorowicz dostał wolną rękę w wyborze tematu kolejnego dzieła. I wtedy postanowił sięgnąć po prozę klasyka literatury abchaskiej Fazila Abdułowicza Iskandera (1929-2016).
Iskander dzisiaj w Polsce jest pisarzem niemal całkowicie zapomnianym, ale w latach 60. i 70. ubiegłego wieku wydano nad Wisłą kilka jego książek. W tym tę najbardziej znaną – powieść łotrzykowską „Sandro z Czegemu” (Sandro to imię bohatera, a Czegem to wieś w Abchazji, która obecnie nazywa się Dżgerda). Pierwsze jej wydanie w Związku Radzieckim miało miejsce w 1973 roku (choć pisana była od połowy lat 60.), później dość regularnie ją wznawiano – i praktycznie za każdym razem w nieco innej formie. Fazil Abdułowicz dopisywał bowiem kolejne fragmenty, wykorzystując fakt, że całość składała się z luźno powiązanych ze sobą nowel. Wiele z nich – w sumie powstały trzydzieści dwie – później zostało zekranizowanych. Kara zainspirował się dwiema: „Barmanem Adgurem” oraz „Czegemską Carmen”. W prozie Iskandera na plan pierwszy wybijał się wątek miłosny, kryminalny natomiast, choć istotny dla losów bohatera, obecny był w tle. Jurij Wiktorowicz, będący również autorem scenariusza, postanowił proporcje te odwrócić – z wątku romansowego nie zrezygnował, ale wyeksponował sensacyjny.
W efekcie powstał pierwszy w dziejach kinematografii radzieckiej film o zorganizowanej przestępczości. Jego polski tytuł, choć niezły, nie oddaje jednak w pełni autorskiego konceptu Kary. Ale co polskiemu widzowi ponad trzy dekady temu powiedziałby bijący po oczach z plakatu szyld: „Wory w zakonie”? To określenie, zrodzone w latach 30. XX wieku, odnosi się do honorowego bandyty, autorytetu kryminalnego, który nie splamił się współpracą z władzą ani z milicją i KGB; „wor w zakonie” to radziecki i rosyjski odpowiednik ojca chrzestnego w mafii włoskiej, którego pozycję odzwierciedlają posiadane na ciele tatuaże. Choć w Kraju Rad zdawano sobie doskonale sprawę z ich istnienia (wystarczy wspomnieć toczone w latach 40. i 50. tak zwane „sucze wojny”), oficjalnie milczano na ich temat. Kara był pierwszym twórcą, który korzystając z politycznego rozprężenia, jakie obywatelom ZSRR zafundował w ramach pierestrojki Michaił Gorbaczow, postanowił pokazać zorganizowaną przestępczość na ekranie.
Przestępcy w dziele Jurija Wiktorowicza nie są patologicznymi menelami, pół-ludźmi i pół-zwierzętami o twarzach przesiąkniętych syfilisem i nienawiścią. To osoby z wyższych sfer: chodzący w zagranicznych garniturach, jeżdżący luksusowymi limuzynami, mieszkający w wielkich willach z ogrodami i basenami. I to w Związku Radzieckim! Jesteście to sobie w stanie wyobrazić? Ale po kolei… Kara akcję filmu umieścił w Abchazji, jest początek lat 80., era Leonida Breżniewa powoli dobiega końca. Siermiężny komunizm nie jest już w stanie – jako całkowicie skompromitowana idea – nikogo do siebie przekonać, młodzi (ale nie tylko oni) marzą o lepszym życiu. Nawet jeżeli mieliby je osiągnąć za cenę nieuczciwości. Główna bohaterka (Marga)Rita mieszka w zapomnianej przez Boga wsi, pasie owce; jedyną jej rozrywką – poza szkołą – są przygodne romanse. Gdy jeden z nich kończy się dramatem, nie chcąc odpowiadać za to, co się stało, ucieka z domu do miasta. A że jest piękna, szybko znajduje kochanka gotowego zapewnić jej bogate życie. Okazuje się nim lokalny mafiozo, będący w wieku jej ojca Artur.
Artur, utrzymujący się z handlu narkotykami oraz pobierania haraczy od restauratorów i właścicieli barów, ma jednak w mieście konkurencję w postaci Ramzesa. Dla nich dwóch miejsca jest za mało, a rynek zbyt ubogi. Szybko też okazuje się, że szans na porozumienie między oboma „worami w zakonie” nie ma. Skutkiem tego jest mafijna wojna. Ramzes ze swoimi ludźmi stara się w zorganizowany sposób wyeliminować stronników rywala, a potem – w rozmowie w cztery oczy – daje mu wprost do zrozumienia, że jeśli chce żyć, musi wyjechać. Artur nie pozwala się jednak zastraszyć; odpowiada konkurentowi (i słowa te brzmią na ekranie wspaniale): „Zabij mnie teraz, jeśli możesz, bo ja cię później wyciągnę spod ziemi i zniszczę…”. Co będzie dalej – można się domyśleć. Na tle bezlitosnej rozgrywki pomiędzy mafiami Kara portretuje zdradliwych i skorumpowanych prokuratorów i kagiebistów, ale nie mniej ważny jest też wątek miłosny – uczucie, jakie łączy Ritę z poznanym przypadkowo archeologiem i poetą Andriejem.
Mężczyzna nie wie, z kim zadaje się jego nowa znajoma, nie wie też, jaką rolę odgrywa w organizacji – zresztą kocha ją i jest jej wiele w stanie wybaczyć. Nawet gdy przed Ritą ostrzega go… ojciec dziewczyny. Biorąc pod uwagę, że premiera „Worów w zakonie” miała miejsce w Związku Radzieckim w grudniu 1988 roku, można zrozumieć, dlaczego dzieło Jurija Wiktorowicza przeszło w Polsce niezauważone – trafiło do kin nad Wisłą w momencie politycznego przełomu, gdy nikt nie chciał oglądać kina importowanego z kraju naszych wschodnich sąsiadów. A przecież nie ustępowało ono w niczym takiemu chociażby „Zabij mnie glino” (1987) Jacka Bromskiego. Bo też Kara uczył się od najlepszych, pełnymi garściami czerpiąc inspiracje z klasyki francuskiego kina gangsterskiego (vide Jean-Pierre Melville). Wiedział też, jak podkręcić emocje, przydając niektórym scenom tkliwego romantyzmu, w innych znów nawiązując do okrucieństwa charakterystycznego dla sensacyjnej kinematografii azjatyckiej.
O sukcesie „Worów w zakonie” zdecydowała też doskonała obsada. Artura zagrał przecież sam Walentin Gaft („Garaż”, „Zapomniana melodia na flet”), Andrieja – Boris Szczerbakow („Stary Nowy Rok”, „Dziesięć lat bez prawa korespondencji”), a adwokata z Moskwy – Zinowij Gierdt („Złote cielę”, „Klucz bez prawa przekazania”). W starszego lejtnanta KGB, jednego z nielicznych uczciwych, wcielił się natomiast Łotysz Arnis Līcītis („Trudno być bogiem”). Osobne brawa należą się przepięknej Annie Samochinej (1963-2010), dla której rola Rity była dopiero drugą w karierze. Później, aż do przedwczesnej śmierci spowodowanej rakiem żołądka, zagrała jeszcze w wielu filmach i serialach, lecz żaden z nich nie powtórzył sukcesu „Worów…”. Za zdjęcia odpowiadał Władimir Siemionowych, etatowy operator Kary do 2010 roku. W ścieżce dźwiękowej wykorzystano natomiast muzykę z baletu „Carmen-suita” Rodiona Szczedrina („A jeśli to miłość…”, „Anna Karenina”), która powstała w 1967 roku w oparciu o słynną operę Georges’a Bizeta. Jej wybór nie był przypadkowy – miała nawiązywać do literackiego pierwowzoru postaci Rity, nazywanej przecież „czegemską Carmen”.
Dla Jurija Wiktorowicza Kary „Wory w zakonie” stały się trampoliną do dalszej, bardzo udanej kariery. W 1989 roku nakręcił on – oparty na kolejnej noweli Fazila Iskandera z powieści „Sandro z Czegemu” – fantasmagoryczny dramat polityczny „Uczta Baltazara, czyli Noc ze Stalinem”, a następnie zabrał się za ekranizację „Mistrza i Małgorzaty” (1994) Michaiła Bułhakowa. Później przyszła pora na mniej spektakularne projekty: sensacyjną „Kukłę” (2001), dramat historyczny „Interesujący mężczyźni” (2001) oraz serial biograficzny „Gwiazda epoki” (2005). O prapoczątkach radzieckiego programu kosmicznego opowiadał z kolei „Korolow” (2007), który osiem lat później doczekał się ciągu dalszego pod postacią „Głównego”. A pomiędzy powstały jeszcze serial kryminalny „Reporterzy” (2007) i inspirowany nieśmiertelnym dziełem Williama Szekspira uwspółcześniony „Hamlet XXI wieku” (2010). Jak więc widać, Kara jest wciąż aktywnym reżyserem, który jednak swoje najlepsze lata ma już chyba za sobą.
koniec
5 lutego 2020

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.