Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bartosz M. Kowalski
‹W lesie dziś nie zaśnie nikt›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułW lesie dziś nie zaśnie nikt
Data premiery13 marca 2020
ReżyseriaBartosz M. Kowalski
ZdjęciaCezary Stolecki
Scenariusz
ObsadaJulia Wieniawa-Narkiewicz, Wiktoria Gasiewska, Miroslaw Zbrojewicz, Gabriela Muskala, Stanislaw Cywka, Sebastian Dela, Michal Lupa
Rok produkcji2020
Kraj produkcjiPolska
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

W lesie… jesteśmy z polskimi slasherami
[Bartosz M. Kowalski „W lesie dziś nie zaśnie nikt” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Przypadek „W lesie dziś nie zaśnie nikt” pokazuje, że zrobić dobry slasher, będący hołdem dla klasyki, też trzeba umieć.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W lesie… jesteśmy z polskimi slasherami
[Bartosz M. Kowalski „W lesie dziś nie zaśnie nikt” - recenzja]

Przypadek „W lesie dziś nie zaśnie nikt” pokazuje, że zrobić dobry slasher, będący hołdem dla klasyki, też trzeba umieć.

Bartosz M. Kowalski
‹W lesie dziś nie zaśnie nikt›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułW lesie dziś nie zaśnie nikt
Data premiery13 marca 2020
ReżyseriaBartosz M. Kowalski
ZdjęciaCezary Stolecki
Scenariusz
ObsadaJulia Wieniawa-Narkiewicz, Wiktoria Gasiewska, Miroslaw Zbrojewicz, Gabriela Muskala, Stanislaw Cywka, Sebastian Dela, Michal Lupa
Rok produkcji2020
Kraj produkcjiPolska
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Twórcy „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, przed premierą filmu z niemałym samouwielbieniem opowiadali o tym, że tworzą nową jakość w polskim kinie, przenosząc na nasz grunt podgatunek horroru zwany slasherem. Z grubsza rzecz ujmując: w tego typu produkcjach, często zrobionych za psie pieniądze, chodzi o grupkę młodzieży, która musi zmierzyć się z zamaskowanym mordercą, dybiącym na ich życie. Przeważnie jest on bardzo malowniczą wizualnie postacią, a do eliminowania kolejnych nieszczęśników używa niestandardowych sprzętów (np. piły mechanicznej). Choć za pierwszy slasher uważa się włoski film „Krwawy obóz” z 1971 roku, to wyjątkowo dobrze przyjęły się one w Stanach Zjednoczonych, stając się praktycznie częścią amerykańskiej kultury (nie tylko pop).
Z technicznego punktu widzenia, nakręcenie polskiego odpowiednika slashera nie powinno być trudne. Nie potrzeba do niego skomplikowanej scenografii, ani wysmakowanych efektów specjalnych, a od strony aktorskiej nie wymaga się większego talentu, niż ten, jaki objawiają seryjnie kręcone nieśmieszne komedie romantyczne. Potrzebne są jednak pomysł – głównie na ciekawego antagonistę – i pasja. Miłośnicy tandetnych horrorów z daleka potrafią wykryć ściemę i odróżnić produkcję robioną na odwal się przez sprawnego reżysera, od takiej, która zrobiona została nieudolnie, ale za to z pełnym zaangażowaniem. Dlatego zawsze podkreślam, że zły film nie równa się filmowi po prostu do dupy.
Niestety, „W lesie dziś nie zaśnie nikt” należy zaliczyć do tej drugiej kategorii. Reżyser Bartosz M. Kowalski może i miał ambitny plan nakręcenia pierwszego polskiego slashera ze względu na sentyment, jakim darzy klasyczne produkcje z lat 80., ale albo coś podkoloryzował w ramach promocji, albo za dużo osób wtrącało mu się do produkcji, o czym może świadczyć, że tak banalny, schematyczny i nijaki scenariusz pisały aż trzy osoby.
Oto bowiem otrzymujemy kopię serii „Piątek trzynastego”. Młodzi ludzie trafili na obóz organizowany na odludziu, specjalnie dla uzależnionych od internetu, komputerów i telefonów. Następnie podzielono ich na mniejsze grupki, przydzielono im przewodnika – psychologa i wysłano na tydzień w las. Śledzimy jedną z nich, w skład której wchodzą jak najbardziej stereotypowe charaktery: zbuntowana, małomówna Zosia (Julia Wieniawa-Narkiewicz), gapciowaty inteligent, wysportowany chłoptaś, puszczalska blondynka (Wiktoria Gąsiewska) i przekonany o swojej bystrości głupek. Czyli standard. Już pierwszej nocy okazuje się, że zaszli w złe rejony, ponieważ jednego z nich morduje obrzydliwie wyglądający grubas.
Jak widać, nie znajdziemy tu za grosz własnej inwencji, ale niekoniecznie musi to być wadą, bo w sumie taki skład został już ukształtowany w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” z 1974 roku i z powodzeniem wykorzystywany jest do dziś. Gdyby to był film amerykański w zestawie byłby jeszcze Murzyn, a w produkcjach z XXI wieku jakiś Azjata. Widz z marszu wie, wokół kogo będzie kręciła się fabuła, a kto będzie jedynie mięsem armatnim. Celem twórców jest jednak zaprezentowanie tych postaci w taki sposób, aby ich los w jakikolwiek sposób nas obchodził. A z tym mamy tu poważny problem. Pomijając już sztywne aktorstwo, to role zostały rozpisane w tak tendencyjny sposób, że już na dzień dobry mamy ochotę sami wykończyć 90% obsady. Jedynym wyjątkiem jest Julek (Michał Lupa), postać tak żałosna, że aż sympatyczna. Do tego jedyna, która zachowuje się w miarę racjonalne w momencie zagrożenia. Warto też dodać, że to głównie za jej sprawą zostaje oddawany ów słynny hołd dla klasyków gatunku, ponieważ tytułami kultowych produkcji sypie jak z rękawa. Czasem totalnie bez sensu, bo nie mam pojęcia w którym miejscu doszukał się podobieństw Zosi (przypomnijmy – Julia Wieniawa-Narkiewicz) do Sary Connor z „Terminatora”.
Skoro więc nie główni bohaterowie, to może antagoniści? Tu jest znacznie lepiej. Spasiony mutant dobrze wpisuje się w klimat standardowych slasherowych morderców, pokroju Jasona Voorheesa, Leatherface’a, czy Plutona ze „Wzgórza mają oczy”. Bez wątpienia to jeden z lepszych elementów całości. Gorzej, jeśli chodzi o pochodzenie zła. To zostało przekombinowane, niczym w „Toporze” z Victorem Crowleyem, ale tam chodziło o parodię (przynajmniej na początku). Może już lepiej było zostawić w tej kwestii niedopowiedzenie, jak w „Drodze bez powrotu”. Pod względem wymyślnych, krwawych tortur też mogłoby być lepiej, ale na tle pozostałych elementów filmu i tak nie jest źle. Choć do tego, by zaliczyć „W lesie dziś nie zaśnie nikt” jako obraz gore, sporo brakuje.
Tradycyjnie naiwna młodzież sama wchodzi mordercy pod tasak. I z jednej strony można to jakoś wytłumaczyć stresem, ale z drugiej – czasem robią wybitnie bezsensowne rzeczy, które nawet przy obniżonym zmyśle krytycznym zaczynają być irytujące. Dlaczego nikomu nie przyszło do głowy, by uciekać z lasu jak najdalej. W końcu akcja dzieje się w Polsce, gdzie ciężko jest znaleźć miejsce oddalone od najbliższego McDonald’sa o więcej niż 100 kilometrów. Dla skomplikowania sprawy dodam, że akcja nie rozgrywa się w Bieszczadach, tylko na ewidentnie równiejszym terenie. Tymczasem spotkany w lesie samotnik zapewnia Zosię, że do najbliższej wioski są dwa dni marszu. Chyba dla niego, bo nosi protezy nóg. Po pierwsze, od obozu, z którego wyszli bohaterowie nie może być dalej, niż pół dnia swobodnego marszu, a po drugie końcówka świadczy o czymś zgoła odmiennym. Tu wyraźnie widać, że piszący scenariusz za bardzo ze sobą nie współpracowali.
I tu dochodzimy do największego problemu omawianej produkcji. Twórcy do samego końca nie mogli się chyba sprecyzować, co tak naprawdę chcą kręcić. Czy chodziło im o rasowy horror, w którym oddają hołd wielkim poprzednikom, czy też o czarną komedię wyśmiewającą utarte schematy. Jeśli o to pierwsze, to całość zdecydowanie nie jest straszna, zaś kopiowanie wzorców najzwyczajniej w świecie irytuje. Jeśli o drugie, to w takim razie chciałem oznajmić, że wyszło czerstwo i nieśmiesznie.
Podsumowując, Polacy w dalszym ciągu nie doczekali się porządnego horroru i nie widać w tej kwestii żadnego światełka w tunelu. Szkoda, bo od strony technicznej „W lesie dziś nie zaśnie nikt” niewiele można zarzucić. Cóż z tego, skoro reszta to porażka. I nagie piersi Wiktorii Gąsiewskiej nic tu nie pomogą.
koniec
30 marca 2020

Komentarze

30 III 2020   17:40:39

Całkowicie nie zgadzam się z recenzją. Prawda, że film czerpie garściami z wielu klasycznych slasherów, ale też nie tylko, bo są sceny nawiązujące do Evil Dead, do horrorów z podgatunku survivalu, do polskiego kina, można powiedzieć do czego nawiązań nie ma. Film oczywiście, że jest schematyczny, czyli wiadomo że wszyscy zginą, a na koniec zostanie final girl, która załatwi mordercę, ale tak miało być. Prawda że bohaterowiesą postaciami wziętymi prosto ze slasherów, czyli outsiderka, blondyna, sportowiec, nerd, ale udało się tym postaciom dodać coś więcej. Oczywiście to nie są bohaterowie z głębią psychologiczną, ale mają w sobie swojskość i polskość.

Nie jest tak, że nic z nimi Kowalski nie robi, bo np. nerd okazuje się być najbardziej rozsądną osobą w całym towarzystwie (i też służy za meta komentarz, trochę jak bohaterowie "Krzyku"), blondyna nie jest taka głupiutka, jak się początkowo wydaje, itd. Nie zgadzam się że grają słabo aktorzy grający młodych, wszyscy grają dobrze. Postacie są delikatnie naszkicowane, ale aktorzy sporo im dodają.

Oczywiście najlepszy jest Julek, ner, ale też podobała mi się Zosia, outsiderka, w którą wcieliła się dobrze Julia Wieniawa. Nie rozumiem skąd ta krytyka aktorki się wzięła, bo wypadła spoko. Reszta młodzieży też jest dobra, na czele z Wiktorią Gąsiewską w roli blondyny. Plusem jest to że bohaterowie budzą emocje i sympatie, dzięki czemu im kibicowałem, więc nie chciałbym ich zabić jak pan recenzent. Starsze pokolenie też daje radę, choć pojawiają się głownie w epizodach Wojciech Mecwaldowski, Mirosław Zbrojewicz, Olaf Lubaszenko, Piotr Cyrwus, najwięcej jest Gabrieli Muskały.

Punkt wyjścia też jest super, czyli dzieciaki wyjeżdżają na obóz bez internetu i komórek, więc nie trzeba tłumaczyć dlaczego nie używają współczesnych technologii. Dziwne że w amerykańskich slasherach nikt na to nie wpadł, a przynajmniej nie kojarzę. Oczywiście można było zrobić z tym coś więcej, ale punkt wyjścia jest i tak ciekawy. Widać miłość reżysera do slasherów i ogólnie do śmieciowego kina klasy B, tandetnych pulpowych filmów.

Oczywiście można narzekać na to, że nie próbowali twórcy bardziej zabawić się gatunkiem, ale reżyser przyznał, że nie chciał pierwszym polskim slasherem wywracać cały gatunek, tylko otworzyć tym filmem drzwi innym próbom kręcenia kina gatunkowego. Zresztą może powstanie dwójka, co zapowiada zakończenie i ja nie miałbym nic przeciwko, w części drugiej Kowalski może bardziej zaszaleć. Więc nie jestem rozczarowany seansem skoro reżyser zrobił dokładnie taki film jaki chciał, a trailery nie obiecywały nic oryginalnego. Nie przeszkadza mi też geneza potwora, bo jest to nawiązanie np. do Archiwum X, wole coś takiego niż jakaś elektrownia z której coś wyciekło, pewnie tak byłoby w amerykańskim filmie.

Dużym plusem, oprócz obsady,  jest strona techniczna, bo wizualnie film wygląda ładnie, ale największym plusem jest muzyka, która jest inspirowana soundtrackami Johna Carpentera, ale też muzyką jak z włoskich horrorów, takich jak Cannibal Holocaust.Soundtrack to taki miks syntezatorowych dźwięków Carpentera i przeróbki Cannibal Holocaust.

Kolejnym plusem są efekty praktyczne, to jak wyglądają kreatury. Sceny morderstw też wyglądają spoko, jest sporo obrzydliwych scen, więc należy się za to plus. Oczywiście film w ogóle nie straszy, ale tak szczerze mnie żaden slasher nigdy nie straszył. To są campowe, kiczowate odmóżdżacze, które ogląda się ze znajomymi dla zabawy, pełne krwi (i seksu) i podobnie jest z polską wersją. A film jest dokładnie taki jaki chciał by był reżyser, więc slasher ale z przymrużeniem oka, nie taki jak Krzyk, który wywraca do góry nogami cały gatunek, ale na poważnie i dodane jest trochę humoru. To że jest humor nie znaczy, że chcieli zrobić komedię. Postawiłbym 6+/10.

30 III 2020   19:19:49

@Michał:
"można powiedzieć do czego nawiązań nie ma" - w tym problem, że brakuje przy tym własnej oryginalności

"Oczywiście to nie są bohaterowie z głębią psychologiczną, ale mają w sobie swojskość i polskość" - poza Julkiem, listonoszem na Wigry-3 i Lubaszenką mało było tej polskości. Reszta jest dość uniwersalna. Nawet zabójca. Bardziej czułem islandzkość w "Islandzkiej masakrze harpunem wielorybniczym", czy norweskości w "Zombie SS".

"blondyna nie jest taka głupiutka, jak się początkowo wydaje" - wręcz przeciwnie, swoim "głębokim" monologiem jeszcze bardziej wychodzi na postać groteskową

"Punkt wyjścia też jest super" - tu się zgodzę

"największym plusem jest muzyka" - dobrze, że sobie o niej nie przypomniałem w czasie pisania recki bo bym chyba obciął o jeszcze jedną "dziesiątkę". Muzyka mnie wyjątkowo irytowała w tej produkcji.

"Nie przeszkadza mi też geneza potwora, bo jest to nawiązanie np. do Archiwum X, wole coś takiego niż jakaś elektrownia z której coś wyciekło" - fajniejsze by było, gdyby dzieciaki znalazły np. rozbity radziecki sputnik, który promieniował, albo coś w tym stylu, można było wykorzystać fakt, że początek filmu rozgrywa się w schyłkowym PRL.

Generalnie jeśli chodzi o polskie slashery, to jestem fanem "Piotrek trzynastego". Może i słabszego technicznie, ale zabawniejszego i nakręconego z większą pasją.

31 III 2020   09:01:42

"za pierwszy slasher uważa się włoski film „Krwawy obóz” z 1971 roku"

Zaryzykowałbym tezę, że pierwszym slasherem była powieść „Ten Little Niggers” Agathy Christie z 1939 roku.

31 III 2020   14:19:16

Nie jestem pewien, kiedy zaczęto stosować termin 'slasher' w stosunku do literatury. Ale raczej niedawno. Te wcześniejsze, a zwłaszcza przedwojenne, były raczej po prostu kryminałami/thrillerami. A jeśli w ogóle rozpatrywać jako wyznacznik slashera literackiego antagonistę lubującego się w zarzynaniu ofiar, to podejrzewam, że swobodnie znajdzie się coś Edgara Wallace'a, a zapewne i w XIX wieku da się coś odszukać. Tylko chyba niezupełnie o to chodzi w wypadku poszukiwań korzeni filmowego slashera. ;)

02 IV 2020   11:58:10

Niestety Recenzent kompletnie nie rozumie gatunku. Merytorycznie wszystkie argumenty za przedstawił powyżej Michał. Bardzo udana polska produkcja w tej niszy.
Mam nadzieje że pierwsza i nie ostatnia. Brawa dla Reżysera.

16 VI 2021   20:33:30

Spóźniony- a ja jestem pełen podziwu, że szacowne gremium przyznające Węże przeoczyło to "arcy"dzieło. O ile jeszcze "nerdowskie" monologi Julka byłem w stanie znieść, chociaż większość z nich była niewczas i nie na miejscu, to cała reszta nie trzymała się (za przeproszeniem) przysłowiowej kupy. Pierwszy raz od baaardzo dawna zdarzyło mi się wybuchnąć śmiechem w połowie horroru (tak, scena z głową pani instruktor, poprzedni raz to było Blair Witch) z powodu bezsensowności działań bohaterów.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
Sebastian Chosiński

21 IV 2024

Mariupol to prawdopodobnie najboleśniej doświadczone przez los ukraińskie miasto w toczonej od ponad dwóch lat wojnie. Oblężone przez wojska rosyjskie, przez wiele tygodni sukcesywnie niszczone ostrzałami z lądu, powietrza i morza. Miasto zamordowane po to, by złamać opór jego mieszkańców i ukarać ich za odrzucenie „ruskiego miru”. O tym opowiada dokument Maksyma Litwinowa „Mariupol. Niestracona nadzieja”.

więcej »

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Jak dobrze nam mutantem być
— Jarosław Loretz

W polskim slasherze nie dzieje się nic
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Krok w dobrą złą stronę
— Jarosław Loretz

Tegoż twórcy

Jak dobrze nam mutantem być
— Jarosław Loretz

W polskim slasherze nie dzieje się nic
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Diabeł rozbiera się u Prady
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.