Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Miranda July
‹Ty i ja, i wszyscy, których znamy›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTy i ja, i wszyscy, których znamy
Tytuł oryginalnyMe and You and Everyone We Know
Dystrybutor SPI
Data premiery13 stycznia 2006
ReżyseriaMiranda July
ZdjęciaChuy Chávez
Scenariusz
ObsadaJohn Hawkes, Miranda July, Brad Henke, Miles Thompson, Brandon Ratcliff
MuzykaMichael Andrews
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
Czas trwania90 min
WWW
Gatunekdramat, komedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Różowych ciżemek dialogi intymne
[Miranda July „Ty i ja, i wszyscy, których znamy” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Techniczny wniosek z tego filmu jest następujący: przyrządy pomiarowe filmowych opiniotwórców dostają lekkiego bzika w obliczu debiutu Mirandy July. Narusza on dość finezyjnie, choć nie bez kokieterii, przyjęte normy komunikacyjne. Podobnie sprawa się miała na przykład z „Podwodnym życiem ze Stevem Zissou”, przesadnie nadwyrężonym przez krytykę. W obu przypadkach widz powinien być skołowany, chociaż niewątpliwie bardziej przez Wesa Andersona. Miranda July „kołuje” raczej subtelnie – efektem jest zestaw laurów, w tym jeden za „oryginalność wizji”, na festiwalu w Sundance.

Przemysław Ćwik

Różowych ciżemek dialogi intymne
[Miranda July „Ty i ja, i wszyscy, których znamy” - recenzja]

Techniczny wniosek z tego filmu jest następujący: przyrządy pomiarowe filmowych opiniotwórców dostają lekkiego bzika w obliczu debiutu Mirandy July. Narusza on dość finezyjnie, choć nie bez kokieterii, przyjęte normy komunikacyjne. Podobnie sprawa się miała na przykład z „Podwodnym życiem ze Stevem Zissou”, przesadnie nadwyrężonym przez krytykę. W obu przypadkach widz powinien być skołowany, chociaż niewątpliwie bardziej przez Wesa Andersona. Miranda July „kołuje” raczej subtelnie – efektem jest zestaw laurów, w tym jeden za „oryginalność wizji”, na festiwalu w Sundance.

Miranda July
‹Ty i ja, i wszyscy, których znamy›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTy i ja, i wszyscy, których znamy
Tytuł oryginalnyMe and You and Everyone We Know
Dystrybutor SPI
Data premiery13 stycznia 2006
ReżyseriaMiranda July
ZdjęciaChuy Chávez
Scenariusz
ObsadaJohn Hawkes, Miranda July, Brad Henke, Miles Thompson, Brandon Ratcliff
MuzykaMichael Andrews
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
Czas trwania90 min
WWW
Gatunekdramat, komedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Przyrządy pomiarowe zawodzą, choć z dyżurnej listy zarzutów można wybrać kilka, wydawałoby się, adekwatnych w stosunku do omawianego dziełka, o czym zaraz. Jednak „Ty i ja, i wszyscy, których znamy” to obraz o dużej sile rażenia wdziękiem. Efektem tego porażenia jest przeświadczenie, że bojkot dokonania July może się zrodzić z nastawienia bądź mocno konserwatywnego, bądź cyniczno-ważniackiego. Twardogłowi zżymną się pewnie na brak organizacji, impresyjną rozlazłość. Niemiłościwi z drugiej kategorii prawdopodobnie w złośliwej formie zaopiniują pretensje artystyczne July. No i fragmenty przypominające fantazje zranionego serduszka. (Wiem, teraz ja jestem złośliwy). Ale nie słuchajcie złych języków, a złośliwym nie wierzcie.
Być może rzecz to kobieca przemawiać w większym stopniu do emocji niż do intelektu. Nie chodzi mi jednak o ładunek intelektualny filmu July, ale o warstwę konstrukcyjną, która bardziej od przemyślanej architektury przypomina kolorowe szlaczki nabazgrane zaspaną dłonią. Takie, które splatają się w miłą dla oka kompozycję, bowiem dłoń obdarzona jest intuicją. Kobiecą, oczywiście.
Główną osią fabularną, która daje się z tej kompozycji wysupłać, są miłosne podchody Christine (autorka we własnej osobie) do Richarda (John Hawkes). Warto na wstępie zaznaczyć, że July-aktorka jest jedną z głównych ozdób tego filmu. Nie tylko ze względu na grę, ale również z powodu jej fizjonomii, a może po prostu tak zwanego „całokształtu”, sugestywnie wyrażającego mniej więcej: „Przytul mnie, proszę”. Hawkes, ze swoją chłopięcą aurą, pod tym względem również stara się nie ustępować swojej ekranowej partnerce. W postaci Christine autorka kreuje swoje autoironiczne alter ego. Reżyserka-debiutantka realizowała się dotychczas w performance’ach i „instalacjach”. W filmie skazuje swoją bohaterkę na nieco komiczne efekty twórczej ekspresji, choć scena dialogu różowych pantofelków wydaje się pomysłowa i, nie wstydźmy się wzruszeń, dość urocza.
Niedowartościowana performerka zapewnia sobie dach nad głową dzięki pracy jako taksówkarz dla emerytów. Niezbyt prestiżowej, ale zbliżającej samotne serca. Spóźnione uczucie pary sympatycznych dziadków, to jeden z kilku wyciskaczy łez uśmiechu i wzruszenia w poetyckim świecie July. Przyszły obiekt zalotów Christine jest sprzedawcą w obuwniczym i ojcem dwójki czekoladowych dzieciaków, z którymi właśnie się przeprowadza po rozstaniu z czarnoskórą żoną. Ta ostatnia, również niedowartościowana, tyle że przez męża, manifestuje wiarę w siebie egocentrycznymi epitetami na podkoszulku: „Jestem wyjątkową, wartościową, niepowtarzalną, itd., osobą”.
Ale w tym filmie to standard: na emocjonalną dziurę cierpi każdy i wszyscy, których zna. Również spragnione inicjacji seksualnej dzierlaty, które prowadzą absurdalną gierkę z kolegą Richarda. A właściwie to on z nimi, wywieszając na swoim oknie karteczki z fantazjami o treści gorszącej. Również małoletnia progenitura pana z obuwniczego, zaplątana w sieć Internetu i pogaduszek ocierających się tematycznie o wymianę płynów fizjologicznych. W przypadku niewiele rozumiejącego przedszkolaka Robbiego daje to efekt wybitnie komiczny, a dwudziestolatki, w których dojrzewają instynkty macierzyńskie, bez wątpienia stwierdzą „jakie to słodkie”. Natomiast „starszak” Peter ma swoje 5 minut rozkoszy, kiedy wspomniane dziewczęta praktykują na nim fellatio z wizją wykorzystania tej techniki na wspomnianym lubieżniku. Dzikie marzenia snują się po głowie Nancy z lokalnego „domu kultury” (galerii?), trochę zadzierającej nosa w próbie zrekompensowania sobie samotności.
Z powyższego „referatu” można wysnuć wniosek, że w głowie July pleni się rozpusta. Seans szybko rozwieje taką interpretację. Nie tylko z powodu braku „naturaliów”, ale przede wszystkim za sprawą ciepła, emanującego z tego obrazu o ludziach, którym coś się w życiu pogubiło.
Aha, gdzieś nam się zawieruszyła Christine... Ale „performerka” nie jest w „Ty i ja...” wyraźnie uprzywilejowana pod względem ilości ekranowego czasu, raczej przemyka wśród wielu wątków mniej lub bardziej równorzędnych, posklejanych w aschematyczny wzorek, dość sensownie ilustrujący fikuśne i niepoukładane ścieżki życia, które u July nie jest bynajmniej życiem „jak w filmie”. W końcu życie „jak w filmie” to nie magiczny realizm codzienności, tylko żywot „z fabułą”, zewnętrzna dynamika świata. „Prawdziwe” ścieżki są niepoukładane na drodze do pracy, szkoły, domu, ewentualnie obuwniczego. A najbardziej w dialogu międzyludzkim.
W „Ty i ja...” codzienność opatulona jest kożuszkiem niezwykłości. Zaleciało pretensją? Może to nie wina July, tylko „niezwykłości” – terminu, który trochę „nie brzmi”, a który najłatwiej przypisać jej filmowi. Zróbmy mały przegląd. Richard podpala sobie dłoń dla picu przed znudzonymi dzieciakami, bo myśli, że substancja, którą się polał, spala się, lecz nie parzy. Christine i Michael (emeryt-pasażer) chcą ocalić rybkę, która przypadkiem podróżuje na dachu sąsiedniego samochodu. Mająca jeszcze sporo mleka pod nosem Sylvie przygotowuje posag. Powyższe sytuacyjne dziwolągi nie wyczerpują listy, by wspomnieć wyżej wymienione epizody seksualne. Zgoda, July skondensowała te nietypowości w niewielkiej czasoprzestrzeni filmu. Ale nie róbmy z tego hecy. Kto nie wierzy w cuda zachowań niepodręcznikowych, niech czasem sięgnie po „Fakt” albo odkurzy pewien szlagier Niemena.
Co jest odświeżające w „Ty i ja...” to brak narracyjnego skostnienia, „strukturalnych” ambicji, próby budowania fabuły, w której każda duperela musi być wciągnięta w sieć powiązań z innym incydentem. A do tego „urocze” przerysowanie – ale cienką kreską (nie tak jak u Jeuneta). Niezwykłość? Czy może intensywność przeżywania drobiazgów życia? W związku z tym – jeszcze jedna refleksja z seansu. Pamiętacie zaplutą Amerykę Cassavetesa i Jarmuscha, londyński antypejzaż Leigha? No to o nich zapomnijcie. Świat przedstawiony przez July to w zasadzie rzeczywistość dobrobytu (nie mylić z przepychem, luksusem, etc.). Taka, w której najbanalniejsza praca taksówkarki albo sprzedawcy w obuwniczym zapewnia przyzwoity standard życiowy. Co robić, kiedy brzuch pełny, a rzeczywistość statyczna, jakby nasycona? Trochę powydziwiać, kupić wymarzone różowe pantofelki, zakochać się... Po prostu zabijać czas, jak głosi ostatnie zdanie filmu (w oryginale mniej makabrycznie: „just passing the time”).
koniec
19 stycznia 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
Sebastian Chosiński

21 IV 2024

Mariupol to prawdopodobnie najboleśniej doświadczone przez los ukraińskie miasto w toczonej od ponad dwóch lat wojnie. Oblężone przez wojska rosyjskie, przez wiele tygodni sukcesywnie niszczone ostrzałami z lądu, powietrza i morza. Miasto zamordowane po to, by złamać opór jego mieszkańców i ukarać ich za odrzucenie „ruskiego miru”. O tym opowiada dokument Maksyma Litwinowa „Mariupol. Niestracona nadzieja”.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

2. American Film Festiwal: Dzień trzeci
— Kamil Witek

Tegoż autora

Homo bohemicus
— Przemysław Ćwik

Nieładne kwiatki
— Przemysław Ćwik

Złoty strzał
— Przemysław Ćwik

Koncept art
— Przemysław Ćwik

Lekcja plastyki
— Przemysław Ćwik

Bloodywood
— Przemysław Ćwik

Człowiek, który śmiał się nie za dużo
— Przemysław Ćwik

Królowa Śnieżka i 32 zęby premiera
— Przemysław Ćwik, Urszula Lipińska

Jajka niespodzianki
— Przemysław Ćwik

Million dollar fortel
— Przemysław Ćwik

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.