W konkursie międzynarodowym Warszawskiego Festiwalu Filmowego możemy odnaleźć tylko jeden polski film. Jest nim „Magnezja” Macieja Bochniaka, będąca rodzimą wariacją na temat westernu. Jak wypadła próby zabawy gatunkiem prawie zupełnie nieobecnym w polskim kinie?
36. Warszawski Festiwal Filmowy: Na Wschodzie bez zmian
[Maciej Bochniak „Magnezja” - recenzja]
W konkursie międzynarodowym Warszawskiego Festiwalu Filmowego możemy odnaleźć tylko jeden polski film. Jest nim „Magnezja” Macieja Bochniaka, będąca rodzimą wariacją na temat westernu. Jak wypadła próby zabawy gatunkiem prawie zupełnie nieobecnym w polskim kinie?
Maciej Bochniak
‹Magnezja›
EKSTRAKT: | 40% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Magnezja |
Data premiery | 20 listopada 2020 |
Reżyseria | Maciej Bochniak |
Zdjęcia | Paweł Chorzępa |
Scenariusz | Maciej Bochniak, Mateusz Kościukiewicz |
Obsada | Dawid Ogrodnik, Mateusz Kościukiewicz, Maja Ostaszewska, Borys Szyc, Małgorzata Gorol, Andrzej Chyra, Magdalena Boczarska, Andriej Bagirow, Bartosz Bielenia, Piotr Głowacki, Joachim Lamża, Agata Kulesza |
Muzyka | Jan A.P. Kaczmarek |
Rok produkcji | 2020 |
Kraj produkcji | Polska |
Czas trwania | 120 min |
Gatunek | dramat, komedia, western |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Zrozumcie mnie dobrze – jako fan westernów marzę o tym, aby któryś z naszych twórców nakręcił udany film utrzymany w estetyce charakterystycznej dla opowieści rozgrywających się na Dzikim Zachodzie. W przeszłości zdarzały się takie pojedyncze przypadki jak choćby „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego albo „Wilcze echa” Aleksandra Ścibora-Rylskiego. W historii naszego kraju jest kilka okresów, które można byłoby kreatywnie przerobić na modłę westernową. Maciej Bochniak i Mateusz Kościukiewicz, zaczynając pisać scenariusz „Magnezji”, zdecydowali się na dwudziestolecie międzywojenne gdzieś na pograniczu polsko-sowieckim. Czasy, kiedy prawo bywało dyktowane przez tych dysponujących większymi wpływami w okolicy.
W filmie jest tyle wątków i bohaterów, że trudno przedstawić w skrócie zarys fabuły. Mamy braci Houdini planujących napad na lokalny bank, rodzinę Lewenfiszów zarządzaną przez trzy skore do przemocy siostry, gang sowieckich bandytów chcących poszerzyć swoją działalność przestępczą, inspektorkę policji próbującą rozwikłać zagadkę morderstwa oraz zmuszaną do wyjścia za mąż córkę właściciela banku. Jeśli nadążacie, to drogi wszystkich wspomnianych postaci przetną się, a wraz z rozwojem akcji będzie wzrastała liczba trupów. Fabuła jest na tyle chaotyczna, że nie można nawet wyróżnić protagonisty, a sens historii zamiast w obrazach podawany jest w długich monologach. Na pierwszy rzut oka widać, że twórcy odrobili lekcje i obejrzeli sporą ilość westernów. W kolejnych scenach można doszukiwać się nawiązań i cytatów z konkretnych tytułów. Niestety często owe cytaty niczemu nie służą – nie pchają fabuły do przodu, ani nie są ograne w żaden ironiczny sposób. A przecież w słynnej dyskusji na temat „Big Love” Michał Walkiewicz tłumaczył Barbarze Białowąs, że „inkrustowanie filmu cytatami jeszcze nic nie zmienia”.
Obrońcy „Magnezji” będą na pewno mówić, że to wizja polskiej historii zrodzona w szalonej wyobraźni młodych artystów pragnących przełamać utarte formuły i schematy. Po co jednak umieszczać akcję w dwudziestoleciu międzywojennym, jeśli finalnie niczemu to nie służy? Kontekst społeczny jest ledwie naszkicowany, a czas marnowany na niezbyt udane gagi. Wiele fragmentów planowanych jako zabawne jedynie sztucznie wydłuża czas trwania, który można byłoby skrócić o dobre 20 minut. Nie ma nic złego w prostym czy wulgarnym poczuciu humoru, ale w przypadku „Magnezji” żarty są powtarzalne i często odwracają uwagę od samej historii. Chwilami humor zupełnie znika, w następstwie czego oglądamy absurdalne wydarzenia utrzymane w dramatycznym tonie, co skutkuje emocjonalną pustką w odbiorze postaci. W dodatku trudno uwierzyć w reguły funkcjonowania tego świata pomimo tego, że jest celowo przerysowany. Szalone tempo działało lepiej w „Disco Polo”, będącym obrazem lat 90 przefiltrowanym przez kampową stylistykę wynikającą z zachłyśnięcia się zachodnią kulturą.
Kolejnym problemem jest skupienie się na wyrazistych postaciach kobiecych, będących jedynie wyrazem męskiej fantazji. Nie ma nic feministycznego w samej zamianie płci bohaterów – tak samo jak w „Terminator: Mroczne przeznaczenie” oglądamy kobiety wtłoczone w męskie schematy zachowania. Doskonale widać to w grze aktorskiej Małgorzaty Gorol naśladującej Clinta Eastwooda z trylogii dolarowej Sergio Leone oraz Agaty Kuleszy, pojawiającej się niemal tak samo jak James Coburn w „Garści dynamitu”. Największym przełamaniem schematu miało być obsadzenie Borysa Szyca w roli kobiety – kłopot w tym, że Szyc jest aktorem na tyle ekspresyjnym, że w tak przerysowanej kreacji szybko staje się nie do zniesienia. Już sam motyw chłopa udającego babę w naszej kulturze nieodzownie kojarzy się z kabaretami; właśnie tam powinien trafić taki występ, a nie do filmu znajdującego się w konkursie głównym festiwalu reklamującego się jako jedno z najważniejszych wydarzeń w Europie. Aktorsko najlepiej wypadają Dawid Ogrodnik i Mateusz Kościukiewicz – nie będę zdradzał szczegółów ich kreacji, ale mają ze sobą znakomitą chemię, odgrywając z polotem swoje tragikomiczne postaci.
Zaraz będzie, że jak polski film podejmujący ryzyko, to od razu zaczyna się narzekanie. Tak się składa, że
całkiem niedawno chwaliłem „Maryjki” wyświetlane podczas festiwalu Off Camera. Tam dostrzegłem przemyślaną wizję artystyczną, błyskotliwie podejmującą tematykę zazwyczaj w naszym kinie pomijaną. Tymczasem „Magnezja” to nieudane pójście na przebój z chaotycznym scenariuszem całkowicie niedopasowanym do możliwości finansowych. Twórcy dysponowali zbyt małym budżetem, aby można było przekonująco przedstawić tyle wątków i postaci. Przy próbie stworzenia polskiego westernu nie trzeba od razu celować w epicki wymiar znany z „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. Przecież istnieje wiele udanych spaghetti westernów stworzonych za małe pieniądze przez innych reżyserów niż Sergio Leone. Na pochwałę zasługują natomiast osoby zajmujące się kostiumami i scenografią. Te elementy działają, tworząc odpowiedni klimat, a przy okazji choć odrobinę maskując inne niedociągnięcia. Swoją klasę potwierdza również Jan A.P. Kaczmarek – uznany kompozytor łączy najsłynniejsze westernowe motywy Ennio Morricone ze słowiańskimi brzmieniami, co składa się na wyjątkową ścieżkę dźwiękową.
Można odnaleźć w „Magnezji” interesujące elementy, ale twórcy nie tylko powtórzyli błędy popełnione w „Disco Polo” – w postmodernistycznym amoku rozwinęli je jeszcze bardziej. W dodatku zamiast bezpretensjonalnej zabawy próbują rysować analogie do współczesnej sytuacji polityczno-społecznej. Istotnymi wątkami pozostają bowiem brak tolerancji wobec inności i napięcia na linii Polska – Rosja. Obraz wyreżyserowany przez Bochniaka podzieli publiczność – niektórzy będą pod wrażeniem komiksowej wizji „Dzikiego Wschodu”, a inni poczują się po seansie jak ten biedny baran z najbardziej zwariowanej sceny filmu.
Ilustracje: materiały prasowe – Aurum Film/Kino Świat
Disco Polo to świetny film, więc ta niska ocenia mnie nie martwi, a nawet spodziewałem się tego, że film podzieli widzów tak jak DP, czyli część widzów była zadowolona, a reszta odbiła się od filmu. To pierwsza recenzja polskiego westernu jaką czytam, ale jestem pewien, że pozytywne opinie też będą, bo z oryginalnymi filmami tak już jest że mocno polaryzują widzów.