Klasyka kina radzieckiego: Jak pozbyć się potwora totalitaryzmu [Mark Zacharow „Zabić smoka” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W schyłkowej epoce Kraju Rad coraz chętniej w produkcję filmów radzieckich inwestowali Niemcy z Zachodu. Kinowy obraz „Zabić smoka” Marka Zacharowa powstał w dużej mierze za ich pieniądze, choć co nieco dorzucili od siebie także Czesi; plenerów z kolei użyczyli… Polacy. Dzięki temu w fantastyczne miasto, które stara się uwolnić od okrutnego gada-tyrana, wcielił się Wrocław.
Klasyka kina radzieckiego: Jak pozbyć się potwora totalitaryzmu [Mark Zacharow „Zabić smoka” - recenzja]W schyłkowej epoce Kraju Rad coraz chętniej w produkcję filmów radzieckich inwestowali Niemcy z Zachodu. Kinowy obraz „Zabić smoka” Marka Zacharowa powstał w dużej mierze za ich pieniądze, choć co nieco dorzucili od siebie także Czesi; plenerów z kolei użyczyli… Polacy. Dzięki temu w fantastyczne miasto, które stara się uwolnić od okrutnego gada-tyrana, wcielił się Wrocław.
Mark Zacharow ‹Zabić smoka›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Zabić smoka | Tytuł oryginalny | Убить дракона | Reżyseria | Mark Zacharow | Zdjęcia | Władimir Nachabcew | Scenariusz | Mark Zacharow, Grigorij Gorin | Obsada | Aleksandr Abdułow, Oleg Jankowski, Jewgienij Leonow, Wiaczesław Tichonow, Aleksandra Zacharowa, Wiktor Rakow, Aleksandr Zbrujew, Frank Mut, Anna Frołobcewa, Andriej Tołubiejew, Wiaczesław Połunin, Rimma Łatypowa, Siemion Farada, Igor Fokin, Ryszard Kotys | Muzyka | Giennadij Gładkow | Rok produkcji | 1988 | Kraj produkcji | Czechosłowacja, Polska, RFN, ZSRR | Czas trwania | 123 min | Gatunek | dramat, fantasy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
To przedziwne połączenie stylistyczne: alegoryczna baśń fantasy, będąca de facto dramatem politycznym. Na dodatek nakręcona na podstawie sztuki napisanej w czasie drugiej wojny światowej. Czy jej autor, o którym jeszcze będzie mowa, pod postacią paskudnego Smoka sportretował Józefa Stalina – zapewne nigdy się nie dowiemy. Ale chyba nie jest przypadkiem fakt, że to dzieło literackie zaczęło swój sceniczny żywot dopiero w czasach Nikity Chruszczowa. Stało się tak za sprawą reżysera teatralnego Marka Anatoljewicza Zacharowa. Zacharow był z pochodzenia moskwianinem. Urodził się w 1933 roku; jako dwudziestodwulatek ukończył wydział aktorski stołecznego Państwowego Instytutu Sztuk Teatralnych (GITIS), po czym otrzymał przydział do pracy w Permie u stóp Uralu. Tam też zainteresował się reżyserią, prowadząc trupę złożoną ze studentów permskich uczelni. Po czterech latach artystycznej „zsyłki” pozwolono mu wrócić do rodzinnego miasta, gdzie zaczął prowadzić… Teatr Studencki Uniwersytetu Moskiewskiego. W połowie lat 60. XX wieku awansował na reżysera Teatru Satyry, a po kolejnych ośmiu – Teatru imienia Leninowskiego Komsomołu, któremu pozostał wierny do końca kariery (i który zresztą dzisiaj nosi jego imię). Sztuka, o której była wcześniej mowa, to „Smok” autorstwa słynnego dramaturga, poety, prozaika, dziennikarza i scenarzysty filmowego (znanego między innymi z radzieckiej adaptacji „ Don Kichota”) Jewgienija Lwowicza Szwarca (1896-1958). Powstała ona w latach 1942-1944, które po ewakuacji z oblężonego przez Niemców Leningradu pisarz spędził w ówczesnym Stalinabadzie (dzisiaj to jest Duszanbe, stolica Tadżykistanu). Na początku lat 60. przykuła ona uwagę Zacharowa, który z jej inscenizacji uczynił w 1962 roku swój profesjonalny debiut (ze wspomnianym już Teatrem Studenckim Uniwersytetu Moskiewskiego). Pod koniec tej dekady artysta nawiązał dodatkowo współpracę z telewizją i odtąd stał się etatowym dostarczycielem spektakli prezentowanych na „małym ekranie”. Zachwycały one widzów i krytyków rozmachem, dynamizmem, nowoczesnością; zwłaszcza że Mark Anatoljewicz nie stronił od tematów, jakie mogły zainteresować młodych obywateli Związku Radzieckiego. Chociażby w 1981 roku przeniósł na scenę – w formie musicalu – rock-operę „Junona i Awoś”. Jako reżyser filmowy Zacharow zadebiutował w 1972 roku nakręconą do spółki z Aleksandrem Orłowem baśnią muzyczną „Pociąg zatrzymuje się na dwie minuty”; potem – już samodzielnie – zrealizował czteroczęściową ekranizację „Dwunastu krzeseł” (1976) Ilfa i Pietrowa, tragikomiczną baśń „Zwyczajny cud” (1978), którą oparł na kolejnej sztuce Jewgienija Szwarca, przygodowo-fantastyczny „Ach, ten Münchhausen” (1979), komedię satyryczną „Dom, który zbudował Swift” (1982) i w końcu muzyczną komedię romantyczną „Formuła miłości” (1984), na potrzebę której zaadaptował opowiadanie „Graf Cagliostro” Aleksieja Tołstoja. Wszystkie te filmy powstały dla telewizji; być może więc z tego powodu, zbliżając się powoli do końca kariery, Mark Anatoljewicz uznał, że trzeba by wreszcie nakręcić dzieło kinowe. Szukając inspiracji, postanowił pochylić się nad aleagorycznym dramatem Szwarca, który po raz pierwszy „przerobił” już niemal trzy dekady wcześniej. Tym razem jednak odczytał go na nowo, czyniąc z niego okrutno-baśniowy traktat polityczny o potworze totalitaryzmu i zniewoleniu całego społeczeństwa. Scenariusz napisał Grigorij Gorin („ Ty dla mnie, ja dla ciebie”, „ Co za bezczelność!” w almanachu „Setka dla kurażu”), dla którego była to trzecia współpraca z Zacharowem. Premiera festiwalowa „Zabić smoka” miała miejsce we wrześniu 1988 roku; do kin w Związku Radzieckim, który chylił się właśnie ku upadkowi, film trafił w styczniu następnego roku, a po kolejnych dwunastu miesiącach pokazano go w obu państwach niemieckich. Z bardziej znaczących laurów zdobył jedynie dwie nagrody Rosyjskiej Akademii Filmowej Nika – za najlepsze kostiumy i najlepszą muzykę (w obu przypadkach zasłużenie). Dlaczego nie więcej? Był bowiem dziełem nieco spóźnionym. Gdyby Zacharow zekranizował sztukę Szwarca dwa lata wcześniej, zapewne byłaby ona sensacją (głównie natury politycznej), ale pod koniec lat 80. podobne rozliczeniowe obrazy nie wzbudzały już takiego entuzjazmu. Kraj pogrążał się w kryzysie politycznym i ekonomicznym, który odbił się także na kondycji radzieckiej, a potem rosyjskiej kinematografii. „Smok” komunizmu, nawet jeśli nadal wydawał się paskudny, schodził powoli na dalszy plan… Co nie znaczy, że dziełu Zacharowa nie warto się przyglądać. Wręcz przedziwnie, z czasem film jedynie zyskał i – co akurat powinno być smutną konstatacją – ponownie zyskał na aktualności. Bohaterem jest – „zapożyczony” z legend arturiańskich – błędny rycerz Lancelot, który wędrując po świecie, trafia do przedziwnej krainy. Wędrując przez pustkowie, zostaje zaatakowany przez tajemniczą istotę poruszającą się w czymś, co żywo przypomina niezidentyfikowany obiekt latający. Istota ta zieje ogniem, a raczej – wyrzuca z siebie śmiercionośne kule ognia. Lancelot cudem uchodzi z życiem. Gdy chce dowiedzieć się od spotkanych przypadkiem rybaków, z czym miał do czynienia – odpowiadają mu, że ze Smokiem. I dziwią się przy tym ogromnie, że zadaje głupie pytania. Przecież wszyscy znają gada. I wszyscy się go boją. Na nieśmiałą sugestię przybysza, że mogliby pozbyć się problemu, zabijając smoka, rybacy reagują agresją – rzucają się na nieznajomego, krępują sieciami i łodzią dostarczają do miasta, którym zawiaduje Burmistrz, od mokrej roboty mający swego psychopatycznego syna Gienricha (czy też Heinricha – zbieżność imion z Himmlerem raczej nie jest przypadkowa) i jego służby policyjne. Nie ma wątpliwości, że to państewko rządzone dyktatorsko; mundury i emblematy noszone przez funkcjonariuszy (w tym samego Burmistrza) nawiązują do tradycji faszystowskich (choć w rachubę może wchodzić każda forma totalitaryzmu). Lancelot, któremu udaje się uwolnić i uciec, znajduje schronienie u miejskiego archiwisty Charlemagne’a. Okazuje się jednak, że trafia z deszczu pod rynnę, ponieważ lada dzień to właśnie piękna córka historyka, Elza, ma zostać oddana Smokowi. To coroczna tradycja – Smok raz na dwanaście miesięcy wybiera dla siebie najpiękniejszą dziewczynę. Wszystko jak w bajce. Tylko że świat nie jest bajkowy. Nie mamy bowiem wcale do czynienia z prehistorycznym gadem, który jakimś cudem przetrwał do naszych czasów, lecz z bezwzględnym, trzymającym mieszkańców miasta i samego Burmistrza w absolutnym posłuchu tyranem, który czerpie chorą satysfakcję z upokarzania innych, łamania im – symbolicznie – kręgosłupów, a nawet skazywania ich na śmierć. Jego okrucieństwo nie zna granic. A najbardziej przerażające jest to, że mieszkańcy widzą w oprawcy swego zbawcę i dobrodzieja; potrafią usprawiedliwić każdą jego niegodziwość, zetrzeć z twarzy smoczą ślinę i… pokornie służyć mu dalej. To oczywiście reminiscencja kultu jednostki z epoki stalinowskiej, ale równie dobrze można to rozciągnąć na czasy dużo nam bliższe – zarówno lata 70., jak i początek kolejnej dekady. W jeszcze szerszym kontekście natomiast – widzieć w Smoku każdego dyktatora. Którego należy pozbawić władzy. Najlepiej zaś – zabić! Czy to się głównemu bohaterowi uda? Udzielając odpowiedzi na to pytanie, Zacharow jest bardzo przekorny. W roli Lancelota pojawił się na ekranie wówczas trzydziestopięcioletnie, zmarły w 2008 roku, Aleksandr Abdułow („ Park Epoki Radzieckiej”, „ Sprawiedliwość wilków”), z którym – w teatrze i telewizji – Zacharow współpracował od połowy lat 70. Na drugim planie nie zabrakło natomiast największych gwiazd kinematografii Kraju Rad. Smok ma twarz Olega Jankowskiego („ Tarcza i miecz”, „ Cudze listy”), Burmistrz – Jewgienija Leonowa („ Mimino”, „ Łzy płynęły”), natomiast archiwista – Wiaczesława Tichonowa („ Wojna i pokój”, „ Biały Bim Czarne Ucho”). W ciężko doświadczanego przez los urzędnika Fridriksena wciela się z kolei Aleksandr Zbrujew („ Piędź ziemi”, „ Romanca o zakochanych”). Za zdjęcia, oddające między innymi niepokojące piękno Wrocławia i Dolnego Śląska, odpowiadał Władimir Nachabcew, będący przez ponad trzy dekady etatowym operatorem Eldara Riazanowa (w tym „ Zakręt szczęścia”, „ Ironia losu, czyli Szczęśliwego Nowego Roku”, „ Biurowy romans”); uhonorowaną Niką bardzo różnorodną (rozpiętą od muzyki symfonicznej po rocka elektronicznego w stylu Eduarda Artiemjewa) ścieżkę dźwiękową skomponował Giennadij Gładkow („ Hełm Aleksandra Macedońskiego”). „Zabić smoka” był ostatnim filmem Marka Anatoljewicza Zacharowa. Po jego realizacji reżyser jednak wcale nie przeszedł na zasłużoną emeryturę. W teatrze pracował jeszcze przez prawie trzy dekady, wieńcząc swoją karierę cztery lata temu inscenizacją kontrowersyjnego „ Dnia oprycznika” Władimira Sorokina. Zmarł 29 września 2019 roku z powodu obustronnego zapalenia płuc.
|