Klasyka kina radzieckiego: Taniec na cmentarzu [Naum Birman „Patrzyliśmy śmierci w twarz” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Oblężony Leningrad to częsty temat w filmach radzieckich i rosyjskich. Widać wiąże się on z ranami, które do tej pory jeszcze, chociaż od zakończenia drugiej wojny światowej minęło już siedemdziesiąt sześć lat, nie zabliźniły się. Kameralnym, ale z tego powodu wcale nie mniej wstrząsającym dziełem poświęconym temu wydarzeniu jest dramat Nauma Birmana „Patrzyliśmy śmierci w twarz”.
Klasyka kina radzieckiego: Taniec na cmentarzu [Naum Birman „Patrzyliśmy śmierci w twarz” - recenzja]Oblężony Leningrad to częsty temat w filmach radzieckich i rosyjskich. Widać wiąże się on z ranami, które do tej pory jeszcze, chociaż od zakończenia drugiej wojny światowej minęło już siedemdziesiąt sześć lat, nie zabliźniły się. Kameralnym, ale z tego powodu wcale nie mniej wstrząsającym dziełem poświęconym temu wydarzeniu jest dramat Nauma Birmana „Patrzyliśmy śmierci w twarz”.
Naum Birman ‹Patrzyliśmy śmierci w twarz›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Patrzyliśmy śmierci w twarz | Tytuł oryginalny | Мы смерти смотрели в лицо | Reżyseria | Naum Birman | Zdjęcia | Gienrich Marandżian | Scenariusz | Jurij Jakowlew | Obsada | Oleg Dal, Liubow Malinowska, Łarisa Tołkaczowa, Jurij Żukow, Boris Birman, Olga Kuzniecowa, Julia Sliezkinska, Aleksandr Dowgaliew, Aleksandr Zenkiewicz, Igor Ustow, Jurij Fiodorow, Władimir Zamanski, Walentin Nikulin, Aleksiej Jan | Muzyka | Dmitrij Szostakowicz | Rok produkcji | 1980 | Kraj produkcji | ZSRR | Czas trwania | 74 miny | Gatunek | dramat, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Mający premierę w ubiegłym roku wstrząsający dramat wojenny Andrieja Zajcewa „ Dziennik blokady” przypomniał światu – bo Rosjanom tego oczywiście przypominać nie trzeba – o tragicznym w skutkach trzyletnim oblężeniu Leningradu. Film ten – przynajmniej częściowo – został oparty na wspomnieniach poetki Olgi Fiodorowny Bergholc (1910-1975), której wiersz pojawia się także w omawianym dzisiaj „Patrzyliśmy śmierci w twarz”. Dzieło to wyszło spod ręki żydowskiego reżysera Nauma Borisowicza Birmana, który urodził się (w 1924 roku) i zmarł (sześćdziesiąt pięć lat później) właśnie w Mieście nad Newą. Gdy miał osiemnaście lat – trwała już wtedy Wielka Wojna Ojczyźniana – został zmobilizowany, ale wysłano go na front w nieco innym, niż można by podejrzewać, charakterze: został aktorem w „brygadzie koncertowej”, która podlegała zarządowi politycznemu Frontu Karelskiego. Jej zadaniem było umilanie czasu wolnego żołnierzom. Po zakończeniu wojny Birman nie od razu przeszedł do cywila; jeszcze przez dwa lata – do 1947 roku – „służył” w zespole rozrywkowym wojsk pogranicza, wreszcie występował w operetce w Pietrozawodsku, położonej nad jeziorem Onega stolicy sowieckiej Karelii. Kiedy mu w końcu pozwolono, wrócił do rodzinnego miasta i podjął studia w Leningradzkim Instytucie Teatralnym (późniejszym dużo bardziej znanym LGITMiK-u, czyli Państwowym Leningradzkim Instytucie Teatru, Muzyki i Kinematografii). Najpierw zdobył dyplom zawodowego aktora (w 1951 roku), a następnie reżysera (1955). Długo jednak musiał czekać na swój debiut w tym drugim fachu; stało się to możliwe dopiero po przyjęciu Nauma Borisowicza na etat w wytwórni „Lenfilm”, co stało się dopiero w połowie lat 60. Zaczął, jak na reżysera radzieckiego, nietypowo, bo od klasycznego kryminału zatytułowanego „Kraksa” (1965). Dwa lata później zrealizował swój najsłynniejszy film – dramat wojenny „Kronika nurkującego bombowca”, w którym jedną z głównych ról zagrał młody Oleg Dal (zapamiętajcie go!). Kolejne dwa filmy Birmana nawiązywały do jego wojennej przeszłości – nie dlatego jednak, że dotykały tematu walk z nazistami, lecz… były liryczno-romantycznymi komediami muzycznymi (nowelowa „Czarodziejska noc”, 1970; „Nauczyciel śpiewu”, 1972). W następnych obrazach reżyser również nie stronił od wątków miłosnych, ale traktował je już nieco poważniej (vide „Pogranicznik”, 1973; „Trudny jest tylko pierwszy krok”, 1975). W dramacie „Ślad na ziemi” (1978) Naum Borisowicz zmierzył się z zupełnie odmienną tematyką, z kolei w telewizyjnych „Trzech panach w łódce, nie licząc psa” (1979) po raz pierwszy – i nie ostatni – sięgnął po klasykę światowej literatury (w tym konkretnym przypadku po satyryczną powieść Anglika Jerome’a K. Jerome’a). Tym bardziej może więc zaskakiwać, że kolejnym jego dziełem stał się film chyba najbardziej z całego dorobku Birmana angażujący emocjonalnie i szokujący – „Patrzyliśmy śmierci w twarz”. Jego twórca sięgnął w nim także do swoich własnych przeżyć wojennych, można więc podejrzewać, że i dla niego praca nad tym obrazem była traumą. Za scenariusz filmu odpowiadał Jurij Jakowlewicz Jakowlew (1922-1995), twórca wielu książek dla dzieci. W wydanej w 1978 roku powieści „Balerina z oddziału politycznego” opowiedział on prawdziwą historię Arkadija Obranta (1906-1974), który zimą 1942 roku otrzymał rozkaz utworzenia przy walczącej na Froncie Leningradzkim 55 Armii zespołu artystycznego. Birman natychmiast zwrócił na nią uwagę i poprosił Jakowlewa o napisanie scenariusza. „Patrzyliśmy śmierci w twarz” nakręcono w 1980 roku, a premiera dzieła odbyła się w marcu roku następnego. Nie dożył jej, niestety, grający w nim główną rolę, to jest leningradzkiego baletmistrza Borisa Władimirowicza Korbuta (który był alter ego Obranta), Oleg Dal (między innymi „ Król Lear” i „ To niemożliwe!”). Ten niezwykle popularny w Związku Radzieckim w latach 60. i 70. XX wieku aktor zmagał się z chorobą alkoholową. 3 marca 1981 roku znaleziono go martwego w pokoju hotelowym w Kijowie, dokąd pojechał na plan kolejnego filmu. Oficjalnie podano, że przyczyną śmierci był zawał serca, ale jednocześnie stwierdzono, że przed tragicznym zejściem aktor, który miał zaszyty Esperal, wypił dużo wódki. Przejdźmy jednak do samego filmu. Jest początek 1943 roku; druga wojenna zima. Walczący na froncie Korbut zostaje wezwany do dowództwa i staje przed obliczem komisarza pułkowego. Ten wie skądś, że przed wojną Boris Władimirowicz pracował jako instruktor tańca w leningradzkim Pałacu Pionierów. Zapada więc decyzja, że to właśnie on ma udać się do oblężonego miasta (do którego można było jednak mimo wszystko dotrzeć, chociażby przez zamarznięte wody jeziora Ładoga), odszukać swoich dawnych tancerzy i stworzyć z nich zespół, który następnie będzie występował przed żołnierzami. Korbut ma pewne obawy; z wieloma z nich nie widział się już prawie dwa lata, nie wie, co teraz robią, czy w ogóle jeszcze żyją. Nie ma też pojęcia, jak funkcjonuje samo miasto. Przygotowany jest na najgorsze, ale i tak przeżywa szok. Leningrad – nieustannie bombardowany i ostrzeliwany z armat – jest w dużej części zniszczony; mieszkańcy cierpią straszliwy głód, umierają na ulicach z powodu niedożywienia i mrozu. Ci, których spotyka stojących w długiej kolejce po chleb, wcale nie przypominają ludzi. Są jak zombie, całkowicie pozbawieni emocji, nie mają zresztą na nie sił. Mimo to są i tacy, którzy starają się wykorzystać sytuację. Korbut jest świadkiem jak dobrze odżywiony cwaniak w zamian za wartościowy zegarek wciska nastolatkowi maleńką kromkę chleba. Kiedy próbuje interweniować, zatrzymuje go patrol. Sam wzbudza podejrzenia, ma bowiem przy sobie worek pełen konserw i pieczywa; wyjaśnia jednak, że to jedzenie, jakie dali mu ze swoich racji żołnierze frontowi, wiedząc, że jedzie do Leningradu. W końcu zostaje wypuszczony. W budynku dawnej Estrady Leningradzkiej nie ma śladu po artystach; mieści się tam teraz szpital, w którym jako pielęgniarka pracuje stara „ciocia Wala”, wcześniej będąca osobą odpowiedzialną za kostiumy i rekwizyty w Pałacu Pionierów. Rozpoznaje Borisa i niemal od razu pozbawia go złudzeń – nie ma w mieście tancerzy: wielu poszło na front, pozostałych ewakuowano. Podpowiada mu za to, co może zrobić, czyniąc w ten sposób jednocześnie miłościwy uczynek: niech ratuje dzieci, one, często osierocone, są najbardziej narażone na śmierć z głodu. Idąc za jej radą, Korbut postanawia odnaleźć swoich dawnych uczniów, mając nadzieję, że choć z nich stworzy zespół taneczny. Szybko jednak przekonuje się, że nastolatkowie, do których udaje mu się dotrzeć, są na skraju wyczerpania, na dodatek niektórzy z nich muszą opiekować się chorymi krewnymi, dla których są jedynym ratunkiem. Boris w poszukiwaniu kolejnych dzieci przemierza wyniszczone miasto, jest świadkiem niewyobrażalnych nieszczęść i cierpień (scena, w której na jego oczach umiera Łowuszka Sniegiriow, jest najbardziej wstrząsającym fragmentem filmu), widzi świat jak po apokalipsie, miasto skazane na powolne umieranie. I coraz mniej wierzy w to, że jest w stanie wykonać swoją misję. I coraz bardziej utwierdza się w tym, że musi pomóc tym dzieciom. Bo bez jego wsparcia one wszystkie umrą. Oglądając „Patrzyliśmy śmierci w twarz”, trudno nie mieć skojarzeń ze wspomnianym „ Dziennikiem blokady” czy też z nakręconą w tym samym 1980 roku krótkometrażówką Konstantina Łopuszanskiego „ Solo”. Poza Olegiem Dalem w filmie pojawiają się jeszcze między innymi Liubow Malinowska („ Dama z pieskiem”, „ Klucz bez prawa przekazania”, „ Nieszczęście”) jako „ciocia Wala” oraz Władimir Zamanski („ Próba wierności”, „ Dni zaćmienia”) w roli komisarza politycznego pułku, który zleca Korbutowi niezwykłą misję. W rolach młodych tancerzy wystąpili natomiast w przeważającej większości ówcześni studenci Akademii Baletu Rosyjskiego im. Agryppiny Waganowej; wyjątkiem był, wcielający się w Sieriożę Markowa, Boris Birman („ Spisek”), czternastoletni wtedy syn reżysera. Autorem zdjęć był ormiański operator Gienrich Marandżian (1926-2011), znany między innymi z melodramatu „ Ta jedyna…” (1975), natomiast w ścieżce dźwiękowej wykorzystano fragmenty kompozycji Dmitrija Szostakowicza, który spędził w oblężonym Leningradzie kilka miesięcy (zanim ewakuowano go do Kujbyszewa, dzisiejszej Samary). W latach 80. ubiegłego wieku Naum Birman zrealizował jeszcze trzy filmy: komedię dla dzieci „Czarna i biała magia” (1984), melodramat rodzinny „Tatuś na niedzielę” (1985) oraz „Cyrana de Bergerac” (1989), który był oczywiście adaptację słynnej sztuki Edmonda Rostanda. Zmarł w tym samym roku.
|