Miłość w cieniu katastrofy [Daniła Kozłowski „Czarnobyl 1986” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Trzeba przyznać, że zdecydowawszy się na rozpoczęcie kariery reżyserskiej, Daniła Kozłowski (do tej pory niezwykle popularny aktor) postanowił stawiać sobie trudne zadania. W debiutanckim „Trenerze” opowiedział historię byłego piłkarza, który postanowił wejść na szczyt i zostać selekcjonerem Sbornej, w „Czarnobylu” natomiast… Trzeba w ogóle coś wyjaśniać? Tytuł przecież mówi wszystko!
Miłość w cieniu katastrofy [Daniła Kozłowski „Czarnobyl 1986” - recenzja]Trzeba przyznać, że zdecydowawszy się na rozpoczęcie kariery reżyserskiej, Daniła Kozłowski (do tej pory niezwykle popularny aktor) postanowił stawiać sobie trudne zadania. W debiutanckim „Trenerze” opowiedział historię byłego piłkarza, który postanowił wejść na szczyt i zostać selekcjonerem Sbornej, w „Czarnobylu” natomiast… Trzeba w ogóle coś wyjaśniać? Tytuł przecież mówi wszystko!
Daniła Kozłowski ‹Czarnobyl 1986›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Czarnobyl 1986 | Tytuł oryginalny | Чернобыль | Dystrybutor | Netflix | Data premiery | 21 lipca 2021 | Reżyseria | Daniła Kozłowski | Zdjęcia | Ksenia Sieriesa | Scenariusz | Aleksiej Kazakow, Jelena Iwanowa | Obsada | Daniła Kozłowski, Oksana Akinzyna, Filip Awdiejew, Rawszana Kurkowa, Nikołaj Kozak, Igor Czerniewicz, Artur Biesczastnyj, Piotr Tierieszczenko, Nikołaj Samsonow, Maria Uljanowa, Anton Szwarc, Paweł Dawydow, Dmitrij Matwiejew, Anton Matajew, Samweł Tadewosjan, Andriej Kazakow, Polina Rajkina | Muzyka | Oleg Karpaczow | Rok produkcji | 2021 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 136 min | Gatunek | historyczny, melodramat | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Część dziennikarzy z mediów rosyjskich już na kilka miesięcy przed premierą najnowszego filmu Daniły Kozłowskiego wyświadczyła aktorowi i reżyserowi w jednym niedźwiedzią przysługę, porównując jego dzieło, ba! wręcz stawiając je w opozycji do zrealizowanego w 2019 roku miniserialu Johana Rencka. Zupełnie niepotrzebnie, bo gdy obraz Szweda jest kompletną opowieścią o katastrofie (jej przyczynach, przebiegu i skutkach), do jakiej doszło trzydzieści pięć lat temu w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, to jego rosyjski „odpowiednik” skupia się tak naprawdę na jednym wątku i jednym bohaterze, a na temat uwarunkowań politycznych prześlizguje się jak Jewgienija Miedwiediewa po lodzie (choć oczywiście ze znacznie mniejszą gracją). Efekt jest taki, że „Czarnobyl 1986” – pod takim tytułem wprowadzono go w Polsce do oferty Netflixa – nie jest w stanie spełnić oczekiwań. Jeżeli jednak podejdziemy do niego w oderwaniu od miniserialu wyprodukowanego przez HBO, zapewni nam nieco ponad dwie godziny rozrywki. Właśnie – rozrywki! Tylko czy o to właśnie powinno chodzić w filmie poświęconym jednej z największych katastrof XX wieku? Zacznijmy od reżysera. Daniła Walerjewicz Kozłowski (rocznik 1985) to obecnie jedna z największych gwiazd kina rosyjskiego. Aktor, który nie stroni od bardzo różnorodnych ról. Pojawił się – patrząc jedynie na ostatnie pięciolecie jego dokonań – w widowiskowym remake’u „ Samolotu w płomieniach” (1979), czyli w „ Załodze” (2016) Nikołaja Lebiediewa, w historycznym, opowiadającym o początkach Rusi Kijowskiej „ Wikingu” (2016) Andrieja Krawczuka, wreszcie w biograficznym „ Dowłatowie” (2018) Aleksieja Germana młodszego. Wspiąwszy się na szczyt, postanowił zrobić kolejny krok w karierze i spróbować sił jako reżyser. Zadebiutował całkiem udanym dramatem sportowym „ Trener” (2018), którego premiera nieprzypadkowo miała miejsce na kilka tygodni przed rozgrywanymi w Rosji Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. A potem zabrał się do pracy nad „Czarnobylem”… (Datę dodaną do tytułu przez polskiego dystrybutora możemy sobie podarować). Premiera nakręconego za prawie 700 milionów rubli filmu miała miejsce 15 kwietnia tego roku, na jedenaście dni przed kolejną (okrągłą) rocznicą katastrofy. Ta zbieżność nie była oczywiście przypadkowa. Obraz Kozłowskiego, jak i wszystkie wcześniejsze zrealizowane w krajach postradzieckich („ W sobotę” Aleksandra Mindadzego oraz „Znieważona ziemia” Michale Boganim), miał bowiem nie tylko upamiętniać wydarzenia, ale też być hołdem dla tych, którzy zginęli, likwidując skutki katastrofy w pierwszych godzinach i dniach po wybuchu. Czyli przede wszystkim dla – strażaków. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego obrazu. Główny bohater, Aleksiej Karpuszyn (grany przez samego reżysera), to właśnie strażak-specjalista zatrudniony w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Poznajemy go w chwili życiowego zakrętu. Przekonany, że jego talenty marnują się tutaj, stara się o przeniesienie do pracy do Kijowa. Chciałby tam zabrać ze sobą Olgę i jej dziesięcioletniego syna Loszę, ale kobieta nie ma ochoty ani na przeprowadzkę, ani na wspólne życie z Aleksiejem. Dlaczego? Kiedyś, dawno temu, byli parą; potem jednak ich drogi rozeszły się – Karpuszyn wyjechał z Prypeci (to nazwa miasta położonego kilka kilometrów od elektrowni), Olga natomiast została. Przekorny los zetknął ich ponownie właśnie teraz, zdawałoby się, że w najmniej odpowiednim momencie. Aleksiej, odnowiwszy znajomość z piękną fryzjerką, poznaje także jej syna – i od samego początku nie ma wątpliwości, że to też jego syn. Gdy jednak kobieta odmawia przenosin do Kijowa, mężczyzna unosi się honorem. 26 kwietnia 1986 roku ma zamiar definitywnie pożegnać Prypeć, lecz właśnie tego dnia, niedługo po północy, przegrzany reaktor elektrowni ulega awarii i wybucha. W Karpuszynie odzywa się odpowiedzialny strażak – nie może ot tak sobie wyjechać, gdy koledzy z jego drużyny toczą bój z ogniem. Postanawia więc dotrzeć na miejsce i dołączyć do nich. Nie zdaje sobie sprawy, jak zresztą chyba wszyscy w tym momencie, z rozmiarów katastrofy. Dopiero gdy jego koledzy, już od jakiegoś czasu walczący z pożarem, zaczynają odczuwać poważne dolegliwości – dociera do niego prawda. Karpuszyn nie jest typowym sowieckim gierojem. Nie pcha się do udziału w samobójczej misji. Przeciwnie! Gdy nadarza się okazja opuścić miasto wraz z ewakuowanymi Olgą i Loszą, wsiada do autobusu jadącego do Kijowa. Po drodze jednak zmienia zdanie, co poniekąd jest uzasadnione stanem zdrowia chłopca – i wraca po raz kolejny. Tym razem by pomóc w opróżnieniu znajdującego się pod betonową podstawą reaktora zbiornika rozbryzgowego na wodę z ewentualnych wycieków. Obawiano się bowiem, że przedostająca się do niego stopiona masa podniesie temperaturę cieczy, co wywoła kolejną eksplozję. Gdyby do niej doszło, skażeniu mogłaby ulec większość Europy. Mechaniczne wypompowanie wody nie rozwiązało problemu. Trzeba było zanurkować, aby ręcznie otworzyć zawory główne. Ten wątek jest jednym z wielu pojawiających się w filmie Johana Rencka, w dziele Kozłowskiego staje się najważniejszym. Scenarzyści – Aleksiej Kazakow i debiutująca w tej roli Jelena Iwanowa – przedstawili całą akcję w ogólnym zarysie zgodnie z faktami, zmieniając nieco – jak można sądzić, dla lepszego efektu propagandowego – skład trzyosobowej ekipy, która podjęła się tego wyzwania. Zamiast dwóch inżynierów i technika aparatowego mamy tu – jak już wiemy – strażaka oraz… wojskowego. „Czarnobyl” Daniły Walerjewicza skonstruowany został według typowego schematu filmów katastroficznych (wykorzystał go również Aleksiej Nużnyj w omawianym niedawno na łamach „Esensji” „ Ogniu”): najpierw przez ponad jedną trzecią filmu przyglądamy się perypetiom życiowym głównego bohatera, poznajemy go od bardziej ludzkiej (nie zawsze pozytywnej) strony, a potem obserwujemy, jak przeistacza się w herosa. I nie ma się co obrażać na Kozłowskiego, że poszedł przetartym szlakiem. Od samego początku założył bowiem sobie, że jego dzieło nie ma rozdrapywać ran ani stawiać niewygodnych pytań, ale… krzepić serca. Dlatego gdy jeden z bohaterów zadaje bardzo nieśmiało pytanie, kto jest winien temu, co się wydarzyło – odpowiedź nie pada. Nie widzimy też na ekranie żadnych „czarnych charakterów”. Przybyły do Prypeci szef komisji rządowej Tropin nie ma w sobie zacięcia, jakim charakteryzował się jego odpowiednik w miniserialu Rencka, czyli Boris Szczerbina. Z kolei Michaił Stysin, w którym zapewne połączono postaci Anatolija Diatłowa i Wiktora Briuchanowa, nie jest, jak oni, pewny siebie i arogancki. Od strony wizualnej trudno filmowi Kozłowskiego cokolwiek zarzucić, ale porównywać go z produkcją HBO ponownie nie ma sensu. Efekty specjalne pochłonęły zapewne większość budżetu, lecz – podobnie jak cały film – ograniczone zostały tak naprawdę do jednego konkretnego wątku. Szersze panoramy elektrowni po katastrofie są rzadkością, choć akurat scena wybuchu – widziana tylko z zewnątrz – robi wrażenie. Daniła Walerjewicz, o czym była mowa już wcześniej, w historię o odkrywającym w sobie bohatera strażaku-likwidatorze wpisał też opowieść miłosną. Na szczęście zdołał powściągnąć typowe dla podobnych obrazów dążenia do zaserwowania widzom happy endu, który pobrzmiałby tutaj nadzwyczaj fałszywą nutą… Poza Kozłowskim na ekranie widzimy jeszcze z wiekiem coraz piękniejszą Oksanę Akinszynę („ Wysocki”, „ Towarzysz podróży [Sputnik]”) jako Olgę, Filipa Awdiejewa („ Doktor Liza”, „ Konferencja”) jako hydraulika Walerę oraz Rawszanę Kurkową („ Hardcore”, „ Abigail”) w roli lekarki-radiolożki Diny. Na drugim planie pojawiają się natomiast między innymi – również rozpoznawalni – Nikołaj Kozak (serial „ Czikatiło”, „ Topór. 1943”) jako współdowodzący akcją likwidacyjn skutki katastrofy pułkownik wojska, Igor Czerniewicz („ Wasilisa”, „ Dziewiąta”), który wcielił się w przysłanego z Moskwy wysokiego urzędnika państwowego Tropina, oraz Artur Biesczastnyj („ Zimne tango”, „ Stróż”) w roli przedstawiciela kierownictwa elektrowni Stysina. Zaskoczeniem może być fakt, że producenci powierzyli obowiązki operatora dotąd kojarzonej raczej z ambitnym i kameralnym kinem artystycznym Kseni Sieriedzie („ Wysoka dziewczyna [Tyczka]”, „ Kwas”). Nie ma jednak wątpliwości, że młoda, niespełna trzydziestoletnia specjalistka od zdjęć wyszła obronną ręką, otwierając sobie tym samym furtkę do kolejnych zleceń przy filmach wysokobudżetowych. Czy zapracuje na to również kompozytor Oleg Karpaczow, okaże się pewnie dopiero w najbliższych latach.
|