Klasyka kina radzieckiego: Dwie kobiety i dziecko [Leonid Pczołkin „Matka i macocha” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Chociaż do dzisiaj Leonid Pczołkin jest w Rosji bardzo cenionym twórcą, ma na swoim koncie tylko jeden film kinowy – debiutancki melodramat „Matka i macocha”. Oprócz tego przez czterdzieści lat pracował w telewizji, kręcąc w tym czasie wiele filmów, seriali i miniseriali. A jeżeli do tego dodamy jeszcze telewizyjne przedstawienia teatralne, jego dorobek musi robić ogromne wrażenie.
Klasyka kina radzieckiego: Dwie kobiety i dziecko [Leonid Pczołkin „Matka i macocha” - recenzja]Chociaż do dzisiaj Leonid Pczołkin jest w Rosji bardzo cenionym twórcą, ma na swoim koncie tylko jeden film kinowy – debiutancki melodramat „Matka i macocha”. Oprócz tego przez czterdzieści lat pracował w telewizji, kręcąc w tym czasie wiele filmów, seriali i miniseriali. A jeżeli do tego dodamy jeszcze telewizyjne przedstawienia teatralne, jego dorobek musi robić ogromne wrażenie.
Leonid Pczołkin ‹Matka i macocha›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Matka i macocha | Tytuł oryginalny | Мать и мачеха | Reżyseria | Leonid Pczołkin | Zdjęcia | Ernst Jakowlew | Scenariusz | Gieorgij Radow | Obsada | Liubow Sokołowa, Nina Urgant, Anatolij Papanow, Nikołaj Gricenko, Jewgienij Matwiejew, Jelena Kliujewa, Jewgienij Pierow, Nadieżda Fiedosowa, Lilija Gurowa, Galina Mironowa | Muzyka | Wieniamin Basner | Rok produkcji | 1964 | Kraj produkcji | ZSRR | Czas trwania | 82 min | Gatunek | melodramat, obyczajowy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W Związku Radzieckim, podobnie jak w Polsce Ludowej, reżyserów można było podzielić na trzy podstawowe kategorie: po pierwsze – takich, którzy specjalizowali się w filmach kinowych, po drugie – pracujących przede wszystkim dla telewizji, po trzecie – realizujących swoje ambicje głównie na deskach teatralnych. Bywali też jednak tacy, którzy próbowali po trochu każdej z tych form. Jak chociażby Leonid Aristarchowicz Pczołkin, który jednak w pamięci potomnych – aktorów i kolegów po fachu – pozostał twórcą teatralno-telewizyjnym. Chociaż jego debiutancki obraz był akurat dziełem przeznaczonym na „duży ekran”. Urodził się – jako Leonid Głuzman (to nazwisko nosił po matce) – w 1924 roku w miejscowości Kupino (w obwodzie nowosybirskim), nieopodal dzisiejszej granicy Rosji z Kazachstanem. Później jednak rodzina przeniosła się do Moskwy, skąd w pierwszych tygodniach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej została ewakuowana na Ural, do Swierdłowska (dzisiejszego Jekaterynburga). Tam też w 1941 roku przeniesiono ze stolicy, która – istniała taka obawa – mogła wpaść w ręce Niemców, Wyższą Szkołę Teatralną imienia Borisa Szczukina. I to w niej właśnie Leonid Aristarchowicz rozpoczął edukację. Nie trwało to długo, bo już w roku następnym został wzięty do armii i wysłany do szkoły wojskowej w Jarosławlu, gdzie poznał swoją pierwszą żonę, w przyszłości aktorkę – Walentinę Szpaginę (1925-2007). Kiedy skończyła się wojna, oboje przenieśli się do Moskwy. Tam Głuzman (nazwisko Pczołkin przyjął parę lat później, gdy zawarł drugie małżeństwo) wznowił studia, tyle że tym razem wybrał wydział reżyserski Państwowego Instytutu Sztuk Teatralnych (GITIS). Po jego ukończeniu w 1952 roku wysłano go do pracy do ukraińskiego Charkowa, gdzie spędził kolejne cztery lata, po których – jak bumerang – znów pojawił się w stolicy, aby podjąć pracę w wytwórni „Mosfilm”. Nie mogąc jednak doczekać się debiutu, po trzech latach „stażowania” przyjął ofertę etatu w telewizji. I od tej chwili jego kariera wreszcie ruszyła. Na początek pomiędzy 1960 a 1964 rokiem zrealizował pięć przedstawień teatralnych zarejestrowanych na potrzeby „małego ekranu”, a potem przystąpił do pracy nad debiutem kinowym. Co ciekawe, nie w Moskwie, ale w leningradzkiej wytwórni „Lenfilm”. Jak się okazało, miał tam zekranizować opowiadanie Gieorgija Gieorgijewicza Radowa (1915-1975). To ciekawa postać, choć wiadomo o niej bardzo mało. Jeszcze przed wojną ukończył studia dziennikarskie i został redaktorem gazety wydawanej w Kursku. W 1949 roku wykluczono go z partii i pozbawiono wszystkich funkcji, jakie pełnił (za co?); w efekcie na trzy lata wylądował w fabryce jako tokarz. A potem ni stąd, ni zowąd przeniósł się do Moskwy i zajął literaturą i publicystyką. Dziwne to, bo przecież stalinizm trwał w najlepsze, kar nałożonych na Radowa nie cofnięto, nie przyjęto go też z powrotem do partii komunistycznej… a mimo to pozwolono uprawiać zawód szczególny. Na dodatek w stolicy, gdzie jeśli chciało się zamieszkać, trzeba było zdobyć specjalne pozwolenie. W każdym razie Radow pozostawił po sobie prawie trzydzieści opowiadań, nowel i szkiców; jeden z tych tekstów posłużył za kanwę „Matki i macochy”, który to scenariusz zresztą napisał sam Gieorgij Gieorgijewicz. Zdjęcia kręcono – i to kolejna ciekawa rzecz, biorąc pod uwagę, że obraz wyprodukował „Lenfilm” – na Kubaniu w południowej części Rosji. Premiera natomiast odbyła się w czerwcu 1965 roku w jednym z klubów kołchozowych. Co akurat nie dziwi, bo właśnie pracownicy kołchozu są głównymi bohaterami obyczajowego melodramatu Pczołkina. Nakręcił on nostalgiczną opowieść o kobiecie, starającej się naprawić dawne błędy. Jest nią Katierina Owczarienko która po latach wraca do rodzinnej wsi, z której wybyła, a w zasadzie uciekła, by poszukać szczęścia i łatwiejszego życia w dużym mieście. Miała dość ciężkiej pracy, śniła jej się kariera i wygoda. Czy ją osiągnęła? Nic z tych rzeczy. Pracuje w dworcowym bufecie i jedyną korzyścią, jaką z tego odnosi, jest fakt, że od czasu do czasu podpici inżynierowie zapraszają do restauracji albo teatru. Z biegiem czasu, tęskniąc za stabilnością życiową i rodzinną, zdaje sobie sprawę z miałkości takiego życia. I wtedy pojawia się myśl, by odzyskać to, co ma najcenniejszego – córeczkę Niurę. Wyjeżdżając oddała ją do domu dziecka. Dzisiaj dwunastoletnia dziewczynka, uczennica piątej klasy, mieszka z kołchoźnicą Praskowią Lichaczową, która wzięła ją na wychowanie z sierocińca. Niura nie zna swojej matki. Kiedy więc w domu Lichaczowej pojawia się Owczarienko, nie ma pojęcia, kim jest – myśli, że znajomą, która przyjechała w odwiedziny. Praskowia oczywiście zna Katierinę, może więc domyślać się celu jej wizyty. A mimo to nie przyjmuje jej wrogo. Pozwala zostać pod swoim dachem. Co dla wielu innych mieszkańców wsi wydaje się niezrozumiałe. Po kilku dniach wiadomość dociera także do ojca dziewczynki, Filipa Smalkowa, który spotyka się z dawną kochanką i w restauracji przy szampanie snuje nawet plany jej powrotu na wieś. Tyle że Katia nie ma – przynajmniej na razie – zamiaru wracać; na dodatek nie ufa – i słusznie! – Filipowi, który w filmie przedstawiony jest od najgorszej strony: jako cwaniak i kombinator. Co można akurat uznać za przejaw propagandy, ponieważ Smalkow nie pracuje, jak należałoby, w kołchozie, lecz wykazuje się własną inicjatywą i jest prywatnym taksówkarzem. Ale ma przynajmniej dla Katieriny jakąś ofertę. Inni patrzą na nią z byka, jak na tę, która chce odebrać córkę i tym samym unieszczęśliwić powszechnie lubianą i szanowaną Praskowię. Scenarzysta i reżyser nie poszli jednak na skróty. Chociaż film jest czarno-biały, jego bohaterowie (a zwłaszcza bohaterki) wcale takie nie są. Bo czy można odmówić Owczarienko prawa do wewnętrznej przemiany i z tego powodu odebrać jej nadzieję na lepszą przyszłość? Czy Lichaczowa – kobieta uczciwa i wrażliwa – może budować swoje szczęście na nieszczęściu innej osoby? I najważniejsze, choć niedopowiedziane, bo Niura do samego końca nie jest świadoma powagi sytuacji: Co okaże się lepsze dla dziecka? Dramat Praskowii i Katieriny pokazany został na tle codziennego kołchozowego życia, które wydaje się zdecydowanie przerysowane na korzyść. Mimo bumelanctwa (jakie szybko udaje się wykryć, a winnego ukarać) i konfliktu pomiędzy przewodniczącym kołchozu i jego zastępcą (ten pierwszy hołduje starym zasadom, ten drugi chce racjonalizować produkcję) – wszystko jest w najlepszym porządku, a ludzie (z wyjątkiem Smalkowa i jego rodziny) generalnie żyją ze sobą w zgodzie i świetnie im się powodzi. Praskowia ma nie tylko przestronny dom z ogrodem, ale nawet telewizor. Na wsi radzieckiej! W 1964 roku! Co można wytłumaczyć chyba tylko jej zaangażowaniem politycznym i faktem, że jeździła w delegacjach do Moskwy. Pomimo mocno polukrowanej rzeczywistości, film pozostawia bardzo dobre wrażenie. Ratuje go nostalgiczny nastrój i wiarygodność psychologiczna. Pod pewnymi względami przypomina on, choć oczywiście mu nie dorównuje, nakręcony w tym samym roku dramat Grigorija Czuchraja „ Był sobie dziad i baba”. W postać Praskowii wcieliła się robiąca później sporą karierę w kinie radzieckim Liubow Sokołowa („ Ta jedyna…”, „ Biały Bim Czarne Ucho”), natomiast w Katierinę – zmarła 3 grudnia tego roku Nina Urgant („ Dworzec Białoruski”, „ Premia”). Filipa zagrał idealnie pasujący do tej roli Anatolij Papanow („ Żywi i martwi”, „ Brylantowa ręka”), przewodniczącego kołchozu Fiodora Żurbienko – Nikołaj Gricenko („ Dwa lata nad przepaścią”, „ Anna Karenina”), zdegradowanego brygadzistę Jewsieja Karpowicza – Jewgienij Pierow („ Setka dla kurażu”, „ Syberiada”), a podłą i podstępną matkę Smalkowa – Nadieżda Fiedosowa („ A jeśli to miłość…”, „ Nieuchwytni mściciele”). Za zdjęcia odpowiadał będący, podobnie jak Pczołkin, debiutantem operator Ernst Jakowlew, po którym słuch szybko zaginął, natomiast nadzwyczaj subtelną, ale i pełną emocji ścieżkę dźwiękową skomponował ceniony już wcześniej Wieniamin Basner („ Nieśmiertelny garnizon”, „ Los człowieka”). Po premierze „Matki i macochy” mogłoby się wydawać, że kariera reżysera kinowego stoi przed Leonidem Aristarchowiczem otworem. A przynajmniej, że bez trudu dostanie on kolejną szansę. Tymczasem Pczołkin pokornie wrócił na swój wcześniejszy etat i zaczął kręcić mniej lub bardziej udane telewizyjne filmy i miniseriale. Zebrało się ich całkiem sporo. Były wśród nich obrazy biograficzne („Szkice do portretu W.I. Lenina”, 1970; „Dni i lata Nikołaja Batygina”, 1987; „Sprawa Suchowo-Kobylina”, 1991), wojenne („Ostatni rejs «Albatrosa»”, 1971), dramaty obyczajowe i psychologiczne („Mój los”, 1974; „Szczęście osobiste”, 1977; „Strefa skażona”, 1979; „Kradzież”, 1982), wreszcie ekranizacje sztuk Aleksandra Ostrowskiego („Spóźniona miłość”, 1983; „Serce nie kamień”, 1989) oraz Maksima Gorkiego („Dzieci słońca”, 1985). Po upadku Związku Radzieckiego Leonid Aristarchowicz robił swoje dalej: pracował nad serialami melodramatyczno-historycznymi „Tajemnice Petersburga” (1994-1998) i „Salomea” (2001). Tego ostatniego nie udało się zrealizować do końca; z planowanych czterdziestu powstało tylko dziesięć odcinków (na pozostałe zabrakło pieniędzy). Poza tym Pczołkin pracował również jako wykładowca, był dziekanem katedry reżyserii kinowej i telewizyjnej w Instytucie Sztuki Współczesnej. Zmarł 25 września 2004 roku, sześćdziesiąt lat po nakręceniu „Matki i macochy”.
|