Mordercze Boże Narodzenie [Arne Mattsson „Gość z wizytą” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W kulturze popularnej święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim czas szczęścia i radości. Szwedzki reżyser Arne Mattsson miał na ten temat chyba nieco inne zdanie. Gdyby tak właśnie nie było, nie nakręciłby przecież dwóch mrocznych kryminałów, w których najgorętszymi świątecznymi prezentami są… trupy. Tak było w „Gdy robi się ciemno” i tak jest w „Gościu z wizytą”.
Mordercze Boże Narodzenie [Arne Mattsson „Gość z wizytą” - recenzja]W kulturze popularnej święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim czas szczęścia i radości. Szwedzki reżyser Arne Mattsson miał na ten temat chyba nieco inne zdanie. Gdyby tak właśnie nie było, nie nakręciłby przecież dwóch mrocznych kryminałów, w których najgorętszymi świątecznymi prezentami są… trupy. Tak było w „Gdy robi się ciemno” i tak jest w „Gościu z wizytą”.
Arne Mattsson ‹Gość z wizytą›WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Gość z wizytą | Tytuł oryginalny | Det kom an gäst… | Dystrybutor | Netflix | Reżyseria | Arne Mattsson | Zdjęcia | Martin Bodin | Scenariusz | Stieg Trenter, Arne Mattsson | Obsada | Sture Lagerwall, Karl-Arne Holmsten, Anita Björk, Naima Wifstrand, Erik Berglund, Gerd Hagman, Elsie Albiin, Ivar Kåge, Erik Hell, Julia Cæsar, Olav Riégo, Peter Lindgren | Muzyka | Nils Castegren, Julius Jacobsen | Rok produkcji | 1947 | Kraj produkcji | Szwecja | Czas trwania | 71 min | Gatunek | dramat, kryminał, psychologiczny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
To nie do końca prawda, że Arne Mattsson (1919-1995) na początku swej reżyserskiej kariery kręcił przede wszystkim komedie (a takie zdania można czasami przeczytać). Wszak jego samodzielny debiut, czyli „I wszystkie te kobiety” (1944), był dramatem psychologiczno-obyczajowym; z kolei zrealizowany trzy lata później „Gość z wizytą” – klasycznym dreszczowcem z seryjnym zabójcą w roli głównej. Zresztą w późniejszych latach twórca ten coraz częściej odchodził od obrazów lekkich i przyjemnych, skupiając się na tworzeniu kina gatunkowego: vide „ Dama w czerni” (1958), „ Modelka w czerwieni” (1958), „ Gdy robi się ciemno” (1960). Co ciekawe, „Gość z wizytą” pod wieloma względami przypomina ostatnie z wymienionych dzieł. Te same są miejsce (szwedzka wieś) i czas (okres świąt Bożego Narodzenia) akcji; niemal identyczne także zawiązanie fabuły, czyli przyjazd osoby z zewnątrz. Zasadnicza różnica między nimi jest natomiast taka, że w „Gdy robi się ciemno” pojawienie się obcego wywołuje falę zbrodni, podczas gdy w „Gościu…” doszłoby do nich zapewne również wtedy, gdyby Georg Essman nie przybył do folwarku Brunn. Współscenarzystą „Gościa z wizytą” jest, obok Arnego Mattssona, Stieg Trenter (1914-1967), który przez pierwsze dwadzieścia dwa lata życia nosił nazwisko Johansson. Później przyjęty przez niego pseudonim stał się też jego nazwiskiem. Czym się zajmował? Najpierw chciał być pilotem, ale po kilku latach został zwolniony z pracy w lotnictwie. Pisał już wtedy i publikował opowiadania (zadebiutował w 1931 roku), więc mógł pójść w tym kierunku. Ostatecznie wybrał się – jako korespondent – do Etiopii, gdzie właśnie zaczęła się wojna. Po roku wrócił z wyrobionym nazwiskiem i bez trudu znalazł etat w jednej z gazet sztokholmskich. Prozaikiem na pełen etat został natomiast w latach 40. Największą popularność przyniosły mu kryminały, których głównymi bohaterami byli prywatna detektyw Vesper Johnson i jej narzeczony, fotograf Harry Friberg. „Gość…” nie jest jednak adaptacją żadnej z książek Trentera, to oryginalny scenariusz. Akcja filmu rozgrywa się krótko po wojnie, choć nawiązań do tego, co skończyło się dwa lata wcześniej, nie ma w nim wcale. Nie bez powodu, bo przecież Szwecja pozostała w latach 1939-1945 krajem neutralnym. Ale i ją dopadł powojenny kryzys, co boleśnie odczuł również hrabia Clemens Ernstam (w tej roli Ivar Kåge), właściciel potężnego folwarku Brunn. Nie chcąc dalej borykać się z problemami, postanawia rozparcelować majętność i od tego pory żyć już tylko z udziałów. Niekoniecznie podoba się to jego żonie Doris (Naima Wifstrand, która przez długie lata była jedną z ulubionych aktorek Ingmara Bergmana: od „Pragnienia”, poprzez „Marzenia kobiet”, „Uśmiech nocy”, „Tam, gdzie rosną poziomki” i „Twarz”, aż po „Godzinę wilka”), a jeszcze mniej ambitnemu synowi Ragnarowi (Karl-Arne Holmsten, znany z wymienionych w pierwszym akapicie trzech obrazów Mattssona), który ma koncepcję, jak pokierować folwarkiem, aby w końcu po okresie zapaści zaczął on przynosić dochód. Pomóc mu w tym może szkoląca się na lekarza weterynarii praktykanta Siv (jak zwykle urocza Anita Björk), w której zresztą młody hrabia po cichu się podkochuje. Jest jeszcze brat Clemensa, Urban Ernstam (wciela się w niego sympatyczny, pucułowaty Erik Berglund). On też mógłby, gdyby chciał, zniweczyć jego plany, lecz od lat już mieszka i pracuje – jako prawnik – w mieście, więc sprawy wiejskiego majątku przodków niewiele go obchodzą. Nie ma jednak wątpliwości, że właśnie z powodu zamierzeń Clemensa nadchodzące Boże Narodzenie, na które zjeżdża do Brunn cała rodzina, może wcale nie być takie radosne jak zazwyczaj. Zwłaszcza że pojawia się jeszcze jeden, spóźniony gość – Georg Essman (w tej roli Sture Lagerwall). Nikt go osobiście nie zna, chociaż jest postacią powszechnie znaną – to pisarz, którego książki, mimo tego, że krytycy kręcą na nie nosem, świetnie się sprzedają. Na święta zaprosiła go Christina (grana przez Gerd Hagman), córka Doris z poprzedniego małżeństwa, która mając problemy ze zdrowiem psychicznym, na co dzień przebywa w zamkniętym ośrodku. Z uwagi na jej stan nikogo nie zaskoczyło ściągnięcie do domu na święta zupełnie obcego człowieka. Jaki jednak jest rzeczywisty powód przyjazdu Essmana? To okazuje się dopiero z czasem. Kiedy już dochodzi do nadzwyczaj dramatycznych wydarzeń. Pierwszą oznaką, że coś dzieje się nie tak, jak powinno, jest nieobecność Clemensa na porannej mszy pierwszego dnia świąt. Jego ciało zostaje później znalezione w stajni. Wszystko wygląda na to, że zginął kopnięty przez konia. Tyle że podejrzewany o zabicie hrabiego Ollie to najspokojniejszy ogier na świecie. Jeśli zatem nie był to nieszczęśliwy wypadek (a mało kto w to wierzy), należy uznać śmierć Ernstama-seniora za morderstwo. Oskarżenie pada na parobka Edvina, którego Clemens niedawno zwolnił z pracy, a który pojawił się we wsi tego ranka. Być może po to, aby zemścić się na dawnym pracodawcy. Zanim jednak udaje się go złapać, on również ginie – przygnieciony przez koła wozu. W takiej sytuacji nikt już nie wierzy w przypadek, a nowym głównym podejrzanym staje się… Ragnar – jako największy przeciwnik sprzedaży folwarku. Gdy rodzina Ernstamów boryka się z problemami związanymi ze śmiercią hrabiego, tym, który zachowuje najwięcej spokoju i zdrowego rozsądku, jest Georg Essman. To on bierze na siebie rolę wyjaśnienia zagadki. Co wcale nie jest takie proste, bo przecież – jak w każdej „porządnej” protestanckiej rodzinie – niemal każdy ma coś do ukrycia. Wystarczy tylko lekko poskrobać z wierzchu, by okazało się, że pod lakierem jest rdza. Po seansie „Gościa z wizytą” nietrudno zrozumieć, dlaczego trzynaście lat później Arne Mattsson nakręcił film o zbliżonej fabule (chodzi oczywiście o „ Gdy robi się ciemno”). W tym czasie w kinematografii zmieniła się cała epoka, widzowie zostali już przyzwyczajeni do innej formy narracji, więcej miejsca można było poświęcić budowaniu napięcia i tworzeniu portretów psychologicznych najważniejszych postaci. Te czterdzieści minut, o które dłuższe jest dzieło z 1960 roku, zostało przeznaczone właśnie na to. Nie oznacza to oczywiście, że w „Gościu…” brakuje napięcia. Nic z tych rzeczy. Ale nie da się ukryć, że w paru momentach scenarzyści wybrali jednak drogę na skróty. Z powodu tego pośpiechu finał nieco traci, lecz przecież tak właśnie wtedy opowiadano podobne historie. Szast-prast i bandzior w rękach policji! Że, z korzyścią dla widza, można inaczej – z nieśpiesznym „wygraniem” najdrobniejszych szczegółów i jeszcze większym dreszczykiem emocji – Mattsson udowodnił w „Gdy robi się ciemno”.
|