Kobieta-kot i jej dekadencka miłość [Hasse Ekman „Biały kot” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Do czego potrafi doprowadzić mężczyznę kobieta fatalna – wie każdy, kto lubuje się w klasycznej literaturze i kinie noir. Podobnie jak i to, jakiego upadku może doświadczyć kobieta, którą na dno ciągnie nieszczęśliwa miłość do mężczyzny. Hasse Ekman postanowił pokazać oba warianty dramatu w jednym filmie – i tak powstał, oparty na powieści Waltera Ljungquista, „Biały kot”.
Kobieta-kot i jej dekadencka miłość [Hasse Ekman „Biały kot” - recenzja]Do czego potrafi doprowadzić mężczyznę kobieta fatalna – wie każdy, kto lubuje się w klasycznej literaturze i kinie noir. Podobnie jak i to, jakiego upadku może doświadczyć kobieta, którą na dno ciągnie nieszczęśliwa miłość do mężczyzny. Hasse Ekman postanowił pokazać oba warianty dramatu w jednym filmie – i tak powstał, oparty na powieści Waltera Ljungquista, „Biały kot”.
Hasse Ekman ‹Biały kot›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Biały kot | Tytuł oryginalny | Den vita katten | Dystrybutor | Netflix | Reżyseria | Hasse Ekman | Zdjęcia | Göran Strindberg | Scenariusz | Hasse Ekman | Obsada | Alf Kjellin, Eva Henning, Sture Lagerwall, Gertrud Fridh, Hugo Björne, Ingrid Borthen, Gunnar Björnstrand, Gull Natorp, Doris Svedlund, Gösta Gustafson, Margit Andelius, Stig Järrel, Peter Blitz | Muzyka | Erland von Koch | Rok produkcji | 1950 | Kraj produkcji | Szwecja | Czas trwania | 93 min | Gatunek | dramat, psychologiczny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Zanim legendarny szwedzki reżyser Hasse Ekman (1915-2004) nakręcił omawiany już tutaj dramat gangstersko-miłosny „ Sztokholmski skok” (1961) zrealizował między innymi mroczną opowieść o miłości o nieco mylącym, bo sympatycznie brzmiącym, tytule „Biały kot”. Miało to miejsce ponad dekadę wcześniej. Realizując ten film, sięgnął po wydaną w tym samym 1950 roku powieść „Klucze do nieznanego pokoju” autorstwa Waltera Ljungquista (1900-1974). Nie był on twórcą klasycznych kryminałów. Dużo bardziej interesowała go proza psychologiczna, a do swoich ulubionych pisarzy – można też podejrzewać, że właśnie nimi inspirował się w pierwszej kolejności – zaliczał Fiodora Dostojewskiego i Marcela Prousta, Ernesta Hemingwaya i Williama Faulknera. „Klucze…” zresztą w istotny sposób nawiązują do ich twórczości; można w nich bowiem, a przynajmniej w ich wersji filmowej, znaleźć wątki kojarzące się czy to z „ Idiotą” Dostojewskiego, czy też męską prozą autora „Komu bije dzwon”. I chociaż „Biały kot” jest nade wszystko melodramatem w wersji noir, to jednak konstruując fabułę, zarówno Ljungquist, jak i piszący na podstawie „Kluczy…” scenariusz do swojego filmu Ekman wykorzystali formułę opowieści detektywistycznej. Początek też jest zresztą sensacyjny. W pociągu, jaki przyjechał późno wieczorem z Göteborga do Sztokholmu siedzi mężczyzna, który… nie pamięta kim jest. Ani gdzie jest. A już tym bardziej po co tu przyjechał. Nie ma pojęcia, co w takiej sytuacji zrobić. Dokąd pójść. Kogo poprosić o pomoc. Na dodatek czyhający na naiwnych prowincjuszy w poczekalni dworcowej złodziej kradnie mu ostatnie – i tak niewielkie – pieniądze, o czym nieznajomy przekonuje się, kiedy chce zapłacić w restauracji za posiłek. Na szczęście młoda kelnerka Auri Rautila (w tej roli Eva Henning, znana między innymi z „ Pod osłoną mgły”, w tamtym czasie będąca żoną Hassego Ekmana) odnosi się ze zrozumieniem do jego kłopotów i uiszcza opłatę za niego. Siedząc przy stoliku i pijąc herbatę, mężczyzna podsłuchuje rozmowę dwóch starszych kobiet z sąsiedztwa, które są mocno zaintrygowane informacją prasową o ucieczce z zakładu psychiatrycznego groźnego pensjonariusza. Czyżby to był on? Brak dokumentów i amnezja na to właśnie mogłyby wskazywać. Jeśli tak właśnie jest, w końcu zostanie złapany i ponownie odizolowany. A jeśli nie – to co takiego mu się przydarzyło? Jedyne, co ma przy sobie i co może być wskazówką, to kartka z zapisanym adresem sztokholmskim, którego zresztą nie kojarzy, oraz numerem telefonu, jakie w stolicy, o czym szybko się przekonuje, nie ma. I są jeszcze klucze do mieszkania. Tylko czyjego? Gdy nieznajomy zastanawia się nad swoją najbliższą przyszłością, ponownie spotyka Auri. Młoda kobieta, zaintrygowana całą sytuacją i obcym mężczyzną, postanawia mu pomóc. Jest w nim bowiem coś, co wzbudza zaufanie. Nie może więc być – w jej przekonaniu – ani groźnym przestępcą, ani tym bardziej szaleńcem, który uciekł z psychiatryka. Auri, która przyjechała do Sztokholmu ze wsi w poszukiwaniu lepszego życia, jest młoda i zagubiona, zarabia grosze i mieszka w podłej dzielnicy – dobrze zatem rozumie bliźniego, który popadł w tarapaty. Poza tym ma po prostu dobre serce. Gdy następnego dnia Rautila idzie do pracy, mężczyzna rusza na Österlånggatan (to adres z kartki, jaką miał w kieszeni), by dowiedzieć się czegoś o sobie. Lokatorzy go nie kojarzą, ale za to znajduje mieszkanie, które może otworzyć kluczami, jakie ma przy sobie. Znajduje w nim list od mieszkającej na prowincji Ingeborg Eksell (gra ją Ingrid Borthen), którego adresatem jest niejaki Elias Sörbrunn. Czy to on? Jeżeli tak, to prawdopodobnie w tej chwili tylko Ingeborg jest w stanie potwierdzić jego tożsamość. Ta podróż okaże się dla nieznajomego nadzwyczaj trudna. Odkrywając kolejne fakty ze swego życia, odsłoni się przed nim bowiem wielki dramat, w jaki zamieszani byli bliscy mu ludzie. Każdy krok przybliżający go do poznania prawdy jest też krokiem ku przepaści, ponieważ to, co czeka go na końcu drogi to – symboliczne i dosłowne – zgliszcza. Trzeba przyznać, że „Biały kot” (cóż, tej sympatycznej z definicji istocie przypisano w filmie mało godziwą rolę) to intrygujący dramat, który – mimo że liczy już sobie ponad siedem dekad – wcale się nie zestarzał. Owszem, świat w tym czasie bardzo się zmienił, ale intryga spokojnie mogłaby zostać wykorzystana w jakimś współczesnym psychologicznym dreszczowcu. Na szczególną uwagę zasługuje również doskonała obsada. Oprócz aktorów wspomnianych już wcześniej na ekranie zobaczyć możemy również Sturego Lagerwalla („ Pod osłoną mgły”), którego postać jest wyjątkowo dekadencka i znudzona życiem, oraz wcielającą się w tajemniczą „Skuchę” Gertrud Fridh (której talent i urodę docenił także Ingmar Bergman, zatrudniając ją w „Tam, gdzie rosną poziomki”, „O tych paniach”, „Oku diabła”, „Twarzy” i „Godzinie wilka”). A kto zagrał „człowieka bez pamięci”? Alf Kjellin (1920-1988), który wyjechawszy ze Skandynawii do Stanów Zjednoczonych, robił tam karierę jako aktor („Stacja arktyczna Zebra”) i reżyser (między innymi dwa odcinki serialu „Columbo”). Nie można też nie wspomnieć o wyśmienitej ścieżce dźwiękowej. Za mroczne i podniosłe tematy, świetnie oddające dekadencką naturę dzieła odpowiadał Erland von Koch (1910-2009), który jeszcze przed „Białym kotem” był ulubionym kompozytorem Bergmana („Kryzys”, 1946; „Deszcz pada na naszą młodość”, 1946; „Okręt do Indii”, 1947; „Muzyka w ciemności”, 1948; „Miasto portowe”, 1948; „Więzienie”, 1949). Co ważne, z tej samej Bergmanowskiej „stajni” pochodził także autor zdjęć do obrazu Ekmana – Göran Strindberg. Mając takich współpracowników, Hasse nie mógł zepsuć filmu.
|