Klasyka kina radzieckiego: „Mankurtyzacja” homo sovieticusa [Chodżakuli Narlijew „Mankurt” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Zdaję sobie sprawę, że tytuł dzisiejszej recenzji może wydać się niezrozumiały. W tekście jednak wszystko jest, jak sądzę, właściwie wyjaśnione. A dotyczy on adaptacji „Dnia dłuższego niż stulecie” – kolejnej powieści kirgiskiego klasyka Czingiza Ajtmatowa, którą tym razem przeniósł na ekran – pod tytułem „Mankurt” – turkmeński reżyser Chodżakuli Narlijew.
Klasyka kina radzieckiego: „Mankurtyzacja” homo sovieticusa [Chodżakuli Narlijew „Mankurt” - recenzja]Zdaję sobie sprawę, że tytuł dzisiejszej recenzji może wydać się niezrozumiały. W tekście jednak wszystko jest, jak sądzę, właściwie wyjaśnione. A dotyczy on adaptacji „Dnia dłuższego niż stulecie” – kolejnej powieści kirgiskiego klasyka Czingiza Ajtmatowa, którą tym razem przeniósł na ekran – pod tytułem „Mankurt” – turkmeński reżyser Chodżakuli Narlijew.
Chodżakuli Narlijew ‹Mankurt›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Mankurt | Tytuł oryginalny | Манкурт [Gün uzar yüzyıl olur mankurty] | Reżyseria | Chodżakuli Narlijew | Zdjęcia | Nurtaj Borbijew | Scenariusz | Marija Urmatowa | Obsada | Tarik Tarcan, Maja-Gozel Ajmedowa, Yılmaz Duru, Chodżadurdy Narlijew, Majsa Ałmazowa, Tachyr Narlijew, Kerim Annanow, Ałtyn Chodżajewa, Chommat Mułłyk, Pirkuli Atajew, Mergen Nijazow, Aman Odajew, Baba Annanow | Muzyka | Redżep Redżepow | Rok produkcji | 1988 | Kraj produkcji | Libia, Turcja, ZSRR | Czas trwania | 86 min | Gatunek | dramat | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Ten film ma długą i skomplikowaną historię, która dowodzi, jak łatwo wartościowa sztuka może znaleźć się na celowniku autorytarnych władz. Powieść kirgiskiego prozaika Czingiza Torekułowicza Ajtmatowa (1928-2008) „Dzień dłuższy niż stulecie” ukazała się po raz pierwszy w 1980 roku na łamach moskiewskiego miesięcznika literackiego „Новый мир” („Nowy Świat”). I wywołała wśród krytyków i czytelników ogromne zdziwienie. Dlaczego? Ponieważ Ajtmatow, wzorem Braci Strugackich, wykorzystał w niej elementy eksploracyjnej fantastyki naukowej. Nie rezygnując przy tym z nadzwyczaj licznych odniesień do tradycji i legend kirgiskich. W Związku Radzieckim przeniesiono ją na ekran dwukrotnie: najpierw w ojczystej republice pisarza zrobił to Kirgiz Dooronbek Sadyrbajew (pod postacią „Pieśni o miłości”, 1983), a następnie – po pięciu latach – turkmeński reżyser Chodżakuli Narlijew. W niepodległym już Kirgistanie natomiast dwa podejścia do „Dnia dłuższego niż stulecie” zaliczył Bakyt Karagułow, kręcąc „Przystanek na stepie” (1995) oraz „Rozpacz matki nad mankurtem” (2004). Skąd ta niezwykła popularność tej właśnie powieści Ajtmatowa? Cóż, to rzeczywiście jest dzieło niezwykłe, zawierające w sobie kilka osobnych historii; kolejni twórcy sięgali więc po najbardziej odpowiadające im fragmenty i uwypuklali to, co uznawali za najwartościowsze w danej epoce. Dla Chodżakuliego Narlijewa był to, jak dotąd (co zapewne się już nie zmieni) przedostatni film w karierze, po którym jako reżyser zamilkł na dwie dekady. Urodził się on w 1937 roku niedaleko Aszchabadu; jako dwudziestotrzylatek ukończył wydział operatorski moskiewskiego Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), po czym wrócił do ojczyzny, by zostać operatorem w wytwórni „Turkmenfilm”. Szybko jednak zrobił kolejny krok w karierze i zabrał się za reżyserię. Zadebiutował w 1962 roku dramatem „Minione dni”; potem powstały „Ja i moi bracia” (1964), „Turkmeńska nafta” (1967), „Trzy dni jednego roku” (1968), kryminał „Człowiek za burtą” (1969), „Panna młoda” (1971) oraz historyczno-rewolucyjny eastern „Kiedy kobieta jeździ konno” (1974). Ten ostatni przyniósł Narlijewowi sporą popularność wśród zwykłych widzów. Od tej pory kręcił może rzadziej, ale jednak co kilka lat dostarczał nowy film na ważny temat, jak chociażby „Powiedz: nie!” (1976), „Drzewo Dżamal” (1980), dramat katastroficzny „Kara-kum 45 stopni w cieniu” (1982) czy „Fragi” (1984), biograficzną opowieść o życiu osiemnastowiecznego poety i filozofa turkmeńskiego Machtumkuliego. Zaraz potem zabrał się na poważnie za ekranizację prozy Czingiza Torekułowicza. Choć prawdę mówiąc starał się o to już od 1980 roku, jeszcze zanim „Dzień dłuższy niż stulecie” ukazał się drukiem. Niestety, w tamtym momencie powstanie obrazu zablokowało sowieckie Goskino, czyli Państwowy Komitet Kinematografii. Jeden z urzędników miał wypowiedzieć albo napisać takie słowa: „Narlijew przez całe życie pokazuje w swoich filmach nieszczęśliwą kobietę, Ajtmatow to samo w swoich powieściach. Jeśli się zjednoczą – kobieta Wschodu będzie podwójnie nieszczęśliwa”. Reżyser nie zraził się jednak i w 1987 roku zwrócił się z apelem do ówczesnego I sekretarza Komunistycznej Partii Turkmeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej Saparmyrata Nijazowa. Tak, tego samego, który na początku lat 90. został dyktatorskim prezydentem niepodległego Turkmenistanu, a później – w ramach własnego kultu jednostki – ogłosił się Turkmenbaszą, to jest „ojcem wszystkich Turkmenów”. Nijazow – na przekór Moskwie – zapalił przed projektem „zielone światło” i prace nad filmem ruszyły. Scenariusz napisała, zmarła w kwietniu ubiegłego roku, Marija Urmatowa, absolwentka wydziału scenariuszowego WGIK-u, a prywatnie druga żona Ajtmatowa. „Mankurt”, bo taki ostatecznie nadano dziełu tytuł, powstał w koprodukcji z kinematografiami turecką i libijską; w tych krajach też kręcono zdjęcia. Na premierę w Związku Radzieckim film czekał do 1990 roku. Rok później Kraj Rad rozpadł się, Turkmenistan stał się niepodległym państwem, a Saparmyrat Nijazow jego pierwszym prezydentem. I wtedy wydarzyła się rzecz zadziwiająca: głowa państwa wydała zakaz rozpowszechniania „Mankurta”. Kiedy rok po śmierci Nijazowa zapytano Chodżakuliego Narlijewa, dlaczego tak się stało, odpowiedział: „Pewnie dlatego, że nie da się, jak to się wydaje niektórym władcom, przez cały czas niewolić lud”. I była to nadzwyczaj trafna diagnoza. Bo „Mankurt” to właśnie symboliczny, będący bardzo gorzkim świadectwem obraz totalnego zniewolenia. Kiedy powstawał, a były to już czasy Gorbaczowowskiej „pieriestrojki”, mogło się wydawać, że opowiada o minionej epoce, tymczasem minęło zaledwie kilka lat i na powrót stał się boleśnie aktualny. Film Narlijewa nie jest wierną adaptacją powieści. Turkmeński reżyser zrezygnował z całej otoczki science fiction, przeniósł akcję w bliżej nieokreślone czasy – czy to starożytne, czy też średniowieczne. Skupił się też na jednym, ale za to najistotniejszym wątku książki, co zostało zresztą podkreślone w tytule obrazu. Kim bowiem jest „mankurt”? W mitologii kirgiskiej to człowiek bezwolny i otępiały, pozbawiony „duszy”, zmuszony do całkowitej uległości, który zatracił pamięć i własną przeszłość. Jest niewolnikiem idealnym – nie zadaje pytań, nie buntuje się i wypełnia każdy, nawet najbardziej okrutny i absurdalny rozkaz. Ajtmatow opisuje w swojej powieści, a Narlijew pokazuje na ekranie, jak przebiega proces „mankurtyzacji”. I będzie jeszcze o tym mowa. Akcja zaczyna się od napadu. Na osadę pokojowo nastawionych koczowników najeżdżają ze wschodu okrutni wojownicy, wczesnomongolscy Żoużanie (względnie Rouranie). Starców oślepiają, a mężczyzn w sile wieku zamieniają w niewolników. Golą im głowy, na które zakładają czepki z wilgotnej wielbłądziej skóry, a następnie zakuwają w dyby i wystawiają na działanie morderczego słońca. Poddane tej torturze osoby nie mogą ściągnąć kurczącego się z każdą godziną czepka ani rękoma, ani pocierając głową o ziemię. W efekcie opaska coraz mocniej uciska głowę i prowadzi do kurczenia się mózgu, trwale go uszkadzając. To właśnie jest „mankurtyzacja”. Po kilkudziesięciu godzinach takiego pastwienia się nad nim, człowiek nic już nie pamięta – jest jak pozbawiony osobowości robot, a może nawet zombie. Jednym z potraktowanych w ten sposób mężczyzn jest Jołoman (w tej roli turecki sportowiec, model i aktor Tarik Tarcan, któremu tak bardzo spodobał się scenariusz, że nawet znacząco obniżył swoje honorarium, aby producentów stać było na zatrudnienie go). Zakuty w dyby, cierpiący z pragnienia, stopniowo traci świadomość tego, kim był. Wspomnienia przeszłości przemykają mu przez głowę, zacierając się coraz bardziej. Jego przeszłość poznajemy w formie retrospekcji. I jest to mocno kontrastujący z tym, co dzieje się współcześnie, obraz sielanki. Jołoman zakochuje się w młodej i pięknej Giuzel (Majsa Ałmazowa); ich ślub staje się dla osady wielkim świętem, które mąci jednak wieść o pojawieniu się agresywnych wojowników. Przywódca plemienia, Donmez (gra go Turek Yılmaz Duru), ojciec Jołomana, podejmuje decyzję o ewakuacji. Kobiety i dzieci mają ukryć się w górskich jaskiniach, mężczyźni – podjąć walkę. Bitwa z przeważającym liczebnie wrogiem kończy się klęską, Donmez ginie, a jego syn ostatecznie staje się mankurtem. Zniewolony, zostaje oddany na własność Kabborowi (w tej roli reżyser obsadził swego młodszego brata, Chodżadurdy Narlijewa, znanego między innymi z sensacyjnej rosyjskiej „ Heroiny”), którego od tej pory nazywa „Gospodarzem” i dla którego pracuje jako pasterz. Jedyną osobą, na wsparcie której Jołoman może liczyć, jest syn Kabbora – Tannir (jedyna filmowa rola Tachyra Narlijewa). On jeden dostrzega w mankurcie człowieka. Najazd okrutnych barbarzyńców przeżyły Giuzel i matka Jołomana, Ajim (gra ją żona reżysera Maja-Gozel Ajmedowa), która wciąż wierzy w to, że może odnaleźć i odzyskać syna. Rusza więc w pełną niebezpieczeństw drogę, wierząc w szczęśliwy koniec poszukiwań. Jest to więc nie tylko opowieść o totalitarnym zniewoleniu (można dopatrywać się w niej procesu tworzenia tak zwanego homo sovieticusa), ale również o wielkiej miłości – matki do syna i żony do męża. Dodatkową wartością są naturalne plenery tureckie i libijskie, a zwłaszcza starorzymskie ruiny, w których rozgrywają się najbardziej dramatyczne finałowe sekwencje filmu. Czy można dziwić się, że po nakręceniu „Mankurta” Chodżakuli Narlijew milczał przez dwadzieścia lat? Co bowiem można jeszcze dodać po przedstawieniu na ekranie tak ponurej rzeczywistości, która miała odejść w przeszłość (przynajmniej wszyscy na to liczyli), a niebawem powróciła? Dopiero w 2010 roku, cztery lata po śmierci Saparmyrata Nijazowa, reżyser stanął po raz kolejny przed kamerą, tym razem realizując melodramat „Głos matki”.
|