East Side Story: Krwawiący i płonący step [Marina Kunarowa „Płacz Wielkiego Stepu” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Przed ośmioma laty kazachska reżyserka Marina Kunarowa nakręciła wyjątkowo nieudane kino akcji pod postacią „Polowania na Ducha”. Na szczęście kolejny jej projekt to film z zupełnie innego wymiaru. W „Płaczu Wielkiego Stepu” postanowiła bowiem zmierzyć się z tragiczną historią swojej ojczyzny i tym samym oddać hołd ponad ośmiu milionom Kazachów, którzy stracili życie w wyniku głodu i represji w latach 20. i 30. XX wieku.
East Side Story: Krwawiący i płonący step [Marina Kunarowa „Płacz Wielkiego Stepu” - recenzja]Przed ośmioma laty kazachska reżyserka Marina Kunarowa nakręciła wyjątkowo nieudane kino akcji pod postacią „Polowania na Ducha”. Na szczęście kolejny jej projekt to film z zupełnie innego wymiaru. W „Płaczu Wielkiego Stepu” postanowiła bowiem zmierzyć się z tragiczną historią swojej ojczyzny i tym samym oddać hołd ponad ośmiu milionom Kazachów, którzy stracili życie w wyniku głodu i represji w latach 20. i 30. XX wieku.
Marina Kunarowa ‹Płacz Wielkiego Stepu›Po kilku filmach poświęconych nader odległym dziejom Azji Środkowej – starożytnym („ Tomyris”) i późnośredniowiecznym („ Chanat Kazachski: Diamentowy miecz”, „ Chanat Kazachski: Złoty tron”) – dzisiaj przychodzi pora na te dużo nam bliższe, z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Z czasów kiedy Kazachstan znalazł się w rękach sowieckich i został poddany tym samym procesom co inne regiony Kraju Rad – rozkułaczaniu, kolektywizacji, terrorowi ze strony władz państwowych. To okres niezwykle dramatyczny w historii Wielkiego Stepu, znaczony milionami niewinnych ofiar. O takich wydarzeniach nie da się opowiedzieć w sposób subtelny, a gdyby tak właśnie spróbować – łatwo byłoby narazić się na zarzuty o zakłamywanie historii i relatywizowanie dramatu. Obraz Mariny Kunarowej, chcącej maksymalnie zbliżyć się do prawdy, jest więc dziełem na wskroś brutalnym, okrutnym i naturalistycznym. Wiele pokazanych w nim scen na długo pozostaje z widzem i nie daje spokoju. Kunarowa urodziła się w 1973 roku w dzisiejszym Atyrau (w czasach radzieckich miasto to nazywało się Gurjew). Karierę zaczynała jako scenarzystka (a w zasadzie współscenarzystka) sensacyjnych filmów „ Lavé” (2009) Anuara Rajbajewa i „ Druga strona” (2009) Kuata Isajewa. Jej debiutem reżyserskim był zrealizowany rok później dramat „999”, natomiast do niedawna najbardziej znanym obrazem, jaki wyszedł spod jej ręki – „ Polowanie na Ducha” (2014). I naprawdę bardzo źle by się stało, gdyby publika miała zapamiętać Kunarową z tego właśnie wyjątkowo nieudanego kina akcji, któremu nie pomógł nawet udział takich hollywoodzkich gwiazd, jak Kristanna Loken czy Armand Assante. Po tej artystycznej katastrofie scenarzystka i reżyserka pewne rzeczy jednak sobie przemyślała i postanowiła… nie iść więcej (taką przynajmniej mam nadzieję) tą drogą. Na kolejny jej film kinowy trzeba było poczekać kilka dobrych lat. Premiera „Płaczu Wielkiego Stepu” odbyła się bowiem dopiero w styczniu 2021 roku. Głównym jego tematem są zbrodnie stalinowskie w Kazachstanie, jakich władza radziecka dopuszczała się w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Wcześniej podobne obrazy, chociaż odnoszące się do nieco późniejszych czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, zrealizowano chociażby na temat represji wobec Tatarów Krymskich („ Chajtarma” Achtema Seitabłajewa, 2013) oraz Inguszy i Czeczenów („ Rozkaz: zapomnieć!” Husejna Erkenowa, 2014). Teraz przyszła pora na Kazachów. Dedykowany ofiarom głodu (w napisach początkowych pada określenie Hołodmor, w zasadzie zarezerwowane dla historii Ukrainy) „Płacz Wielkiego Stepu” opowiada o wydarzeniach, jakie miały miejsce pomiędzy 1925 a 1933 rokiem, a najprawdopodobniej bliżej tej drugiej daty. Można to wywnioskować na podstawie dość konkretnej przesłanki, a jest nią wymieniana parokrotnie i raz nawet pokazana na ekranie postać Filippa Gołoszczokina, któremu swojej twarzy użyczył rosyjski aktor Siergiej Nikonienko ( „ Wyzwolenie”, „ Główny”). Gołoszczokin (1876-1941) był działaczem bolszewickim pochodzenia żydowskiego, bliskim współpracownikiem Jakowa Swierdłowa, jednego z najbardziej zaufanych ludzi Lenina. Podczas wojny domowej w Rosji dowodził Czerwoną Gwardią na Uralu, na rozkaz swojego protektora w lipcu 1918 roku zorganizował zabójstwo carskiej rodziny Romanowów. W latach 1925-1933 pełnił funkcję II sekretarza Partii Komunistycznej Kazachstanu, jego obowiązkiem było między innymi sprawne przeprowadzenie kolektywizacji i – co się z tym bezpośrednio wiązało – przeprowadzanie konfiskat majątków należących do tak zwanych „kułaków” (czyli właścicieli ziemi). Przy okazji władza radziecka grabiła miejscową ludność ze wszystkiego, co przedstawiało jakąkolwiek wartość – ziarna, bydła, wszelkiej żywności – wywołując tym samym głód na niespotykaną wcześniej w tym regionie skalę. Na Wielkim Stepie działo się więc to samo co w centralnej i wschodniej części należącej wówczas do Kraju Rad Ukrainy. I co pokazała Agnieszka Holland w „ Obywatelu Jonesie” (2019). Choć nie ma co ukrywać, że pod względem stopnia okrucieństwa dzieło polskiej reżyserki nie może równać się z obrazem Mariny Kunarowej. Dramat Kazachów Kunarowa pokazała przez pryzmat losu jednej wiejskiej rodziny. Jej głową jest Turar (w tej roli Akyłchan Ałmasow), który spokojnie żyje ze swoją żoną Nurią (znana między innymi z „ Likwidatora” Sajażan Kułymbetowa) i dziećmi: synami Iljasem (Adilet Żangali) i Alichanem (Ajbar Tangyt) oraz córeczką Ajkunim (Rajana Daulet). Sielanka nie trwa jednak zbyt długo. Kończy się, kiedy miejscowi komuniści na rozkaz z Moskwy i Ałma-Aty przystępują do „rozkułaczania” wsi. W teren ruszają oddziały NKWD, które grabią, mordują i palą całe wsie. Konfiskują wszystko, co nadaje się do jedzenia, skazując tym samym mieszkańców na śmierć głodową. Każdy opór traktowany jest jak podniesienie ręki na władzę radziecką i kończy się nadzwyczaj okrutnym potraktowaniem. Nie ma znaczenia to, czy jesteś mężczyzną w sile wieku, który rzeczywiście bierze do ręki broń i walczy z czekistami, czy też starcem, kobietą, dzieckiem. Wrogiem jest każdy, kogo wskazał towarzysz Stalin. W represjach uczestniczą jednak nie tylko żołnierze przysłani z Rosji, nie brakuje również zaprzedanych bolszewikom Kazachów, którzy – jak Dżanibekow (Safuan Szajmerdenow) bądź Maden (Dułyga Akmołda) – gotowi są dla własnych korzyści zdradzać i mordować rodaków. W osadzie, w której mieszka Turar z rodziną, zostaje zamordowany sowiecki pełnomocnik. Śledztwo w tej sprawie podejmuje naczelnik miejscowego NKWD Jermakow (Siergiej Ufimcew). To zaufany człowiek Gołoszczokina, który boryka się z wieloma traumami. Przed laty był jednym z tych, którzy brali udział w zamordowaniu Romanowów; do dzisiaj nie potrafi wyrzucić z umysłu tamtych krwawych obrazów. Jak okrutne memento mori powraca do niego postać carewicza Aleksieja. Nie czyni to jednak wcale Jermakowa lepszym; jest dokładnie na odwrót – ból duszy leczy wódką i kolejnymi okrucieństwami. Teraz ma ku temu kolejny pretekst: dopaść zabójców pełnomocnika! Nie byłoby tego, znalazłby jakiś inny. W końcu trzeba wykonać rozkazy – zniszczyć wszystkich wrogów władzy radzieckiej i wysłać do Moskwy wyznaczone kontyngenty żywności. Życie ludzkie nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. Zabija bez zmrużenia oka, czerpiąc z tego satysfakcję. Można by przyczepić się do tego, że fabuła „Płaczu Wielkiego Stepu” (za którą odpowiada nie tylko Kunarowa, ale także mieszkający w Katalonii Brytyjczyk Christian Routh, będący konsultantem scenariuszowym wielu projektów filmowych powstałych w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym na przykład „ Czerwonego kapitana”) jest pretekstowa. Ale to wcale nie jest błąd w sztuce, lecz świadome założenie. Wszystko bowiem zostało podporządkowane idei naczelnej – pokazaniu okrucieństwa najeźdźców i skutków represji. W niczym nie różni się to od tego, co wcześniej zaprezentowano w wielu dziełach poświęconych zbrodniom nazistowskim wobec Żydów. Tyle że tutaj mamy funkcjonariuszy „miłującego pokój” Związku Radzieckiego i bogu ducha winnych Kazachów. Naturalizm scen bywa przygważdżający, zwłaszcza że reżyserka nie pozostawia niczego domysłom. Palenie żywcem, okrutne morderstwa, kanibalizm, stosy płonących trupów, masowe groby – to wszystko widzimy na ekranie. Z tym musieli też zmierzyć się i aktorzy, i ekipa realizatorska. Nie zazdroszczę więc ani operatorowi Aleksandrowi Rubanowowi („ Żegnaj, Gulsary!”, „ Wilczy ślad”), ani kompozytorom Armanowi Mukatajowi i Rawilowi Esbołuły. Dla nikogo z nich praca nad „Płaczem Wielkiego Stepu” na pewno nie była przyjemnością; raczej – bolesnym obowiązkiem wobec przodków.
|