Prawa tam nie obowiązują, bo są raczej „luźnymi wskazówkami”, toteż szkoda seplenić „parlais” – czy to na pokładzie statku, czy w mordowni, jaką jest Tortuga. Nie robi się tam tratew jak pan Bóg przykazał, tylko wykorzystuje grzbiety żółwi morskich związanych liną uplecioną z włosów jakoby wyrwanych z pleców. Skarb się mozolnie gromadzi, by go potem schlapać krwią z czyjejś naciętej dłoni, a zamiast radośnie i beztrosko chadzać na piracki przemysł, trzeba się zmagać z aztecką klątwą rzuconą ongiś na rakarzy Corteza albo uciekać przed windykatorami z „Latającego Holendra”. Słowem, „Piraci Karaibów” od początku są jacyś nie tego. A tu na dokładkę mamy „Umrzyka skrzynię” bez piętnastu chłopa na niej.
Stukadełko w umrzyka skrzyni
[Gore Verbinski „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka” - recenzja]
Prawa tam nie obowiązują, bo są raczej „luźnymi wskazówkami”, toteż szkoda seplenić „parlais” – czy to na pokładzie statku, czy w mordowni, jaką jest Tortuga. Nie robi się tam tratew jak pan Bóg przykazał, tylko wykorzystuje grzbiety żółwi morskich związanych liną uplecioną z włosów jakoby wyrwanych z pleców. Skarb się mozolnie gromadzi, by go potem schlapać krwią z czyjejś naciętej dłoni, a zamiast radośnie i beztrosko chadzać na piracki przemysł, trzeba się zmagać z aztecką klątwą rzuconą ongiś na rakarzy Corteza albo uciekać przed windykatorami z „Latającego Holendra”. Słowem, „Piraci Karaibów” od początku są jacyś nie tego. A tu na dokładkę mamy „Umrzyka skrzynię” bez piętnastu chłopa na niej.
Gore Verbinski
‹Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka›
EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka |
Tytuł oryginalny | Pirates of the Caribbean: Dead Man’s Chest |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 21 lipca 2006 |
Reżyseria | Gore Verbinski |
Zdjęcia | Dariusz Wolski |
Scenariusz | Ted Elliott, Terry Rossio |
Obsada | Johnny Depp, Orlando Bloom, Keira Knightley, Bill Nighy, Stellan Skarsgård, Jack Davenport, Naomie Harris, Jonathan Pryce, Tom Hollander, Geoffrey Rush, Martin Klebba, Michael Carmichael, David Dorfman, James Melody, Alex Norton |
Muzyka | Hans Zimmer |
Rok produkcji | 2006 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Piraci z Karaibów |
WWW | Strona |
Gatunek | przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
„Pitt! Nabrałem ich!! Nabrałem ich wszystkich, ty stary lisie!!!” Pamięta ktoś jeszcze ten (może nie do końca wiernie przytoczony – kiepściutko z pamięcią) tryumfalny okrzyk Długiego Johna Silvera? Rechot cwanego kuternogi z jednego z najwspanialszych seriali przygodowych (w ogóle szczyt skandalu, że to jeszcze na DVD nie wyszło), „Powrotu na Wyspę Skarbów” z roku 1986, ze scenariuszem Ivora Deana, absolutnie bajeczną muzyką Toma McGuinessa i koncertową rolą Briana Blesseda? Wspominam go, bo Długi John Silver jest kwintesencją pirata, swoistym brodatym wzorcem, który śmiało można by umieścić w Sèvres pod Paryżem. Cechy charakterystyczne skurkowańca: przewrotność, chciwość, osobliwy kodeks moralny (a raczej niemoralny), nieliczne sympatie, dla których był skłonny choć na moment zawiesić na kołku swoją podłość (chociaż bez przesady w tej materii), drewniana noga (jak wiadomo, akceptowalne zamienniki to hak zamiast ręki albo przepaska na oku, jak u Jednookiego Willy’ego w „The Goonies”), wreszcie opętanie obsesją odnalezienia skarbu wodza piratów, przez lata całe stanowiące jego siłę napędową i sens życia. Zabójcza i jednocześnie barwna mieszanka.
Trzy lata temu ni z tego ni z owego łajdak z „Wyspy skarbów” Roberta Louisa Stevensona zyskał godnego sukcesora. Niespodziewanie, wydawało się bowiem, że po wesołkowatym, akrobatycznym, no i rozmiłowanym w córce rewolucjonisty El Libre „Karmazynowym piracie” Burta Lancastera, rozbrajająco nieporadnym „Kapitanie Czerwonym” niezapomnianego Waltera Mathau z „Piratów” Polańskiego, wreszcie żeńskiej wersji skipera z „Wyspy piratów” w wykonaniu Geeny Davis trudno się spodziewać jakiegoś znaczącego przełomu. A jednak udało się to Johnny’emu Deppowi, który swoją grą stworzył oryginalną i niezwykłą postać rodem ze świata abordaży, przeciągania pod kilem, pryzowego i niedobrowolnego schodzenia po desce do morza. Przyniosła mu ona nawet nominację do Oscara, co samo w sobie mówi, ile ten utalentowany aktor „wycisnął” z błahej, zdałoby się, roli morskiego rzezimieszka. Jego kapitan Jack Sparrow wdarł się do kin i serc widzów z rozmachem i dezynwolturą równą tej, z jaką na szczycie masztu idącej na dno łajby wpływał „na peryskopowej” do Port Royal.
Piractwo to jedna z enklaw dziecięcego świata przygód, obok Dzikiego Zachodu i podróży w najróżniejsze egzotyczne zakątki świata. Świat ów, brutalny i okrutny przecież, na potrzeby romantycznych morskich opowieści jest raz po raz sprytnie łagodzony niczym sceny z „Trylogii” Sienkiewicza, gdzie bohaterowie co i rusz kogoś „znoszą”, „wygniatają”, „ścinają” i czytelnikowi jakoś od tego krwawa rzeźnia przed oczyma nie staje. Nowa disneyowska produkcja idealnie wpisuje się w tę konwencję, jednocześnie umiejętnie urozmaicając oklepane już schematy pirackich opowieści, choćby poprzez sprowadzenie wszystkich przedsięwzięć rabunkowych mrożącej krew w żyłach załogi do – de facto – pogoni za jedną monetą.
Te cholerne spryskiwacze trawników zawsze włączają się w niewłaściwym momencie!
Druga część „Piratów Karaibów”, od niedawna obecna w kinach, ma tytuł cokolwiek dwuznaczny: „Dead Man’s Chest”. Jest tłumaczony – zgodnie z tekstem znanej szanty – jako „Skrzynia umrzyka” (w przypadku tej popularnej morskiej pieśni polskie przekłady czasem mówią o „umrzyka trumnie”). Jednakże tytuł można by także przetłumaczyć jako „Klatka piersiowa umrzyka” – co miałoby znaczący związek z treścią filmu.
Wracają wszyscy bohaterowie z poprzedniej części (chociaż niektórzy w ostatnim kadrze filmu) i znowu zostają uwikłani w problemy kapitana Jacka Sparrowa. Poprzednio chodziło o odzyskanie z rąk zbuntowanego przeciw niemu Barbossy Czarnej Perły, statku o marnych resztkach czarnych żagli, za to siejącego postrach w okolicy. Tym razem dowiadujemy się, w jaki to sposób Sparrow wszedł w posiadanie tej cieszącej się złą sławą krypy. Cóż, w sposób dość nietypowy dla pirata, bo nie za darmochę. A wiadomo, że jak jest niespłacony rachunek, to ktoś się o niego upomni, zwykle w najgorszym możliwym momencie.
W dodatku ucieczka niezłomnego kapitana spod szubienicy, zorganizowana przez Willa Turnera, ściąga temu na głowę kłopoty wraz z pojawieniem się w Port Royal nowego gubernatora. Pojawia się nawet psina, w poprzedniej części na różne sposoby wabiona przez zamkniętych w celach rzezimieszków – także tutaj z nieodłącznymi kluczami w pysku (by się przekonać, że nie tylko lew jest pośród zwierząt królem, trzeba przeczekać wszystkie końcowe napisy filmu). Do tego dochodzi wyspa ludożerców, kraken miażdżący statki jak skorupki jajek, więzienne klatki sporządzone z ludzkich kości, wreszcie efektowne pojedynki na zapylającym, gdzie grawitacja poniesie młyńskim kole.
Wykonawstwo trzyma poziom narzucony w poprzedniej części. Staranność efektów specjalnych, dzięki którym widz mógł należycie poczuć ciężar klątwy z pierwszej części (szczególnie widząc kapitana Barbossę z bebechami na wierzchu), również dobrze służy drugiej części, w której do gry wkracza załoga „Latającego Holendra”, na co dzień zamieszkująca morskie odmęty. Znowu mamy piękne morskie horyzonty, samotną wyspę, pokłady wymagające czyszczenia z morskiej soli, a z nowości – nietypowy bardzo kabestan, choć podobnie jak wszystkie inne z mozołem, pod trzaskiem bata obracany. Muzyka pozostaje przy ustalonym w „Klątwie Czarnej Perły” standardzie – jest głośno i skocznie, a czasem nawet dowcipnie (jak w scenie z próbami rozkołysania wiszących nad przepaścią klatek). Jak w części poprzedniej, tutaj również nie brakuje scen zabawnych, zaś kapitan Sparrow chodząc niezmiennie się chwieje, robiąc wrażenie nawalonego niczym bombowiec.
Słowem, mamy kontynuację przygód w pełnym tego słowa znaczeniu, bez zaniżania poziomu, ale i bez fajerwerków. Za ciekawsze rzeczy można tu co najwyżej uznać wątek romansowy, który rozwija się dość interesująco i odpowiednio niejednoznacznie, by pozostawić widzowi odrobinę ciekawości na planowaną premierę części trzeciej. Podobnie rzecz się ma – chociaż tego akurat można się było spodziewać – gdy idzie o los kapitana Jacka Sparrowa.
Jak by to powiedzieć, nie zdradzając szczegółów… Każda potwora znajdzie swego amatora. Chociaż czasem stosuje przymus bezpośredni.