"Lalki" to, owszem, film o miłości, ale nie tylko. Nie po to Takeshi Kitano uplótł scenariusz z trzech osobnych wątków, by każdy był o tym samym.
Bohaterowie wszystkich trzech wątków popełnili błędy, których w swej bezradności nie umieli rozwiązać. Los to zrobił za nich, ale kazał sobie za to słono zapłacić. To jak w buddyjskiej teorii karmy - nasze działania wracają do nas, niczym fale odbite od brzegu. Te dobre w sposób dobry, złe w sposób zły.
O miłości, motywacji i szacunku
[Takeshi Kitano „Lalki” - recenzja]
"Lalki" to, owszem, film o miłości, ale nie tylko. Nie po to Takeshi Kitano uplótł scenariusz z trzech osobnych wątków, by każdy był o tym samym.
Bohaterowie wszystkich trzech wątków popełnili błędy, których w swej bezradności nie umieli rozwiązać. Los to zrobił za nich, ale kazał sobie za to słono zapłacić. To jak w buddyjskiej teorii karmy - nasze działania wracają do nas, niczym fale odbite od brzegu. Te dobre w sposób dobry, złe w sposób zły.
Gazetowe recenzje i ulotki określały treść filmu Takeshi′ego Kitano w sposób dość schematyczny. "Trzy współczesne opowieści o ponadczasowej sile miłości, powiązane czerwoną wstęgą". "Czy to czysta iluzja?". Nic więc dziwnego, że opisy w ogóle mnie nie poruszyły i gdy zachwycony filmem kolega gorąco mi go polecił, roześmiałem się i wykręciłem gadką, że to nie dla takiego barbarzyńcy, jak ja. I co? I nie miałem racji. Bardzo dobrze, zresztą, że miałem okazję się o tym przekonać.
"Lalki" to, owszem, film o miłości, ale nie tylko. Nie po to Takeshi Kitano uplótł scenariusz z trzech osobnych wątków, by każdy był o tym samym.
Wątek główny o uroczej Sawako i pokutującym za wyrządzoną jej krzywdę Matsumoto jest w miarę oczywisty i najbliższy klasycznego rozegrania tematu i w gruncie rzeczy mamy tu wszystko dopowiedziane. Może musiało tak być, by pozostałe dwie historie, orbitujące wokół wątku głównego, mogły pozostać w typowo japońskim lekkim mroku niedopowiedzenia? Choć owszem, nie wszyscy fani zgadzają się co do symboliki podróży tej pary przez kraj. Według mnie jest ona metaforą powrotu w szczęśliwą, beztroską przeszłość, próbą reanimacji szczęśliwych wspomnień, które mogłyby zrównoważyć i odeprzeć tragiczną falę smutku zalewającą delikatną psychikę Sawako.
Pomysł zaiste ciekawy, ale dla mnie i tak większość siły uderzenia filmu niosły oba dodane wątki - były o wiele szersze i miały sporo do powiedzenia na nurtujące wielu ludzi pytania.
Wątek podstarzałego yakuzy spotykającego się co tydzień w parku ze swoją przyjaciółką po prostu wgniótł mnie w ziemię. Dla wyjaśnienia: yakuza rzucił ją za swych młodych lat, by mieć wolne ręce do robienia kariery w świecie przestępczym. Nie mówimy więc tylko o miłości, pojawia się też kwestia wyboru najważniejszego celu swego życia oraz sposobu poszukiwania i wzmocnienia swojej siły. Yakuza nie zostawił dziewczyny dlatego, że jej nie kochał, ale dlatego, że chciał sięgnąć gwiazd, a mógł to zrobić tylko w pojedynkę.
Ktoś powie - no dobra, sięgnął, ale po co mu to było, skoro potem i tak czuł się nieszczęśliwy? A ja myślę, że to trochę nie tak - on musiał w ten sposób udowodnić samemu sobie swoją wartość Zyskać własny szacunek. Bez niego związek z wierną dziewczyną i tak by mu nie wyszedł, bo brakowałoby mu solidnych podstaw, jakie daje samoakceptacja.
Wśród widzów istnieje spór co do tego, czy yakuza żałował podjętej za młodu decyzji. Zwolennicy tej koncepcji wskazują, że odradza on samotne życie swemu młodemu koledze, no i przecież on sam również wrócił w końcu na parkową ławkę...
Osobiście uważam, że żałował on nie decyzji, tylko niektórych jej konsekwencji. Ale nawet gdyby dano mu szansę, powtórzyłby swój wybór. Droga życia, jaką on wybrał i jaką uważał za jedynie dla siebie słuszną była do przejścia wyłącznie w pojedynkę i zrozumie to każdy, kto zastanowi się nad tym choćby przez minutę. To prawda, starzec nie zaleca mafijnemu "praktykantowi" kopiowania swoich decyzji, ale tak naprawdę to też mu tego nie zakazuje. Po prostu zostawia wolny wybór i przestrzega, by nie traktował jego decyzji bezkrytycznie, jako idealnych wzorów dla siebie. Jego wiadomość dla widza to: zastanów się dwa razy, ale gdy już podejmiesz decyzję, bądź co do niej konsekwentny.
Yakuza był człowiekiem zdecydowanym, twardym i silnym. Ale, wbrew panującym stereotypom, film wyraźnie pokazuje, że wcale nie był pozbawiony uczuć wyższych tylko dlatego, że nie chciał czy nie umiał ich manifestować. Jako jedyny interesował się losami okaleczonego dzieciaka i skoro tamten nie mógł znaleźć sobie przyjaciół, wynajął mu nawet opiekuna-ochroniarza, by chłopak miał z kim porozmawiać w czasie wędkowania. Szczerze ucieszył się, gdy jego dawna miłość znów chciała podzielić się z nim jedzeniem, a radość tę udowodnił tak, jak tylko umiał - oddał jej swój szalik. Yakuza sięgnął gwiazd - i zszedł z powrotem na dół, by się nimi podzielić z innymi.
Jeśli ktoś się teraz śmieje z pokręconej psychiki facetów, którzy nie umieją ułożyć sobie życia emocjonalnego bez wcześniejszej samotnej wyprawy po Graala, w której zresztą i tak nie o Graala chodzi, niech lepiej zaczeka. Mamy jeszcze trzeci wątek, w którym pod lupę bierze się z kolei kobietę. Sławna piosenkarka odcina się od świata po wypadku samochodowym, po którym zostały jej blizny na twarzy. Problem taki sam, jak z yakuzą - w jaki sposób mierzyć własną wartość? Yakuza liczył ją według kryteriów świata przestępczego: zabici wrogowie, opanowane terytorium, ilość kasy na koncie na Kajmanach. Powiecie, że absurd? Ale piosenkarka liczyła ją tylko według stopnia swej urody. Gdy została pocięta przez stłuczoną szybę samochodową, wpadła w ogromną depresję - zawalił jej się cały świat. Leczy ją z niej dopiero jeden z opętanych przez jej imane fanów, dla którego piosenkarka, wcześniej odpowiednio wyprofilowana i zapakowana przez telewizyjny komercyjny showbusiness, była jedyną tęczą, jedynym motylem w szarej, ciemnej celi samotnego życia fizycznego robotnika. Facet, widząc, że sama piosenkarka też uwierzyła w to, co wmawiali masom spece od marketingu: że liczy się w niej tylko jej piękna buzia, oślepia się, by móc spotkać się z idolką bez wzbudzania w niej strachu o utratę zyskanego wizerunku.
Bohaterowie wszystkich trzech wątków popełnili błędy, których w swej bezradności nie umieli rozwiązać. Los to zrobił za nich, ale kazał sobie za to słono zapłacić. To jak w buddyjskiej teorii karmy - nasze działania wracają do nas, niczym fale odbite od brzegu. Te dobre w sposób dobry, złe w sposób zły.
Film nie zachęca do osądzania bohaterów. Celem jego jest tylko, jak myślę, przedstawienie kilku przeszkód, jakie stoją między nami a najbardziej podstawowym szczęściem, jakim jest życzliwość i ciepłe uczucia inni ludzi. Przeszkody te są wmurowane w życie na stałe, nie da się ich po prostu odsunąć i kroczyć wygodną, prostą ścieżką. Trzeba się albo na nie wspiąć i zeskoczyć z drugiej strony, albo usiąść i czekać, aż ktoś nas przez nie przeniesie.
Ale owo proste szczęście to jednak najczęściej nadal za mało, by dać nam pełne zadowolenie z życia - każdy z bohaterów "Lalek" je przecież osiągnął, ale natychmiast z niego w ten czy inny sposób zrezygnował, poprzez własną decyzję lub niemal świadome zaniedbanie.
Dlaczego tak było? Matsumoto dał się zmanipulować własnym rodzicom, co dowodzi słabości jego charakteru. Może potrzebował on właśnie tak silnych przeżyć, by wzmocnić swą osobowość? Może podświadomie szukał właśnie jakiegoś wielkiego testu samego siebie, i to dążenie było silniejsze niż siła przyciągania oferowana przez proste szczęście?
Yakuza, w przeciwieństwie do Matsumoto, wyboru dokonał samodzielnie i świadomie - dla niego najważniejszymi okazały się ambicja i chęć przygody. Był zbyt silną indywidualnością, by przynajmniej nie spróbować wyrwać się na szerokie wody. Jego decyzja może się nam podobać albo nie, ale powinna zostać zrozumiana - nie każdy już w tak młodym wieku jest stworzony do nużącej rutyny życia w wielkim mrowisku społeczeństwa. Nawet z upływem lat yakuza charakteru nie zmienił, po prostu stał się bardziej stabilny. Dlatego nie wierzę w to, że miałby żałować swej decyzji.
Dla piosenkarki takie szczęście też nie było wystarczające. Jej decyzja była podobna do tej, jaką podjął yakuza, choć motywy były nieco inne. Gangster szukał szczęścia poprzez siłę i władzę, artystka zaś przez dążenie do pozornej perfekcji w świetle fleszy i przez uwielbienie innych dla siebie. Takie życie z definicji już niemal skazuje na samotność - jeśli dopuścisz kogokolwiek bliżej, przekona się on, jak bardzo fikcyjny jest ten wykreowany wizerunek.
Scenariusz skonstruowany jest na zasadzie kontrastów, więc przeciętny widz powinien identyfikować się z co najmniej jedną postacią i również co najmniej jednej powinien zupełnie nie rozumieć Nawet jednak mimo braku zrozumienia i akceptacji dla niektórych motywów, musimy się z nimi pogodzić, bo są one obiektywnym bytem w naszej rzeczywistości. I takie jest właśnie według mnie przesłanie "Lalek"...