„Ultimatum Bourne’a” godnie wieńczy znakomitą trylogię. Trylogię, która przypomniała nam, że nadal można opowiadać fabuły szpiegowskie w poważnej tonacji. Trylogię, która udowodniła, że kino sensacyjne najlepiej sprawdza się, gdy wyraziście mówi o naszej rzeczywistości.
Konrad Wągrowski
Nie ma już dobrych facetów
[Paul Greengrass „Ultimatum Bourne’a” - recenzja]
„Ultimatum Bourne’a” godnie wieńczy znakomitą trylogię. Trylogię, która przypomniała nam, że nadal można opowiadać fabuły szpiegowskie w poważnej tonacji. Trylogię, która udowodniła, że kino sensacyjne najlepiej sprawdza się, gdy wyraziście mówi o naszej rzeczywistości.
Paul Greengrass
‹Ultimatum Bourne’a›
EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 90,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Ultimatum Bourne’a |
Tytuł oryginalny | The Bourne Ultimatum |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 7 września 2007 |
Reżyseria | Paul Greengrass |
Zdjęcia | Oliver Wood |
Scenariusz | Tony Gilroy, Scott Z. Burns, George Nolfi |
Obsada | Matt Damon, Joan Allen, Julia Stiles, David Strathairn, Scott Glenn, Paddy Considine, Edgar Ramirez, Albert Finney, Corey Johnson, Daniel Brühl, Chris Cooper, Brian Cox |
Muzyka | John Powell |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Bourne |
Czas trwania | 111 min |
WWW | Strona |
Gatunek | sensacja |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nie do końca prawdą jest podawana przez recenzentów wszelakich informacja, że „Ultimatum Bourne’a” zaczyna się tam, gdzie kończy „Krucjata” (i nie jest to bez znaczenia dla całej fabuły). Powracamy do przedostatniej sceny poprzedniego filmu. Ranny Bourne ucieka przed milicją ulicami Moskwy, która stała się pierwszym etapem podróży mającej być jego odkupieniem. Odkupienie owo obejmuje nie tylko próbę zadośćuczynienia swych win (np. poprzez wyjaśnienie córce zabitego rosyjskiego biznesmena, jak zginął jej ojciec), ale przede wszystkim wyjaśnienie do końca tego, kim jest on sam i odzyskania utraconych wspomnień. Odkrycia własnej tożsamości. Bourne chciałby też ostatecznie pomścić śmierć swej ukochanej Marie, zabitej kulą przeznaczoną dla niego w Indiach na początku „Krucjaty”.
Eks-agent-zabójca z problemami mentalnymi jest jednak nadal potencjalnym zagrożeniem dla Agencji. Co więcej – odkrycie prawdy o pochodzeniu Jasona Bourne’a może być dla niektórych niebezpieczne. Dlatego pojedynek między agentem i jego mocodawcami musi trwać. To właśnie główna treść „Ultimatum”, a akcja przenosi nas dynamicznie między Anglią, Hiszpanią, Marokiem i Stanami Zjednoczonymi.
Formuła filmu nie zaskakuje tych, którzy pamiętają „Krucjatę Bourne’a”. Za kamerą po raz kolejny stanął Paul Greengrass, twórca fabuł z zacięciem publicystycznym („Krwawa niedziela”, „Lot 93”), i po raz kolejny pokazał kino szpiegowskie na serio, bez przymrużenia oka (uważni widzowie mogą jedynie dostrzec oblicze eks-Bourne’a Richarda Chamberlaina na liście zlikwidowanych agentów), filmowane w scenach akcji kamerą z ręki, co nadaje całości wrażenie dokumentalnej relacji. Zadbał przy tym o dynamikę – montaż jest agresywny, praktycznie nie ma zbędnych scen, każda niesie konkretną informację, film wymaga od widza ciągłej koncentracji. Co ważne jednak, nie powoduje to wrażenia chaosu – częste montażowe cięcia i rozchwiana kamera nie przeszkadzają w odbiorze scen pościgów i pojedynków, bo wszystkie ich ważne elementy są dla widza ewidentne. „Ultimatum Bourne’a” to bez dwóch zdań kino akcji, ale w nieco innej formie niż w filmach Baya i Bruckheimera czy niedawnej „Szklanej pułapce 4.0” – nie nastawione na efekciarstwo (zobaczcie choćby, w jaki sposób Bourne zabija przeciwnika w Tangerze), ale efektowne, dynamiczne i w pełni angażujące. Nie ma tu eksplozji, walących się autostrad i pojedynków na skrzydle myśliwca – są brutalne walki wręcz i wciskające widza w fotel pościgi samochodowe po ulicach zatłoczonych miast. W porównaniu do „Tożsamości” i „Krucjaty” mniej w „Ultimatum” wytchnienia dla widza – akcja nie ustaje ani na chwilę, a podobną dynamikę mają zarówno sceny walk i pościgów, jak i sceny operacyjnej pracy centrów wywiadowczych.
Cholerne autobusy. Czekam jeszcze 15 min i biegnę do metra.
Chlubną tradycją serii jest powierzanie ról drugoplanowych pierwszorzędnym aktorom. W „Tożsamości” mieliśmy Clive’a Owena w roli rządowego zabójcy i Chrisa Coopera jako szefa komórki Treadstone. W „Krucjacie” pojawiła się Joan Allen jako kierownik jednostki CIA, Karel Roden jako rosyjski biznesmen, rozwinięto też postać Braina Coxa znaną już z „Tożsamości”. Nie gorzej jest w „Ultimatum”. Na ekranie bryluje rewelacyjny David Strathairn jako kolejny przedstawiciel kierownictwa CIA, mamy Paddy’ego Considine w roli brytyjskiego dziennikarza, a mały epizodzik w swoim stylu „przyjacielski-ale-fałszywy” otrzymuje Albert Finney. To znów pierwszy garnitur aktorski. Najważniejszy nadal jednak jest Matt Damon, niepozorny, ale zabójczy – a jego uczciwa, szczera twarz ma ogromne znaczenie w scenie retrospekcji, kluczowej dla całego filmu.
Nowa trylogia Bourne’a nie byłaby uznawana za odświeżenie gatunku kina sensacyjno-szpiegowskiego tylko ze względu na formułę. Najważniejsze jest mocne umiejscowienie fabuły w naszej rzeczywistości – rzeczywistości post-zimnowojennej i post-9/11. Widać tu najlepiej, jak seria ewoluowała. „Tożsamość Bourne’a” Limana już bardzo odbiega od powieści Ludluma (i filmu z Chamberlainem na jej podstawie). W książce Bourne dowiadywał się, że jest agentem rządowym, ścigającym niebezpiecznego terrorystę, autentyczną postać Iljicza Ramiereza Sancheza „Carlosa”, będącego zresztą na usługach Moskwy. Nie było wątpliwości, kto jest tu dobry, a kto zły. W filmie Douga Limana czarne już nie była czarnym, a białe białym – wszystko nabierało odcieni szarości. Nie ma już porządnych facetów. Bourne dowiadywał się, że jest zabójcą na usługach CIA, a jego akcje były bardzo wątpliwe moralnie. Nie ma już jasnej osi wschód-zachód, demokracja-komunizm. Są różne interesy.
Chyba za długo czekałem...
„Krucjata” i „Ultimatum” z mocno niedzisiejszym cyklem Ludluma nie ma już praktycznie nic wspólnego (nie wiedział o tym chyba tylko polski dystrybutor, przez długie miesiące reklamując „Ultimatum” jako opowieść o ostatecznym pojedynku między Bournem i Carlosem…). W „Krucjacie” dalej rozwijano motyw nowej rzeczywistości po zakończeniu Zimnej Wojny. Wątek moskiewski wprowadza postać rosyjskiego biznesmena, który nie jest przeciwnikiem politycznym – jest przeciwnikiem biznesowym. Geopolityka została zamieniona na interesy, a służby specjalne, chcąc nie chcąc, muszą brać w owych interesach udział. Często wbrew oczekiwaniom swych mocodawców.
„Ultimatum” zamyka wątek post-zimnowojenny w początkowej scenie o jasnej symbolice. Bourne mówi do przestraszonego rosyjskiego milicjanta: „Nie zabiję cię. Nic do was nie mam”. Nie chodzi oczywiście o tego milicjanta. Nie ma już konfliktu z Rosją, układ sił się zmienił. Znacząca jest podana w filmie data urodzin Bourne’a – 13 września. Tuż po jedenastym…
Zamachy na WTC zmieniły cały świat – w tym, oczywiście, pracę jednostek specjalnych. Po ogromnej kompromitacji CIA położono wielki nacisk na skuteczność, walczący z terroryzmem zyskali niespotykane uprawnienia i przywileje. Twórców „Ultimatum Bourne’a” nie martwi jednak terroryzm – dużo bardziej obawiają się owych przywilejów…
Cholera. No i z akcji nici...
Służby specjalne w filmie dysponują nie tylko ogromnymi uprawnieniami, ale też najnowszymi osiągnięciami techniki. Rozmieszczone wszędzie kamery przemysłowe pozwalają na – jak to ładnie niegdyś ujął w słowa bohater „Seksmisji” – permanentną inwigilację wszystkich podejrzanych. Ogromne bazy danych gromadzą wszelkie informacje o obywatelach – nie tylko tych podejrzanych. Szalony rozwój telefonii komórkowej i wykorzystania kart kredytowych dał szereg nowych możliwości śledczych – jak wiadomo, komórka identyfikuje w każdym momencie miejsce pobytu właściciela, można ją podsłuchiwać i śledzić SMS-y, karty płatnicze dają też pełen wgląd w transakcje wykorzystujących je osób. Służby specjalne uzyskały nieograniczony dostęp do tych danych, a przez to możliwość wnikania w prywatne życie obywateli. Co gorsza, uzyskały też prawo – w imię bezpieczeństwa państwa, rzecz jasna – do podejmowania niezwykle istotnych decyzji w ciągu krótkiego czasu, w momencie operacyjnego chaosu…
Ludzie nie są doskonali, zdaje się mówić Greengrass. Coś, co zostało ustanowione w być może szlachetnym celu, łatwo może zostać wykorzystane w celach już dużo mniej szlachetnych. Ogromna władza jest ogromną pokusą. To właśnie przekazuje „Ultimatum Bourne’a” – jakże łatwo zacząć wykorzystywać otrzymane uprawnienia w celach prywatnych. Jakże łatwo wykorzystywać szlachetny, patriotyczny zapał naiwnych nieraz młodych ludzi (zapał zwykle zresztą nakręcony przez media). Żadne terrorystyczne zagrożenie nie daje prawa we współczesnej zachodniej demokracji do wydzielania struktur poza powszechnie przyjętymi zasadami owej demokracji, bo to prędzej czy później musi zaowocować wykorzystaniem nowych możliwości do prywatnych interesów. Świat, w którym urzędnik państwowy może w ułamku sekundy podjąć decyzję o życiu lub śmierci zwyczajnego obywatela bez konieczności odpowiadania za tę decyzję, gdy na podstawie wątpliwych przesłanek można zadecydować o wyeliminowaniu własnego podwładnego – to świat, w którym ewidentnie coś poszło nie tak. To najważniejsza konkluzja wynikająca z nowej trylogii Jasona Bourne’a.