Klasyka pod lupę: Jak Kubrick stworzył ekranowy mit
[Stanley Kubrick „2001: Odyseja kosmiczna” - recenzja]
Ale „Odyseja” zmieniła również oblicze kina w ogóle. Kubrick był jednym z najważniejszych twórców, którzy pokazali, że wykorzystanie muzyki w filmie może wykraczać daleko poza zwykłą rolę ilustracyjną – że w skali całego filmu muzyka może stać się równoprawnym narzędziem obok obrazu. Była to nowość nawet dla samego Kubricka, który we wcześniejszych filmach traktował muzykę w tradycyjny sposób. Kubrick przez sposób prezentacji położył również pomost między kinem awangardowym, eksperymentalnym, a hollywoodzką produkcją masową – otwarł niejako nowe horyzonty intelektualne przed nowym pokoleniem hollywoodzkich twórców. „Odyseja” znalazła się w pierwszej fali filmów w nowym stylu i kręconych przez nowe pokolenie filmowców – tzw. Nowe Hollywood, które krótko za moment miało dać amerykańskiemu kinu jego najlepszą, najambitniejszą, najbardziej udaną dekadę w historii – lata 70. I choć Kubrick stał z boku całego ruchu Nowego Hollywood, jego filmy jednocześnie doskonale wpisywały się w wysoki poziom intelektualny nowych obrazów i inspirowały młodych filmowców do przekraczania kolejnych granic w zastałym systemie amerykańskiego kina. Kluczowi przedstawiciele Nowego Hollywood – Martin Scorsese, Francis Ford Coppola, Steven Spielberg, George Lucas czy Brian de Palma patrzyli na Kubricka jak na mistrza, który podbił hollywoodzki system walcząc o własną wolność realizacji artystycznej wizji, nie zgadzając się przy tym na wielkie kompromisy.
Trzeba tu oczywiście podkreślić, że Kubrick nie działał w próżni. Jak się przecież okazało, czas realizacji i premiery „2001” miał gigantyczny wpływ na powodzenie filmu. Kubrick wprowadził swój film na amerykańskie ekrany dokładnie w okresie największego przełomu w hollywoodzkim kinie, dla rozwoju którego lata 1967-1969 były bodaj najważniejszym momentem w drugiej połowie XX wieku. Kubrick zrewolucjonizował kino SF, ale obok niego inne gatunki rozsadzali od środka inni twórcy – Sam Peckinpah zmienił oblicze westernu „Dziką bandą”, Roman Polański w kinie wysokobudżetowym, a George Romero w niskobudżetowym rozpoczęli swoimi filmami nowożytną erę horroru (odpowiednio, „Dzieckiem Rosemary” i „Nocą żywych trupów”), Robert Altman zerwał z patriotycznym nurtem w kinie wojennym i zmienił podejście do technicznej realizacji dialogów w „M*A*S*H”, a Arthur Penn i Dennis Hopper w ogóle zmienili sposób opowiadania historii i prezentowania postaci w amerykańskim kinie za pomocą „Bonnie i Clyde” i „Swobodnego jeźdźca”. Kubrick był częścią tego większego ruchu, mimo że nie zgłaszał do udziału w nim żadnych świadomych pretensji. Jak zawsze, stał po prostu z boku. Dziś widać, że przypadkowo ogólny trend w amerykańskim kinie ułożył się równolegle do nastroju artystycznego, który wyrażał na ekranie również Kubrick.
Przez ostatnie dekady pozycja filmu Kubricka wciąż rosła. Dziś praktycznie nie ma poważnej listy kluczowych wydarzeń w historii kina, na której brak „2001: Odysei kosmicznej”. Ci sami krytycy, którzy wypisywali złośliwości pod adresem Kubricka w 1968 roku, nazywali później jego film „metafizyczną operą umysłu”, „największym filmem SF w historii kina” itd. Nie ostatni raz okazało się, że Kubrick, jak przystało na geniusza, wyprzedził swoją wypowiedzią krytyków i widownię, którym ogarnięcie zamysłu reżysera zabrało więcej czasu i więcej seansów. Dla dzisiejszego widza pozycja Kubricka jako geniusza kina – mistrza stawianego obok Kurosawy, czy Orsona Wellesa – jest oczywista, ale na przełomie lat 60. i 70. sytuacja wyglądała inaczej. To właśnie „2001” wpisała reżysera na listę gigantycznych postaci w historii kina – tych, którzy oprócz nakręcenia znakomitego filmu, mieli również szczęście zrewolucjonizować obraz filmu jako sztuki. Im więcej czasu upływało od premiery filmu, tym bardziej wyraźna była pozycja filmu Kubricka w kinie. Dziś nawet widzowie, którzy nie cierpią filmu i uważają obraz Kubricka za uosobienie kinowej nudy, muszą przyznać, że „2001” jest jednym z milowych kamieni kina SF i kina w ogóle.
Przy wszystkim, co napisałem powyżej, być może najważniejsze jest to, że ponad 30 lat po premierze, film Kubricka jest tak samo wizjonerski, oryginalny i dziwnie poruszający jak w dniu premiery. Nawet w sferze realizacji technicznej film wygląda świeżo, co przy obecnym zaawansowaniu branży jest wręcz nieprawdopodobne. Ba, technicznie, kubrickowska „Odyseja” prezentuje się wciąż lepiej niż mnóstwo współczesnych filmów, kręconych z wykorzystaniem ultra-nowoczesnych technologii, o jakich pod koniec lat 60. Kubrickowi nawet się nie śniło. To prawda, Kubrick pewne aspekty przyszłości ocenił zbyt optymistycznie (międzygwiezdne podróże to wciąż niecodzienność, podobnie jak zaawansowana sztuczna inteligencja), inne zbyt pesymistycznie (czy ktoś wyobraża sobie dziś fizyczne wejście do banku pamięci komputera, albo równie nieergonomiczne i irytujące sposoby wyświetlania danych na monitorach?), ale ostatecznie kto przy zdrowych zmysłach oczekuje od fantastyki-naukowej realistycznych prognoz dotyczących fizyczności przyszłości? Idąc nawet dalej, kto przy zdrowych zmysłach oczekuje tego w ogóle od kina? Kino, zwłaszcza kino filozoficzne, i to niezależnie od płaszczyka realizmu czy fantastyki, pokazuje nam stan ducha człowieka i to stan aktualny, dzisiejsze obawy i niepokoje. I w tym właśnie świetle tak zaskakujące jest, że wizja Kubricka nie straciła nic ze swojej siły. Ba, wydaje się jeszcze bardziej aktualna, bo przecież w ogromnej części dzisiejszy świat wygląda podobnie do tego, co wyobraził sobie Kubrick – z wszechobecnymi komputerami, ergonomicznymi meblami, globalną komunikacją i …alienacją człowieka w świecie coraz większej konkurencji, coraz szybszego wyścigu o wpływy. W tym sensie film Kubricka nie wywołuje już takiego „szoku przyszłości”, jaki wywoływał w latach 60., ale sam przekaz Kubricka jest przecież przez to jeszcze bardziej alarmujący. Obawiamy się dziś tego samego, czego 30 lat temu obawiał się Kubrick – tego że rozwój technologii w niczym nie zbliży do siebie ludzi, tego że pracując nad coraz bardziej zaawansowanymi sztucznymi inteligencjami sami postradamy własną duchowość, tego że odkryjemy pewnego dnia trywialność codziennych zadań w świetle doniosłości obecności lub nieobecności Boga w życiu człowieka – ale obawiamy się ich tym bardziej, że z kubrickowskich przypuszczeń przeszliśmy w ciągu tych trzech dekad do rzeczywistości. Biorąc pod uwagę, że piszę te słowa w roku 2001, trudno odmówić, że w swoich przypuszczeniach Kubrick trafił w dziesiątkę. Pomylił się jedynie zakładając, że właśnie ten rok przyniesie nam przełom w sposobie myślenia człowieka.
„2001” nadal fascynuje, wywołując wciąż dziwny podziw, dziwny namysł, pełen tych samych pytań, które zadawali sobie Kubrick i Clarke. Jak to się stało, że film sprzed kilku dekad ciągle ma taką siłę? To pytanie, wraz z długa listą innych, zadają sobie kolejne pokolenia widzów po kolejnych seansach filmu. Ray Bradbury odpowiedział na nie tak:
„Dlaczego wciąż powracamy do ′2001′ i oglądamy film w kółko raz za razem? Przecież nie dla pozbawionego emocji aktorstwa i niejasnego zakończenia. Powracamy dlatego, że same możliwości interpretacji oferują nam całkowitą wolność i wystrzeliwują w kierunku najwspanialszej ze wszystkich architektur: samego Wszechświata”.
Ale to tylko jedna z możliwych odpowiedzi. W rzeczywistości, po tysiącach seansów, publikacji, wywiadów i interpretacji, trzy dekady po premierze, „2001: Odyseja kosmiczna” nadal pozostaje tajemnicą.
„2001: Odyseja kosmiczna” w liczbach
Wstępny budżet: 6 mln dolarów
Końcowy budżet: 10,5 mln dolarów
Końcowy budżet efektów specjalnych: 6,5 mln dolarów
Czas realizacji:
6 miesięcy przygotowań ekipy,
5 miesięcy zdjęć z aktorami,
18 miesięcy pracy nad efektami specjalnymi,
3 miesiące montażu
Ilość scen z efektami specjalnymi: 205
Ilość pojedynczych ujęć podczas realizacji efektów specjalnych: 16 000
Czas trwania filmu: 139 minut
Czas trwania dialogów w filmie: 42 minuty
Chronologia anglojęzycznych utworów filmowych i literackich, związanych bezpośrednio z „2001: Odyseją kosmiczną”
„2001: A Space Odyssey”, film, reż. Stanley Kubrick, MGM (1968)
„2001: A Space Odyssey”, powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Signet (1968)
„2001: A Space Odyssey”, scenariusz, autorzy: Arthur C. Clarke i Stanley Kubrick, wydawnictwo MGM (1968)
„The Lost Worlds of 2001”, wspomnienia, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Signet (1972)
„2010: Odyssey Two”, powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Del Rey Books (1982)
„2010: The Year We Make Contact”, film, reż. Peter Hyams, MGM (1984)
„2061: Odyssey Three”, powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Del Rey Books (1987)
„3001: The Final Odyssey”, powieść, autor: Arthur C. Clarke, wydawnictwo Del Rey Books (1997)
Podczas pracy nad tekstem korzystałem m.in.:
- z publikacji Vincenta LoBrutto, Arthura C. Clarke’a, Pierce’a Bizony, Stanleya Kubricka, Christophera Silvestra, Fredericka Ordwaya, Michaela Cimenta, Alexa Northa, Marka Crispina Millera, Michaela Geberta, Phila Hardy’ego, Andrzeja Kołodyńskiego, Geoffreya Alexandra i Thomasa E. Browna;
z wywiadów m.in. ze Stanleyem Kubrickiem, Arthurem C. Clarke’em, Douglasem Trumbullem, Codem Petersonem, Johnem Alcottem;
- oraz z filmów dokumentalnych Paula Joyce („2001: The Making of a Myth”) i Jana Harlana („Stanley Kubrick: A Life in Pictures”)
Świetny artykuł! Naświetlenie okoliczności powstania Odysei pomaga w jej zrozumieniu.