Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Władimir Chotinienko
‹Rok 1612›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRok 1612
Tytuł oryginalny1612: Хроники смутного времени
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery12 września 2008
ReżyseriaWładimir Chotinienko
ZdjęciaIlja Diomin
Scenariusz
ObsadaMichaił Porieczenkow, Wioletta Dawydowska, Walerij Zołotuchin, Michał Żebrowski, Marat Baszarow, Piotr Kisłow
MuzykaAleksiej Rybnikow
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania135 min
WWW
Gatunekdramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Jak „car” Andriej hetmana pogonił
[Władimir Chotinienko „Rok 1612” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
O filmie „1612” Władimira Chotinienki głośno było w polskich mediach jeszcze zanim pojawił się on na ekranach kin w Rosji. Zarzucano mu antypolskość i gloryfikowanie narodu rosyjskiego. Kilka miesięcy po premierze można stwierdzić z czystym sumieniem, że wizerunkowi Polski obraz ten większej szkody nie wyrządzi. Raczej tylko zirytuje Rosjan, którzy idąc do kina będą chcieli zobaczyć wielki narodowy fresk, otrzymają zaś w zamian ciągnący się jak flaki z olejem film przygodowo-melodramatyczno-historyczny (w takiej właśnie kolejności!), na tle którego nawet polskie „Ogniem i mieczem” prezentuje się jak arcydzieło światowej kinematografii.

Sebastian Chosiński

East Side Story: Jak „car” Andriej hetmana pogonił
[Władimir Chotinienko „Rok 1612” - recenzja]

O filmie „1612” Władimira Chotinienki głośno było w polskich mediach jeszcze zanim pojawił się on na ekranach kin w Rosji. Zarzucano mu antypolskość i gloryfikowanie narodu rosyjskiego. Kilka miesięcy po premierze można stwierdzić z czystym sumieniem, że wizerunkowi Polski obraz ten większej szkody nie wyrządzi. Raczej tylko zirytuje Rosjan, którzy idąc do kina będą chcieli zobaczyć wielki narodowy fresk, otrzymają zaś w zamian ciągnący się jak flaki z olejem film przygodowo-melodramatyczno-historyczny (w takiej właśnie kolejności!), na tle którego nawet polskie „Ogniem i mieczem” prezentuje się jak arcydzieło światowej kinematografii.

Władimir Chotinienko
‹Rok 1612›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRok 1612
Tytuł oryginalny1612: Хроники смутного времени
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery12 września 2008
ReżyseriaWładimir Chotinienko
ZdjęciaIlja Diomin
Scenariusz
ObsadaMichaił Porieczenkow, Wioletta Dawydowska, Walerij Zołotuchin, Michał Żebrowski, Marat Baszarow, Piotr Kisłow
MuzykaAleksiej Rybnikow
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania135 min
WWW
Gatunekdramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Zanim Władimir Chotinienko otrzymał z Kremla propozycję nakręcenia filmu historycznego o czasach wielkiej smuty, dał się poznać najpierw jako asystent samego Nikity Michałkowa, a następnie reżyser cenionych nie tylko w swojej ojczyźnie filmów kinowych „Muzułmanin” (1995) i „72 metry” (2004) oraz całkiem zgrabnego serialu „Upadek imperium” (2005), opowiadającego o losach Rosji podczas pierwszej wojny światowej i rewolucji bolszewickiej. Można więc uznać, że powierzenie mu pieczy nad realizacją „1612”1) – najbardziej prestiżowego (przynajmniej z punktu widzenia prezydenta Władimira Putina i powiązanych z Kremlem oligarchów) rosyjskiego filmu ostatnich lat – jest ukoronowaniem jego dotychczasowej kariery. Problem jednak w tym, że wielka narodowa epopeja, jaką w założeniu twórców miał być obraz o wypędzeniu Polaków z Kremla, okazała się ckliwym melodramatem, a fabuła sprowadzona została do miałkiej opowiastki z patriotycznym przesłaniem.
Na tle „1612” nawet „Ogniem i mieczem” – najmniej udana część filmowej „Trylogii” Jerzego Hoffmana – zadziwia wielowątkową intrygą i kunsztem aktorskim. A, wbrew pozorom, filmy te nie tylko można, ale wręcz należy porównywać. Podobieństw między nimi jest bowiem całkiem sporo. Akcja obu rozgrywa się przecież w pierwszej połowie XVII wieku (przedstawione wydarzenia dzieli niespełna czterdzieści lat), oba też wiążą się z tzw. „polityką wschodnią” prowadzoną przez Rzeczpospolitą Obojga Narodów. W końcu twórcy „1612” świadomie nawiązują do schematu fabularnego „Ogniem i mieczem”, tworząc pozostający w permanentnym niemal konflikcie trójkąt głównych bohaterów: polski hetman (w sienkiewiczowskiej opowieści jego odpowiednikiem był ukraiński pułkownik Bohun) – chłop Andriej (vide Jan Skrzetuski) – Ksenia Godunowa (wypisz wymaluj Helena Kurcewiczówna, tyle że brzydsza i jeszcze bardziej naiwna). Nie można też oczywiście pominąć udziału w obu produkcjach Michała Żebrowskiego, który z rozkochanego w Helenie prawego i sprawiedliwego Skrzetuskiego zgrabnie przedzierzgnął się w wiarołomnego hetmana (postać wzorowana ponoć na hetmanie Janie Karolu Chodkiewiczu, choć z prawdziwym polskim wodzem nic prawie nie mająca wspólnego). I wygrał na tym! W „Ogniem i mieczem” na dalszy plan zepchnął go Aleksandr Domogarow, natomiast w „1612” to on przyćmił nijakiego aż do bólu szczękających zębów Piotra Kisłowa, czyli filmowego Andrieja, który bardziej niż walecznego rosyjskiego chłopa przypominał Orlando Blooma w „Królestwie niebieskim”. Proszę jednak nie wysnuwać zbyt daleko idących wniosków: Żebrowski, choć daje się zapamiętać, wielkiej roli też nie gra. Jest odpowiednio sadystyczny i zły, choć – po prawdzie – niezbyt mu z tym do twarzy.
„1612” to film z założenia historyczny. Przynajmniej tak mówią o nim jego twórcy. I, niestety, kłamią. Historii w nim tyle, co głębi psychologicznej w produkcjach ze Stevenem Seagalem w roli głównej. Owszem, z grubsza zgadzają się realia. Jest rok 1612: polska armia na czele z Chodkiewiczem – którego nazwisko w filmie nie pada jednak ani razu – rusza na Moskwę, w obozie hetmana znajduje się cudem ocalała z rzezi dokonanej przez najeźdźców kilka lat wcześniej Ksenia Godunowa (córka zamordowanego cara Borysa2)), którą hetman chce uczynić teraz carycą3). Możemy się także domyślać, czytając między wierszami, że sam, jako jej kochanek, pragnie zostać u jej boku carem. Co jest o tyle ciekawe, że czyniłoby z hetmana zdrajcę, albowiem już wcześniej Stanisław Żółkiewski uzgodnił z bojarami, że władcą Rosji zostanie syn Zygmunta III Wazy, królewicz Władysław4) (przyszły król Władysław IV). Armia polska, w której walczą również najemnicy z Zachodu – między innymi Niemcy, a nawet Hiszpanie – dociera ostatecznie pod mury Moskwy, gdzie zostaje pokonana przez pospolite ruszenie kniazia Dymitra Pożarskiego. Jak na film z gatunku „płaszcza i szpady” – w porządku; ale jeśli mamy traktować „1612” jako dzieło historyczne – Hospody, pomyłuj!
Zdejmijcie zakaz importu naszego mięsa, bo jak nie, to…
Zdejmijcie zakaz importu naszego mięsa, bo jak nie, to…
Zastanówmy się przez moment, co mogłoby, a nawet powinno być atutem takiego filmu. Po pierwsze: wartka fabuła. Z tym jednak jest spory problem. Akcja wlecze się niemiłosiernie, dodatkowo na przeszkodzie stają jej liczne retrospekcje, mające wytłumaczyć skretyniałym widzom, skąd wzięła się nieodwzajemniona – przynajmniej początkowo – miłość Andrieja do carówny Kseni. Po drugie: bohaterowie z krwi i kości. Z nimi kłopot jest jeszcze większy. Główne postaci są sztampowe, a ich postępowanie w stu procentach przewidywalne. Andriej jest hardy i przebiegły, zrobi więc wszystko, aby dojść do celu, czyli uratować matuszkę Rossiję i odzyskać ukochaną. Ksenia z kolei pokornie poddaje się złemu losowi i nawet w decydującej chwili nie stać jej na opór. Hetman zaś idealnie wpisuje się w schemat szwarccharakteru – jest mściwy, okrutny i… głupi, za co oczywiście płaci życiem. Trzecim atutem „1612” powinny być sceny batalistyczne. Tych jednak jest jak na lekarstwo. Oblężenie jednego z grodów, będące w zasadzie punktem zwrotnym całej opowieści, pozostawia spory niedosyt. Kilka uciętych głów i dziur w murze spowodowanych ostrzałem artyleryjskim to naprawdę stanowczo zbyt mało, aby widz uwierzył, że właśnie w tym momencie ważą się losy Rosji. Na dodatek przez cały czas odnosi się wrażenie, że to zaledwie preludium do najważniejszej batalii całej kampanii – trzydniowej bitwy pod Moskwą. Kiedy już do niej dochodzi, widzimy dwie stojące naprzeciw siebie armie, które za moment zetrą się w śmiertelnym boju i… Tak, tak, tylko tyle. Po bitwie nie ma nawet śladu. Z napisów dowiadujemy się jedynie, kto wygrał. Żart? Nie mam pojęcia. Może po prostu zabrakło już funduszy albo czasu, aby odpowiednie sceny nakręcić. I rzecz ostatnia. Wartościowy film historyczny powinien być filmem kontrowersyjnym, powinien rodzić spory o wizję przeszłości. Jak chociażby „Popioły”, „Lotna” czy „Kanał” Andrzeja Wajdy. Tymczasem „1612” nie prowokuje do żadnych głębszych przemyśleń ani sporów. Nawet trudno obrazić się na Rosjan za przedstawiony w filmie obraz Polaków, których – poza Żebrowskim i przemykającą gdzieś w tle husarią – prawie nie ma. Gdyby nie irytujące wstawki z offu w języku polskim, można by pomyśleć, że w 1612 na Moskwę najechały zupełnie inne wojska.
Nieprawdą też jest, że Chotinienko nakręcił film o wygnaniu Polaków z Kremla. O polskiej załodze, która broniła się za kremlowskimi murami do 7 listopada 1612 roku (a więc jeszcze ponad dwa miesiące po porażce Chodkiewicza na podmoskiewskich polach) mowa jest tylko raz. I tylko mowa. Żadnego z obrońców – czy też raczej, jak wolą Rosjanie: okupantów – nie pokazano. Nie było więc kogo na ekranie przepędzać. Może to wciąż jeszcze zarówno dla oligarchów skupionych wokół Putina, jak i samego prezydenta przeżycia zbyt traumatyczne, aby pokazywać je na ekranie? Bo jak to być może, że Polakom udało się rządzić na Kremlu kilka lat, podczas gdy sam Napoleon Bonaparte musiał jak niepyszny opuszczać Moskwę zaledwie po miesiącu, a Adolf Hitler dotarł jedynie do jej odległych przedmieść? Biorąc pod uwagę wszystkie mankamenty filmu, wnioski nasuwają się same i są raczej bolesne. „1612” – pozbawione chociażby wartości edukacyjnych i krztyny obiektywizmu – jest typowym dziełem propagandowym. Na dodatek dostosowanym do gustów wyjątkowo mało wymagającej publiczności. Przykro to pisać, ale nawet za Stalina kręcono dużo ciekawsze i artystycznie wartościowsze obrazy historyczne, jak chociażby „Aleksander Newski” (1938) i „Iwan Groźny” (1944-1945) Siergieja Eisensteina, „Kutuzow” (1944) Władimira Pietrowa bądź też „Admirał Uszakow” (1953) Michaiła Romma. O Siergieju Bondarczuku w kontekście filmu Chotinienki nie należałoby natomiast w ogóle wspominać, ale – z drugiej strony – chyba nie można mieć wątpliwości, że reżyser „1612” chciał nawiązać do dokonań autora klasycznej wersji „Wojny i pokoju” (1966-1968), „Waterloo” (1970), „Borysa Godunowa” (1986). Chcieć nie oznacza jednak móc. Bondarczuk był genialnym reżyserem, który świetnie radził sobie zarówno w kameralnych dramatach, jak i wielkich epopejach. Chotinienko robi na razie wrażenie jego niezbyt pojętnego ucznia.
O propagandowym wydźwięku filmu świadczą także liczne szczegóły. A to podkreślenie roli wiary prawosławnej i napiętnowanie katolicyzmu (vide papież Paweł V, któremu marzy się nawrócenie Rosji), a to postać Andrieja – zwykłego chłopa, typowego bohatera ludowego, który – gdy zawiedli bojarzy – wiedzie rosyjski lud przeciwko Lachom. Wreszcie ukazanie Rosji jako miłującego pokój kraju (o Iwanie Groźnym nikt już nie pamięta, choć od jego śmierci nie minęło nawet trzydzieści lat), który musi bronić się przed najeźdźcami z Zachodu. Kraju będącego – o, ironio! – swoistym przedmurzem prawosławia. Celem „1612” nie było jednak, jak się wydaje, uderzenie ani w Polskę, ani w Unię Europejską; już prędzej chodziło o dowartościowanie samych Rosjan, którym – począwszy od grudnia 1991 roku, kiedy to rozpadł się Związek Radziecki – trudno jest pogodzić się z myślą, że ich mocarstwowe aspiracje to jedynie melodia odległej przeszłości. Należało zatem zaserwować narodowi lekcję uświadamiającą, a wydarzenia pamiętnego roku 1612 znakomicie się do tego celu nadawały. Cóż, w Polsce „ku pokrzepieniu serc” tworzyło się, gdy kraj był pod zaborami, w Rosji tworzy się nawet wówczas, gdy – przynajmniej w teorii – kraj rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej.
koniec
27 stycznia 2008
1) Na stronie internetowej filmu podany jest jeszcze podtytuł: „Chroniki smutnowo wriemieni”, czyli „Kroniki wielkiej smuty”. W napisach tytułowych obrazu jednak go nie ma.
2) Jeśli chodzi o śmierć cara Borysa Godunowa, jej zagadka do dziś pozostaje nierozstrzygnięta. Hipotez jest kilka: pierwsza – Borys, ogarnięty strachem przed podchodzącymi pod Moskwę wojskami Dymitra Samozwańca, zażył truciznę; druga – został otruty (którą to wersję rozpowszechniali niemieccy lekarze cara); trzecia – padł ofiarą ataku apopleksji podczas spaceru na murach Kremla (co z kolei zaświadczał członek osobistej ochrony cara, niejaki kapitan Jakub Margeret). Prawdy można by dociec jedynie po dokładnych badaniach szczątków Godunowa, tych jednak nie ma, więc pewnie już nigdy się nie dowiemy, co było rzeczywistą przyczyną śmierci cara.
3) Ksenia Godunowa rzeczywiście przeżyła rzeź rodziny, która nastąpiła po zabójstwie jej ojca w 1605 roku. Na oczach kobiety uduszono poduszkami jej brata, cara Fiodora III, oraz matkę Marię Skuratową. Ciała zamordowanych wystawiono na widok publiczny, informując gawiedź, że popełnili samobójstwo. Ksenia natomiast została zamknięta w klasztorze. W filmie pokazane jest wprost, że zbrodni tej dokonali Polacy (między innymi hetman grany przez Żebrowskiego), gdy tymczasem w rzeczywistości Fiodor i jego matka padli ofiarami bojarskich spiskowców, z książętami Wasylem Golicynem, Michaiłem Mołczanowem i Andriejem Szefieriedynowem na czele. Mamy więc do czynienia z ewidentnym kłamstwem historycznym. Tej miary, co – długo nie szukając – stwierdzenie, że prezydenta Gabriela Narutowicza zastrzelił Rosjanin.
4) Mimo że ustalenia poczynione przez hetmana Żółkiewskiego uznać należy za wielki sukces dyplomatyczny polskiego wodza, przymierze to odrzucone zostało przez króla Zygmunta III, który marzył, owszem, o koronie carów, ale nie dla swojego syna, lecz siebie samego. O ile jednak kandydatura królewicza Władysława (pod warunkiem jego przejścia na prawosławie) była jeszcze do przełknięcia przez bojarów, o tyle wychowany przez jezuitów Zygmunt wzbudzał w wielu z nich paniczny strach.

Komentarze

22 IV 2010   18:41:06

slaby film.... jedyna scena która przyciaga uwage to kapiel tych panienek... :D

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Kulawe konie: Sez. 1. odc. 5. Pokerowa zagrywka
Marcin Mroziuk

9 VI 2023

Wprawdzie River Cartwright potrzebował sporo czasu, aby zrozumieć, czemu trafił do Slough House, ale teraz dzięki tej wiedzy może pomóc Jacksonowi Lambowi we wspólnym pokrzyżowaniu planów Diany Taverner. Pytanie brzmi, czy tej rozgrywki w łonie MI5 nie przypłaci życiem porwany Hassan Ahmed.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Leśni Bracia – estońscy „żołnierze wyklęci”
Sebastian Chosiński

7 VI 2023

Kinematografia estońska z czasów radzieckich nie miała w Polsce Ludowej szczególnego szczęścia. Jeśli już sprowadzano nad Wisłę filmy z republik nadbałtyckich, sięgano głównie po dzieła litewskie. A szkoda! Gdyby było inaczej, „Gniazdo na wietrze” Olava Neulanda, oparte na scenariuszu Grigorija Kanowicza i Isaaka Fridberga, mogłoby stać się sporym wydarzeniem.

więcej »

Kolorowy zawrót głowy
Agnieszka ‘Achika’ Szady

6 VI 2023

Druga część trylogii o multiwersum wszystkich możliwych Spider-Manów (wliczając kota i prosiaka) jest jeszcze bardziej oszałamiająca wizualnie niż pierwsza. Na szczęście efektom nie udało się przyćmić fabuły.

więcej »

Polecamy

Marzenie archeologa

Z filmu wyjęte:

Marzenie archeologa
— Jarosław Loretz

Indianie też nie mieli się czego wstydzić
— Jarosław Loretz

Życie miejskie dla ubogich
— Jarosław Loretz

Drama na trzy ręce
— Jarosław Loretz

Nie, nie, wejście od frontu odpada
— Jarosław Loretz

Technika zgniłego Zachodu
— Jarosław Loretz

Tam, gdzie nikt nie patrzy
— Jarosław Loretz

Czy Herkules była kobietą?
— Jarosław Loretz

Prosimy nie regulować monitora
— Jarosław Loretz

Patyki eliminacji
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.