Reżyserski debiut Bena Afflecka to film raczej nierówny, w którym przeładowanie treści nie zawsze idzie w parze z odpowiednimi rozwiązaniami formalnymi. Na jego korzyść niewątpliwie świadczy jednak to, że nie pozostawia widza obojętnym. Wątek kryminalny został zbudowany na kanwie aktualnego współcześnie problemu zaginięć dzieci. W „Gdzie jesteś Amando?” nic nie jest tym, czym się wydaje, a rozwiązanie zagadki, choć daje satysfakcję, nie przynosi ukojenia.
Detektyw z przedmieścia
[Ben Affleck „Gdzie jesteś Amando?” - recenzja]
Reżyserski debiut Bena Afflecka to film raczej nierówny, w którym przeładowanie treści nie zawsze idzie w parze z odpowiednimi rozwiązaniami formalnymi. Na jego korzyść niewątpliwie świadczy jednak to, że nie pozostawia widza obojętnym. Wątek kryminalny został zbudowany na kanwie aktualnego współcześnie problemu zaginięć dzieci. W „Gdzie jesteś Amando?” nic nie jest tym, czym się wydaje, a rozwiązanie zagadki, choć daje satysfakcję, nie przynosi ukojenia.
Ben Affleck
‹Gdzie jesteś Amando?›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Gdzie jesteś Amando? |
Tytuł oryginalny | Gone Baby Gone |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 29 lutego 2008 |
Reżyseria | Ben Affleck |
Zdjęcia | John Toll |
Scenariusz | Ben Affleck, Aaron Stockard |
Obsada | Casey Affleck, Michelle Monaghan, Morgan Freeman, Ed Harris, John Ashton, Amy Ryan, Amy Madigan, Mark Margolis, Slaine, Madeline O’Brien |
Muzyka | Harry Gregson-Williams |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 114 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, kryminał |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Ben Affleck, powierzając główną rolę swemu młodszemu bratu, stworzył postać detektywa, która w interesujący sposób przełamuje schemat bohatera chandlerowskiego typu. Bohater Caseya Afflecka nie wygląda na swoje trzydzieści jeden lat: chodzi w dresiku (bo takie czasy), niekumatych kolesiów nazywa lamusami, a po pracy rozwala się przed telewizorem i otwiera piwo. Swoistego uroku dodaje mu jeszcze osobliwie zachrypnięty głos. Ciekawy pomysł reżysera, aby wykreować postać swojskiego Marlowe’a z osiedla, sprawdza się w filmie bardzo dobrze. Podobną postać zagrał Elliott Gould w „Długim pożegnaniu” Roberta Altmana. Pokazał Marlowe’a zupełnie innego od typowych protagonistów czarnego kryminału. I w „Gdzie jesteś Amando?” bohater to już nie pewny siebie cwaniak, znający wszystkie sekrety człowieczej natury. Jest raczej chłopakiem z sąsiedztwa, którego bardziej pociąga praca wśród ludzi niż samotne rozgryzanie intrygi w zaciszu zadymionego gabinetu.
Patrick Kenzie, bo o nim mowa, wraz z życiową partnerką Angie Gennaro (Michelle Monaghan) prowadzi agencję detektywistyczną, zajmującą się poszukiwaniem dłużników. Oboje wiodą spokojną, bezproblemową egzystencję, nie chcąc za bardzo dopuszczać do siebie grozy życia, która przypomina o sobie od czasu do czasu pełnymi okrucieństwa wiadomościami telewizyjnymi. Pewnego dnia jednak okazuje się, że przerażające wydarzenia rozgrywają się tuż obok. Zaprzyjaźnieni sąsiedzi proszą ich o pomoc w odnalezieniu małej Amandy (Madeline O’Brien). Dziewczynka w tajemniczych okolicznościach zniknęła ze swojego pokoju. Patrick odbiera zlecenie jako nowe wyzwanie, ale Angie nie bardzo chce się wikłać w trudną sprawę. Pesymistycznie patrzy na możliwość pozytywnego rozwiązania śledztwa. Przeraża ją wizja odnalezienia martwej dziewczynki, której zwłoki morderca być może wyrzucił na śmietnik. Michelle Monaghan jest bardzo przekonująca w tej roli. Próba wycofania się z dochodzenia nie jest wynikiem czystego asekuranctwa. Aktorka pokazuje swoją bohaterkę jako pełną empatii kobietę, która wie, że w pojedynkę nie uratuje świata. Chce po prostu uniknąć bezsensownego zagłębiania się w jego okropnościach. Intuicja wiedzie parę głównych bohaterów w zupełnie odmienne strony, a jak się okaże, to zaledwie początek konfliktu. Prowadzone przez nich śledztwo stanie się okazją do konfrontacji różnych światopoglądów.
Pierwsza część filmu – bardzo dobra, co trzeba podkreślić – jest niezwykle pesymistyczna. Czarny kryminał znalazł dla siebie odpowiednie miejsce. Dorchester, uboga dzielnica Bostonu, kryje w sobie obleśne zakamarki, w których dzieją się straszne rzeczy. Realistyczny sposób obrazowania, pokazujący bez upiększania zwyczajne życie ludzi z robotniczej dzielnicy, przenosi nas w sam środek odrażających miejsc. O ile można by mieć poczucie niedosytu w związku z panoramowaniem miasta, o tyle w mrocznych i ciasnych pomieszczeniach kamera Johna Tolla czuje się znakomicie. Zatęchłe mieszkanie dwojga staruszków uzależnionych od kokainy oraz środowisko domowe zaginionej Amandy McCready tworzą klimat permanentnego wyobcowania, gdzie nikt nikogo nie rozumie ani o nikogo nie dba. Wędrujący przez ten świat bohaterowie są zmuszeni nie tylko chronić się przed groźnymi przestępcami, dla których życie ludzkie nie ma znaczenia, ale przede wszystkim do obrony własnego człowieczeństwa.
Po spójnej i przejrzystej pierwszej części następuje wyraźne jakościowe tąpnięcie. Choć kwestia skorumpowanego środowiska policyjnego ma związek z wcześniejszymi wydarzeniami, wydaje się jakby doklejona do wątku zaginionej Amandy i to dosyć koślawo. Temat wątpliwych moralnie policjantów, Remy’ego Bressanta (Ed Harris) i Jacka Boyle’a (Morgan Freeman), jest poprowadzony raczej szablonowo. Łopatologiczna filozofia życia, którą w pewnym momencie wygłasza pijany Bressant, aspiruje do monologów bohaterów Pasikowskiego. Jeszcze raz wszystko sprowadza się do tego, że życie jest ciężkie i trzeba być twardym, żeby się nie dać. Na szczęście para prywatnych detektywów wymyka się tej prostej wizji świata. Patrick kilka razy zostanie postawiony przed ważnymi decyzjami, poprzez które będzie musiał udowodnić sobie i starszym policjantom, że mimo młodego wieku zasługuje na zaufanie. Wybory, jakich dokona, zaprzeczą matrycy czarno-białych opcji, którym hołduje Bressant.
Bardzo wymowna okaże się w tym kontekście ostatnia scena. Gdy Kenzie stanie przed możliwością definitywnego zakończenia śledztwa, sprawa objawi przed nim swoje drugie oblicze. Sytuacja będzie wymagała od niego wyraźnego opowiedzenia się po którejś ze stron. Ale w rzeczywistości, w której podział na złych i dobrych nie ma racji bytu, wybór musi okazać się tragiczny. Dramatyzmu sytuacji doda również to, że po dokonaniu wyboru Patrick będzie mógł naocznie przekonać się o konsekwencjach swojej decyzji. Otwarte zakończenie, jakie zafundował nam Ben Affleck, jest niewątpliwym majstersztykiem w swojej klasie. Gdyby powstał kiedyś ranking scen finalnych, końcówka „Gdzie jesteś Amando?” zapewne zajęłaby w nim wysoką pozycję.
Kolejnymi atutami filmu są momenty, gdy reżyser pokazuje koloryt lokalnej społeczności Dorchesteru. Obraz biedy i beznadziei egzystencji został bardzo dobrze oddany. Niemoc wyrwania się z zaklętego kręgu rozpaczliwej rzeczywistości interesująco pokazano na przykładzie rodziny małej Amandy. Dziewczynka jest świadkiem nieustających kłótni rodzinnych. Składane wobec niej deklaracje miłości nie bardzo znajdują potwierdzenie w życiu codziennym. Wujek i ciotka chcą zagarnąć ją dla siebie, a matka, Helene, z trudem odnajduje się w tej sytuacji. Narkomanka i pijaczka prowadzi wieczne wojny z bratem i jego żoną. Mimo częstego lekceważenia córki, zdobywa się jednak momentami na ludzkie odruchy. Bardzo dobra teatralna aktorka Amy Ryan pokazała tutaj skalę swojego talentu. To między innymi dzięki jej kreacji film wyzwala się od sztampowości wyniosłych monologów. Jej bohaterka jest naturalna we wszystkich swoich zachowaniach i emocjach. Jednocześnie, wbrew swoim zaniedbaniom i nałogom, musi przekonać Patricka, że warto dla niej walczyć o córkę. Znakomicie balansuje między ucieleśnieniem kompletnej degeneratki a zwykłą kobietą, której niełatwo odnaleźć się w roli samotnej matki.
Mimo że komplikacja wątków stoi w filmie Bena Afflecka na wysokim poziomie, o zbyt wielu kwestiach dowiadujemy się z ust bohaterów. Byłoby lepiej, gdyby wynikały one bezpośrednio z akcji, a nie pojawiały się na zasadzie „deus ex machina”. Niemniej jednak bardzo dobra gra aktorska i autentyczny koloryt lokalny nadrabiają niedociągnięcia fabularne. A mistrzowsko zrealizowane zakończenie wprowadza widza w stan osłupienia, który szybko nie mija.