Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Peter Jackson
‹Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
100,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWładca Pierścieni: Drużyna Pierścienia
Tytuł oryginalnyLord of the Rings: The Fellowship of the Ring
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery15 lutego 2002
ReżyseriaPeter Jackson
ZdjęciaAndrew Lesnie
Scenariusz
ObsadaViggo Mortensen, Ian McKellen, Elijah Wood, Sean Astin, Orlando Bloom, John Rhys-Davies, Dominic Monaghan, Billy Boyd, Liv Tyler, Hugo Weaving, Sean Bean, Cate Blanchett, Christopher Lee, Ian Holm
MuzykaHoward Shore
Rok produkcji2001
Kraj produkcjiUSA
CyklWładca pierścieni
Czas trwania178 min
WWW
Gatunekfantasy, przygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Film jak książka, tylko inny
[Peter Jackson „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Sfilmowanie książki cieszącej się popularnością tak ogromną, jak „Władca Pierścieni” jest zadaniem trudnym. Nadmierne odejście od fabuły zrazi fanów i zwali twórcy na głowę lawinę krytyki, a jej wierne odwzorowywanie prowokuje pytanie – a na cholerę tam reżyser? Peter Jackson dokonał jednak najwspanialszej z możliwych interpretacji – zostawił wydarzenia i postacie, ale zdołał im dodać inny wymiar.

Eryk Remiezowicz

Film jak książka, tylko inny
[Peter Jackson „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia” - recenzja]

Sfilmowanie książki cieszącej się popularnością tak ogromną, jak „Władca Pierścieni” jest zadaniem trudnym. Nadmierne odejście od fabuły zrazi fanów i zwali twórcy na głowę lawinę krytyki, a jej wierne odwzorowywanie prowokuje pytanie – a na cholerę tam reżyser? Peter Jackson dokonał jednak najwspanialszej z możliwych interpretacji – zostawił wydarzenia i postacie, ale zdołał im dodać inny wymiar.

Peter Jackson
‹Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
100,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWładca Pierścieni: Drużyna Pierścienia
Tytuł oryginalnyLord of the Rings: The Fellowship of the Ring
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery15 lutego 2002
ReżyseriaPeter Jackson
ZdjęciaAndrew Lesnie
Scenariusz
ObsadaViggo Mortensen, Ian McKellen, Elijah Wood, Sean Astin, Orlando Bloom, John Rhys-Davies, Dominic Monaghan, Billy Boyd, Liv Tyler, Hugo Weaving, Sean Bean, Cate Blanchett, Christopher Lee, Ian Holm
MuzykaHoward Shore
Rok produkcji2001
Kraj produkcjiUSA
CyklWładca pierścieni
Czas trwania178 min
WWW
Gatunekfantasy, przygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Stało się. Śródziemie, które do dnia dzisiejszego pozostawało jedynie wizją w naszych głowach, przeniesiono na ekran. Owszem, zdarzyła się już ekranizacja, ale brakowało jej rozmachu, finansów i akcji promocyjnej, którą do swej dyspozycji dostał Peter Jackson. Teraz jednak, w plenerach Nowej Zelandii, przy udziale ekipy znakomitych aktorów, z budżetem 270 mln dolarów, podjęto się szalenie trudnego zadania – postanowiono sprostać oczekiwaniom milionów fanów (dosłownie milionom – „Władca Pierścieni” sprzedał się na całym świecie w ilości 50 mln egzemplarzy!). Film musi bronić się sam w sobie, bo nie każdy Tolkiena czytał, a jednocześnie musi zadowolić tych wszystkich, którzy po latach pragnęliby ujrzeć wykreowane we „Władcy Pierścieni” światy. Zastanówmy się więc, jak też ta sztuka się udała.
Ścigani, wciąż ścigani
W celu zwiększenia tempa i porwania widza, Jackson użył bardzo prostego manewru – kazał bohaterom nieustannie uciekać. Ta zamiana Drużyny w zaszczutych włóczęgów dokonana została nadzwyczaj sprawnie, i bez lektury „Władcy Pierścieni” ciężko ją zauważyć. Nikt nie wspomina Numenoru, pokonanie Saurona jest czystym przypadkiem (nie ma żadnego oblężenia Barad-Dur!), nie ma też żadnego słowa o przepowiedni Valarów, a Galadriela nie pokazuje mocy, którą odpiera nieustannie myśli Czarnego Władcy. To poczucie słabości sił Dobra pokazuje też narada u Elronda – jest pełna chaosu i niezgody, wszyscy oddają się walce między sobą z równym zapałem, jak oporem wobec sił Mordoru.
Nie ma więc nadziei. Wszyscy wiedzą, że nadchodzi klęska i ostrzą broń na ostatnią, daremną bitwę. Inaczej wygląda więc zdrada Sarumana i porażka Boromira – obaj zyskują dodatkowe usprawiedliwienie, wynikające z beznadziejności ich sprawy. Gandalf w końcu spada, hobbici nie są w stanie stawić nikomu czoła, jedynie Arwena i Aragorn potrafią okazyjnie pogonić Czarnym Jeźdźcom kota. Tenże sam Aragorn ma jednak później wypluć zęby po starciu z nadmiernie rozrośniętym Uruk-hai, więc za Supermana ciężko go uznać. Nie ma potęgi Dobra – jest Zło, wszędzie Zło i zdrada.
Dzięki temu zagraniu bohaterowie przepędzani są nieustannie z miejsca na miejsce przez hordy orków a film trwa, w moim subiektywnym poczuciu bardzo krótko (za krótko), i kończy się, bo ja wiem, po godzinie? Dopiero rzut oka na zegarek uświadamia, że „Drużyna Pierścienia” wywiera wpływ magiczny i zamienia widzów w Ripów van Winkle. Biegniemy za dziewięcioma piechurami nieustannie, przez lasy i kopalnie, nie zatrzymując się nawet dla złapania tchu w Lorien, bo twórcy stwierdzili, że im taka interpretacja dzieła bliska. Dwa następne odcinki i wyniki zawartych tam bitew mogą być niezłym zaskoczeniem, i oczyma wyobraźni widzę już armie dochodzące w ostatnim możliwym momencie i zupełnie cudowne i nieoczekiwane zwycięstwa.
Ludzie, tylko ludzie
A wszystko to bo Peter Jackson postanowił nadać powieści Tolkiena ludzki, codzienny wymiar. Było za mało dwuznacznych bohaterów – pojawili się, czemu nie. Zło, owszem jest spersonifikowane, mamy nawet okazję zobaczyć przez chwilę Saurona w akcji, ale tak naprawdę, to za obecne kłopoty winę ponosi przede wszystkim chciwy i słaby zwycięzca – Isildur. Większość problemów da się w mniejszym, lub większym stopniu sprowadzić do podłości naszych pobratymców. Nie przypadkiem główną świnią filmu jest Saruman – potężny, ale człowiek, a nie nieludzki, zakuty w pofałdowaną stal Sauron.
Nie ma więc Zła (a właściwie jest, ale w nas) i nie ma też Dobra, czyli radź sobie sam człowieku (hobbicie, elfie itp.). Ustami Gandalfa wygłaszają twórcy filmu swoją opinię na sprawy niezwykłe i ciężkie decyzje – „rób, co wydaje ci się sensowne i porządne”. Czarodziej nie mówi Frodowi o tym, że miłosierdzie ochroniło Bilba przed zgubnym wpływem Pierścienia, mówi mu, że ma jedno życie, i ma je przeżyć porządnie.
Postacie
Zacznę od faktu podstawowego – aktorzy są znakomicie dobrani i chyba też opłaceni, bo grają po prostu genialnie. Ocena powyższa pomija jedynie Gimlego (John Rhys-Davies), bo go spoza brody nie widać. Swoją drogą, nie rozumiem, po co dodali mu tego zeza. Nie będę więc pisać przy każdym, że jest wspaniały, zachwycający, oryginalny i zdolny, bo to wiadomo. Skoncentruję się na kreacjach dla filmu najistotniejszych i najbardziej odległych od książkowych pierwowzorów.
Gandalf (Ian McKellen) – chyba największa rola. Kiedy trzeba jest śmieszny, kiedy trzeba – dramatyczny. Udaje mu się pokazać całą skromność i wewnętrzną ciszę Gandalfa, ale widać po nim także wielką miłość i oddanie do przyjaciół. Dzięki temu w filmie łatwiej zrozumieć rozpacz Drużyny po utracie czarodzieja niż w książce. Przewspaniale walczył z Balrogiem (nie było chyba wątpliwości kto wygra, co?), dzięki czemu dodał oryginalnemu tekstowi nowe treści. Otóż, po obejrzeniu filmu zacząłem się zastanawiać, czy Gandalf aby specjalnie nie skończył za Balrogiem, żeby sprawę raz na zawsze załatwić. Chciał rozbić drużynę – posłać Aragorna do Gondoru, a Froda odesłać z Pierścieniem daleko od wszystkich, którzy mogliby pożądać jego mocy. Jego słynne „Uciekajcie szaleńcy” nie było błagalnym wezwaniem, lecz krótkim „Won do roboty młokosy”.
Aragorn (Viggo Mortensen) – film odziera go z królewskiej dumy i starożytnej godności. Zamiast potomka Isildura na ekranie widzimy prawdziwego Włóczęgę – ciemnego (dosłownie i w przenośni) typa, który mało mówi, dużo robi, i w ogóle jest raczej nieprzyjemny w obejściu. Tylko w Rivendell widzimy Aragorna bez jego kolczastej powłoki, i poczynamy rozumieć, że jest w nim pewna moc, ale skryta za straszliwym lękiem. Potomek Isildura nie wspomina o dniach chwały Numenoru, czy nawet Gondoru, ale rozważa nieustannie słabość swego przodka, przez którą Pierścień istnieje dalej, a Sauron ma się stanowczo zbyt dobrze jak na potrzeby Śródziemia. Duże brawa dla Viggo Mortensena – często słyszy się, że postacie z książki są nieco jednostronne, ale Aragorn z filmu należy zupełnie do innej kategorii.
Elrond (Hugo Weaving) – niespodzianka. Zamiast wiekowego mędrca, spokojnego, choć nieco zrezygnowanego, dostajemy gniewnego wojownika, hodującego w sercu niechęć i cichą pogardę do ludzi. Przy takim ustawieniu historii, sensu nabiera zatrudnienie do tej roli agenta Smitha.
Peregrin Tuk i Meriadok Brandybuck (Billy Boyd i Dominic Monaghan) – hm, dokonano na nich lobotomii. Zamiast inteligentnych i śmiałych młodzieńców, dostajemy parę cwanych głupków. Dołączają się do wyprawy zupełnie na chybił trafił, nie rozumieją w ogóle, w co się pakują, i w ogóle są przyczyną utrapień i nieszczęść. Godne uwagi jest natomiast ich pierwsze wejście na ekran – od razu wiadomo, kto wpakował się Gandalfowi w życiorys, i czego można po nich oczekiwać w ciągu dalszym.
Arwena (Liv Tyler) – ech, piękna jest. Ale nie tylko. Narzeczona Aragorna przestała być uroczym, melodramatycznym meblem zdobiącym Rivendell, ale chwyciła miecz i ruszyła w bój. Całkiem zresztą skutecznie, wrogowie pierzchali przed jej białymi końmi w popłochu. Więcej – Arwena przestała być bierną nagrodą czekającą na powrót króla, ale sama wzięła życie i romans w swe rączki, wybijając swojemu chłopakowi z głowy ohydnie nadromantyczne bzdury.
Legolas (Orlando Bloom) – nie wiem, czy sam wpadł na to, jak grać, czy mu ktoś podpowiedział, ale jest to, moim zdaniem, elf idealny. Nieustannie patrzy na świat, przygody i towarzyszy z tym samym odwiecznym spokojem i zdziwieniem. Z każdego jego ruchu i gestu widać, że chociaż młody elf dobrowolnie dołączył się do drużyny, to nie do końca czuje się bohaterem z tej baśni. Chyba najbardziej widać to w dwóch scenach związanych z upadkiem Gandalfa – tuż po wyjściu z Morii, i w Lorien, kiedy Legolas odmawia tłumaczenia elfich pieśni. Jest spokojny, ale wzruszony, tak bardzo odległy od prostej rozpaczy młodszych i mniej skomplikowanych towarzyszy.
Bilbo (Ian Holm) – to, co stało się z filmowym Bilbem najlepiej oddaje czasownik „wyostrzyć”. Bilbo jest w swych przyjaźniach i dobrych momentach dużo bardziej miękki i sympatyczny – ot, dziadunio opowiadający hobbiciętom bajeczki o trollach. Kiedy przychodzi moment zagubienia i zastanowienia – jest Ian Holm dużo bardziej wewnętrznie rozdarty niż jego książkowy pierwowzór. A kiedy trzeba zapałać gniewem i tupnąć nogą – wtedy widzimy naprawdę, ile złości może wywołać Pierścień. Bilbo z książki wydaje się być w tym momencie nieco mdły.
Boromir (Sean Bean) – to, że jego charakter podrze się jak zetlała szmata, w starciu z mocą Pierścienia wszyscy wiedzą. jednak Sean Bean daje w swojej kreacji odpowiedź na pytanie: dlaczego? Z dwóch ludzi w Drużynie, to on jest tym prawdziwym człowiekiem – zdolnym do porywów serca, tak dobrych jak i złych, pełnym uczuć i pasji. Skontrastowany z milczącym i skrytym Aragornem, Boromir pokazuje, co to znaczy być prawdziwym człowiekiem w obliczu pokusy.
Parę obrazków ładnych i nieładnych
Absolutny numer jedne to wyrywanie drzew spod Orthanku. Noc, złe kreatury wyłażą spod ziemi, pośrodku krąży biała plama Sarumana, a prastare pomniki giną. Tak, to jest znakomity sposób na wyprowadzenie z równowagi Pasterzy Drzew. W ten sposób Peter Jackson wzbogacił prozę Tolkiena wstawiając scenę piękną i dodającą książce sensu. Jedynym minusem są orkowie. Mieli być brzydcy i odrażający, a dzięki swoim kolczykom wyglądają raczej jak lokalny klub fetyszystów. Nieco lepsi są już Uruk-Hai, ale to nadal nie to. Nie wiem czemu, zawsze uważałem, że orkowie są dużo podobniejsi do swoich elfich przodków, niż by się to obu rasom podobało – nieco niżsi, smaglejsi (Tolkien niespecjalnie lubił smagłych i czarnych), złachmanieni, z twarzami wykrzywionymi w odwiecznej nienawiści. Niech będą nawet krępi, krzywonodzy, podobni Hunom i Tatrom, z ewentualnymi bliznami klanowymi na twarzach, proszę bardzo, ale filmowa armia Sarumana nie mogłaby stanąć w szyku bojowym, bo by się wojownicy nawzajem w biżuterię wplątali.
Miłość do horrorów i scen potrząsających jeszcze do końca reżyserowi „Martwicy mózgu” nie przeszła, bo postanowił zaserwować nam dwa mocno straszące momenty. Z różnym skutkiem – Bilbo rzeczywiście straszy, a jednocześnie podkreśla straszliwą moc i przyciąganie Pierścienia. Natomiast scenka druga, próba Galadrieli została nieco wyrwana z kontekstu, i niespecjalnie ma sens. Moim zdaniem, Frodo powinien właśnie teraz dowiedzieć się o tym, że zniszczenie Pierścienia jest również kresem elfów, jako że ich trzy Pierścienie Władzy stracą wtedy swoją moc. Warto było również wspomnieć o potędze i mądrości Galadrieli, o tym, że powstrzymuje ona Saurona i utrzymuje swoją mocą Lorien – bez tego tą scenę równie dobrze mógł odgrywać Legolas, też elf w końcu.
Wyjście z Morii. Przejście Morii jest widowiskowe, walki w najwyższym stylu (troll zmiatający gobliny młotem jest wspaniały), atmosfera i klimat niczym w podziemiach gotyckiej katedry, ale największe wrażenie wywarło na mnie wyjście na światło. Upadek Gandalfa, strata jaką ponieśli jego towarzysze pokazana jest w sposób, którego nie potrafię nazwać, ani opisać, ale nie mam wątpliwości, co do głębi i siły uczuć rozdzierających całą pozostałą ósemkę. Skoro już wspomniałem o walce, to jest bardzo dobrze. Już od pierwszych scen bitewnych wiadomo, że miecza nikt tu nie będzie szczędził, ale dopiero sceny w mniejszej skali pozwalają Peterowi Jacksonowi rozwinąć skrzydła. Osobiście wyróżniłbym starcie z trollem w Morii i ostatnią bitwę filmu, starcie z Uruk-Hai, a szczególnie cuda, jakie Legolas wyróżniał z łukiem i strzałami. Naprawdę, patrząc na walących się dookoła orków, zaczynam rozumieć, co to znaczy, kiedy mówi się, że elfy są dobrymi łucznikami.
Hobbiton. Radosny i miły, wieś spokojna, wieś wesoła. Jeden przejazd Gandalfa przez okolicę wystarczył do pokazania całej krainy, z jej wszystkimi wadami i zaletami. Rozważając tą scenę dochodzę do wniosku, że Peter Jackson jest mistrzem ekranowej zwięzłości – na wpisanie do filmu krainy i jej historii potrzebuje kilku umiejętnie rozegranych i ustawionych scen.
Jest jeszcze kilka momentów, które budzą szczery podziw i zachwycają pięknem, oraz świeżością wizji. Na pewno można tu zaliczyć całe przejście przez Morię. Niewątpliwie dreszcze budzi również pierwsze spotkanie trzeciego stopnia z grozą Barad-Dur, czarnej Wieży Saurona. Znana dobrze z trailera scena, w której drużyna wychodzi spomiędzy dwóch kamieni, przy dźwiękach wspaniałej muzyki. Twórcom nie wystarczyło jednak uczynienie z filmu jednej wielkiej radości z oglądania – oprawili to w przewspaniałą ścieżkę dźwiękową. W radiu katuje nas nieustannie Enya swoim zawiesistym „May it be”, ale, pomimo mej szczerej niechęci do muzyki instrumentalnej, twierdzę iż muzyczne motywy z „Władcy Pierścieni” biją tą pieśń na głowę. Nie znam filmu, gdzie dźwięk tak znakomicie uzupełniałby i podkreślał obraz.
Film jak książka, tylko inny
Sfilmowanie książki cieszącej się popularnością tak ogromną, jak „Władca Pierścieni” jest zadaniem trudnym. Nadmierne odejście od fabuły zrazi fanów i zwali twórcy na głowę lawinę krytyki, a jej wierne odwzorowywanie prowokuje pytanie – a na cholerę tam reżyser? Peter Jackson dokonał jednak najwspanialszej z możliwych interpretacji – zostawił wydarzenia i postacie, ale zdołał im dodać inny wymiar. Uwspółcześnił film i uczynił go zrozumiałym, mniej czarno-białym, nie gubiąc po drodze nagromadzonego w tolkienowskiej prozie bogactwa. Jest to niedościgły wzór wszelkich ekranizacji – dzieło, gdzie wyraźnie widać jednocześnie pierwotny zamysł pisarza i kierującą go do dzisiejszego widza rękę reżysera.
koniec
1 marca 2002

Komentarze

10 II 2016   13:38:23

Saruman - człowiekiem?! Chyba ci porąbało, poczytałbyś troche a nie tylko filmy ogladał. Saruman był Majarem, tak jak Gandalf i... Sauron. Zdziwiony? Nie bierz się za pisanie recenzji, bo od razu widaś, że g... rozumiesz z książki i filmu.

11 II 2016   08:04:01

Jej, co za kultura. Tolkien byłby z ciebie dumny.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Władca rankingów
— Agnieszka Szady

Tegoż twórcy

Wojna, która zakończy wszystkie wojny
— Konrad Wągrowski

Karuzela wrażeń
— Gabriel Krawczyk

Jak dobrze wyglądać na łosiu, czyli bitwa w Śródziemiu
— Anna Kańtoch

Esensja ogląda: Styczeń 2014 (3)
— Krystian Fred, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Esensja ogląda: Grudzień 2013 (6)
— Sebastian Chosiński, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Śródziemski rollercoaster
— Gabriel Krawczyk

Przygoda trwa
— Anna Kańtoch

Esensja ogląda: Kwiecień 2013
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Tomasz Kujawski, Małgorzata Steciak, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Styczeń 2013 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Piotr Dobry, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Udana podróż
— Tomasz Markiewka

Tegoż autora

Najstarsza magia
— Eryk Remiezowicz

Kronika śmierci niezauważonej
— Eryk Remiezowicz

Zamknąć Królikarnię!
— Eryk Remiezowicz

Książka, która nie dotarła do nieba
— Eryk Remiezowicz

Historia żywa
— Eryk Remiezowicz

Na siłę
— Eryk Remiezowicz

Wpadnij do wikingów
— Eryk Remiezowicz

Gdzie korekta to skarb
— Eryk Remiezowicz

Anielski kryminał
— Eryk Remiezowicz

I po co ten pośpiech?
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.