W rok po rosyjskiej premierze „Ładunek 200” – jedenasty pełnometrażowy film fabularny w reżyserskiej karierze Aleksieja Bałabanowa – wszedł na polskie ekrany. Trudno liczyć na to, by został hitem polskich kin, ale można być pewnym, że wszyscy, którzy zdecydują się go obejrzeć, nie pozostaną obojętni. Najbardziej przerażające w tym psychologicznym dramacie jest jednak to, że opowiada on historię, która wydarzyła się naprawdę.
Jeśli Boga nie ma…
[Aleksiej Bałabanow „Ładunek 200” - recenzja]
W rok po rosyjskiej premierze „Ładunek 200” – jedenasty pełnometrażowy film fabularny w reżyserskiej karierze Aleksieja Bałabanowa – wszedł na polskie ekrany. Trudno liczyć na to, by został hitem polskich kin, ale można być pewnym, że wszyscy, którzy zdecydują się go obejrzeć, nie pozostaną obojętni. Najbardziej przerażające w tym psychologicznym dramacie jest jednak to, że opowiada on historię, która wydarzyła się naprawdę.
Aleksiej Bałabanow
‹Ładunek 200›
Aleksiej Bałabanow, rocznik 1959, przeszedł już do historii rosyjskiego kina, kręcąc dwie części „Brata” – filmu słusznie porównywanego z „Psami” Władysława Pasikowskiego. Jako twórca ceniony i z niekwestionowanym dorobkiem mógł więc pokusić się o realizację „Ładunku 200”, obrazu, który – jak sam słusznie przewidywał – miał wywołać spore kontrowersje i budzić skrajne emocje. Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, zapoznawszy się ze scenariuszem, kilku znanych aktorów, w tym m.in. Siergiej Makowiecki i Jewgienij Mironow, odmówiło współpracy z Bałabanowem. Planowany film wydał im się z jednej strony zbyt drastyczny, z drugiej natomiast – zbyt tendencyjny. Kiedy zaś prace dobiegły do szczęśliwego końca, rozpoczęła się z kolei batalia o zgodę na rozpowszechnianie obrazu w rosyjskich kinach. Sprawa oparła się nawet o Dumę, gdzie na reżysera spadły gromy za przedstawienie wynaturzonego obrazu ostatnich lat istnienia Związku Radzieckiego. Oskarżenia te można byłoby pewnie zrozumieć, gdyby opowiedziana w filmie historia była fikcją; tymczasem Bałabanow (w tym przypadku nie tylko reżyser, ale i scenarzysta) przedstawił dramat, który wydarzył się naprawdę – jakkolwiek, oglądając „Ładunek 200”, trudno w coś takiego uwierzyć.
Akcja filmu rozgrywa się w 1984 roku, kilka miesięcy po śmierci Jurija Andropowa, w czasach gdy sekretarzem generalnym KPZR jest Konstantin Czernienko. Czuć już nadchodzący powoli „wiatr przemian”, choć wiele jeszcze będzie musiało upłynąć czasu, nim dotrze on na radziecką prowincję. Wciąż trwa bezsensowna wojna w Afganistanie, na której giną młodzi Rosjanie. Ich zwłoki sprowadzane są do ojczyzny w całkowitej tajemnicy przed opinią publiczną. Akcji tej nadano właśnie kryptonim, który posłużył Bałabanowi za tytuł obrazu – „Ładunek 200”. Film nie dotyczy jednak Afganistanu. Jest to opowieść o zaginięciu młodej dziewczyny, córki sekretarza komitetu rejonowego partii w niewielkiej prowincjonalnej mieścinie. Nim jednak dojdzie do tego, reżyser przedstawi nam bardzo szczegółowo wydarzenia poprzedzające zniknięcie Angeliki. Dzięki temu, jak w antycznym dramacie, poznamy wszystkie najważniejsze dramatis personae: Artioma Kazakowa – wykładowcę naukowego ateizmu na uniwersytecie leningradzkim; jego brata Michaiła – pułkownika Armii Czerwonej; Walerija – narzeczonego córki wojskowego, który spotkawszy Angelikę na dyskotece, wywiezie ją na melinę na przedmieściach i tym samym wydatnie przyczyni się do jej zniknięcia; wreszcie właściciela meliny, Aleksieja, byłego więźnia i alkoholika, który – mimo moralnego upadku – zachował wiarę w Boga.
Drogi bohaterów będą się zresztą wielokrotnie przecinać, a pozornie niepowiązane ze sobą zdarzenia będą wydatnie wpływały na ich dalsze losy. Jak chociażby kluczowa dla całego obrazu rozmowa Artioma z właścicielem wspomnianej już meliny Aleksiejem, do której dojdzie zupełnie przypadkowo jeszcze przed zaginięciem dziewczyny. Jadącemu w nocy od swego brata Michaiła do mieszkającej w innym mieście matki profesorowi zepsuje się samochód. Szukając pomocy, trafi on do domu Aleksieja – w zamian za ratunek będzie jednak musiał napić się z gospodarzem wódki i odbyć niezwykle pouczający filozoficzno-teologiczny dyskurs. Ledwo trzymający się na nogach alkoholik zada uniwersyteckiemu wykładowcy i zdeklarowanemu ateiście podstawowe pytania: „Jest Bóg czy Go nie ma? A dusza?” Nie uzyskawszy zadowalającej odpowiedzi, udzieli jej sobie sam, słowami Fiodora Dostojewskiego ze „Zbrodni i kary”: Bo jeśli Boga nie ma, to znaczy, że wszystko jest dozwolone. To co wydarzy się później, będzie już tylko chłodnym przeprowadzeniem dowodu na prawdziwość tej tezy. Bałabanow starał się przedstawić niezwykle dramatyczne i drastyczne zarazem wydarzenia w sposób niemal całkowicie pozbawiony emocji. I dzięki temu osiągnął swój główny cel – wstrząsnął do głębi i zmusił do przemyśleń.
Wbrew opiniom, jakie wyrażali rosyjscy krytycy „Ładunku 200”, nie jest to tylko i wyłącznie obraz o upadku Związku Radzieckiego, mający do cna zohydzić komunistyczny ustrój i zadać potężny cios wszystkim tym, którzy wspominają go z sentymentem i rozrzewnieniem. Owszem, można film Bałabanowa odebrać i tak, ale w ten sposób spłyci się całkowicie przesłanie reżysera. Jak w przypadku zdecydowanej większości ambitnych produkcji opowiadających o upadku starego, jest to jednocześnie opowieść o narodzinach nowego porządku (vide „Zmierzch bogów” Luchino Viscontiego). W tym kontekście konkretni bohaterowie symbolizują różne wizje Rosji. Na dwóch różnych biegunach znajdą się przeżywający wewnętrzną przemianę profesor Kazakow (w tej roli Leonid Gromow) oraz całkowicie wyprany z uczuć kapitan Żukow (którego gra Aleksiej Połujan), milicjant prowadzący śledztwo w sprawie zaginięcia Angeliki. Najciekawszą postacią jest jednak meliniarz Aleksiej (grany przez znanego m.in. z „Dziewiątej kompanii” i serialu „Sztrafbat” Aleksieja Sieriebriakowa), w którym widzieć można symbol dawnej Rosji, doprowadzonej do totalnej degrengolady przez ustrój komunistyczny. To postać przeniesiona na ekran wprost z kart powieści Dostojewskiego – wypadkowa upadłego kapitana Lebiadkina z „Biesów” i Siemiona Marmieładowa, czyli ojca Soni ze „Zbrodni i kary”. Ciekawe, ale już całkiem współczesne, tropy interpretacyjne otwiera jeszcze jedna drugoplanowa postać filmu – pracujący u Aleksieja Wietnamczyk.
Chociaż „Ładunek 200” oparty jest na kryminalnej intrydze, reżyser nie zaprząta nam umysłu pytaniami typu: „Kto zabił?” To wiemy od chwili popełnienia przestępstwa. Tym samym na pierwszy plan wysuwają się pytania zupełnie inne: „Dlaczego?” oraz „Jak to w ogóle było możliwe?”. Na oba zresztą odpowiedź poznajemy już wcześniej – podczas rozmowy profesora Kazakowa z Aleksiejem… Siłą filmu jest przede wszystkim jego realizm. Obraz Związku Radzieckiego pierwszej połowy lat 80. XX wieku oddany został idealnie: obskurne blokowiska, zdewastowane mieszkania, dyskoteka w starej zrujnowanej cerkwi, a wszystko to dodatkowo jeszcze na tle brudnych i przygnębiających wielkoprzemysłowych krajobrazów. W świecie bez Boga nie może istnieć ani miłość, ani nadzieja – taka więc jest komunistyczna Rosja. Bałabanow idzie jednak krok dalej i każe nam zastanowić się, czy to, co narodziło się na gruzach Związku Radzieckiego na pewno jest lepsze. I chociaż, jak w powieści Dostojewskiego, także w filmie zbrodnia zostaje ukarana, to mimo wszystko rosyjski reżyser pozostawia nas z przekonaniem, że Zło istnieć będzie dalej.