„Dziewczyny z St Trinian” to obrazoburczy hymn na cześć anarchii i uroczo amoralny żart z obowiązku szkolnego, który każdemu uczniowi rozpoczynającemu właśnie rok szkolny powinien przypaść do gustu. Film może nie idealny, ale przy odpowiednim nastawieniu mogący dostarczyć dużo dobrej zabawy.
Konrad Wągrowski
Jesteśmy najlepsze, więc pieprzyć resztę!
[Oliver Parker, Barnaby Thompson „Dziewczyny z St Trinian” - recenzja]
„Dziewczyny z St Trinian” to obrazoburczy hymn na cześć anarchii i uroczo amoralny żart z obowiązku szkolnego, który każdemu uczniowi rozpoczynającemu właśnie rok szkolny powinien przypaść do gustu. Film może nie idealny, ale przy odpowiednim nastawieniu mogący dostarczyć dużo dobrej zabawy.
Oliver Parker, Barnaby Thompson
‹Dziewczyny z St Trinian›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Dziewczyny z St Trinian |
Tytuł oryginalny | St. Trinian's |
Dystrybutor | Vivarto |
Data premiery | 5 września 2008 |
Reżyseria | Oliver Parker, Barnaby Thompson |
Zdjęcia | Gavin Finney |
Scenariusz | Piers Ashworth, Nick Moorcroft |
Obsada | Rupert Everett, Colin Firth, Jodie Whittaker, Gemma Arterton, Jonathan Bailey, Mischa Barton, Antonia Bernath, Russell Brand, Anna Chancellor, Cheryl Cole, Lily Cole, Nadine Coyle, Tamsin Egerton, Stephen Fry, Sarah Harding, Lena Headey, Celia Imrie, Toby Jones, Caterina Murino, Talulah Riley, Tereza Srbova, Kimberley Walsh |
Muzyka | Charlie Mole |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | Wielka Brytania |
Czas trwania | 97 min |
WWW | Strona |
Gatunek | komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Chyba w mało którym kraju szkolnictwo jest traktowane tak poważnie jak w Wielkiej Brytanii, mało który kraj miał tak duży wpływ na inne nacje pod tym względem. Szkoła w Zjednoczonym Królestwie zawsze była czymś więcej niż placówką edukacyjną. Szkoła była integralną częścią brytyjskiego imperium. Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do XIX wieku – czasu, gdy nad imperium nigdy nie zachodziło słońce. Szkoły nie uczyły po prostu młodzieży, nie przygotowywały jej do dorosłego życia. Szkoły tworzyły nowe kadry – wojskowe, administracyjne – które miały następnie udać się do setek placówek rozrzuconych po całym świecie, by podjąć służbę dla imperium. Ważne było, aby to oni kształtowali otoczenie, przerabiali kolonie zgodnie z centralną wizją, a nie, by to otoczenie kształtowało ich. Integralność imperium miała być najważniejsza, jego zasady jednolite. Oczywiście musiało mieć to wpływ na kształt brytyjskiej edukacji. Znamy te schematy – szkoły z internatem, odseparowanie młodzieży od rodzin na cały rok szkolny, brak koedukacji, organizacja na wzór jednostki wojskowej, wszechobecne kary cielesne (utrzymywane chyba jeszcze co najmniej do lat 70. minionego stulecia), szacunek dla imperium, jego historii i osiągnięć. Do tego nacisk na nauki ścisłe, ogromna rola sportu. To owocowało oczywiście swoistą wewnętrzną organizacją takich szkół, z jasno określonymi rolami młodszych roczników wobec starszych (dziś nazywamy to „falą”), uwielbienia dla absolwentów, którzy wybrali służbę ojczyźnie i – oczywiście – nieustanną grą pomiędzy uczniami i nauczycielami. Unikanie kary było przecież także pewną formą edukacji. Tak jak w starożytnej Sparcie (z którą zresztą pewnie można znaleźć więcej analogii) – uczniowie czuli się ukarani nie dlatego, że postąpili źle, ale dlatego, że dali się przyłapać. Choć lata mijały, pewne zasady się zmieniały, to jednak duch pozostał.
Wielkim piewcą tego systemu edukacji był na przełomie wieków Rudyard Kipling, który uwiecznił go w znakomitej powieści „Stalky i spółka” (nawiasem mówiąc, bardzo dużo czasu minęło od ostatniego polskiego wydania – może warto pokusić się o wznowienie?). Troje przyjaciół toczy tamże nieustanną wojnę z nauczycielami i innymi uczniami, ale jednocześnie widać jak ogromnym sentymentem darzy Kipling te szkolne czasy, nie mając wątpliwości co do słuszności tego, w jaki sposób były zorganizowane. Młodsi czytelnicy mogli z kolei zapoznać się z pewną wersją tej edukacji – w sumie też ukazanej w pozytywnym świetle – w opowieściach o Harrym Potterze. Nie da się ukryć – szkolnictwo brytyjskie jest znane na całym świecie, uczelnie aspirujące do bycia elitarnymi kopiują najczęściej brytyjskie wzory. Spójrzcie zresztą – czy jest na świecie inna szkoła średnia tak powszechnie znana jak Eton?
Zajęcia z fizyki kwantowej były bardzo absorbujące i stymulujące intelektualnie.
Ale oczywiście trudno, aby tak zorganizowany system nie doczekał się parodii, ironii, wyszydzenia, krytyki. Oczywiste skojarzenia to Monty Python (genialne sekwencje z lekcją seksu i meczem rugby w „Sensie życia”) czy pamiętniki Adriana Mole’a. To także słynne „We don’t need no education” Floydów. Ale warto wiedzieć, że zanim za brytyjskie szkoły zabrali się Pythoni, Floydzi czy pani Sue Townsend, było St Trinian’s.
St Trinian’s to fikcyjna szkoła dla dziewcząt wymyślona przez brytyjskiego rysownika Ronalda Searle’a w latach 50. XX wieku. Kipling zapewne przewróciłby się w grobie. W St Trinian’s uczą się córki przestępców – mafiosów, oszustów, bandytów. Szkoła jest pełna przemocy, występku, broń i leżące ciała są na porządku dziennym (cóż, Searle spędził kilka lat w japońskim obozie jenieckim…). Wkrótce po sukcesie rysunkowych opowieści zaczęły powstawać filmy (nieco lżejsze w klimacie). O St Trinian’s nakręcono w sumie cztery komedie („The Belles of St Trinian’s” (1954), „Blue Murder at St Trinian’s” (1957), „The Pure Hell of St Trinian’s” (1960), i „The Great St Trinian’s Train Robbery” (1966)). Po przeszło półwieczu przyszedł czas na kolejny film, który mamy okazję obejrzeć na naszych ekranach.
Schemat jest podobny do tych w dawnych historiach. Uczennice w St Trinian’s nie należą do wzorów wychowawczych. Niespecjalnie interesuje je edukacja, ale na pewno interesuje je ich własna przyszłość. W tym celu doskonalą umiejętności, hmm, nieco mniej pożądane społecznie. Złodziejstwo, oszustwo, produkcja alkoholu, narkotyki, materiały wybuchowe, ale też szczególna troska o własny wygląd… Nauczyciele patrzą na to przez palce… Nie, to nieprawda. Nauczyciele w procederze aktywnie uczestniczą – w końcu profity czerpią wszyscy. Od czasu do czasu St Trinian’s czeka brutalny mecz hokejowy z ościenną szkołą, od czasu do czasu ma się rozrywkę przyjmowania do szkoły nowej uczennicy (wraz z jej przyspieszoną edukacją). Problem w tym, że szkoła jest zadłużona, grozi jej zamknięciem także energiczny minister edukacji (Colin Firth). Po bojowej naradzie plan ratunkowy zostaje przygotowany. Wystarczy… ukraść z National Gallery obraz Vermeera „Dziewczyna z perłą” i korzystnie sprzedać. Aby jednak to mogło się udać, St Trinian musi dotrzeć do finału konkursu międzyszkolnego, który właśnie ma odbyć się w Galerii. Problem w tym, że zwycięstwo w konkursie wymaga zwykłej szkolnej wiedzy. Od czego jednak pomysłowość uczennic St Trinian’s…
Elitarne kadry brytyjskiego imperium w drodze na odpowiedzialne stanowiska.
Polski widz z pewnością nie będzie miał możliwości odczytania nawiązań do klasycznej serii komedii. W szkole można zobaczyć obraz i popiersie Alastaira Sima – odtwórcy głównych ról w starych filmach. Sim grał wówczas zarówno panią dyrektor szkoły, jak i jej brata. Tym razem te dwie role otrzymał również jeden aktor – Rupert Everett.
Nie powinno natomiast być żadnego problemu by odczytywać inne popularne nawiązania popkulturowe. Akcja w galerii wzorowana jest na „Mission: Impossible” i „Włoskiej robocie”. Dziewczynki, atakując autokar z drużyną rywalek krzyczą słowa generała Maximusa „Na moją komendę, rozpętać piekło!”. Gdy pojawia się reprodukcja obrazu Vermeera i pomysł, by ukraść go z galerii, mniej rozgarnięte uczennice się ekscytują „Mamy porwać Scarlett Johansson?!”. Piesek pani dyrektor nazywa się Darcy, tak jak główny bohater „Dumy i uprzedzenia”, w wersji serialowej grany przez obecnego tu Colina Firtha (który także grał Vermeera w „Dziewczynie z perłą”…). W jednej ze słynniejszych scen niedawnej filmowej „Dumy…” pojawiła się Keira Knightley w przemoczonej koszuli – tu zastępuję ją w zbliżonej scenie właśnie Firth…
Krytycy brytyjscy nie zachwycili się filmem, zapewne porównując go z wersjami sprzed półwiecza. My nie mamy tego problemu i możemy spokojnie bawić się sympatyczną, anarchistyczną atmosferą całości, dobrym tempem filmu i dynamicznym, rockowym i punkrockowym soundtrackiem (tytuł tego tekstu pochodzi z utworu „Defenders of Anarchy”, który odśpiewują w finale same uczennice). Trzeba jednak przyznać, że humor w filmie jest nieco nierówny. Szkolny konkurs (zwłaszcza oryginalne pomysły na zwycięstwa we wcześniejszych etapach zawodów) bawi, podobnie sprawnie zrealizowana akcja w muzeum. Ale już dowcipy z pieskiem kopulującym z nogą nie są pierwszej świeżości, jak również oklepane motywy ośmieszania ministra edukacji. O dziwo, nie do końca sprawdza się, wydawałoby się, komediowy samograj – romans między dyrektor szkoły (Rupert Everett) i ministrem oświaty (Colin Firth). Brak chemii, ale na osłodę pozostaje odśpiewane przez obu „Love is in the Air”. Udanie natomiast wprowadzane są nowinki do St.Trinian, pokazujące, że szkoła idzie z duchem czasu. Pół wieku temu nie można było przecież zrobić żartu nowej uczennicy, pokazując ją nago na youtube, pewnie wówczas nie było też klasy złożonej z emo-girls…
Zapewne osoby kojarzące brytyjski humoru z wyszukanymi, intelektualnymi żartami, nie będą „Dziewczynami z St Trinian’s” zachwycone. Pozostali powinni być zadowoleni, bo zabawa jest całkiem przyzwoita, bohaterki (mimo wszystko) sympatyczne, a i dla tropicieli wplecionych nawiązań i aluzji znajdzie się nieco zabawy. Miło pomyśleć, że gdzieś jest prawdziwie bezstresowa szkoła, pełna pomysłowych i atrakcyjnych dziewcząt. Szkoła, w której program „Zero tolerancji” jeszcze długo nie będzie miał racji bytu…