Pochodzący z Ukrainy Sasza (Aleksandr) Kirienko specjalizuje się we współczesnych dramatach obyczajowych. Na dodatek jest reżyserem bardzo płodnym. W ciągu minionych trzech lat podpisał swoim nazwiskiem aż pięć filmów. W trzech z nich główną rolę żeńską zagrała Aliona Babienko. Jednym z tych filmów jest kameralny telewizyjny dramat „Swoje dzieci” – obraz, który wyciśnie łzy z oczu nawet największym twardzielom.
East Side Story: Oko za oko, dziecko za dziecko
[Aleksander Kirienko „Swoje dzieci” - recenzja]
Pochodzący z Ukrainy Sasza (Aleksandr) Kirienko specjalizuje się we współczesnych dramatach obyczajowych. Na dodatek jest reżyserem bardzo płodnym. W ciągu minionych trzech lat podpisał swoim nazwiskiem aż pięć filmów. W trzech z nich główną rolę żeńską zagrała Aliona Babienko. Jednym z tych filmów jest kameralny telewizyjny dramat „Swoje dzieci” – obraz, który wyciśnie łzy z oczu nawet największym twardzielom.
Aleksander Kirienko
‹Swoje dzieci›
Sasza – taka wersja imienia widnieje w napisach filmów Kirienki – zaczynał swoją karierę od pracy dla ukraińskiej telewizji. To dla niej zrealizował swój pierwszy pełnometrażowy film, którym była głupiutka komedia romantyczna „Koroliewa bienzokołonki 2” (2004). Dwa lata później na ekrany film wszedł jego melodramat „Oranżewoje niebo”, jednak prawdziwa popularność stała się udziałem reżysera dopiero w 2007 roku, kiedy to – w koprodukcji z Rosjanami – zrealizował miłosną psychodramę zatytułowaną
„Indi” . Film spodobał się nie tylko w krajach rosyjskojęzycznych, w czym była spora zasługa aktorów odtwarzających główne role, a przede wszystkim duetu Aliona Babienko – Aleksandr Bałujew. Gdy obraz wchodził do kin, Kirienko pracował już nad swoim kolejnym dziełem, tym razem produkowanym z myślą o rosyjskim telewizyjnym Kanale Pierwszym. Ponownie zatrudnił Babienko, ale jako partnera dla niej wybrał doświadczonego Aleksieja Sieriebriakowa. Wybór okazał się niezwykle trafny.
Główną bohaterką „Swoich dzieci” jest samotna, trzydziestoletnia Dina Andriejewa, przed laty mistrzyni w jeździe figurowej na lodzie. Niestety, pewnego dnia podczas zawodów sportsmenka zalicza groźny upadek, w wyniku którego nie tylko musi zakończyć wyczynową karierę, ale na dodatek traci nienarodzone dziecko. Szukając nowego pomysłu na życie, postanawia uczyć tańca. Od tamtej pory prowadzi zajęcia w domu dziecka. Nieco opóźnione w rozwoju umysłowym dziewczynki uwielbiają Dinę, potajemnie marzą nawet o tym, aby była ich matką. Spośród licznej trzódki kobieta wyróżnia przede wszystkim Polinę. Zmienia się to jednak w momencie, gdy do sierocińca trafia dwunastoletnia Łada. Jej rodzice zginęli w wypadku dwa lata wcześniej, ona sama ma od tamtego czasu poważne problemy ze zdrowiem: zdarza się, że w chwili szczególnego zdenerwowania lub podniecenia traci czucie w nogach. Była łyżwiarka natychmiast zwraca na nią uwagę. Nie zdaje sobie przy tym sprawy, że w ten sposób ściąga na głowę Łady kolejne nieszczęście – nienawiść koleżanek z domu dziecka, które zazdroszczą jej zainteresowania ulubionej opiekunki. W znęcaniu się nad wciąż niepotrafiącą zapomnieć o rodzinnym dramacie dziewczynką przoduje zwłaszcza Polina, która nie cofa się nawet przed użyciem przemocy fizycznej.
Pod wpływem tragicznych wydarzeń, które rozgrywają się w sierocińcu, Dina decyduje się zabrać Ładę do swego domu. Dzięki temu po raz pierwszy czuje się jak matka. Opieka nad rozchwianą emocjonalnie dziewczynką nie należy jednak do łatwych zadań. Tym bardziej że niebawem w życiu Diny pojawia się jeszcze jedna nowa osoba – poznany przypadkowo na lodowisku Gleb, mężczyzna po przejściach, marzący przede wszystkim o tym, aby mieć własne dziecko. Ognisty romans między nim a Diną zawiśnie na włosku, kiedy kochanek pozna przeszłość Łady. Coraz częstsze kłótnie dorosłych z powodu dziewczynki nie pozostają bez wpływu na jej postępowanie. Wówczas atmosfera zaczyna się zagęszczać, prowadząc nieuchronnie do kolejnego dramatu. Sasza Kirienko stara się wprawdzie nie epatować przemocą i unika pokazywania na ekranie skrajnych sytuacji, jednak wcale to nie oznacza, że jego film robi z tego powodu mniejsze wrażenie. Reżyser potrafi bowiem bardzo skromnymi środkami budować odpowiedni, niepokojący klimat – wystarczy mu do tego zaledwie kilka ujęć, kameralna muzyka, pełen niedopowiedzeń dialog. O wartości filmu decydują jednak nade wszystko dylematy moralne, przed którymi stają bohaterowie. Dina, doprowadzona do rozstroju nerwowego, musi ostatecznie dokonać wyboru. Obojętnie co postanowi, kogoś skrzywdzi. Podobnie Gleb, który – samemu pragnąc szczęścia – unieszczęśliwia innych. W najgorszej sytuacji znajdzie się jednak Łada. Dziewczynce coraz częściej towarzyszy uczucie odrzucenia. W najbardziej dramatycznym momencie ziszcza się nawet jej najczarniejszy sen.
„Swoje dzieci” opowiadają historię bardzo nietypowego trójkąta – jej, jego oraz dziecka. Troje obcych, głęboko nieszczęśliwych i skrzywdzonych przez los ludzi odnalazło się wprawdzie w dżungli wielkiego miasta, ale balast życiowych doświadczeń skutecznie utrudnia im normalne funkcjonowanie. Jak się okazuje, samo pragnienie szczęścia to zdecydowanie zbyt mało, aby stworzyć rodzinę. Gdy brakuje najbardziej elementarnych uczuć – takich jak zrozumienie czy współczucie – dobra wola, której bohaterowie mają aż nadto, okazuje się być jedynie czekiem bez pokrycia. Kirienko nakręcił bardzo kameralny film, w którym postawił widzom niezwykle ważne pytania: Do jakiego stopnia jesteśmy odpowiedzialni za innych ludzi? Czy powinien nas radować uśmiech losu, skoro ceną, którą musimy za niego zapłacić, jest niepowodzenie innych? Wreszcie – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – czym jest miłość? Rosjanin nie jest pierwszym ani też ostatnim twórcą poruszającym te fundamentalne kwestie. Przed nim był chociażby Krzysztof Kieślowski, którego twórczość zdaje się być dla reżysera głównym źródłem inspiracji – „Swoje dzieci” przywodzą na myśl przede wszystkim „Dekalog VII”. Fabuła obu filmów zawiązana została wokół problemu posiadania dziecka i wynikających z tego konsekwencji. W obu dziełach widoczny jest również – choć w obrazie Kirienki ukryty został nieco głębiej – wątek religijny. Popełniający niegodziwość Gleb zostanie ukarany; by zaś kara była dotkliwsza, nie uderza bezpośrednio w mężczyznę, ale w jego ukochaną.
Mimo że zdjęcia kręcono w Kijowie i Odessie, a bohaterowie mówią po rosyjsku, film jest uniwersalny. Podobna historia mogłaby się wydarzyć zarówno w Rosji, jak i w Polsce, Francji czy też Stanach Zjednoczonych. To również jest siłą „Swoich dzieci” – gdziekolwiek obraz ten trafi, bez względu na długość czy szerokość geograficzną, wszędzie zostanie zrozumiany. Miejscami wprawdzie scenariusz autorstwa Olega Sirotkina (którego notabene w pracy nad tekstem wspierali odtwórcy głównych ról, czyli Babienko i Sieriebriakow) razi banalnością i schematyzmem – zwłaszcza w początkowych partiach – to jednak w miarę rozwoju akcji, gdy na pierwszy plan wysuwają się problemy natury moralnej, zyskuje na oryginalności i sile wyrazu. Podobnie było zresztą w przypadku poprzedniego filmu Kirienki. W „Indi” typowa historia o zdradzie małżeńskiej przeistacza się w iście Szekspirowską psychodramę; w „Swoich dzieciach” opowieść o nieszczęśliwym dzieciństwie opóźnionej w rozwoju dziewczynki staje się punktem wyjścia do niemal biblijnej przypowieści o grzechu i pokucie.
Na pochwałę na pewno zasługują aktorzy. Grająca Ładę młodziutka Liza Arzamazowa – mimo swoich zaledwie dwunastu lat – nie jest wcale debiutantką. Od 2002 roku zdążyła już zagrać w piętnastu filmach, między innymi w recenzowanych na łamach „Esensji”
„Wsadniku po imieni smiert’” (2004) oraz
„Wołkodawie: Ostatnim z rodu Szarych Psów” (2006). W tym roku pojawiła się natomiast w serialowej ekranizacji „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego. W roli nieco zagubionej, przetrąconej przez życie, ale niepozbawionej nadziei na lepszy los Diny po raz kolejny nieźle wypadła Aliona Babienko, znana przede wszystkim z
„Kierowcy Wiery” (2004) oraz wspomnianego już parokrotnie
„Indi” (2007). Co ciekawe, na 4 grudnia zaplanowana została premiera thrillera „Illjuzija stracha” – kolejnego filmu Saszy Kirienki z Babienko w roli głównej (tym razem towarzyszyć jej będą Andriej Panin i Siergiej Garmasz). Nieco w tle pozostaje postać Gleba; w końcówce to jednak właśnie odtwarzający jego postać Aleksiej Sieriebriakow musi unieść główny ciężar akcji. Radzi sobie z tym bez zastrzeżeń. Co zresztą nie dziwi, bo to bardzo doświadczony aktor. W kinie zadebiutował w 1973 roku, mając zaledwie 9 lat. W ostatnich latach pojawił się natomiast w tak spektakularnych produkcjach jak wojenne seriale „Sztrafbat” (2004) i „Smiert’ szpionam” (2007) oraz – znanym również z polskich kin studyjnych – „Ładunku 200” (2007), gdzie zagrał, co prawda epizodyczną, ale za to jedną z najważniejszych w filmie ról.
Poza kreacjami aktorskimi w pamięci pozostaje również bardzo oszczędna, ale niezwykle przejmująca muzyka Zwiada Bałkwadze, który zresztą w jednej ze scen pojawia się na ekranie, grając pianistę w lokalu. Sentymentalne dźwięki fortepianu i gitary klasycznej idealnie wręcz współgrają z klimatem opowieści. Podobnie jak i zdjęcia Aleksieja Cwełoduba, który dość prostymi środkami buduje nastrój nadciągającej grozy. W efekcie powstał film, który – jak na klasyczny melodramat (z ambicjami) przystało – potrafi wycisnąć łzy z oczu największego twardziela. Przed seansem warto więc zaopatrzyć się w paczkę chusteczek.
