Ostatnimi czasy rzadko trafiają na ekrany kin w Rosji tak piękne i zarazem wzruszające filmy, jak pełna czarnego humoru „Rusałka” Anny Mielikjan. Opowieść o nieprzystosowanej do życia młodej dziewczynie, która na ulicach Moskwy szuka szczęścia i miłości, tak bardzo przypadła do gustu członkom Rosyjskiej Akademii Filmowej, że właśnie ten film wskazali jako rosyjskiego kandydata do Oscara.
East Side Story: Alisa u progu końca świata
[Anna Mielikjan „Rusałka” - recenzja]
Ostatnimi czasy rzadko trafiają na ekrany kin w Rosji tak piękne i zarazem wzruszające filmy, jak pełna czarnego humoru „Rusałka” Anny Mielikjan. Opowieść o nieprzystosowanej do życia młodej dziewczynie, która na ulicach Moskwy szuka szczęścia i miłości, tak bardzo przypadła do gustu członkom Rosyjskiej Akademii Filmowej, że właśnie ten film wskazali jako rosyjskiego kandydata do Oscara.
Podjęta we wrześniu decyzja Rosyjskiej Akademii Filmowej wprawiła krytyków w prawdziwe zdumienie. Okazało się bowiem, że w zbliżającej się wielkimi krokami batalii o przyszłorocznego Oscara w kategorii najlepszego filmu obcojęzycznego Rosję ma reprezentować „Rusałka” Anny Mielikjan. Zaskoczenie było tym większe, że w pokonanym polu pozostały dzieła tak uznanych reżyserów, jak Aleksander Sokurow (
„Aleksandra”), Aleksander Proszkin (
„Żyj i pamiętaj”), Paweł Czuchraj (
„Rosyjska gra”) czy Karen Szachnazarow (
„Utracone Imperium”). Nic więc dziwnego, że pojawiły się głosy sprzeciwu. Jako jeden z argumentów krytycy „Rusałki” podawali słabe notowania finansowe. Mimo że obraz Mielikjan skierowano do dystrybucji aż w 280 kopiach, a na jego reklamę przeznaczono 2 miliony dolarów, w ciągu niespełna roku wyświetlania zarobił on zaledwie około 1,4 miliona zielonych papierków (to o 300 tysięcy mniej, niż wynosił budżet filmu). Wychodzi więc na to, że na dziele młodej reżyserki nie poznali się ani widzowie, ani krytycy. Czy naprawdę? Chyba tak, bo „Rusałka” to rzeczywiście dzieło intrygujące i, co najważniejsze, artystycznie udane. Co może zaskakiwać, wziąwszy pod uwagę fakt, że wcześniej Rosjanka nakręciła zaledwie jeden – średnio zresztą udany – pełnometrażowy obraz (komedię „Mars” z Goszą Kucenko w roli głównej).
Główną bohaterką filmu Mielikjan, tytułową „rusałką”, jest dziewczynka o imieniu Alisa. Poznajemy ją, gdy ma zaledwie sześć lat. Mieszka ze zrzędliwą, grubą i nieatrakcyjną matką oraz zdziwaczałą babką w starej, drewnianej chałupie nad brzegiem morza. Ojca nigdy nie poznała; wie jedynie, że był marynarzem. Tęskni za nim tak bardzo, że nawet rozmawia z nim w snach. Dziewczynce bardzo trudno pogodzić się z tym, że matka spotyka się z innym mężczyzną. Pewnej nocy, przyłapawszy ją na uprawianiu seksu, podpala dom. Od rozwścieczonej kobiety dowiaduje się wówczas prawdy – mężczyznę, z którym zaszła w ciążę, widziała tylko raz w życiu, nie wie nawet, jak się nazywa i skąd pochodzi. Alisa pojmuje, że nigdy nie pozna swego ojca, że nie ma najmniejszego sensu na niego czekać, bo ten i tak nie przyjedzie, gdyż najprawdopodobniej nie zdaje sobie nawet sprawy z jej istnienia. Drugim traumatycznym przeżyciem w życiu dziewczynki staje się zaćmienie Słońca. Chociaż wraz z nim nie nadchodzi oczekiwany przez wielu mieszkańców miasteczka koniec świata, zestresowana sześciolatka przestaje mówić. Lekarz stwierdza wprawdzie, że to przejdzie, ale… nie przechodzi. Wówczas matka decyduje się umieścić córeczkę w szkole specjalnej. Przez kolejnych jedenaście lat Alisa wychowuje się wśród dzieci z zespołem Downa. Kończąc szkołę, uświadamia sobie, że w tym czasie posiadła umiejętność spełniania życzeń. W jaki sposób? Najprostszy z możliwych: „Wystarczy tylko chcieć”. Po powrocie do domu zastaje matkę z kolejnym mężczyzną. Rozgoryczona prowokuje morze do straszliwej reakcji. Huragan, który pośrednio rozpętuje, całkowicie niszczy nadmorskie miasteczko. To zaś staje się pretekstem do zmiany miejsca zamieszkania – trzy kobiety przenoszą się do Moskwy.
W życiu Alisy rozpoczyna się tym samym zupełnie nowy rozdział. Stolica otwiera przed nią spore możliwości. Problem jednak w tym, że dziewczyna kompletnie nie wie, jak sobie radzić. Jest młoda i naiwna, ale jednocześnie pracowita i nie boi się wyzwań. Pod wieloma względami przypomina księcia Iwana Myszkina – tytułowego „Idiotę” z powieści Fiodora Dostojewskiego. Ma jednak nad nim tę przewagę, że posiada wspaniały dar. Inna sprawa, że dopiero uczy się go wykorzystywać. Bywa, że nieświadomie doprowadza to do tragedii, co zresztą przypłaca gigantycznymi wyrzutami sumienia. W ten sposób jednak uczy się odpowiedzialności za drugiego człowieka. Przyda się jej to ogromnie, kiedy pozna Saszę, dużo od siebie starszego, zblazowanego właściciela agencji reklamowej. Mężczyźnie na pozór nie brakuje niczego. Ma nieprzyzwoicie luksusowe mieszkanie, kocha się w nim piękna blondwłosa Rita, a jednak co rusz, znajdując się pod wpływem alkoholu, próbuje on popełnić samobójstwo. I udałoby mu się to, gdyby nie Alisa. Dziewczyna staje się dobrym duchem – by nie rzec wręcz: aniołem stróżem – Aleksandra. Problem jednak w tym, że mężczyzna, przynajmniej początkowo, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele zawdzięcza niepozornej dziewczynie. Z powodu tej znajomości w Alisie stopniowo budzi się kobieta. Dane jest jej również poznać uczucie miłości. Choć będzie to miłość czysto platoniczna. Ale i za nią, jak się okaże, warto będzie zapłacić wysoką cenę. Jak wysoką – zobaczymy w scenie finałowej, która dosłownie wgniata w fotel.
O sile „Rusałki” decyduje kilka świetnie współgrających ze sobą elementów – począwszy od scenariusza, poprzez zdjęcia i muzykę, aż po grę aktorską. Czegóż można chcieć więcej? Mielikjan-scenarzystka znakomicie rysuje portret dziewczyny. Kilkunastoma pozornie tylko niepowiązanymi ze sobą scenami z dzieciństwa Alisy mówi nam niemal wszystko o swojej bohaterce i natychmiast przywiązuje do niej widza. Kapitalnie przedstawiony jest również nietypowy związek młodej i niedoświadczonej dziewczyny z mężczyzną po przejściach, jakim jest Sasza. Bez zbędnego patosu, za to z przymrużeniem oka oraz sporą dozą ironii i czarnego humoru, który kojarzyć się może z reżyserskimi dokonaniami Jana Svěráka. Na pochwały zasłużył także autor zdjęć, Oleg Kiriczenko, dla którego „Rusałka” była debiutem w filmie kinowym. Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu szerokich planów oraz nietypowych ujęć w pełni udało mu się oddać symboliczne przesłanie opowieści. Nieźle spisał się też kompozytor Igor Wdowin (m.in. autor ścieżek dźwiękowych do cieszących się popularnością w Rosji filmów „Garpastum” oraz „Mieczenosiec”). Motyw przewodni filmu przywodzi wprawdzie na myśl charakterystyczny styl Yanna Tiersena, ale przecież nie sposób poczytywać to za wadę. Tym bardziej że ów nieco radosno-sentymentalny leitmotiv często łamany jest soczyście rockowymi brzmieniami.
Od strony aktorskiej film jest majstersztykiem grającej Alisę Maszy (Marii) Szałajewej. Aż trudno uwierzyć, że rolę osiemnastoletniej dziewczyny tak przekonywająco i wzruszająco odegrała aktorka prawie – bez trzech lat – trzydziestoletnia. W kinie zadebiutowała w 2002 roku; dostrzeżono jej kreacje w sensacyjnym „Bumerze” (2003) i komediowym thrillerze „Nocznoj prodawiec” (2005), ale dopiero rola w „Rusałce” dała Maszy szansę pokazania w pełni swego talentu. Saszę zagrał natomiast Jewgienij Cyganow. Wypadł całkiem nieźle, mimo że u boku Szałajewej zadanie miał znacznie trudniejsze niż na przykład w recenzowanym nie tak dawno w „Esensji”
„Bukiecie bzu”, gdzie grał główną rolę wybitnego rosyjskiego kompozytora Siergieja Rachmaninowa. Ale też Cyganow to, mimo niespełna trzydziestu lat, artysta już bardzo doświadczony. Jako dziecko przez cztery sezony występował na deskach słynnego moskiewskiego Teatru na Tagance, obecnie pracuje w prywatnym teatrze Piotra Fomienki. Jakby tego było mało, przez ponad dziesięć lat – do 2004 roku – udzielał się również jako muzyk w kapelach rockowych A.S. oraz Grienki. W drugoplanowej roli matki Alisy świetnie zaprezentowała się natomiast Marija Sokowa (m.in. „Opowieść o »Martwych duszach«” Pawła Łungina i „Gljaniec” Andrieja Konczałowskiego). Nawet Irina Skriniczenko – grająca rolę walczącej o miłość Saszy Rity – choć pojawia się zaledwie w kilku scenach, daje się zapamiętać nie tylko z powodu swej urody.
Anna Mielikjan dobrze odrobiła lekcję z tematu: „Współczesne kino europejskie”. W „Rusałce” można bowiem odnaleźć nawiązania zarówno do „Biegnij, Lola, biegnij” (1999) Toma Tykwera, jak i – choć w nieco mniejszym stopniu – „Amelii” (2001) Jean-Pierre’a Jeuneta. Nie jest to jednak bezmyślne naśladownictwo. Nad wszystkim bowiem unosi się duch Dostojewskiego, Alisa jest zaś – bez wątpienia – „idiotką” naszych czasów. Czy to wystarczy, by zdobyć Oscara? Poczekamy, zobaczymy.
