Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andriej Krawczuk
‹Admirał›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAdmirał
Tytuł oryginalnyАдмираль
ReżyseriaAndriej Krawczuk
ZdjęciaAleksiej Rodionow, Igor Grinjakin
Scenariusz
ObsadaKonstantin Chabienski, Liza Bojarskaja, Anna Kowalczuk, Siergiej Bezrukow, Wiktor Wierżbicki, Nikołaj Burljajew, Oleg Fomin, Fiodor Bondarczuk, Robert Dawson, Barbara Brylska
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania123 min
Gatunekdramat, historyczny, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Admirale, wsiądź na koń! Bolszewika goń, goń, goń!
[Andriej Krawczuk „Admirał” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
„Admirał” Andrieja Krawczuka – opowieść o ostatnich latach życia Aleksandra Wasiliewicza Kołczaka – był najbardziej oczekiwanym filmem jesieni w Rosji. Sądząc po wpływach z biletów, jakie obraz osiągnął w ciągu pierwszego miesiąca wyświetlania, będzie frekwencyjnym sukcesem. Czy zasłużenie? Co do tego można mieć wątpliwości, skoro planowany na historycznego konsultanta badacz najnowszych dziejów Rosji uciekł ponoć z planu, by tylko jego nazwisko nie pojawiło się w napisach.

Sebastian Chosiński

East Side Story: Admirale, wsiądź na koń! Bolszewika goń, goń, goń!
[Andriej Krawczuk „Admirał” - recenzja]

„Admirał” Andrieja Krawczuka – opowieść o ostatnich latach życia Aleksandra Wasiliewicza Kołczaka – był najbardziej oczekiwanym filmem jesieni w Rosji. Sądząc po wpływach z biletów, jakie obraz osiągnął w ciągu pierwszego miesiąca wyświetlania, będzie frekwencyjnym sukcesem. Czy zasłużenie? Co do tego można mieć wątpliwości, skoro planowany na historycznego konsultanta badacz najnowszych dziejów Rosji uciekł ponoć z planu, by tylko jego nazwisko nie pojawiło się w napisach.

Andriej Krawczuk
‹Admirał›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAdmirał
Tytuł oryginalnyАдмираль
ReżyseriaAndriej Krawczuk
ZdjęciaAleksiej Rodionow, Igor Grinjakin
Scenariusz
ObsadaKonstantin Chabienski, Liza Bojarskaja, Anna Kowalczuk, Siergiej Bezrukow, Wiktor Wierżbicki, Nikołaj Burljajew, Oleg Fomin, Fiodor Bondarczuk, Robert Dawson, Barbara Brylska
Rok produkcji2008
Kraj produkcjiRosja
Czas trwania123 min
Gatunekdramat, historyczny, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Andriej Krawczuk na pewno zyska w Rosji dzięki „Admirałowi” wielką popularność. Dotychczas bowiem ten urodzony w Leningradzie w 1962 roku reżyser i scenarzysta nie za bardzo miał się czym pochwalić. Zadebiutował przed ośmioma laty melodramatem „Rożdiestwienskaja mistierija”; na zrealizowanie kolejnej kinowej produkcji – obyczajowego dramatu „Italjaniec” – musiał czekać aż do 2005 roku. W międzyczasie natomiast nakręcił dla telewizji dwie części sensacyjnego miniserialu „Gospoda oficery” (2004). Późniejsze kilkuletnie milczenie Krawczuka związane było z pracami nad opowieścią o admirale Aleksandrze Wasiliewiczu Kołczaku. Zdjęcia do tej największej po „Roku 1612” Władimira Chotinienki rosyjskiej superprodukcji kręcono prawie półtora roku; sporo czasu zajęła też obróbka filmu, a przede wszystkim przygotowanie efektów specjalnych. Otwierająca obraz scena bitwy morskiej, która na ekranie trwa około dwunastu minut, powstawała w studiu przez… miesiąc. Twórcy musieli na dodatek zbudować od podstaw makietę okrętu Kołczaka, ponieważ jak się okazało, do dzisiaj nie przetrwał w Rosji żaden z historycznych statków z czasów I wojny światowej. Napracować musiała się również trójka scenarzystów – Zoja Kudrja, Władysław Romanow oraz Władimir Wałucki – która z obfitującej w niezwykle intrygujące epizody biografii admirała musiała wybrać to, co najbardziej filmowe. Czy dokonała właściwego wyboru, mam poważne wątpliwości. Inna sprawa, że ze wspomnianej powyżej triady jedynie Wałucki może pochwalić się większym doświadczeniem w branży. Po obejrzeniu filmu odnosi się jednak wrażenie, że rutyna i fachowość musiały ustąpić miejsca komercji propagowanej przez „młode wilczki” rosyjskiej kinematografii. Końcowy efekt tych zabiegów okazał się niezwykle irytujący.
Aleksander Kołczak to – obok Nikołaja Judenicza, Ławra Korniłowa, Antona Denikina i Piotra Wrangla – jedna z „białych” ikon wojny domowej w Rosji. Nienawidzący bolszewików admirał stanął na czele armii i rządu (po zamachu stanu rządził nawet jako dyktator), a w latach 1918-1919 odnosił niemałe sukcesy na Syberii. Niestety, na początku 1920 roku utracił znaczenie i poparcie ekspedycyjnych wojsk francuskich, co bezpośrednio doprowadziło do jego aresztowania przez wiernych mu wcześniej żołnierzy z Korpusu Czechosłowackiego, a następnie przekazania go bolszewikom. Władza sowiecka nie miała dla niego litości – Kołczak został skazany na śmierć i rozstrzelany w warunkach, które na pewno godziły w honor żołnierza. Ale to właśnie jego śmierć zrodziła późniejszą legendę, bez istnienia której Krawczuk zapewne miałby znacznie mniejszą motywację do nakręcenia filmu. Z biografii admirała najbardziej znany jest okres I wojny światowej i wojny domowej w Rosji. Mało kto wie natomiast, że już przed 1914 rokiem zdążył się zasłużyć nie tylko dla armii carskiej, ale i nauki. Jako polarnik-oceanograf na początku XX wieku brał udział w wyprawach badawczych na daleką północ. W 1904 roku, po wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej, był jednym z obrońców Port Artur, a po upadku twierdzy kilka miesięcy spędził nawet w japońskiej niewoli. Scenarzystom ten okres wydał się jednak mało interesujący. Filmowego Kołczaka poznajemy bowiem dopiero na froncie I wojny światowej, kiedy to wczesną wiosną 1916 roku – jako dowódca okrętu – nadzoruje operację zaminowywania niemieckich baz marynarki wojennej na Bałtyku. Przy okazji dochodzi oczywiście do potyczek z Niemcami. Od takiej właśnie batalii obraz Krawczuka się zaczyna. I trzeba przyznać, że jest to początek bardzo widowiskowy. Choć od razu widać, że prawie cały drugi plan wygenerowany został komputerowo, scenę zmontowano dynamicznie i efektownie. Umiejętnie wplecione zbliżenia niezwykle realistycznie oddają zaś okrucieństwo wojny. Znać, że operatorzy – Igor Grinjakin (w tym tandemie pełniący rolę ucznia) oraz Aleksiej Rodionow (mistrz) – znakomicie odrobili zadanie pt. „Szeregowiec Ryan”. Wiele ujęć wydawało się niemal żywcem przeniesionych z filmu Stevena Spielberga, co zapewne poczytać można jako zakamuflowany hołd oddany Januszowi Kamińskiemu.
Niestety, w dalszej części filmu już żadna ze scen nie dorównała pierwszej. Ale też zmieniły się priorytety scenarzystów. Na pierwszy plan stopniowo bowiem zaczął się wybijać wątek miłosny, który towarzyszy widzom do ostatnich scen. Wątek to jednak o tyle nietypowy, że opowiada o romansie pozamałżeńskim pomiędzy admirałem Kołczakiem (który miał żonę Sofię i syna Rościsława) a Anną Wasiliewną Timiriową (która miała męża, Siergieja, notabene doskonale znanego Aleksandrowi Wasiliewiczowi). Nie byłoby w tym pewnie nic złego, gdyby mniej więcej od połowy filmu temat ten nie stał się dominującym, spychając tym samym na dalszy plan to, co w historii o Kołczaku najistotniejsze, a więc jego służbę jako dowódca Floty Czarnomorskiej (od 1916 roku), następnie poparcie, którego – już po rewolucji lutowej – udzielił nowej, demokratycznej władzy, wreszcie „zsyłkę” do Stanów Zjednoczonych i pospieszny powrót do ojczyzny po wybuchu rewolucji październikowej, aby stanąć na czele wojsk walczących z „czerwonymi”. Na ekranie wszystko to zostało pokazane w sposób fragmentaryczny, a w niektórych przypadkach – jak chociażby pobyt w USA – jedynie zasygnalizowane. Z filmu Krawczuka tym samym niewiele dowiadujemy się o tym, jakim naprawdę dowódcą, politykiem, dyktatorem był Kołczak. W zamian za to oglądamy hagiograficzny portret jednego z przywódców „białych” Rosjan. Admirał jest więc, jak na byłego carskiego oficera przystało, odpowiednio dystyngowany, szarmancki wobec kobiet i gotów do największych poświęceń. Musi więc być także – siłą rozpędu – prawdziwym mężem opatrznościowym Rosji. Widzowi każe się w to wierzyć jak w dogmat wiary, ponieważ, dziwnym trafem, zapomniano nam to udowodnić na ekranie. Gdyby ktoś jednak miał wątpliwości, w ich rozwianiu może pomóc… Cerkiew Prawosławna. Kołczak modli się bowiem często i dba o to, aby jego żołnierze nie wyruszali w bój bez odpowiedniego błogosławieństwa. Biorąc pod uwagę, że mają tłuc bezbożnych bolszewików, wydaje się to zresztą w jakimś stopniu zrozumiałe. Pytanie tylko, czy istniała konieczność wiązania postaci admirała z wiarą prawosławną aż w takim stopniu? Czy też twórcy filmu chcieli jedynie z jednej strony przypodobać się rosyjskiej Cerkwi, z drugiej – władzy?
Historycy rosyjscy od dnia premiery zarzucali filmowi liczne błędy i nieścisłości. Reżyser „Admirała” odpowiadał na te zarzuty niezbyt przekonująco. Dowodził, że jego celem było przede wszystkim pokazanie Kołczaka-człowieka. W wywiadzie dla „Rossijskiej gaziety” stwierdził również, że zależało mu na pokazaniu bolszewików bez uproszczeń, natomiast białych – bez idealizowania. Nie udało się ani jedno, ani drugie. Przede wszystkim dlatego, że bolszewików na ekranie nie ma prawie wcale. Nie pokazano Lenina, Trockiego czy Kamieniewa; za bolszewików mogą robić co najwyżej żołnierze uciekający w popłochu przed białogwardzistami Kołczaka. Za to sam admirał wyidealizowany został do granic przyzwoitości. W filmie nie ma bowiem nawet słowa o mordach dokonywanych przez podległe mu wojsko. Nie pokazano masakry, jakiej dopuścili się pod koniec grudnia 1918 roku po zdobyciu Permu żołnierze czeskiego generała Rudolfa Gajdy, kiedy to wymordowano bez wyroku około półtora tysiąca robotników podejrzewanych o sprzyjanie „czerwonym”. Zapomniano o masowych dezercjach z armii admirała, spowodowanych wielkim rozczarowaniem chłopów z powodu braku reform politycznych. Chłopi ci zasilali później szeregi „zielonej” (eserowskiej) partyzantki, która na tyłach wojsk Kołczaka walczyła zarówno z „czerwonymi”, jak i „białymi”. A Aleksander Wasiliewicz kazał krwawo tłumić każdy bunt, co tylko wzmagało opór i – przynajmniej pośrednio – świadczyło o reakcyjnym charakterze jego rządów i braku zmysłu politycznego. Czy w takiej sytuacji los admirała mógł być inny? Opuszczony przez popierających go Brytyjczyków i Francuzów (tych ostatnich reprezentuje w filmie złowroga postać generała Maurice’a Janina), zdradzony przez Czechów – został ostatecznie wydany bolszewikom i przez nich zamordowany. Czy jednak męczeńska śmierć może usprawiedliwić wcześniejsze grzechy i okrucieństwa? Zdaniem autorów filmu – tak. Zwłaszcza jeśli to co niewygodne, zostanie przemilczane.
1 2 »

Komentarze

23 VI 2016   21:17:12

Nam pozostaje jedynie zazdrościć, gdyż polskiej kinematografii chyba jeszcze długo nie będzie stać na realizację podobnego filmu, na przykład o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Niechby on nawet nie był najlepszy, ale żeby był!

W złą godzinę napisane słowa...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.