Opór bierny, lecz nie mierny [Edward Zwick „Opór” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Opór” wchodzi na polskie ekrany w atmosferze skandalu, bo jak zwykle w przypadku produkcji historycznych niektórym fikcja miesza się z faktami. A przecież film to nie podręcznik do historii, tylko opowieść – o czymś, o kimś, o jakichś wartościach, o jakichś postawach – i jedyny fakt, jaki jest tu istotny, to odpowiedź na pytanie, czy opowiedziano ciekawą historię w intrygujący sposób.
Opór bierny, lecz nie mierny [Edward Zwick „Opór” - recenzja]„Opór” wchodzi na polskie ekrany w atmosferze skandalu, bo jak zwykle w przypadku produkcji historycznych niektórym fikcja miesza się z faktami. A przecież film to nie podręcznik do historii, tylko opowieść – o czymś, o kimś, o jakichś wartościach, o jakichś postawach – i jedyny fakt, jaki jest tu istotny, to odpowiedź na pytanie, czy opowiedziano ciekawą historię w intrygujący sposób.
Edward Zwick ‹Opór›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Opór | Tytuł oryginalny | Defiance | Dystrybutor | Monolith Plus | Data premiery | 23 stycznia 2009 | Reżyseria | Edward Zwick | Zdjęcia | Eduardo Serra | Scenariusz | Clayton Frohman, Edward Zwick | Obsada | Daniel Craig, Liev Schreiber, Jamie Bell, George MacKay, Alexa Davalos, Jodhi May, Mark Margolis, Tomas Arana, Mia Wasikowska, Jacek Koman | Muzyka | James Newton Howard | Rok produkcji | 2008 | Kraj produkcji | USA | Czas trwania | 137 min | Gatunek | dramat, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Trudna historia kraju ukształtowała naszą mentalność na wielu polach, również jeśli chodzi o kulturę. Wszędzie doszukujemy się spisków, pomówień, nieprawidłowości, a każdy, kto nie pokazuje Polaków w dobrym świetle, odsądzany jest od czci i wiary. Pół biedy, jeśli chodzi o twory publicystyczne, pretendujące do opisywania/odkrywania jakiejś ukrytej prawdy, korygowania błędnego spojrzenia na historię. O prawdzie historycznej w książkach Jana Tomasza Grossa można dyskutować, w jakimś stopniu zrozumiałe jest nawet domaganie się zakazu publikacji albo nakazu prostowania tego typu materiałów. Jednak odczytywanie „Czterech pancernych” w kontekście komunistycznej propagandy, „1612” jako propagandowego uderzenia nowomocarstwowej Rosji w Rzeczpospolitą, a „Oporu” jako spisku (czyjego? Żydów pewnie…) mającego nobilitować judaistów, a bezcześcić pamięć Polaków? To już nie upośledzenie będące wynikiem „trudnego dzieciństwa” całego narodu – to zwyczajny idiotyzm, na szczęście niektórych tylko jednostek. 1) Dlaczego więc w ogóle poruszam ten temat? Po drugie dlatego, żeby oddać fanatykom, co ich, i odhaczyć temat kontrowersji, a po pierwsze i najważniejsze – bo „Opór” broni się sam jako film i widowisko, więc wstęp przybliżający realia historyczne był tu doskonale zbędny i można było napisać o czym innym. Film Zwicka broni się, bo jasno przekazuje to, co jego twórcy mają do powiedzenia: wojna jest okrutna i choć przyjmujemy wobec niej różne postawy, żadna nie będzie dobra. Wśród głównych bohaterów, braci Bielskich, jest więc Tewje (Daniel Craig) – najstarszy i najbardziej odpowiedzialny, który rezygnuje z zemsty (przynajmniej na większą skalę), poświęca się i bierze odpowiedzialność za innych. Jego przeciwieństwem jest drugi pod względem starszeństwa Zus (Liev Schreiber 2)), który uważa, że powinni walczyć i mścić śmierć rodziców i innych Żydów, a trzymanie się ideałów niczemu nie służy. Więcej nawet – zdaje się być przekonany, że aktywny opór jest obowiązkiem, a kto go nie wypełnia, jest darmozjadem niezasługującym na ograniczone racje żywnościowe. Do tego zaprezentowano mnóstwo pomniejszych konfliktów i starć. Ukarać tylko mordercę czy również jego rodzinę? Pomóc partyzantom, ryzykując jednocześnie swoje życie? Tolerować „mniejszy” antysemityzm i bratać się z wrogiem mojego wroga czy twardo bronić swoich ideałów i, jeśli tak trzeba, odwrócić się plecami do wszystkich? Żyjąc w lesie, wprowadzać twarde reguły przetrwania czy próbować zachować normalność i człowieczeństwo, opierać się zezwierzęceniu? Okazać łaskę czy pozwolić na brutalną, zwierzęcą właśnie zemstę? W filmie Zwicka najlepszy jest brak jednoznacznych odpowiedzi na te pytania. Owszem, w niektórych przypadkach reżyser sugeruje, czyją stronę powinniśmy trzymać, często też moralna słuszność jest dość oczywista – ale równoważone jest to pokazaniem okrutnej ceny, jaką za te „dobre” wybory przychodziło w tamtych czasach płacić. Czasem, jak w najciekawszej chyba scenie filmu z niemieckim jeńcem, takich oczywistości w ogóle nie widać. Bohaterowie jakąś decyzję podejmują, ale sposób, w jaki jest ona przedstawiona, zwłaszcza w obliczu tego, co było mówione wcześniej, zmusza widza do stwierdzenia, że tak naprawdę każde rozwiązanie okaże się złe… To przesłanie jest najmocniejszą stroną filmu Zwicka – właśnie przez swoją niejednoznaczność i próbę uchwycenia okropieństwa życia w czasie wojny, ale nie tego przyziemnego: że głodny, że zimno, że biją i mordują bez powodu. Okropieństwo kryje się głębiej: w byciu zmuszonym do podejmowania strasznych wyborów, do przyjmowania na siebie odpowiedzialności za innych i za swoje czyny, do których bywa się czasem zmuszonym. Co, o czapkę chodzi? Ciepła jest. Na Stadionie kupiłem. Reżyser robi też bardzo dobrą robotę w kilku innych miejscach, związanych bardziej z formą niż treścią. Przede wszystkim nie warto sugerować się zapowiedziami czy plakatem – „Opór” to nie jest teatr jednego aktora. Oczywiście Daniel Craig jest największą gwiazdą i być może nawet ma najwięcej czasu ekranowego, ale jego filmowi bracia są co najmniej równorzędnymi bohaterami. Zwick bardzo sprawnie poukładał całą fabułę tak, aby żadnemu nie oddawać palmy pierwszeństwa: brat marnotrawny, zanim powróci na łono rodziny (co jest niejako przyznaniem się do porażki), uświęca swój powrót krwią, ten niby-najważniejszy i niby-najsłuszniejszy przeżywa gorycz dotkliwej porażki i zwątpienia, a trzeci… Asael Bielski kreowany przez Jamiego Bella to chyba najlepiej poprowadzona postać, która ewoluuje niepostrzeżenie, dość niespodziewanie, ale zarazem bardzo płynnie – szkoda tylko, że na koniec przypadają mu w udziale sztampowe i pompatyczne kwestie. Zresztą w ogóle aktorstwo jest w „Oporze” więcej niż przyzwoite i całe trio (najmłodszy z braci Bielskich nie odgrywa w fabule dużej roli) głównych aktorów robi dobrą robotę – nawet rosyjskiego nauczyli się, jak na amerykański film, bardzo porządnie! Ładnie zaaranżowano też scenografię: puszcza widać, że swojska (zdjęcia kręcono na Litwie), chaty niczym ze skansenu, kostiumy odpowiednie, a i samogonki nie brak – pitej zawsze i przez wszystkich. Jedyne, co może przeszkadzać, to „hollywoodzkość” i, paradoksalnie… brak tejże. Czasem wysłuchujemy obowiązkowych natchnionych przemówień, musimy znosić łopatologiczne kreowanie czarnego charakteru (od początku podbiera skromne racje żywnościowe kobietom i dzieciom) czy zbyt łatwo zauważalne niekonsekwencje mające budować obraz nieskazitelnych, nawet jeśli czasem wątpiących bohaterów (inni rzucają się na jedzenie, wyschnięte ziemniaki czy buraki jak zwierzęta – Bielscy w ogóle nie odczuwają głodu). Bardzo irytującą drobnostką jest akcent: bohaterowie gdy używają swojego języka (polskiego? jidysz?), mówią po angielsku z silnym akcentem, ale gdy porozumiewają się z Rosjanami, to już dialogi są rosyjskie, a tylko napisy angielskie – film to umowność, nie trzeba podkreślać obcości scenerii obcym akcentem, przecież wcale nie trzeba mówić po aramejsku, by przejmująco i wiernie oddać ostatnią drogę Chrystusa… Natomiast z drugiej strony zabrakło pozytywnych cech hollywoodzkiego widowiska – strzelaniny można policzyć na palcach jednej ręki, nalot jest za krótki i zbyt oszczędny, finałowa scena walki z czołgiem włożona wyraźnie na siłę (może właśnie przez jej sztuczność wszyscy czują się w obowiązku prostować, że grupa Bielskich nigdy z czołgami się zetknęła w boju?), a całość ma raczej niespieszne tempo. W sumie nie są to wielkie wady – bardziej wyraz i potwierdzenie różnic między tym, na czym skupili się reżyser i scenarzyści, a tym, czego oczekiwali producenci i co obiecywali dystrybutorzy w zwiastunach i na plakatach. Patrząc całościowo, filmowi wyszło na dobre podejmowanie ważkich tematów zamiast kolejnego wojennego standardu. Jeśli ktoś jest jednak uczulony na taką dychotomię, wyraźne i służalcze ukłony w stronę Hollywood, może spokojnie obniżyć ocenę. Tak czy inaczej powinien jednak film zobaczyć, choćby po to, żeby przekonać się, jak atrakcyjnie można opowiadać w kinie o historii. 1) O tym, jak „sensowne” jest prostowanie kina czy literatury rozrywkowej, najlepiej świadczy dyskusja wewnątrzredakcyjna przy okazji recenzji „Asteriksa na Olimpiadzie”. Zastanawialiśmy się, czy warto wyjaśniać kwiatki typu „Brutus synem Cezara”, ale dyskusja szybko została ucięta argumentem: „O tym, że Galowie nie mieli żadnego magicznego napoju, też powinniśmy informować?”.
2) Swoją drogą, na blogu zastanawiałem się, czy aby na pewno ten aktor nadaje się do roli Sabretootha w „X-Men Origins: Wolverine”. Jeśli nie przybrał na wadze od momentu kręcenia „Oporu” i nie wspomożono go charakteryzacją i scenariuszem, który podkreślałby zło siedzące w tej postaci, to marnie to widzę. U boku Daniela Craiga wygląda – mimo bródki (identycznej, jaką będzie miał w „Wolverine”) i swojego wzrostu – jak młodszy, trochę mniej rozgarnięty braciszek. Wydaje się, że Jackmanowi tym bardziej nie podskoczy…
|