Filmów o drugiej wojnie światowej nigdy dość! Z takiego założenia wyszły dwie kinematografie dawnego Związku Radzieckiego – białoruska i rosyjska – czego efektem stał się wstrząsający dramat Michaiła Segala „Franz + Polina”. Film wprawdzie nakręcił debiutant, oparł się jednak na scenariuszu wybitnego fachowca od tematyki partyzancko-wojennej – nieżyjącego już białoruskiego prozaika i literaturoznawcy Alesia Adamowicza.
East Side Story: Pokochać wroga, czyli miłość w czasach pogardy
[Michaił Segal „Franz + Polina” - recenzja]
Filmów o drugiej wojnie światowej nigdy dość! Z takiego założenia wyszły dwie kinematografie dawnego Związku Radzieckiego – białoruska i rosyjska – czego efektem stał się wstrząsający dramat Michaiła Segala „Franz + Polina”. Film wprawdzie nakręcił debiutant, oparł się jednak na scenariuszu wybitnego fachowca od tematyki partyzancko-wojennej – nieżyjącego już białoruskiego prozaika i literaturoznawcy Alesia Adamowicza.
Michaił Segal
‹Franz + Polina›
Okupacja hitlerowska na Białorusi była wyjątkowo okrutna. Niemcy z jednej strony podjęli bowiem, w dużym zresztą stopniu udaną, próbę eksterminacji mieszkających na tym obszarze Żydów, z drugiej natomiast – przeprowadzali, zwłaszcza w ostatnim roku swego panowania, liczne pacyfikacje białoruskich wsi. Podpalenia i masowe mordy stały się codziennością. Sytuację dodatkowo komplikował fakt niejednoznacznej postawy społeczeństwa, które niemal w tym samym stopniu kolaborowało z nazistami, co popierało grasujące po lasach oddziały partyzanckie (radzieckie, polskie i białoruskie). Ten gordyjski węzeł wzajemnych zależności i nienawiści pokazała już przed laty na ekranie ukraińska reżyserka Larisa Szepitko w legendarnym „Wniebowstąpieniu” („Woschożdienije”, 1976), które oparte zostało na opowiadaniu „Sotnikow” nieżyjącego od sześciu lat białoruskiego pisarza Wasyla Bykała. Dziewięć lat później temat postanowił kontynuować mąż Szepitko, Elem Klimow, w jednym z najbardziej wstrząsających dramatów wojennych w dziejach światowej kinematografii – „Idź i patrz” („Idi i smotri”). (Notabene oba filmy znajdują się w tegorocznych zapowiedziach DVD firmy 35mm.) Jego akcja rozgrywa się na Białorusi w 1943 roku i osnuta jest wokół niemieckich zbrodni popełnianych na jej mieszkańcach. Autorem scenariusza i zarazem pierwowzoru literackiego, czyli „Chatynskiej powiesti” (wydanej w 1971 roku), był Aleś (Alaksandr) Adamowicz. Ten sam, którego scenariusz w kilkanaście lat po śmierci pisarza posłużył za kanwę „Franza + Poliny”.
Adamowicz – urodzony we wsi Koniuchy, leżącej nieopodal Słucka – w momencie niemieckiej agresji na Związek Radziecki miał zaledwie czternaście lat. Mimo to, gdy tylko nadarzyła się okazja, wstąpił do oddziału partyzanckiego. Znajdował się w jego szeregach do czasu, kiedy Białoruś została wyzwolona przez Armię Czerwoną. Był w tym czasie świadkiem straszliwych wydarzeń; po latach większość z nich opisał na kartach swoich powieści. Tuż po zakończeniu wojny Adamowicz podjął studia filologiczne na uniwersytecie w Mińsku. Po ich ukończeniu zdecydował się na pracę naukową – został (od 1950 roku) krytykiem literackim oraz wykładowcą w mińskim Instytucie Literatury imienia Janki Kupały. W 1962 przeniósł się do stolicy, by znaleźć się w kadrze profesorskiej Uniwersytetu Moskiewskiego imienia Michaiła Łomonosowa. Spędził w nim cztery lata. Pobyt w Moskwie wykorzystał także do ukończenia kursów pisania scenariuszy filmowych, co otworzyło mu drogę do pracy w kinematografii. Niestety, szybko został zmuszony do powrotu do Mińska. Kiedy bowiem w 1965 roku dwóch radzieckich pisarzy, Andriej Siniawski oraz Julij Daniel, zostało postawionych przed sądem za antypaństwowe publikacje w wydawnictwach emigracyjnych, Adamowicz był jednym z tych intelektualistów Kraju Rad, którzy odmówili podpisania listu domagającego się ich ukarania. Ceną za ten przejaw samodzielności myślenia była kilka miesięcy później utrata pracy w stolicy Związku Radzieckiego. Na szczęście przyjęła go ponownie macierzysta uczelnia, w której przepracował następnych dwadzieścia lat. Pierwszą powieść wydał w 1960 roku. Była to „Wojna pod kryszami” – pierwszy tom wojennej dylogii „Partizanty” („Partyzanci”); jego kontynuacja – „Synowja uchodjat w boj” – ukazała się po trzech latach. Autor opisał w nich własne przeżycia z czasów hitlerowskiej okupacji Białorusi. Książki zdobyły tak duży rozgłos, że zainteresował się nimi reżyser Wiktor Turow. Niebawem też obie, w latach 1967-1969, przeniósł na ekran.
Jeszcze większą sławę Adamowicz zyskał po premierze „Idź i patrz”. Stał się wówczas nie tylko uznanym pisarzem i scenarzystą, ale przede wszystkim autorytetem moralnym. W ostatnich latach istnienia Związku Radzieckiego zaangażował się dodatkowo w działalność stowarzyszenia „Memoriał”, zajmującego się badaniami historycznymi nad represjami wobec obywateli Kraju Rad w okresie dyktatury stalinowskiej. Zmarł w styczniu 1994 roku w dramatycznych okolicznościach. Po wystąpieniu przed Sądem Najwyższym Federacji Rosyjskiej, gdzie przemawiał w obronie praw majątkowych Związku Pisarzy, dostał drugiego – i, jak się okazało, śmiertelnego – zawału serca. W piętnaście lat po śmierci pisarza po nakreślony przez niego scenariusz filmowy sięgnął trzydziestoletni rosyjski reżyser Michaił Segal. Ten, urodzony w Orle, artysta jest absolwentem wydziału reżyserskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii w Moskwie (WGIK, 1995). Po studiach zajął się przede wszystkim kręceniem wideoklipów i pracą w reklamie. Dopiero w 2004 roku, a więc dziewięć lat po ukończeniu szkoły filmowej, przystąpił do pracy nad swoim pełnometrażowym debiutem „Franzem + Poliną”. Film, mający swą premierę w czerwcu 2006 roku, powstał w koprodukcji białorusko-rosyjskiej, choć na planie pojawili się także aktorzy niemieccy. Obraz spotkał się z uznaniem krytyków. Przyniósł Segalowi między innymi nagrodę za najlepszy debiut na festiwalu młodych reżyserów w Moskwie, uhonorowało go również jury przeglądów w kanadyjskim Montrealu oraz francuskim Biarritz. Najbardziej intrygującym z wyróżnień wydaje się jednak Grand Prix na III Międzynarodowym Festiwalu Filmów Wojenno-Patriotycznych imienia Siergieja Bondarczuka w Wołokołamsku. Wszystkie laury dzieło Rosjanina zebrało oczywiście jak najbardziej zasłużenie.
Akcja filmu rozgrywa się – dokładnie tak samo, jak w przypadku „Idź i patrz” – na Białorusi w trzecim roku niemieckiej okupacji. Początek filmu nie zapowiada jednak wielkiej tragedii, której widzami staniemy się później. Wręcz przeciwnie – oglądamy sielankowe obrazy codziennego życia na białoruskiej wsi. Dla niektórych mogą się one wydać nawet szokujące, ponieważ reżyser pokazuje pełną symbiozę między chłopami a stacjonującym w siole oddziałem esesmanów. Wspólne kąpiele w rzece i posiłki, pomoc żołnierzy przy naprawie płotu, uczucie rodzące się pomiędzy młodym żołnierzem Franzem a Poliną, piękną i wrażliwą córką jego gospodyni, starej Kuczerichy. Wszystko to rozgrywa się w pastelowych tonacjach lata. Niebawem okaże się jednak, że to tylko pozór. Na dany z góry rozkaz Niemcy przeistaczają się z dobrotliwych pomocników i opiekunów w krwiożercze bestie. Jednej nocy dokonują masakry mieszkańców wsi, po czym puszczają ją z dymem. Rzeź przeżyją tylko dwie osoby – Polina i jej matka, ukryte w ziemiance pod podłogą domu przez Ottona, dowódcę esesmanów, traktującego Franza jak rodzonego syna. Wraz z kobietami schroni się tam również niemiecki żołnierz. Gdy następnego dnia o świcie opuszczą schronienie, świat dokoła nich nie będzie już taki sam – wszędzie tylko dopalające się zgliszcza i trupy pomordowanych sąsiadów. Od tego też momentu odmieni się klimat i kolorystyka filmu. Ciepłe barwy – brązy i żółcie – ustąpią miejsca czerni oraz odcieniom szarości i granatu; wszystko stanie się ponure i złowieszcze.
Stara Kuczericha przeżyje wstrząs tak wielki, że postanowi umrzeć – nie wyobraża sobie bowiem życia w innym otoczeniu, z innymi ludźmi. Młodzi natomiast podejmą walkę o to, by – na przekór całemu światu – przeżyć, by ocalić dopiero co zrodzone między nimi uczucie. Uciekając z miejsca masakry, będą musieli przejść najprawdziwszą katorgę. W lasach czają się bowiem nie tylko różnej maści partyzanci, ale i zwykli bandyci. Jakby tego było mało, można też wpaść w ręce Niemców bądź kolaborujących z nimi własowców, organizujących akcje przeciwko żołnierzom ruchu oporu. Odyseja Franza i Poliny to dla obojga wielka próba uczucia i charakteru. On – traktowany jak dezerter – nie może przecież liczyć na łaskawość swoich. Z kolei gdyby dostał się w ręce sowieckich, polskich bądź białoruskich partyzantów, też nie mógłby oczekiwać od nich litości. Kiedy po wielu tygodniach samotnej wędrówki udaje im się dołączyć do licznej grupy cywilnych uciekinierów, wreszcie wydaje się, że łatwiej będzie im przetrwać nadciągającą wielkimi krokami zimę. Niestety, niebawem wydaje się, że Franz – próbujący udawać głuchoniemego – jest Niemcem, co ściąga na niego nienawiść niektórych Białorusinów. Kilkunastoletni Kazik, który cudem przeżył pacyfikację rodzinnej wsi, chce zemścić się na nim za utratę bliskich. I jest o tyle groźny, że posiada broń…
Realizm filmu miejscami jest wręcz porażający. Ale trudno się temu dziwić, skoro autorem pierwowzoru scenariusza jest pisarz, który wszystko to, co opisał, przeżył jako młody człowiek na własnej skórze. Mimo tragicznej wymowy, „Franz + Polina” niesie jednak także nadzieję. Każe bowiem wierzyć w to, że nawet w nieludzkich czasach jest miejsce na miłość – uczucie, które potrafi przełamać wszystkie granice i połączyć nawet wrogów. Obrazowi Segala daleko jednak – na szczęście! – do melodramatycznego happy endu. Ocalenie z wojennej rzezi wcale nie musi oznaczać pomyślnego życia po wojnie. W sowieckiej rzeczywistości Franz w najlepszym przypadku mógłby liczyć na aresztowanie i wywózkę na Syberię. Przed gorliwymi enkawudzistami nie uratowałaby go zapewne nawet miłość Poliny… W postać pięknej Białorusinki wcieliła się urodzona w Moskwie w 1985 roku Swietłana Iwanowa. Na ekranie pojawiła się jeszcze jako studentka wydziału aktorskiego WGIK-u w serialu kryminalnym „Kriestnyj syn” (2003), później zagrała między innymi w „9 kompanii” (2005) Fiodora Bondarczuka, „
Ojcu” (2007) Iwana Sołowowa oraz dramacie „Iskuszenije” (2007) Siergieja Aszkenazego. Wielką szansą zaistnienia dla młodej aktorki może być występ w zrealizowanym na podstawie powieści i scenariusza Iwana Ochłobystina, czekającym jeszcze na premierę, filmie Garika Sukaczowa „Dom Sołnca”. Franza zagrał starszy od Iwanowej o cztery lata Adrian Topol. To Niemiec z polskim rodowodem, urodzony w Zabrzu. W Niemczech grywa często, pojawiając się między innymi jako gość w wielu serialach (np. w „odziedziczonym” jeszcze po telewizji Niemieckiej Republiki Demokratycznej „Telefonie 110”). Poza aktorstwem zajmuje go również akrobatyka sportowa oraz sporty walki. Przed laty wybrał się nawet do Szanghaju, aby przez dwa miesiące za klasztornymi murami poznawać tajniki kung-fu. Rolę Kuczerichy reżyser powierzył Tamarze Mironowej, rzadko pojawiającej się w kinie aktorce teatralnej. Po sukcesie „Franza + Poliny” otrzymała jednak kilka interesujących propozycji filmowych, pojawiając się między innymi w „
Roku 1612” (2007) Władimira Chotinienki.
Spośród aktorów drugiego planu warto wyróżnić kolejnego Niemca – Uwe Jellinka, który zagrał Ottona, przełożonego Franza, oraz Andrieja Kołokolcewa (seriale wojenne „Na bezimiennym wzgórzu” z 2004 oraz „Ostatni bój majora Pugaczowa” z 2005 roku), który pojawił się w roli jednego z cywilnych uciekinierów. W brata Poliny, partyzanta Pawła, wcielił się natomiast najbardziej znany z całej obsady filmu Andriej Mierzlikin. Z zawodu radiotechnik i ekonomista, postanowił jednak zostać aktorem. Z Królewca – wtedy jeszcze nazywanego Kaliningradem – przeprowadził się więc do Moskwy, aby studiować na WGIK-u. Zadebiutował w 1997 roku, rozgłos zdobył jednak dopiero sześć lat później rolą młodego złodzieja samochodów w „Bumerze” Piotra Busłowa. Później były kolejne udane kreacje – w serialach wojennych „Konwój PQ-17”, „Czerwona kapela” i „Sztrafbat” (wszystkie z 2004 roku) oraz filmach kinowych: „Bumer 2” (2006) Busłowa, „
Rosyjska gra” (2007) Pawła Czuchraja, „
Huśtawka” (2008) Antona Siwiersa oraz „
Przenicowany świat” (2008) Siergieja Bondarczuka. Na co dzień można go oglądać na deskach moskiewskiego Teatru Dramatycznego Armena Dżigarchanjana. Nie sposób też pominąć pracy operatora Maksima Trapo oraz kompozytora Andrzeja Pietrasa (po „Franzu + Polinie” zdążył już nawet zadebiutować jako scenarzysta i reżyser filmowy), którzy idealnie potrafili podkreślić zmieniający się nastrój filmu. Przygotowując ścieżkę dźwiękową Pietras – zbieżność imienia i nazwiska z byłym muzykiem, a obecnym menadżerem Bajmu i mężem Beaty Kozidrak jest przypadkowa – wykorzystał także jedną z kompozycji Fryderyka Chopina. To kolejne, po obecności Adriana Topola, polonicum w tym filmie.
„Franz + Polina” w wielu fragmentach nawiązuje do „Idź i patrz”. Te same są przecież czas i miejsce akcji, podobna tematyka. I chociaż obraz Segala nie dorównuje klasycznemu już dziełu Elema Klimowa, uznać trzeba go za nadzwyczaj interesujący i udany debiut. Szkoda jedynie, że Alesiowi Adamowiczowi nie było dane zobaczyć efektów pracy młodego reżysera.