Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ryszard Bugajski
‹Generał Nil›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGenerał Nil
Dystrybutor Monolith
Data premiery17 kwietnia 2009
ReżyseriaRyszard Bugajski
ZdjęciaPiotr Śliskowski
Scenariusz
ObsadaOlgierd Łukaszewicz, Alicja Jachiewicz-Szmidt, Anna Cieślak, Jacek Rozenek, Krzysztof Globisz, Wojciech Wysocki, Aleksandra Konieczna, Leszek Lichota, Stefan Szmidt, Jan Frycz, Maciej Kozłowski, Maria Pakulnis, Bronisław Wrocławski, Tomasz Dedek, Artur Dziurman, Adam Woronowicz, Wenanty Nosul, Dorota Landowska, Artur Chamski
MuzykaShane Harvey
Rok produkcji2009
Kraj produkcjiPolska
Gatunekdramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Bohater na szafocie
[Ryszard Bugajski „Generał Nil” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Po słynnym „Przesłuchaniu” i zrealizowanej dla Teatru Telewizji „Śmierci rotmistrza Pileckiego” Ryszard Bugajski po raz kolejny postanowił bliżej przyjrzeć się stalinowskiemu wymiarowi (nie)sprawiedliwości w jego polskim wydaniu. Tym razem wziął na warsztat biografię generała Emila Augusta Fieldorfa, legendarnego dowódcy Kedywu Armii Krajowej. W efekcie powstał wstrząsający dramat „Generał Nil” – kto wie, czy nie najlepszy polski film historyczny nakręcony po 1989 roku.

Sebastian Chosiński

Bohater na szafocie
[Ryszard Bugajski „Generał Nil” - recenzja]

Po słynnym „Przesłuchaniu” i zrealizowanej dla Teatru Telewizji „Śmierci rotmistrza Pileckiego” Ryszard Bugajski po raz kolejny postanowił bliżej przyjrzeć się stalinowskiemu wymiarowi (nie)sprawiedliwości w jego polskim wydaniu. Tym razem wziął na warsztat biografię generała Emila Augusta Fieldorfa, legendarnego dowódcy Kedywu Armii Krajowej. W efekcie powstał wstrząsający dramat „Generał Nil” – kto wie, czy nie najlepszy polski film historyczny nakręcony po 1989 roku.

Ryszard Bugajski
‹Generał Nil›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGenerał Nil
Dystrybutor Monolith
Data premiery17 kwietnia 2009
ReżyseriaRyszard Bugajski
ZdjęciaPiotr Śliskowski
Scenariusz
ObsadaOlgierd Łukaszewicz, Alicja Jachiewicz-Szmidt, Anna Cieślak, Jacek Rozenek, Krzysztof Globisz, Wojciech Wysocki, Aleksandra Konieczna, Leszek Lichota, Stefan Szmidt, Jan Frycz, Maciej Kozłowski, Maria Pakulnis, Bronisław Wrocławski, Tomasz Dedek, Artur Dziurman, Adam Woronowicz, Wenanty Nosul, Dorota Landowska, Artur Chamski
MuzykaShane Harvey
Rok produkcji2009
Kraj produkcjiPolska
Gatunekdramat, historyczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Generał Emil August Fieldorf to jedna z najważniejszych, ale zarazem najmniej znanych, postaci akowskiego ruchu oporu z okresu niemieckiej okupacji. Człowiek, który jeszcze za życia stał się legendą, a którego – już po śmierci – władze Polski Ludowej skazały na całkowite zapomnienie. Były żołnierz Legionów Piłsudskiego, członek konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej, uczestnik wyprawy kijowskiej i wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, w okresie międzywojennym natomiast – zawodowy żołnierz, w ostatnich latach przed wybuchem drugiej wojny światowej dowódca jednostek Korpusu Ochrony Pogranicza. Pod okupacją niemiecką działał w Związku Walki Zbrojnej, a następnie w Armii Krajowej, gdzie powierzono mu dowództwo nad Kierownictwem Dywersji (Kedywem). Planował najważniejsze akcje zbrojne przeciwko hitlerowskim okupantom, w tym zamach na Dowódcę SS i Policji na Dystrykt Warszawski generała Franza Kutscherę, powszechnie nazywanego „katem Warszawy”. Od lutego 1944 roku kierował wydzieloną z AK organizacją „NIE” (od „Niepodległość”), której zadaniem było przygotowanie oporu wobec wkraczających na Kresy II Rzeczypospolitej Armii Czerwonej. W marcu 1945 został przypadkowo aresztowany przez NKWD. Miał przy sobie dokumenty na fałszywe nazwisko – którym posługiwał się także pod okupacją niemiecką – dzięki czemu nie odkryto jego prawdziwej tożsamości. Mimo to, jako kolejarza Walentego Gdanickiego, wywieziono go do obozu pracy w górach Uralu, skąd wrócił do ojczyzny w październiku 1947 roku. Była to już jednak zupełnie inna Polska…
Ryszard Bugajski od lat poświęca swój czas i talent na odkłamywanie najnowszej historii Polski. Miejsce w panteonie najwybitniejszych reżyserów zapewniło mu już legendarne „Przesłuchanie” (1982), które w okresie stanu wojennego władze uznały za „najbardziej antykomunistyczny film w historii PRL-u” i skierowały prosto na półkę. W efekcie tych działań Bugajski na kilkanaście lat opuścił kraj, przenosząc się do Kanady. „Przesłuchanie” natomiast musiało czekać na swoją premierę do… 13 grudnia 1989 roku. Po powrocie do Polski reżyser długo nie mógł trafić na temat godny swego talentu. Polityczny dramat „Gracze”, choć w kontrowersyjny sposób przedstawiał polską rzeczywistość z przełomu lat 80. i 90. ubiegłego stulecia, jest dziełem średnio udanym. O kolejnych filmach, realizowanych dla telewizji – a były to przede wszystkim seriale obyczajowe – spokojnie można zapomnieć. Najwartościowsze rzeczy w tym czasie Bugajski kręcił dla telewizyjnego teatru. „Za i przeciw” (1996), oparte na dramacie Ronalda Harwooda, podejmowało temat uwikłania w nazizm; „Miś Kolabo” (2001), powstały na kanwie opowiadania Piotra Kokocińskiego, był ważnym głosem na temat lustracji w Polsce; autorski „Niuz” (2002) obnażył natomiast zasady funkcjonowania korporacyjnych mediów. Najważniejszym okazał się jednak spektakl „Śmierć rotmistrza Pileckiego” (2006), w którym tytułową rolę – jednego z najbardziej niezłomnych bohaterów Armii Krajowej i antykomunistycznego podziemia – wyśmienicie zagrał Marek Probosz. Nakręconego trzy lata później „Generała Nila” można uznać za kontynuację tematu podjętego w „Śmierci…”.
Oba dzieła łączą bowiem nie tylko czasy, w których rozgrywa się akcja, nie tylko główni – chciałoby się rzec: pomnikowi (w jak najlepszym znaczeniu tego słowa) – bohaterowie, ale przede wszystkim dążenie do odkłamania historii. Chęć przywrócenia rodakom pamiętającym tamte lata, jak również młodszym pokoleniom poczucia elementarnej sprawiedliwości wobec tych, których działania stalinowsko-bierutowskiego wymiaru „sprawiedliwości” strąciły na samo dno piekła. Rotmistrz Pilecki, który dobrowolnie dostał się do Auschwitz, by na własne oczy zobaczyć i opisać w raporcie dla władz Polski Podziemnej praktyki stosowane przez Niemców w obozie, przyznawał, że śledztwo, któremu poddany został w kazamatach Urzędu Bezpieczeństwa, było po wielekroć okrutniejsze. Tragiczny los Witolda Pileckiego – zamordowanego strzałem w tył głowy w piwnicach więzienia mokotowskiego przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie w maju 1948 roku – niespełna pięć lat później podzielił generał Fieldorf. Z tą różnicą, że „Nilowi” odmówiono nawet honorowej egzekucji przez rozstrzelanie – został powieszony, jak zbrodniarze hitlerowscy skazani w procesie norymberskim.
Akcja filmu rozpoczyna się jesienią 1947 roku, kiedy to generał Fieldorf – jeszcze pod swoim konspiracyjnym nazwiskiem Gdanicki – wraca z obozu pracy na Syberii do Polski. W retrospekcjach poznajemy, oczywiście w wielkim skrócie, jego dokonania z czasów hitlerowskiej okupacji (w tym przeprowadzenie zamachu na Kutscherę) oraz okoliczności pierwszego aresztowania przez NKWD. Byłemu żołnierzowi i wielkiemu patriocie trudno jest przyzwyczaić się nie tylko do przymusowej rozłąki z rodziną, ale przede wszystkim do nowej komunistycznej rzeczywistości. Porusza się w niej po omacku, nie za bardzo wiedząc, jak ułożyć sobie dalsze życie. Ma dość ciągłego ukrywania się, dlatego też – korzystając z ogłoszonej amnestii – ostatecznie podejmuje decyzję o ujawnieniu się. Teraz dopiero może wrócić do rodziny, ukochanej żony i dwóch dorosłych już córek. Jednocześnie jednak dostaje się pod lupę Urzędu Bezpieczeństwa, który – chcąc dobrać się do legendarnego „Nila” – wygrzebuje obciążające go w oczach komunistycznych władz zeznania generała Leopolda Okulickiego-Niedźwiadka (ostatniego Komendanta Głównego Armii Krajowej), złożone przezeń kilka lat wcześniej podczas moskiewskiego „procesu szesnastu”. Na tej podstawie zostaje sporządzony akt oskarżenia, w którym zostaje ponad wszelką wątpliwość stwierdzone, że Fieldorf w 1944 roku wydawał rozkazy likwidowania przez oddziały AK partyzantów radzieckich. Generał zostaje więc aresztowany, poddany okrutnemu śledztwu, a na koniec – podczas sfingowanego procesu – skazany na śmierć. UB do samego końca próbuje zresztą przeciągnąć „Nila” na swoją stronę, wyznaczyć mu poczesne miejsce w kolejnej prowokacji przygotowywanej wobec konspiracyjnej „Wolności i Niezawisłości” – on jednak konsekwentnie odmawia, czym ostatecznie przypieczętowuje swój los.
W ostatnich latach powstaje w Polsce coraz więcej filmów o naszej historii najnowszej. Wystarczy wymienić „Katyń” Andrzeja Wajdy, „Popiełuszkę. Wolność jest w nas” Rafała Wieczyńskiego czy też „Generała. Zamach na Gibraltarze” Anny Jadowskiej. Trudno jednak uznać te filmy za udane. Wraz z cała serią obrazów o życiu papieża Jana Pawła II, w powstaniu których polska kinematografia również miała znaczący udział, wpisują się one w hagiograficzny nurt polskiego kina historycznego. A w miejscu gdzie zaczyna się hagiografia, kończy się jakakolwiek debata. Bugajskiemu udało się, na szczęście, uniknąć tworzenia żywota świętego. W dużej mierze dzięki obsadzeniu w roli tytułowej Olgierda Łukaszewicza, który stworzył fascynującą postać „zwykłego” bohatera. Grany przez niego generał Fieldorf jest przede wszystkim realistą, sprzeciwiającym się niepotrzebnemu wykrwawianiu społeczeństwa w nierównej i donikąd nieprowadzącej walce z komunistami. Mimo że nie brakuje ku temu okazji, po powrocie z Syberii nie włącza się w nurt działalności konspiracyjnej; z drugiej jednak strony – nie decyduje się również na współpracę z nowymi władcami Polski. Chce żyć normalnie, otrzymywać zasłużoną emeryturę, zająć się wykonywaniem mebli, do czego ma smykałkę, a może nawet – gdyby się udało – prowadzeniem niewielkiego pensjonatu w Zakopanem. Nie wynika to z tchórzostwa, ale z odpowiedzialności za los tych, których mógłby – jako dowódca antykomunistycznego podziemia – posłać na pewną i bezsensowną śmierć. Sam też nie chce umierać, ale żołnierski honor nie pozwala mu prosić komunistów o przebaczenie win, których przecież nie popełnił. Dopiero po wydaniu przez sąd wyroku śmierci – za namową rodziny, choć wbrew sobie – kieruje prośbę o łaskę do Bolesława Bieruta. Prezydent PRL-u między kolejnym spotkaniem z dziećmi a udaniem się na odpoczynek na podsuniętym mu wniosku notuje: „Nie skorzystam z prawa łaski”. I na końcu składa zamaszysty podpis.
Budżet filmu, jeśli wierzyć oficjalnym danym, wyniósł 4,5 miliona złotych. Niewiele. W niektórych momentach to, niestety, widać. Zawód może sprawić przede wszystkim scena wykonania wyroku śmierci na „kacie Warszawy” Franzu Kutscherze. Jeśli ktoś ma w pamięci tę samą scenę brawurowo zainscenizowaną przez Jerzego Passendorfera w pamiętnym „Zamachu” z 1958 roku, zdziwi się jej… kameralnością. We fragmentach plenerowych nie czuć też klimatu czasów, w których rozgrywały się przedstawiane na ekranie zdarzenia. Brakuje oddechu, przestrzeni; plan ogranicza się bowiem najczęściej jedynie do wycinka ulicy. Ale do tego powinniśmy się już chyba przyzwyczaić. W polskich miastach coraz mniej jest miejsc, które nie zmieniłyby się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, a na pełne odtworzenie realiów wojennych i tuż po wojnie polscy filmowcy po prostu nie mają odpowiednich środków. Scenografka Aniko Kiss (od paru lat stała współpracowniczka Bugajskiego) i tak zrobiła chyba wszystko, co było w jej mocy. Tym bardziej że sceny kręcone we wnętrzach – często oryginalnych – robią rzeczywiście ogromne wrażenie (vide katownie UB, karcer, cele więzienne). Duża w tym także zasługa operatora Piotra Śliskowskiego oraz kompozytora Shane’a Harveya, którym udało się podkreślić zmieniający się na coraz bardziej ponury nastrój filmu.
Zło jest banalne – to często powtarzany frazes. Ale nie sposób nie przytoczyć go w recenzji „Generała Nila”. Decydujący o losie Emila Fieldorfa komunistyczni funkcjonariusze – ministrowie, ubecy, sędziowie, wreszcie sam prezydent Bierut – nie są postaciami demonicznymi. Najważniejsze rozstrzygnięcia, które powiodą akowskiego bohatera na szafot, podejmowane są przez nich w najmniej, zdawałoby się, odpowiednich do tego sytuacjach: podczas popijawy polskiego ubeka z enkawudzistą, w trakcie sylwestrowej zabawy czy też po spotkaniu Bieruta z dziećmi. Wszystko, co najokropniejsze, dzieje się jakby mimochodem, ot, tak po prostu. Życie ludzkie nie ma najmniejszego znaczenia. Film Bugajskiego – podobnie jak miało to miejsce wcześniej w przypadku „Śmierci rotmistrza Pileckiego” – jest więc nade wszystko oskarżeniem komunistycznego wymiaru sprawiedliwości. Ale nie tylko! W jaskrawy sposób pokazuje też, jak rodziła się Polska Ludowa. Tym samym wytrąca z ręki oręż tym, którzy po dziś dzień starają się bronić tego państwa i tego ustroju, wskazując na historyczne konieczności. Bo czy takową było zamordowanie generała Fieldorfa? Człowieka, który, jak mało kto, zasłużył się w walce z niemieckim okupantem, a po wojnie pragnął już tylko jednego – spokojnego życia na zasłużonej emeryturze…
Ryszard Bugajski w niemal paradokumentalny sposób rekonstruuje ostatnie lata życia „Nila”. Nie epatuje świętością generała ani nie nadużywa patriotyczno-narodowej symboliki. Wie, podobnie jak sam Fieldorf, gdzie przebiega granica między bohaterstwem a bohaterszczyzną. Gdy scenariusz zdaje się niebezpiecznie zmierzać w kierunku hagiografii, reżyser potrafi to natychmiast zrównoważyć, przydając „Nilowi” typowo ludzkich cech. Gdy generał, kierowany honorem polskiego oficera, ujmuje się za przetrzymywanym w tej samej celi śmierci hitlerowskim zbrodniarzem wojennym z Zamojszczyzny, chwilę później oznajmia mu bez ogródek, że w czasie wojny miał go na swojej liście i żałuje, że nie zdążył doprowadzić do wykonania na nim wyroku. Gdy, pogodzony już z wyrokiem, odmawia współpracy z UB, za co darowano by mu życie, daje się jednak przekonać najbliższym i pisze do Bieruta list z prośbą o ułaskawienie. To wprawdzie drobiazgi, lecz znakomicie budują one postać. Olgierd Łukaszewicz przydał Fieldorfowi wewnętrznej siły i dostojeństwa, ale nie przeszarżował jak Jan Englert w „Katyniu” Wajdy, który zagrał nie człowieka, ale pomnik. Na pochwałę zasługują też jednak aktorzy drugiego planu. Świetną, przejmującą kreację żony generała stworzyła zapomniana już nieco Alicja Jachiewicz (pamiętna „Niteczka” w „Kolumbach” Janusza Morgensterna); w pamięć zapada rola Macieja Kozłowskiego, który zagrał torturami zmuszonego do zeznawania przeciwko „Nilowi” majora Tadeusza Grzmielewskiego; nieźle wypadł Jacek Rozenek w roli podstępnego pułkownika UB Józefa Różańskiego (tę samą postać zagrał także w „Śmierci rotmistrza Pileckiego”). Z aktorów najmłodszego pokolenia należy natomiast zwrócić uwagę na Macieja Mikołajczyka oraz Macieja Radla (obaj z rocznika 1984). Pierwszy zagrał kaprala Wieśka, osobistego ochroniarza „Nila” w czasach okupacji hitlerowskiej; drugi – Michała, Polaka repatriowanego ze Związku Radzieckiego, który w 1947 roku wrócił do ojczyzny w tym samym wagonie co Fieldorf. Ich, jakże różny, los będzie symbolizował dramatyczne wybory, przed którymi stawali młodzi Polacy w powojenno-komunistycznej rzeczywistości.
„Generał Nil” nie jest filmem idealnym. Ale i tak najlepszym nakręconym w III Rzeczypospolitej, który dotyczy najnowszej historii naszego kraju. Szczęście to wielkie, że takiemu bohaterowi nie wyrządzono niedźwiedziej przysługi, kręcąc o nim szkolno-akademicki bryk. Choć pewnie i tak młodzież w ramach edukacji historycznej prowadzona będzie do kin na film Bugajskiego. Najważniejsze jednak, że ani uczniowie, ani nauczyciele tym razem nie powinni mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
koniec
15 kwietnia 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Fallout: Odc. 1. Odkrywanie realiów zniszczonego świata
Marcin Mroziuk

15 IV 2024

Po obejrzeniu pierwszego odcinka z jednej strony możemy poczuć się zafascynowani wizją postapokaliptycznego świata, w którym funkcjonują bardzo zróżnicowane, mocno od siebie odizolowane społeczności, z drugiej strony trudno nie ulec lekkiej dezorientacji, gdyż na razie brakuje jeszcze połączenia pomiędzy poszczególnymi wątkami.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nie tylko Temida jest ślepa
— Sebastian Chosiński

Esensja ogląda: Marzec 2014 (2)
— Krystian Fred, Jarosław Loretz

Zakleszczeni w postkomunie
— Grzegorz Fortuna

Tegoż autora

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Czekając na…
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.