East Side Story: Dlaczego NKWD nie ufało bohaterom wojennym? [Witalij Worobiew „Ani kroku w tył!” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Kiedy o świcie 22 czerwca 1941 roku wojska hitlerowskie przekroczyły granicę ze Związkiem Radzieckim, najprawdopodobniej wyprzedzając tym samym atak Stalina, szala zwycięstwa od samego początku wyraźnie przechyliła się na ich stronę. Dowództwo sowieckie, chcąc ratować katastrofalną sytuację na froncie, wydało rozkaz: „Ani kroku w tył!”. Taki też tytuł nosi fabularny film Witalija Worobjowa, którego akcja rozgrywa się w pierwszych tygodniach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
East Side Story: Dlaczego NKWD nie ufało bohaterom wojennym? [Witalij Worobiew „Ani kroku w tył!” - recenzja]Kiedy o świcie 22 czerwca 1941 roku wojska hitlerowskie przekroczyły granicę ze Związkiem Radzieckim, najprawdopodobniej wyprzedzając tym samym atak Stalina, szala zwycięstwa od samego początku wyraźnie przechyliła się na ich stronę. Dowództwo sowieckie, chcąc ratować katastrofalną sytuację na froncie, wydało rozkaz: „Ani kroku w tył!”. Taki też tytuł nosi fabularny film Witalija Worobjowa, którego akcja rozgrywa się w pierwszych tygodniach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Witalij Worobiew ‹Ani kroku w tył!›Przez wiele lat dzieje pierwszych miesięcy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej były w Związku Radzieckim tematem tabu. Przywódcom Kraju Rad – zarówno Józefowi Stalinowi, jak i jego politycznym następcom, Nikicie Chruszczowowi i Leonidowi Breżniewowi – trudno było przyznać się do faktu, że kraj, który szykował się do zbrojnej agresji przeciwko III Rzeszy, był kompletnie nieprzygotowany na wypadek ataku wroga na jego terytorium. Katastrofa, która nastąpiła latem 1941 roku, pochłonęła miliony istnień żołnierzy Armii Czerwonej, nie licząc tych, którzy poddali się Niemcom, a nawet dobrowolnie zgłaszali akces do Wehrmachtu, by wziąć teraz odwet na znienawidzonych bolszewikach. Klęska była tak wielka, że nawet po wygranej wojnie starano się pomijać milczeniem okres do czerwca do grudnia, kiedy to krasnoarmiejcy odnieśli wreszcie pierwszy militarny sukces, nie wpuszczając Adolfa Hitlera do Moskwy. Starano się również, aby temat ten nie przenikał do literatury i kina. Tylko okazjonalnie pojawiały się dzieła odnoszące się do tego fragmentu konfliktu radziecko-niemieckiego. Decydenci kulturalni i cenzorzy dbali jednak o to, aby miały one odpowiedni wydźwięk propagandowy. Tak było chociażby w przypadku głośnego dramatu Zachara Agranienki „Biessmiertnyj garnizon” (1956), który powstał na podstawie powieści Konstantina Simonowa, a opowiadał o bohaterskiej obronie twierdzy brzeskiej. Osiem lat później na ekranach kin w Związku Radzieckim pojawił się chyba najgłośniejszy i zarazem najwybitniejszy film rozrachunkowy, opowiadający o kataklizmie pierwszych wojennych miesięcy – „Żywi i martwi” (1964) Aleksandra Stolpera, też zresztą oparty na wyśmienitej książce Simonowa. Po roku 1991 nic już nie stało na przeszkodzie, by wreszcie pokazać w kinie prawdziwy obraz tamtych wydarzeń. Nic! Poza bieżącym interesem politycznym oraz… zbiorową pamięcią narodu, ukształtowaną – a raczej należałoby powiedzieć: skrzywioną – przez kilka dekad intensywnej komunistycznej indoktrynacji. W efekcie tych działań po dziś dzień rzadkością są w Rosji filmy, które pokazywałyby ten okres historii państwa bez ewidentnych przekłamań (jak na przykład „ Nasi” Dmitrija Mieschijewa). Witalij Worobjow jest jednym z tych współczesnych reżyserów rosyjskich, którzy umiłowali sobie temat Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. W jego przypadku nie może to jednak wcale dziwić. Urodził się on w 1958 roku w Piatigorsku w Kraju Stawropolskim w rodzinie oficera Armii Czerwonej. Dzieciństwo spędził w różnych miasteczkach garnizonowych, do których los rzucił ojca – na Kamczatce, pod Nowogrodem Wielkim i w okolicach Włodzimierza nad Klaźmą. W 1991 roku ukończył Państwowy Moskiewski Uniwersytet Techniczny, stając się specjalistą w dziedzinie lotnictwa i kosmonautyki. Nie potrafił jednak skutecznie uciec przed drugą ze swoich wielkich pasji – teatrem i filmem. Wstąpił więc na wydział reżyserski, wtedy jeszcze Wszechzwiązkowego, a gdy kończył uczelnię w 1996 roku już Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii, czyli popularnego WGIK-u. Zadebiutował jako student krótkometrażówką „Woron” (1993). Po studiach zajął się przede wszystkim produkcją wideoklipów, co przynosiło mu wymierny dochód, ale jednocześnie skutecznie utrudniało obronienie dyplomu. Uczynił to dopiero w 2002 roku, przedstawiając jako pracę dyplomową „Ispowied’ pokojnika”, opowieść o niezwykle ponurych w Związku Radzieckim latach 30. XX wieku. Filmik spodobał się do tego stopnia, że otrzymał nawet nagrodę jury za najlepszy debiut na festiwalu „Literatura i kino”. Pierwszym pełnometrażowym obrazem Worobjowa okazał się horror „Dniewnoj priedstawitiel” (2003); później jednak reżyser poświęcił się przede wszystkim – z jednym małym wyjątkiem, o którym będzie jeszcze mowa – kręceniu filmów o drugiej wojnie światowej. Swą trwającą już kilka dobrych lat przygodę z kinem wojenno-sensacyjnym rozpoczął od dramatu „Niesłużebnoje zadanije” (2004); rok później dokręcił doń drugą część – „Wzryw na rasswietie” (2005), a w następnym – „Pod liwniem pul”, cykl czterech pełnometrażowych obrazów o losach sowieckich zwiadowców z oddziału lejtnanta Biesfamilnego: „ Tajna broń”, „Dieti gienierała”, „Gospital” oraz „Protiwostojanije”. Po tej potężnej dawce batalistyki reżyser postanowił odpocząć nieco od tematów wojennych i zrealizował dla telewizji noworoczną komedię „Nastojaszczij Died Moroz” (2007). Gdy jednak tylko skończył film przeznaczony dla dzieci, wrócił do realizacji dzieł dla dorosłych. Efektem tego powrotu okazał się miniserial „Silnieje ognia”, którego skróconą i nieco zmienioną wersję skierowano w lutym 2008 roku do kin pod tytułem „Ani kroku w tył!”. Akcja filmu rozpoczyna się 21 lipca 1941 roku, a więc zaledwie kilkanaście godzin przed hitlerowską agresją. Sytuacja na zachodniej granicy Kraju Rad jest niezwykle napięta i chociaż oficjalnie nie mówi się ani nie pisze ani słowa o narastającym konflikcie między Związkiem Radzieckim a III Rzeszą, krasnoarmiejcy pilnujący rubieży doskonale zdają sobie z tego sprawę. Co rusz bowiem przez graniczną rzekę na sowieckie – choć należałoby pamiętać, że tak naprawdę cały czas jest mowa o dawnych ziemiach II Rzeczypospolitej – terytorium przedzierają się niemieccy zwiadowcy. Służba do najłatwiejszych nie należy. Nie ma się więc co dziwić, że żołnierze starają się uprzyjemnić sobie wolny czas na różne sposoby, na przykład organizując zawody w siłowaniu się na ręce. Dowódca jednostki artyleryjskiej lejtnant Wiktor Aleksiejewicz Suchanow sam chętnie bierze w nich udział, bez większych kłopotów rozkładając swoich podwładnych. Po kolejnym zwycięskim pojedynku czeka go jeszcze jednak radosna wieść – w obozie pojawia się niewidziany przezeń od roku przyjaciel z czasów nauki w szkole wojskowej Sasza (Aleksander) Prokorow. Wieczorem obaj udają się na potańcówkę w klubie, po której – zamiast grzecznie udać się spać do miejsca postoju jednostki – wybierają się na romantyczny spacer z dwiema miejscowymi dziewczynami poznanymi na zabawie. Godziny szybko płyną i noc zamienia się w świt, a wraz z nim od zachodu nadlatują wrogie samoloty. Dla obu przyjaciół kończy się beztroska, a zaczyna – długa i bezlitosna walka. Akcja „Ani kroku w tył!” pędzi na złamanie karku i zmienia się jak w kalejdoskopie. Obóz Suchanowa zostaje doszczętnie zniszczony przez hitlerowskie lotnictwo; ci, którzy jakimś cudem przeżyli, są teraz dobijani przez żołnierzy Wehrmachtu. Wiktor i Aleksander przeżyli tylko dlatego, że w chwili ataku nie było ich tam, gdzie powinni się znajdować. Nie chroni ich to jednak przed niewolą. Ale przecież nie bez powodu są dumnymi i walecznymi krasnoarmiejcami. Gdy przekonują się, że Niemcy mają zamiar rozstrzelać wszystkich jeńców, wzniecają bunt i uciekają. Suchanow zostaje w czasie walki poważnie ranny w głowę i traci przytomność, życie ratuje mu Artiom Szalnych, który na rozkaz Prokorowa wynosi go do lasu i w ten sposób ukrywa przed Niemcami. Kiedy Wiktor dochodzi do siebie, okazuje się, że wszyscy żołnierze, którzy zdołali ocaleć, rozpierzchli się, a we dwójkę raczej nie da się stawić skutecznego oporu. Krążą więc po okolicy, zastanawiając się jak przetrwać. Zbierają też maruderów – młodziutkiego szeregowca Stiepana Kowrigę oraz Siemiona Jefimowa, który szczęśliwym zrządzeniem losu prowadził ciężarówkę wypełnioną amunicją i pociskami artyleryjskimi. Znacznie ważniejszą zdobyczą okazała się jednak doczepiona do wozu nowiutka armata. We czwórkę, na dodatek z takim wyposażeniem, można się już postarać napsuć paskudnym hitlerowcom trochę krwi. Wiktor, który jako najwyższy stopniem przejmuje dowództwo nad tym w zasadzie już na poły partyzanckim minioddziałem, wydaje rozkaz ufortyfikowania starej, zniszczonej twierdzy sprzed kilkuset lat, położonej na trudno dostępnym wzgórzu. Kiedy pojawiają się Niemcy, bohaterscy czerwonoarmiści walą w nich jak do kaczek. Po dwóch dniach, wystrzelawszy już niemal całą amunicję, zmuszeni są się poddać. Niemiecki pułkownik w pierwszym odruchu chce ich przykładnie ukarać i rozstrzelać, ale przebiegły major Werner wpada na znacznie rozsądniejszy koncept. Woli przeciągnąć ich na swoją stronę, a przede wszystkim skłonić lejtnanta Suchanowa do zdradzenia tajemnic funkcjonowania nowoczesnej sowieckiej armaty, która w czasie walk wpadła w hitlerowskie ręce. Ten zaś wyraża zgodę, ale tylko po to, aby podjąć kolejną próbę wyrwania się z niewoli.
|