Kinowy debiut znanego rosyjskiego dramaturga młodego pokolenia Wasilija Sigariewa wypadł nad wyraz okazale. „Bączek” – choć równie dobrze tytuł można by przetłumaczyć jako „Wilczek” – to przede wszystkim opowieść o wielkiej potrzebie miłości. Miłości matki do córki oraz kobiety do mężczyzny – w obu przypadkach niemożliwej, niestety, do spełnienia. W filmie zabrakło wprawdzie wielkich gwiazd rosyjskiego kina, ale aktorstwo i tak jest na niedoścignionym dla wielu innych produkcji poziomie.
East Side Story: Zakręcony los, zmarnowane życie
[Wasilij Sigariew „Bączek” - recenzja]
Kinowy debiut znanego rosyjskiego dramaturga młodego pokolenia Wasilija Sigariewa wypadł nad wyraz okazale. „Bączek” – choć równie dobrze tytuł można by przetłumaczyć jako „Wilczek” – to przede wszystkim opowieść o wielkiej potrzebie miłości. Miłości matki do córki oraz kobiety do mężczyzny – w obu przypadkach niemożliwej, niestety, do spełnienia. W filmie zabrakło wprawdzie wielkich gwiazd rosyjskiego kina, ale aktorstwo i tak jest na niedoścignionym dla wielu innych produkcji poziomie.
Wasilij Sigariew
‹Bączek›
EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Bączek |
Tytuł oryginalny | Волчок |
Reżyseria | Wasilij Sigariew |
Zdjęcia | Aleksiej Arsienthew |
Scenariusz | Wasilij Sigariew |
Obsada | Polina Płuczek, Jana Trojanowa, Weronika Łysakowa, Marina Gapczenko, Galina Dołganowa, Andriej Dymszakow, Jelena Iljina, Iwan Sieliugin, Irina Simakowa, Siergiej Iwanow, Aleksiej Potocki, Igor Krużnow, Igor Goldberg |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 86 min |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Od czasu upadku Związku Radzieckiego zauważyć można prężnie rozwijający się w kinematografii rosyjskiej nurt kina nie tyle nawet realistycznego, co wręcz naturalistycznego. Rosjanie mają na to swoje własne określenie – „czornucha”. Do gatunku tego zaliczane są najczęściej dzieła przedstawiające rzeczywistość w jej skrajnych, nierzadko wynaturzonych aż do bólu przejawach. Za jeden z pierwszych filmów tego typu krytycy przed laty zgodnie uznali, poświęcony odradzającemu się wielkoruskiemu nacjonalizmowi i neonazizmowi, „Luna-park” (1992) Pawła Łungina. Z biegiem czasu i, nie ukrywajmy, wraz ze wzrostem zamożności Rosjan obrazów takich jednak, jak można by podejrzewać, wcale nie ubywało. Wystarczy wspomnieć o obecnych swego czasu w polskich kinach wstrząsających dziełach Aleksieja Bałabanowa „
Ładunek 200” (2007) oraz Aleksieja Mizgiriowa „
Słowo jak głaz” (2007), czy też nieznanej jeszcze szerzej nad Wisłą „
Rosji 88” (2009) Pawła Bardina. „Bączek” Wasilija Sigariewa też może zostać doń przypisany. Może, choć wcale nie musi. Debiutant rodem z Uralu stworzył bowiem dzieło tyleż zawdzięczające naturalizmowi, co korzystające z doświadczeń realizmu magicznego. Udało mu się dzięki temu w wielu momentach uniknąć przerażającej widza dosłowności, przydając swojej opowieści o nieszczęśliwej miłości szczypty metafizyki. Rzec by można, nawiązując do rosyjskiej tradycji – prawdy o człowieku!
Wasilij Sigariew urodził się w 1977 roku w miejscowości Wierchniaja Sałda w obwodzie swierdłowskim na Uralu. Najpierw uczył się w Instytucie Pedagogicznym w Niżnym Tagile, by później uzupełnić jeszcze edukację w Instytucie Teatralnym w Jekaterynburgu (do nazwy tej Swierdłowsk powrócił przed osiemnastoma laty). Został dramatopisarzem. Kurs, który ukończył, prowadził znany bardzo dobrze również w naszym kraju dramaturg, prozaik, aktor i reżyser Nikołaj Kolada. Ale Sigariew nie ograniczył się tylko do pisania; zaczął również wystawiać sztuki – i to zarówno swoje, jak i na podstawie tekstów innych autorów (między innymi Aleksandra Puszkina, Guy de Maupassanta, O’Henry’ego). Pojawiały się one na deskach teatrów w całej Rosji (z Moskwą włącznie) oraz w Europie Zachodniej – w Londynie, Hamburgu, Bergen. Jako autor i reżyser teatralny największy dotychczas sukces odniósł przed siedmioma laty, kiedy to jego dramat „Plastilin” pokazano w renomowanym London’s Royal Court Theatre i nagrodzono Evening Standard Award. W sumie napisał do tej pory osiemnaście sztuk; duże sukcesy odniosły jeszcze „Czornoje mołoko” oraz „Jama”. O tej działce aktywności Sigariewa opowiada nakręcony przez Julię Kisieliewą dokument „Daleko od Londynu”. Z biegiem czasu pisarzowi przestała jednak wystarczać jedynie praca w teatrze i postanowił zrealizować fabułę. Dla kogoś, kto do tej pory nie miał najmniejszego pojęcia o tym, jak powstaje film fabularny – było to nie lada wyzwanie. Zaczął od przyswojenia sobie informacji czysto technicznych, związanych z ustawianiem kamery, montażem i nade wszystko zachowaniem się reżysera na planie. Kiedy już posiadł podstawową wiedzę, nakręcił – opartą na wierszu Paula Eluarda – krótkometrażówkę „Sachar” (2008). Nie tylko napisał do niej scenariusz i wyreżyserował, ale zabawił się także w operatora. Dopiero, zdobywszy pewne doświadczenie, znalazł w sobie tyle odwagi, by zabrać się za „Bączka”.
Akcja filmu rozgrywa się na prowincji – tak głębokiej, że wioska, w której rodzi się główna bohaterka, nie ma nawet własnej nazwy. Matkę dziewczynki trudno zaliczyć do kobiet prawych i uczciwych. Dość powiedzieć, że nie wie ona nawet, kto jest ojcem dziecka. Na dodatek od razu po jego urodzeniu trafia do więzienia, z którego wychodzi dopiero po siedmiu latach. Małą zajmuje się w tym czasie babcia. Pierwsze spotkanie matki i córki nie jest ani wzruszające, ani radosne. Kobieta przyprowadza ze sobą „wujka” Kolę, mężczyznę poznanego przygodnie w restauracji, który upija się w takim tempie, że zasypia z głową na kuchennym stole. Dziewczynka przygląda się temu z bezpiecznego miejsca pod stołem – z takiej też perspektywy poznaje i podziwia kompletnie sobie nieznaną matkę, widzi w niej tym samym kogoś zupełnie innego niż jest w rzeczywistości. Wierzy też gorąco w to, że teraz będzie już tylko lepiej. Ale szybko okazuje się, że to jedynie dziecięce złudzenie. Mała jest bowiem kulą u nogi swojej rodzicielki – błędem młodości, który znacznie dojrzalsza i doświadczona przez los kobieta chciałaby jak najszybciej wymazać ze swojego życia, by wszystko rozpocząć od nowa, z czystym kontem. Zamiast dziewczynką, interesuje się więc mężczyznami; nie ma najmniejszych oporów przed sprowadzaniem ich do domu i zaciąganiem do łóżka, nawet w obecności córki. Miejsce „wujka” Koli szybko zajmuje „wujek” Sława, potem Tola, następnie Igor i kolejni, których nawet imiona trudno zapamiętać. Z biegiem czasu matka coraz rzadziej wraca na noc do domu; jej wizyty, jeśli w ogóle do nich dochodzi, trwają zaledwie kilka minut. Zrozpaczona dziewczynka całymi nocami siedzi więc w oknie, zapala i gasi lampę – wysyła znaki, że jest, że czeka i tęskni. Pozostawiona sama sobie, pozbawiona opieki i rodzinnego ciepła, jak również pozytywnego wzorca wychowawczego – staje się jak dzikie zwierzę, coraz bardziej zaczyna przypominać zastraszonego wilczka. Gdy wkrótce umiera babcia, matka wraca do domu. W tym momencie może się wydawać, że pojawia się szansa na to, aby wrócić do punktu wyjścia i wszystko zacząć jeszcze raz. Tyle że, zrodzona na krótko, nadzieja zamienia się w kolejny dramat…
„Bączek” jest filmem o wielkiej, choć niespełnionej, potrzebie miłości. Dziewczynka pragnie miłości matki, jej bliskości i czułości. Matka jest dla niej jak gwiazdka z nieba – wspaniała, lśniąca, niezwykle atrakcyjna i pobudzająca wyobraźnię, ale jednocześnie odległa i niedostępna. Nie mogąc jej dotknąć, przytulić się do niej, mała „zaprzyjaźnia” się z martwym chłopcem, swoim rówieśnikiem, którego na jej oczach złożono do grobu na odwiedzanym przez nią każdego dnia leśnym cmentarzu. Znosi dla niego kwiaty z całej nekropolii, częstuje cukierkami, śpiewa i opowiada o swoim życiu, a raczej o marzeniach, które jednak nie mają prawa się ziścić. Miłości pragnie też matka dziewczynki. Chce znaleźć wreszcie mężczyznę, który stanie się dla niej oparciem, nie porzucając jej po zaspokojeniu podstawowych potrzeb seksualnych. Z którym uda się stworzyć szczęśliwy dom. Nie bez powodu, rozdrażniona i rozgoryczona, krzyczy do swojej matki: „Ja wciąż jeszcze jestem młoda, kurwa, chcę żyć, kurwa, chcę żyć, chcę żyć, chcę żyć!…”. Każda próba, którą podejmuje, kończy się jednak tak samo – kolejnym rozczarowaniem i porzuceniem, a co za tym idzie – depresją i ciągiem alkoholowym, które prowadzą kobietę na samo dno, odbierając jej nie tylko dawny blask, ale i resztki godności. Epilog filmu rozgrywa się kilka lat później, kiedy córka, podczas nieobecności matki wychowywana przez kaleką ciotkę, jest już zbuntowaną nastolatką. I choć w tajemnicy przed dorosłymi popala w toalecie papierosy, a może ma za sobą również inne doświadczenia, wcale się nie zmieniła – jest w niej wciąż ta sama dziecięca tęsknota, która kazałaby jej wszystko matce przebaczyć, byle tylko kobieta zgodziła się z nią zostać. Byle zgodziła…
Film Sigariewa to wnikliwy i przejmujący portret psychologiczny czterech spokrewnionych ze sobą kobiet z trzech pokoleń: odrzuconej przez matkę dziewczynki; dojrzałej kobiety szukającej szczęścia w ramionach mężczyzn, którzy nie tylko nie byli w stanie, ale nawet nie mieli zamiaru jej go dać; jej siostry, samotnej z powodu swojej fizycznej ułomności; wreszcie – matki i babci, która, dawno już owdowiała, stara się na przekór losowi w miarę normalnie żyć. Co ciekawe, poza kilkoma „wujkami”, którzy w szybkim tempie przewijają się w dalekim planie, w filmie praktycznie nie pojawiają się mężczyźni. Nieco dłużej obecnym na ekranie jest tylko zmarły chłopiec – on jeden nie zawodzi, nie zdradza, nie opuszcza, on jeden ma czas, by wysłuchać dziewczynki, on jeden sympatycznie się do niej uśmiecha z przytwierdzonego do krzyża medalionu. Czytelny to sygnał, że jedyna stała i niezmienna rzecz w życiu człowieka – to śmierć. „Bączek” jest znakomicie opowiedziany. Pisząc scenariusz, Sigariew posiłkował się swoim doświadczeniem teatralnym. Sceny są krótkie i wyraziste; każda coś oznacza, żadna nie jest zbędna. Stąd też nagromadzenie symboli, które dodatkowo wzmacniają przesłanie filmu. Co także zasługuje na uznanie, dramaturg uniknął przegadania, co nie wszystkim scenarzystom filmowym wyrosłym ze świata teatru się udaje. Dialogi są okrojone do minimum; gdzie tylko można obyć się bez słów, autor zastępuje je metaforycznym obrazem. Dzięki temu zabiegowi łamie także naturalistyczną konwencję swego dzieła. Wątek zmarłego „przyjaciela” dziewczynki czy też jej alegoryczny sen przydają „Bączkowi” nieco – czysto rosyjskiej z ducha – metafizyki, dostarczając przy tym również kolejnej porcji wzruszeń.