„Jak spędziłem lato” – utrzymana w tonacji dzieł Andrieja Tarkowskiego, kameralna opowieść Aleksieja Popogriebskiego stała się rewelacją tegorocznego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Nie bez powodu jury pod przewodnictwem Wernera Herzoga przyznało nagrody odtwórcom głównych ról oraz operatorowi. Przesadzają jednak ci, którzy przekonują, że jest to thriller. To typowy dramat psychologiczny o przepaściach między ludźmi – pokoleniowej i mentalnej.
East Side Story: Lato jak z koszmarnego snu
[Aleksiej Popogriebski „Jak spędziłem lato” - recenzja]
„Jak spędziłem lato” – utrzymana w tonacji dzieł Andrieja Tarkowskiego, kameralna opowieść Aleksieja Popogriebskiego stała się rewelacją tegorocznego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Nie bez powodu jury pod przewodnictwem Wernera Herzoga przyznało nagrody odtwórcom głównych ról oraz operatorowi. Przesadzają jednak ci, którzy przekonują, że jest to thriller. To typowy dramat psychologiczny o przepaściach między ludźmi – pokoleniowej i mentalnej.
Aleksiej Popogriebski
‹Jak spędziłem lato›
Patrząc na dokonania kina rosyjskiego ostatniego – w przybliżeniu – piętnastolecia, możemy jedynie pozazdrościć naszym dawnym wschodnim sąsiadom. Nie dość, że zdołali podnieść się z katastrofalnego upadku, jaki zaliczyli w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku, to na dodatek od tamtej pory regularnie produkują obrazy, które cieszą się uznaniem krytyków na renomowanych międzynarodowych festiwalach (chociażby Oscar dla „Spalonych słońcem” i nominacja do tejże nagrody dla „
12” Nikity Michałkowa bądź też Złoty Lew w Wenecji dla debiutanckiego „Powrotu” Andrieja Zwiagincewa). Rosjanie nie mają też najmniejszych problemów z przyznawaniem nagród na przeglądach rodzimego kina, zawsze jest z czego wybierać (vide „
Kukułka” Aleksandra Rogożkina, „
Nasi” Dmitrija Mieschijewa, „
Kierowca dla Wiery” Pawła Czuchraja, „
Wyspa” Pawła Łungina, „
Papierowy żołnierz” Aleksieja Germana młodszego, „
Sala numer 6” Karena Szachnazarowa). Wyróżnienia, jakimi w lutym bieżącego roku obsypano na Festiwalu Filmowym w Berlinie dramat psychologiczny Aleksieja Popogriebskiego „Jak spędziłem lato”, nie są więc żadnym wyjątkiem, ale regułą właśnie. I zarazem kolejnym wielkim sukcesem istniejącej od siedmiu lat kompanii „Koktebel”. To jej siódma pełnometrażowa produkcja i jednocześnie kolejny przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Wystarczy przyjrzeć się wcześniejszym realizacjom, wśród których również nie brakuje obrazów znanych z europejskich kinowych salonów, jak na przykład „
Bajka o mroku” Nikołaja Chomierikiego, „
Zwariowana pomoc” Borisa Chlebnikowa czy „
Bączek” Wasilija Sigariewa. Widać, że kierujący wytwórnią producenci bardzo starannie dobierają nie tylko scenariusze, ale także reżyserów i odtwórców głównych ról. Na dodatek nie ulegają wszechobecnej modzie na kino komercyjne, co przynosi im wymierne – także w sferze materialnej – sukcesy.
Aleksiej Popogriebski związany jest z „Koktebelem” od początku jego istnienia. Reżyser urodził się w 1972 roku w rodzinie radzieckiego dramaturga i scenarzysty filmowego Piotra Popogriebskiego. Początkowo nie planował jednak pójścia w ślady ojca; stąd zapewne wybór studiów psychologicznych na Uniwersytecie Moskiewskim (jego absolwentem został w połowie ubiegłej dekady), po których zajął się zawodowo tłumaczeniami. Dopiero kiedy poznał Borisa Chlebnikowa, wówczas studenta moskiewskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytut Kinematografii (WGIK), postanowił spróbować sił w światku filmowym. Ich pierwszym wspólnym projektem była dokumentalna krótkometrażówka „Mimochod” (1997), następnym – „Chitraja liaguszka” (2000), też krótki metraż, ale już fabularny. Od tego momentu panowie postanowili zabrać się za przygotowania do pełnoprawnego debiutu. Aby wyprodukować film „Koktebel” (2003), powołano do życia firmę, którą ochrzczono tym samym imieniem. Opowieść o niełatwych relacjach ojca z kilkuletnim synem (którego zagrał młodziutki Gleb Puskiepalis, syn Siergieja), odbywających podróż ze stolicy Rosji do tytułowego miasteczka na Krymie, ujęła jurorów na przeglądach w czeskich Karlowych Warach i Moskwie (nagroda „Srebrnego Świętego Jerzego”). Nie inaczej było z kolejnym, tym razem już pierwszym w pełni samodzielnym, dziełem Popogriebskiego – tragikomedią „Proste rzeczy” („Prostyje wieszczi”, 2006), która w 2007 roku zgarnęła Grand Prix na prestiżowym Otwartym Rosyjskim Festiwalu Filmowym „Kinotawr” w Soczi, nagrody FIPRESCI i jury ekumenicznego w Karlowych Warach oraz „Złotego Orła” (za najlepszy rodzimy obraz). Niemłodego już petersburskiego lekarza anestezjologa, który przeżywa poważne problemy zawodowe i osobiste, zagrał Siergiej Puskiepalis – ten sam, który trzy miesiące temu wrócił z Berlina ze Srebrnym Niedźwiedziem. Chwilowym odpoczynkiem od poważniejszych produkcji była dla reżysera współpraca nad serialem obyczajowym „Sudiebnaja kołonka” (2007), przy którym wspomagał swoich nieco mniej doświadczonych i utytułowanych kolegów po fachu, Artioma Antonowa i Andrieja Proszkina. W tym czasie Popogriebski miał już jednak głowę zaprzątniętą kolejnym „koktebelowskim” projektem – obrazem, któremu pierwotnie nadano tytuł „Ostatni dzień” („Posliednij dien’”).
Reżyser przyznał w wywiadach prasowych, że pomysł na film zrodził się, kiedy czytał wspomnienia badaczy koła podbiegunowego. Były to zresztą jedne z jego ulubionych książek w dzieciństwie. Podczas lektury zawsze zaś zaskakiwała go typowa dla polarników umiejętność przystosowania się do ekstremalnych warunków, w których musieli pracować – niskich temperatur, ubogiej przyrody, samotności. Nic więc dziwnego, że taką – zdecydowanie nieprzyjazną człowiekowi – scenerię uznał za znakomite tło dla swego następnego psychologicznego dramatu. Napisawszy scenariusz, Popogriebski zabrał się za kompletowanie ekipy. Jednym z najważniejszych, oczywiście poza artystycznym, kryteriów była zgoda na przebywanie przez trzy miesiące w miejscu, gdzie wykąpać będzie się można tylko raz w tygodniu, a za bazę noclegową służyć będzie zawilgocony nieogrzewany barak. Siergiej Puskiepalis, swego czasu przez dziewięć lat mieszkający na Czukotce, zgodził się od razu; podobnie zresztą jak i Grigorij Dobrygin, odtwórca drugiej z głównych ról, który przyszedł na świat na Kamczatce. Teraz trzeba było tylko znaleźć odpowiednie miejsce do zdjęć. Z pomocą przyszedł reżyserowi Fiodor Romanienko, geograf z Uniwersytetu Moskiewskiego, a jednocześnie zapalony historyk amator, interesujący się przede wszystkim dziejami rosyjskiego Dalekiego Wschodu. To on wskazał Popogriebskiemu kilkanaście możliwych lokalizacji, wśród których znajdowała się również ta ostateczna – stacja Walkarkaj na Półwyspie Czukockim. W stu procentach męska ekipa udała się nad Cieśninę Beringa i Morze Czukockie latem 2008 roku. Nakręcono osiemdziesiąt godzin materiału (wśród którego znalazły się także, jak zapewniają realizatorzy, wspaniałe krajobrazy koła podbiegunowego); do filmy trafiło, niestety, jedynie około stu dwudziestu minut. Nie brakowało też przygód. Do najciekawszych zaliczyć można niespodziewane odwiedziny niedźwiedzicy polarnej, która przyprowadziła ze sobą dwójkę małych. Światowa premiera filmu odbyła się na festiwalu w Berlinie 17 lutego 2010 roku, w Rosji pokazano go po raz pierwszy w Rostowie nad Donem równo miesiąc i dziesięć dni później, do szerokiej dystrybucji trafił on jednak – i nie był to wcale żart primaaprilisowy – 1 kwietnia. Budżet obrazu wyniósł 2,5 miliona dolarów; dzisiaj można już przewidywać, że koszty – zwłaszcza po wielkim sukcesie w Niemczech – zwrócą się bez większych problemów.
Akcja rozgrywa się na jednej z wysp Morza Arktycznego. Scenarzysta wymyślił dlań fikcyjną nazwę – Aarczym, a kartografowie stworzyli nawet specjalną mapę. Znajduje się tam stacja meteorologiczna, którą kieruje czterdziestokilkuletni Siergiej Gułybin. Większość czasu mężczyzna spędza w samotności, kontaktując się ze światem zewnętrznym drogą radiową. Gdzieś w europejskiej części Rosji zostawił żonę i syna; nie ma nawet możliwości, aby z nimi porozmawiać bezpośrednio – telefonu stacjonarnego ani Internetu nikt mu przecież nie podłączył, a komórka nie ma tutaj zasięgu. Prosi więc od czasu do czasu pracowników bazy, którym przekazuje zbierane przez siebie dane, aby wysłali do rodziny SMS-a z obowiązkowym uśmiechem na końcu wiadomości. Pewnego dnia na wyspie pojawia się drugi człowiek – to Paweł (Pasza) Daniłow, młody stażysta, którego wysłano na Aarczym na trzy miesiące, by uczył się fachu pod okiem doświadczonego Gułybina. Siergiej nie sprawia jednak wrażenia, by cieszył się z tej wizyty – przyzwyczajony do samotności, musi teraz nauczyć się żyć ze swoim towarzyszem. Ten z kolei często podnosi mu ciśnienie. Daniłow zupełnie inaczej bowiem podchodzi do swoich obowiązków niż jego przełożony. Wyprawa na daleką północ jest dla niego przede wszystkim wielką i niezwykłą przygodą, której zapewne nie przeżyłby w żadnym innym miejscu globu. Zdarza mu się świadomie zaspać albo nie usłyszeć budzika. Jakie bowiem może mieć znaczenie, czy odczyta dane z urządzeń o wyznaczonej godzinie, czy też trochę później? Otacza go bezkresna morska toń. W takich „okolicznościach przyrody” człowiek nie może być niewolnikiem zegarka, bo przecież czas jest tutaj pojęciem względnym. Gułybinowi trudno zrozumieć takie podejście do obowiązków służbowych; napomina więc swego kompana, niekiedy po kilka razy przypominając mu o ciążących na nim zadaniach. Pełen życia i trochę niepokorny Pasza jest całkowitym przeciwieństwem statecznego Siergieja. Młodego rozpiera energia, chce korzystać z nieskrępowanej wolności, jaką ofiarowuje mu miejsce, w którym się znalazł; starszy natomiast patrzy na niego jak na niesforne dziecko, które wymyka się spod kontroli. Nie rozumie też jego zamiłowania do pełnych przemocy gier komputerowych, którymi Daniłow umila sobie czas wolny.
Bardzo dobry film!
Wlasnie obejrzałem.
Panie Sebastianie, dziękuje bardzo za prowadzony przez Pana cykl East Side Story! Jest to jedno z niewielu miejsc w Polsce gdzie można przeczytać o tak przecież wartościowym kinie rosyjskim. Ponadto, ma Pan bardzo dobry gust, dzięki czemu ufam Pana recenzjom niemal na ślepo:) Pozdrawiam.