Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Espoo Ciné 2013: Wywiad z Mickaelem Suominen

Esensja.pl
Esensja.pl
16 sierpnia rozpoczęła się 24 edycja Espoo Cine’, jednego z największych międzynarodowych festiwali filmowych w Finlandii. Przez 10 dni zaprezentowanych zostanie ponad 100 tytułów, w tym otwierający festiwal film Stevena Soderbergha o życiu słynnego muzyka Liberace, „Behind the Candelabra”.

Marta Bałaga

Espoo Ciné 2013: Wywiad z Mickaelem Suominen

16 sierpnia rozpoczęła się 24 edycja Espoo Cine’, jednego z największych międzynarodowych festiwali filmowych w Finlandii. Przez 10 dni zaprezentowanych zostanie ponad 100 tytułów, w tym otwierający festiwal film Stevena Soderbergha o życiu słynnego muzyka Liberace, „Behind the Candelabra”.
Z Mickaelem Suominen, rzecznikiem prasowym festiwalu, o najnowszej edycji Espoo Cine’, najciekawszych filmach i tańczących palcach rozmawia Marta Bałaga.
Marta Bałaga: To już 24 edycja festiwalu. Czym twoim zdaniem różni się od poprzednich?
Mickael Suominen: Cóż…wieloma rzeczami, zwłaszcza, jeśli chodzi o program. Myślę, że w tym roku postanowiliśmy zaoferować coś więcej niż tylko same filmy, organizujemy imprezy towarzyszące w klubach, wydarzenia, których nie było nigdy wcześniej. To najprawdopodobniej największa nowość.
MB: Jak na przykład wieczór poświęcony tangu po projekcji dokumentu „Midsummer Night’s Tango” prezentującego ten taniec?
MS: Tak, po filmie będzie można posłuchać muzyków grających tango, podejrzeć tancerzy, myślę, że odbędą się też lekcje tańca dla tych, którzy chcieliby się nauczyć argentyńskiego tanga. Fińskie tango to coś zupełnie innego (śmiech).
MB: Mogę to sobie wyobrazić. Można więc powiedzieć, że próbujecie wyjść poza czysto kinowe doświadczenie, próbujecie dać widzom coś bardziej złożonego.
MS: Tak. Chcemy wzbogacić przeżycie samego filmu. Mamy w programie film „The Broken Circle Breakdown”, w którym można usłyszeć muzykę bluegrass, po projekcji odbędzie się więc koncert z muzyką bluegrass. Poza tym, po projekcji filmu o Liberace („Behind the Candelabra” – przypis autorki) będzie można zobaczyć pokazy burleski w kasynie w Helsinkach. Staramy się żeby te wydarzenia pokrywały się z tematyką filmów, żeby nie były to po prostu zwykłe imprezy, ale wydarzenia festiwalowe.
MB: Ciekawe, że o tym wspominasz. Wydawałoby się, że obecnie kina tracą widzów, większość ogląda filmy w Internecie. Czy poprzez takie inicjatywy próbujecie zaoferować widzom coś, czego nie znajdą we własnym domu? Czy właśnie to nadaje festiwalowi wyjątkowość?
MS: Dokładnie. Właśnie dlatego organizujemy te imprezy, dlatego też staramy się zawsze zapraszać filmowców żeby widzowie mogli podyskutować z nimi o filmie. Po prostu chcemy żeby nasz festiwal był czymś więcej niż tylko wyjściem do kina.
MB: Przed chwilą wspomniałeś o „Behind the Candelabra” Soderbergha. Dlaczego na otwarcie festiwalu zdecydowaliście się właśnie na ten film? W końcu zrealizowała go telewizja HBO a reżyser ogłaszał, że jest to jego ostatni film bo nie wierzy już w kino.
MS: Oczywiście złożyło się na to wiele przyczyn, pojawia się kwestia dystrybucji i tak dalej. To po prostu dobry film, który pokrywa się ze stylem Espoo Cine’. Poza tym szukaliśmy tytułu, który nawiąże do naszej „różowej” sekcji (sekcja poświęcona filmom o tematyce LGBT – przypis autorki). Stanowi ona ważną cześć naszego festiwalu od lat 90-tych, po raz pierwszy zaprezentowaliśmy ją chyba w 1997. Zawsze była bardzo popularna.
MB: Wydajesz się tym nieco zaskoczony.
MS: No cóż, nie było to oczywiste od początku (śmiech). Myślę, że była nawet popularniejsza od sekcji poświęconej fantastyce i science-fiction.
MB: Jaka według Ciebie może być stojąca za tym przyczyna?
MS: Myślę, że ludzie zainteresowani takim typem kina po prostu wiedzą, czego mogą się po nas spodziewać, po tylu latach już nas znają.
MB: Macie wierną publiczność.
MS: Tak, zdecydowanie.
MB: Oprócz „różowej” sekcji inne też poświęcone są bardzo konkretnej tematyce: „miłość”, „zdrada”, „podróż”, „konflikt”. Dlaczego zdecydowaliście się na taki podział?
MS: Szczerze mówiąc ten podział dość często ulega zmianie, w poprzednich edycjach mieliśmy zupełnie inne sekcje, na przykład sekcje poświęcone filmom pochodzącym z konkretnego kraju jak sekcja francuska, hiszpańska, niemiecka. Ale stwierdziliśmy, że nikt nie pójdzie na film tylko, dlatego że zrobiono go we Francji, Hiszpanii czy w jakimkolwiek innym kraju. Bo co to właściwie mówi o filmie? Postanowiliśmy się więc skupić na głównych motywach przewodnich żeby każdy z widzów mógł łatwo znaleźć film, który go zainteresuje nawet jeśli nie wie dużo o kinie. Postanowiliśmy, że będą proste, krótkie i pozwalające zrozumieć jaki może być wybrany film.
MB: Nieczęsto spotyka się takie podejście, ostatnio spróbowano tego na London Film Festival.
MS: Szczerze mówiąc braliśmy przykład właśnie z tego, co tam zrobiono (śmiech). Londyn z całą pewnością nas zainspirował.
MB: Czym kierujecie się wybierając filmy? Czy istnieją jakieś elementy lub tematy, które szczególnie was interesują?
MS: Mamy pewne wytyczne, zawsze specjalizowaliśmy się w kinie europejskim. Jednak nie powiedziałbym, że mamy jakieś konkretne wyobrażenie na temat tego, co szukamy. Często takie poszukiwania kończą się to kompromisami, czasem rządzi tym szczęśliwy przypadek.
MB: W tym roku zaprezentujecie aż cztery polskie filmy: „Baby Blues”, „W imię…”, „Płynące wieżowce” oraz „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego. Co takiego może w nich zainteresować waszą publiczność?
MS: Te filmy zostały wybrane przez różnych selekcjonerów, nie było to zamierzone. „W imię…” odkryliśmy w Berlinie gdzie zdobył Teddy Award i od razu się nam spodobał, „Płynące wieżowce” w Cannes. To bardzo interesujące filmy.
MB: Oba filmy stanowią część „różowej” sekcji. To ciekawe, bo nie jest to tematyka, którą można często znaleźć w polskim kinie.
MS: Sam parę dni temu rozmyślałem nad tą „kwestią polską”. W Finlandii Polska ma dobrą reputację jeśli chodzi o kinematografię. Albo raczej miała. Wiele osób uważa, że ostatnie lata nie były dla niej zbyt dobre, więc tym bardziej cieszy nas powrót polskich filmów na nasze ekrany.
MB: Z całą pewnością udowadniają one, że polskie kino to nie tylko Wajda i Kieślowski. Co natomiast dzieje się w Finlandii? Rozmawialiśmy o kinie polskim, które nie jest może tak znane jak inne światowe kinematografie. To samo można by jednak powiedzieć o kinie fińskim, nieczęsto wychodzi poza granice waszego kraju. Jaka jest obecna sytuacja?
MS: Obecnie powstaje coraz więcej filmów, stają się też coraz popularniejsze. Na polu światowym od dawna dominują bracia Kaurismaki, ale mam nadzieję, że to będzie się zmieniać. Pojawia się coraz więcej interesujących filmowców.
MB: Na jakie nowe nazwiska warto zwrócić uwagę?
MS: Jeden z naszych pokazów premierowych to „The Princess of Egipt” Jana Försstroma. Sam jeszcze go nie widziałem, ale znam dobrze Jana, który jest scenarzystą. Wiele bardzo dobrych fińskich filmów jest jego autorstwa i myślę, że może się okazać także wspaniałym reżyserem. Jeśli to, co mówi się o jego filmie jest choć w połowie prawdą to może stać się odkryciem fińskiego kina.
MB: Wasz festiwal jest jednym z największych w Finlandii. Co was wyróżnia na tle pozostałych, na tle Love & Anarchy czy Midnight Sun?
MS: No cóż, jeśli chodzi o Midnight Sun… (śmiech).
MB: Za każdym razem kiedy o to pytam wszyscy reagują w taki sposób. Co tam się dzieje?
MS: Powinnaś tam pojechać. Pracowałem dla Midnight Sun przez wiele lat, to dziwne miejsce, zupełnie odizolowane od reszty świata. Podczas festiwalu większość tubylców wyjeżdża na wakacje. Słońce nigdy nie zachodzi, zjeżdżają się filmowcy z całej Finlandii i wciąż tylko oglądają filmy i…piją. Bardzo dużo. Powiedziałbym, że ten festiwal opiera się na znanych nazwiskach i słynnych reżyserach.
Love & Anarchy odbywa się w Helsinkach, więc oszczędzono im tym samym naszych problemów z komunikacją (śmiech). Podczas pierwszych edycji kładli nacisk na kino azjatyckie, to było stało się ich wizytówką. Potem przerzucili się na Amerykę Południową, wydaje mi się jednak, że zaczyna się to trochę zmieniać, że skłaniają się teraz ku kinu europejskiemu. Ich program zaczyna bardziej przypominać nasz.
MB: Myślisz, że może to stanowić problem?
MS: Być może, zwłaszcza, jeśli będziemy zainteresowani tymi samymi filmami. Z drugiej jednak strony prawie każdego roku niektóre tytuły pokazuje zarówno Espoo Cine’ jak i Midnight Sun czy Love & Anarchy i nigdy wcześniej nie stanowiło to przeszkody. Obecnie zaszły pewne zmiany w systemie dofinansowywania Fińskiej Fundacji Filmowej, będą płacić wyłącznie za pokazy premierowe. Takie podejście może zaostrzyć rywalizację.
MB: Czy masz jakieś ulubione tytuły podczas tegorocznej edycji? Cieszy cię możliwość pokazania waszej publiczności któregoś z nich?
MS: Tak, mam. To „Museum Hours” Jema Cohena.
MB: Dlaczego właśnie ten film?
MS: Jest zupełnie wyjątkowy, sama fabuła nie jest w nim najważniejsza. Lubię go, bo sprawia, że zaczynasz spoglądać na rzeczy w innym świetle, zaczynasz je widzieć w innym świetle. Nakręcono go w zimowym Wiedniu, pada śnieg, budynki nie wyglądają szczególnie pięknie a i tak patrzysz na te zdjęcia i mówisz…wow. Zaczynasz dostrzegać piękno w kompozycji kadru, w rytmie filmu. Porusza wiele ważnych życiowych tematów, te poważne i te mniej poważne, mówi o przyjaźni, starzeniu się, o utracie rzeczy i ludzi, o tym, co ważne, o sztuce i o tym, co może się nią stać w czyimś życiu, zwłaszcza, jeśli chodzi o obrazy. Porusza tak wiele fascynujących zagadnień a sposób, w jaki Cohen je pokazuje jest wyjątkowy, odbiega od klasycznie skonstruowanych filmów.
MB: Rzeczywiście brzmi fascynująco.
MS: Tak, ale obawiam się, że dla większości młodych ludzi może okazać się nudny (śmiech).
MB: Może Cię zaskoczą.
MS: Mam taką nadzieję. Poza tym warto też zobaczyć „Kiss & Cry”. Nie jest to tradycyjny film, to film na żywo („Kiss & Cry” to realizowany na żywo pokaz autorstwa Jaco Van Dormael i Michèle Anne De Mey gdzie opowieść przekazywana jest za pomocą palców – przypis autorki).
MB: Tak, to z pewnością jedno z najciekawszych wydarzeń festiwalu, mówię wydarzeń, bo raczej nie można nazwać go filmem.
MS: Pod pewnymi względami jest to film, pod innymi już nie. Jeszcze nie miałem możliwości zobaczyć tego pokazu na żywo, ale widziałem wiele nagrań i to, co robią jest naprawdę fascynujące. Sam pomysł tańca, opowieści pokazanej za pośrednictwem palców…brzmi to jak zupełne wariactwo a okazuje się czystą magią. To bardzo…bardzo piękne, wzruszające, ale nie sentymentalne. Tak, to bardzo ciekawy koncept i jednocześnie piękne dzieło sztuki. To nie film, to raczej coś pomiędzy filmem a tanecznym spektaklem, rodzaj filmu-eseju. To bardzo wzruszające i delikatne.
MB: Stanowi też kolejny przykład waszego pragnienia pokazania publiczności czegoś więcej.
MS: Tak, pragnienia udowodnienia, że film może być też czymś zupełnie innym, że nie zawsze oznacza to samo. Poza tym prowadzimy też warsztaty dla filmowców, którzy mogą porozmawiać o tym projekcie z twórcami i zrozumieć jak powstaje, poznać techniczne detale.
MB: Może podczas kolejnej edycji zaprezentujcie kontynuację zrealizowaną przez fińskich artystów.
MS: Mam taką nadzieję.
koniec
22 sierpnia 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.